Kłamstwo Dwudzieste

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bill nie dotarł do serca Visha,
a Visha kiedyś kochało Bill'a.

.......

      Bill Cipher wciąż mamrotał coś niezrozumiałego dla młodego Pines'a, kiedy świat dookoła zwariował do końca. Ściany, sufit, podłoga zmieniały kolor, strukturę, a nawet wielkość sprawiając że młodemu studentowi wydało się jakby patrzył wprost w kalejdoskop. Pora dnia i pogoda też zdawała się nagle niezdecydowana, a wręcz rozkapryszona nie potrafiąc na dłuższą chwilę pozostać w jednym stanie. Niektóre przedmioty, jak te w pokoju złotowłosego, uniosły się uznając, że grawitacja najwyraźniej ich już nie dotyczy.

      Blondyn skulił się w powietrzu, a jego mamrotanie zmieniło się kolejno w cichy mruk i głośny krzyk. Błękitne płomienie rozbłysły na jego ciele, wypalając czarne linie, tworzące motyw cegły od nadgarstków po łokcie i od kostek po kolana. W końcu rozwarł szeroko smoliste skrzydła, odpędzając szafirowe języki i powoli z ciężkim oddechem wylądował na niestabilnej posadce.

      Dipper wpatrywał się w to wszystko z pewną fascynacją, jakoś nie potrafiąc odnaleźć w sobie grama strachu. Oczywiście świetnie zdawał sobie sprawę, jak popierdolonej i niebezpiecznej sceny jest świadkiem, a właściwie to częścią, ale kiedy wpatrywał się w demona, po prostu czuł że będzie w porządku. Ostatecznie Cipher był właśnie teraz w swoim żywiole, zupełnie jak za Dziwnogedonu, tylko tym razem o wiele potężniejszy. Szatyn poprawił się z cichym pomrukiem niezadowolenia, rana goiła się nieco szybciej, ale wciąż bolało jak skurwysyn.

     Złotooki uniósł wzrok na przeciwnika, który uśmiechał się szeroko, z pewnym szalonym błyskiem w oczach obserwując tę przemianę. W tego dłoni pojawiła się na nowo katana.

- W końcu Bill, pokaż na ile na prawdę cię stać~! - zawołało z pewnym niesmacznym zadowoleniem w tonie, na które młody Pines aż się wzdrygnął. Światło błyskiem odbiło się w tego ostrzu złowieszczo.

     Paznokcie Cipher'a wydłużyły się, przybierając bardziej formę szponów. Zaszarżował na przeciwnika i zamachnął się prawą ręką, chcąc zadać pierwszy cios. Visha spoglądało wprost w oczy Złocistego, pełne furii, z których dosłownie wylewał się kosmos, wypalając za sobą czarne ślady.

      Na zielonych ustach rozwieszony był szeroki uśmiech, zdający się trwale zadomowić w sąsiedztwie szalonego spojrzenia. Oczy Zielonego były mieszanką obsesji i dzikości, zakopanej między polami gęsto rozsianej lawendy.

     Cienki świst powietrza, nieco głębszy warkot Złocistego, krzyk młodego Pines'a gdzieś z tyłu scenerii i plask upadającej na posadzkę ręki demona. Za kończyną z przerażeniem i wstrzymanym oddechem podążyło czekoladowe oko, by po paru chwilach tępego wpatrywani się w nią, powrócić do jej właściciela, który zdawał się nawet nie zauważyć ubytku.

      Kolejny świst, kosa która w blasku błękitnego płomienia znów pojawiła się w dłoni demona, przecięła powietrze na wysokości kolan oponenta. Ten w porę odskoczył i wylądować na filarze bez najmniejszego uszczerbku. Z tego samego niebiańskiego odcienia tańczącego na śmiertelnym atrybucie, wyłoniła się nowa ręka, którą także zacisnął na broni.

