Kłamstwo Dwudzieste Pierwsze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ford wcale nie jest starym paranoikiem,
a Dipper ma siłę się z nim wykłócać.

.........

- Will! - Złotowłosy zawołał zaraz po przejściu przez portal, zwracając uwagę brata i towarzyszącej mu dwójki ludzi. Cała trójka podbiegła do niego szybko, a na twarzach Pinesów wymalowało się przerażenie.

- Dipper! - pisnęła Mabel, a w jej oczach momentalnie zabłysły łzy, zakryła dłonią usta widząc w jakim stanie był jej brat.

- Coś ty mu zrobił Cipher! - warknął Stanford od razu podwijając rękawy i zaciskając pięści, gotów przywalić w ten jego już-nie-trójkątny łeb.

- O-on żyje prawda? - głos szatynki zadrżał w przerażeniu, a ręce trzęsły jej się niemiłosiernie.

- W co żeś go wpakował demonie? Wiedziałem żeby ci nie ufać! - warknął, chwytając go od boku za kołnierz koszuli.

- Przestrzeni, ludzie! - odwarknął zirytowany Złocisty i fala błękitnego płomienia odepchnęła ich nieco w tył - Dajcie mu odetchnąć. - powiedział poirytowany - Will dasz radę go z tego wyciągnąć, prawda? - spojrzał na brata z pewną zaciętością i energią, której Błękitny dawno u niego nie widział.

- Połóż go tam, zobaczę co da się zrobić... chociaż lepiej jeśli byłby przytomny. - powiedział, wskazując kanapę. Bill bez zbędnego gadania położył szatyna na kanapie, starł krew z jego policzków delikatnie i przyłożył swoje czoło do jego.

- Przegraliśmy... - szepnął cicho do jego ucha i ucałował jego czoło, by następnie odsunąć się i paść na fotel obok wycieńczony, momentalnie zasypiając.

      William westchnął mierząc wzrokiem kochanków - Skoczę po zioła, nie ruszajcie ich, proszę. - powiedział łagodnie i opuścił pomieszczenie we wspomnianym celu.

      Pines'owie spojrzeli po sobie nieznacznie skołowani, tym jak spokojnie zachowywały się dwa demony, pomimo tak poważnie wyglądających ran. Następnie przenieśli wzrok na nieprzytomnego szatyna. Jego krew zafarbowała kanapę, w jednym miejscu nawet skapując już na ziemię.

- O-on... przeżyje prawda..? - zapytała Mabel, spoglądając niepewnie na wujka, a następnie na bliźniaka. Starszy mężczyzna zacisnął pięści i zaczął podchodzić do kanapy, siostrzenica jednak powstrzymała go szybko, chwytając go dłońmi za przedramię - Will mówił żeby się nie zbliżać... - powiedziała niepewnie, patrząc spięta w ziemię. To nie tak, że ufała któremukolwiek z Cipher'ów, ale starała się chociaż zachować resztki rozsądku. Byli w ich domu, na ich terenie, nie uzbrojeni, a Dipper nim znaleźliby drogę do jakiegoś szpitala, czy czegokolwiek w tym stylu, mógłby już nie żyć. Bo była akurat pewna, że żadne z nich nie będzie w stanie wyleczyć tak głębokich ran. Więc nie ufała im, ufała Dipper'owi, więc skoro jej bliźniak darzył ich takowym zaufaniem, to musiała na tę chwilę zakopać przeszłość. Przynajmniej dopóki jej brat nie będzie w lepszym stanie i wyjaśni, co się w ogóle tu działo...

- Mabel nie mów mi, że im zaufałaś?! Chwila przyjaznej pogawędki i nagle powierzasz tym potworom życie brata?! - krzyknął oburzony, wymachując energicznie rękoma - Niczego nie nauczył cię Weirdmagedon?! - warknął i pewniej ruszył w kierunku nieprzytomnej dwójki.

- Wujku Fordzie! - krzyknęła za nim brązowooka.

- No chyba coś powiedziałem. - westchnął Cipher, wracając do pomieszczenia i idąc w ich kierunku z pełnym różnych słoiczków i naczyń koszykiem - Proszę o zrobienie mi jakiegoś miejsca. Zaraz obudzę Dipper'a, ale macie go nie osaczać od razu, chłopak potrzebuje spokoju i ciszy, a nie waszych krzyków. - powiedział nieco poważniejąc.

- Będę miał na oku każdy twój najmniejszy ruch. - powiedział chłodno Ford, ale Błękitek zdawał się tym nie przejmować, bo w odpowiedzi jedynie skinął spokojnie głową.

      Odsunął stolik nieznacznie, robiąc sobie nieco miejsca do pracy i rozstawił na nim wszystko co potrzebne.

- Uhm... mogłabym jakoś pomóc? - zapytała niepewnie Mabel, podchodząc parę kroków. Cipher spojrzał na nią niepewnie, widać że chciał już się skupić na zadaniu powierzonym przez bliźniaka. Westchnął cicho i poklepał miejsce obok siebie. Dziewczyna podeszła powoli i usiadła na kolanach obok, czekając na jakieś wytyczne.

- Będzie mi łatwiej pracować, jeśli oczyścisz jego rany. - powiedział podając jej miseczkę z przeźroczystym płynem i białą szmatkę - Ale kiedy go obudzę, będziesz musiała się odsunąć, dobrze? - powiedział swoim łagodnym i cierpliwym tonem.

- Ale... dlaczego? To mój brat, chyba się mnie nie wystraszy... - powiedziała niepewnie, nie do końca