- To chyba moja sztuczka~. - zauważyło z niepokojącym rozbawieniem, kiedy zeskakiwało z kolumny na ziemię. Obróciło lekko mieczem w dłoni i przybrało bojową postawę, posyłając oponentowi wyzywające spojrzenie - Jestem ciekaw, czy będziesz też w stanie tak zregenerować swojego kolegę, kiedy już z wami skończę~.-

      Bill'owi w tym stanie najwyraźniej nie było trzeba szczególnie wiele, do wybuchu, bo na tę zaczepkę odpowiedział w sekundzie, rzucając się na Visha, niczym dzika bestia. Czarne ostrze zdobiły błękitne płomienie, które zdawały się uciekać z dłoni Bill'a, kiedy tylko miały okazję, w jakimkolwiek możliwym kierunku i chyba sam pan Chaosu nie panował już nad tym co działo się w jego otoczeniu.

      Ostrza szczękały przy każdym kolejnym uderzeniu złowieszczo. Znów uderzenia następowały w zastraszająco szybkim tempie, Dipper mógłby przysiąc, że oba demony przyspieszyły, mimo że już wcześniej nie potrafił nadążyć za nimi spojrzeniem.

     Visha owinęło się ogonem wokół talii Cipher'a i ściskając go mocno, szarpnęło go raz w jedną raz w drugą stronę, nim ostatecznie z impetem rzuciło nim. Otulając się skrzydłami bardziej instynktownie niż umyślnie, amortyzując przelecenie przez dwie kolumny i lądowanie na coraz bardziej skrzywionym podłożu.

     Bill ledwo podniósł się, by napotkać przeciwnika bliżej niż zapamiętał. Zablokował cios katany, wymierzony w jego korpus, drzewcem* równie czarnym co klinga. Chwilę się tak siłowali, nim Złocistemu udało się odepchnąć swoje ex na dobre parę metrów.

     Visha zdawał się jednak nie przejmować samą walką, odskakiwał i doskakiwał, co jakiś czas udawało mu się nawet przejechać dłonią gdzieś po ciele przeciwnika, jak gdyby chciał mu zagrać na nosie. Młody Pines zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc te małe ruchy, skoro połowy Cipher nawet nie zauważał...

- Nie patrz tak na mnie, jeszcze się zarumienię~. - powiedziało półszeptem Zielony, kiedy ich ostrza zmierzyły się ponownie na dłuższą chwilę, a spojrzenia skrzyżowały. Intensywne, skupione na niczym poza przeciwnikiem i każdym jego najmniejszym ruchem, pełne nienawistnego ognia. Złote oczy gdyby mogły i ich właściciel by na to wpadł, to ciskały by w Visha nie tylko metaforycznymi piorunami.

- Zamknij się. - warknął głosem, jak za Weirdmagedon'u, z pewnym syntetycznym przegłosem. Jednym skrzydłem zamachnął się, by podciąć przeciwnika. Zielone jednak podskoczyło z cwanym uśmieszkiem. Lekkie zdziwienie zabłysło temu w oczach, kiedy napotkał równie chytry wyraz twarzy Bill'a. Nie zdążyło jednak już zareagować, kiedy drugie skrzydło uderzyło w tego brzuch od drugiej strony, odpychając, tak że przebiło jedną z kolumn. Podniosło się powoli i otrzepało, na koniec przekrzywiając głowę na bok z głuchym chrupnięciem.

- Nieźle~. - powiedziało tonem ociekającym kpiną i z wyższością jakiegoś narcystycznego monarchy, zmierzył Cipher'a wzrokiem z góry do dołu - Ale chyba o czymś zapomniałeś. - dodało nieco chłodniej, odwracając się na pięcie i biegnąc w przeciwnym kierunku.

      Parę sekund zajęło złotookiemu zorientowanie się, że zamienili się miejscami i teraz to jego przeciwnik był między nim, a szatynem i właśnie pędził w jego stronę. Jego serce pominęło parę rytmicznych uderzeń, a mięśnie na jego ciele spięły się krótko, nim złożył skrzydła za plecami i ruszył wręcz desperacko za Visha.

     Dipper, chociaż przeszły go ciarki, kiedy Zielone ruszyło tak nagle w jego kierunku, szybko przybrał bojowy wyraz twarzy i zacisnął w dłoni jeden z większych kawałków gruzu. Wiedział, że w starciu z demonem nie miał szans, ale nie zamierzał dać temu najmniejszej satysfakcji i był gotów uderzać w niego czym się da do ostatniego oddechu. Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy demon zatrzymał się i odwrócił na pięcie, błyskawicznym gestem dłoni przywołując czarny kolec na drodze Złocistego.

      Cipher zbyt skupiony na brązowookim, nie zdążył zareagować. Kiedy jednak nagle nie mógł się ruszyć dalej, a twarz młodego Pines'a wykrzywiła się w bolesnej ekspresji, a on podwinął kolana bliżej klatki piersiowej, jakby zwijając się w agonii, dopiero zauważył. Czarna ostra skała o zimnej, nierównej powierzchni przebijała jego brzuch na wylot. Warknął chcąc się wyszarpać. Zaparł się nogami i uniósł tułów, jednak prawie od razu napotkał opór. Krew wypłynęła z jego ust, czarna skała wypuściła więcej nieco mniejszych kolców, skierowanych w różne strony, penetrujących jego ciało boleśnie i blokując ucieczkę...

- Och Bill... naprawdę? - w głosie Visha brzmiał zawód, kiedy podeszło i chwyciło w dłoń szczękę złotowłosego. Czarna posoka, zmieszana z gwiezdnym pyłem spłynęła między jego palcami - Bill Cipher, Bill Mindschieft Cipher. - uniosło jego twarz nieco wyżej, by ponownie spojrzeć w jego oczy - Demon Chaosu, pan iluzji i kłamstwa... - lawendowe pole przeleciał chłodny wiatr - Posiadacz niepojętej mocy przemiany rzeczywistości. Najbardziej niestabilny spośród braci Cipher, istota o mocy tak wielkiej, że sam musiał nałożyć na siebie ograniczenia, by nie zniszczyć wszechświata swoim bytem. - pogłaskał kciukiem jego policzek o nierównej powierzchni, pełne koryt wyżartych przez własne "łzy" - Tak nie wiele potrzeba było, by go unieszkodliwić..? - w głosie rozbrzmiało rozczarowanie, pewien zawód - Może to pycha? Nie docenił przeciwnika... Nie, to nie to, to nie ty. Sentyment? Może odrobinę, ale wciąż nie to. - nachylił się do jego ucha by wyszeptać ostatnią kwestię najgłębszym tonem, jaki złotowłosy u niego słyszał - Jesteś kłamcą Bill. Zawsze byłeś. Okłamywałeś wszystkich, a najbardziej siebie. - Złote oko patrzyło pusto w przód, ale na nic konkretnego, a język utkwił głęboko w jego gardle.

     Chciał zaprzeczyć, walczyć, wyrywać się i przeklinać Visha, ale ono znów zrobiło z jego umysłu papkę. Przejrzało go, teraz, zupełnie jak lata temu, jakby miało jakiś pierdolony rentgen w tych zimnych, lawendowych oczach, nad którymi odkąd pamiętał wisiały ciemne chmury. A może to po prostu sprawka tego wysysającego energię dotyku... Ale przecież, to nie powinno działać na niego... ostatecznie chaos nie miał końca, nie obejmowały go żadne zasady...

- Kiedyś cię podziwiałom, wiesz? - odsunęło się nieco i przejechało dwoma palcami po ostrzu katany, wpatrując się w lśniącą powierzchnię - Miałeś ogromny potencjał, a razem moglibyśmy przepisać cały wszechświat. - w tego oczach zabłysło na nowo pewne chore szaleństwo zabarwione podnieceniem - Ale nie byłeś godny Bill; tej mocy, tego co było między nami. - na usta wkradło się obrzydzenie, powoli rozlewające się po całej twarzy - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, czego razem mogliśmy dokonać. Jak pięknie Chaos dopełniłby się z Czarną Dziurą. Zaprzepaściłeś to wszystko. - warknęło, po raz pierwszy zdając się ukazać długo trzymany gniew. Zielone płomienie wypełniły salę, a ostrze katany uniosło się wysoko, by opaść na szyję Złotego.

      Dipper zacisnął pięści, wciąż ból skręcał go od środka. Kiedy jednak między zielonymi płomieniami dojrzał złote oko, patrzące pusto przed siebie... jakby z demona uleciała cała energia, cała wola do walki i całe to piękne szaleństwo. Wspierając się na ścianie, powoli podniósł się. Postąpił parę ociężałych kroków w przód i zamachnął się, trafiając wcześniej chwyconym odłamkiem w Visha. Nawet się nie wzdrygnęło, jedynie płynnym ruchem przeniosło wzrok na człowieka.

- Wciąż oddychasz? Ugh, miałem nadzieję, że już zdechnąłeś. - mruknęło jedynie z niezadowoleniem, ale szatyn nawet na niego już nie patrzył.

- Bill przestań mu dawać fory, to już nie jest zabawne. - powiedział, nie spodziewając się ile wysiłku kosztuje wypowiedzenie zaledwie paru słów, a może to fakt że za szybko wstał i dlatego teraz mieni mu się w oku...

     Visha już postąpiło krok w jego stronę, kiedy coś chwyciło tego nadgarstek. Nie był to Bill; ten, chociaż z już bardziej obecnym spojrzeniem skupionym na młodym Pinesie, wciąż nabity na skałę pozostawał w bezruchu. Spoglądając na swój nadgarstek również niczego nie dostrzegło, dopiero kiedy rozejrzało się, zrozumiało co też trzymało zawzięcie jego nadgarstek; Cień.

- Hah, miałeś mnie nauczyć tej sztuczki. - powiedziało z pewną melancholią. Ostrze zapłonęło tym samym zgniłym płomieniem, który trawił wciąż zmieniającą się posadzkę. Zamachnęło się i przecięło powietrze tuż przy swoim nadgarstku, a cienista ręka upadła i uleciała w czarnej chmurze dymu. Naścienna kopia Billa zajęła się tym przeklętym ogniem, znikając w bezdźwięcznej panice.

- Nie! - krzyknął Dipper z bólem, ledwo trzymając się na nogach, postępując kolejne, chwiejne kroki w stronę oprawcy. Łzy zebrały się w kąciku jego oka; dlaczego to dalej trwało, dlaczego wciąż przegrywali? Przecież Bill powinien był wygrać... Był silniejszy, Dipper był tego pewien, co więc go blokowało - Bill, błagam... - padł na kolana tuż przed demonem, chwytając jego twarz w dłonie. Skrzywił się nieznacznie kiedy odrobina kosmosu skapnęła na jego dłoń wypalając niewielką dziurę w jego dłoni, to jednak nie sprawiło, że się wycofał. Zetknął ich czoła, zbierając się do powiedzenia czegokolwiek - Dasz radę, wiem to... Wierzę w ciebie, wygrasz... my wygramy. - krew wypłynęła z jego ust, kiedy Visha bez najmniejszego ostrzeżenia, przebił jego brzuch ze znużonym wyrazem twarzy - Proszę... Okłam mnie ten ostatni raz... - szepnął, upadając na posadzkę.

- Mówiłem. - bezemocjonalny ton odbił się echem po sali, z której zniknął cały chaos - Słabe to i kruche. - skrzywiło się, otrzepując ostrze z krwi.

- Przegraliśmy... - szepnął Cipher, zaciskając pięści, jego skrzydła przebite w najróżniejszych miejscach i kierunkach drgnęły lekko.

- Hmm? Co tam mamroczesz~? - zaśmiało się chłodno, jednak kiedy odpowiedź nie nadeszła, ponownie zamachnęło się. Ostrze opadło szybko, jednak napotkało opór. Złotowłosy złapał dłonią ostrze, czarna krew pociekła po przedramieniu, ale zatrzymał je. Podniósł wzrok na swojego ex, ale w złotym oku nie płonęła już wściekłość.

- Czujesz do mnie coś dalej? - zapytał nagle, nie ludzkim głosem, tym syntetycznym i odległym.

- Co? - zmarszczyło brwi, widocznie nie rozumiejąc sytuacji i nagłej zmiany w aurze Złotego.

- No tak. Złe pytanie. - ruszył powoli do przodu, rozrywając swoją skórę i wnętrzności o czarne skały powoli, bez pośpiechu. To co zostało na skałach przybrało płynny stan i powoli, płynąc po kafelkach na nowo złączyło się z nim. Przeciągnął się, a Zielone przybrało bojową pozycję, chociaż wciąż pozostawało skołowane tym co się właśnie odwaliło. - Czy kiedykolwiek mnie kochałoś? - padło poprawione pytanie.

      Lawendowe oczy zmierzyły go z góry do dołu, Cipher nawet nie stwarzał pozoru przyjęcia jakiejkolwiek postawy do walki, czy też obrony. Szeroki uśmiech znów zagościł na tego ustach, które otwarł, by odpowiedzieć, jednak Złoty przerwał mu.

- Nie odpowiadaj. To ja tu jestem Kłamcą. - powiedział, a w wibrującym tonie dało się usłyszeć odrobinę kpiny.

- Czyżbyś w końcu przejrzał na oczy Bill? - powiedziało, wciąż jednak gotów do zablokowania ataku. Aura w pomieszczeniu zmieniła się, zapachniało przeszłością; znajomo i przewidywalnie - Wyobraź sobie co moglibyśmy razem osiągnąć? Twój Chaos i moja Pustka. Musisz widzieć, jak wspaniale się dopełniamy. - kontynuowało swój wywód, a szaleństwo w jego oczach jedynie rosło.

- Hmm, zawsze chciałem zostać Królem... - przyznał, odwzajemniając szeroki uśmiech. Odwrócił się i postąpił krok w stronę tronu, sala zaczęła wracać do stanu swej świetności. Zielone opuściło katanę, kiedy Cipher stanął przed tronem, a na jego głowie pojawiła się korona, płonąca w niebiańskim błękicie. Przywołał na nowo kosę, która zmieniła się w berło i zasiadł na tronie.

- Wygodnie prawda? - Visha postąpiło parę kroków w jego kierunku - Wyobraź sobie, siedzieć na tronie wszechświata, gnącego się jak chcesz na każde skinienie twojego palca.

- Mmm, brzmi... idealnie~. - rozmarzył się Złotooki - Visha, chciałobyś tego, prawda~? - spojrzał na ex.

- Niczego bardziej nie pragnę~. - przyznało z szerokim uśmiechem - Tylko my dwoje na szczycie Wszechświata~. Chaos i Pustka, od początku czasu kształtujące rzeczywistość. To było nam zapisane w gwiazdach, my byliśmy w nich zapisani~. - potok słów wylewał się z tego ust, kiedy lekko drgnął, czując na karku nieprzyjemny dreszcz. Spiął się i wytężył czujność.

- Problem jest jeden. - usłyszał za sobą ten nienormalny głos, tuż przy swoim uchu - Mógłbym to osiągnąć bez ciebie, a na swoim dworze nie trzeba mi błazna. - iluzja zniknęła, tron był pusty. Zielony odwrócił się szybko, unosząc katanę, a następnie dławiąc się własną posoką, kiedy ręka Cipher'a przebiła go na wylot, zaciskając w pięści wciąż pulsujące, zgniło-zielone serce.

- Ty..! - zaczął, ale błękitne płomienie zaczęły trawić go niemiłosiernie - I tak już... przegrałeś... -  Złocisty zgniótł jego serce bez zbędnego czekania i niepotrzebnych wywodów. Wysunął rękę, strzepnął ciemną, zgniło-zieloną posokę i odwrócił się. Ogień szybko zamienił przeciwnika w pył.

      Bill Cipher podszedł powoli do młodego Pines'a i kucnął przy nim, odsuwając włosy z jego czoła, ujawniając gwiezdne znamię. Parę kropli gwiezdnych łez spłynęło ponownie po jego policzku - Przepraszam... - szepnął bezsilnie. Westchnął zmęczony i wziął szatyna na ręce, podnosząc się z nim i kierując do wyjścia. Na zewnątrz wciąż panował chaos, nad którym nie potrafił zapanować.

      Będąc już tuż pod drzwiami, odwrócił się, by zobaczyć jak niewielki przeciąg, spowodowany uchyleniem drzwi rozwiewa pył pozostały po Visha. Nie stał tam dłużej niż parę sekund, wciąż nie wierzył, że to już koniec, że lata uciekania i chowania się, dobiegły końca. Że to on tego dokonał... Spojrzał znów na Dipper'a;

Oni dokonali.

^^^^^^^

(*2498słów*)

*drzewc - tu: kij od kosy

FH:

Tbh, o dziwo jestem całkiem zadowolony z tego. Jeszcze nie jest idealnie, i w moich oczach pewnie nigdy nie będzie, ale... zmierzamy dokądś z tym stylem I guess, heh.

Do następnego

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro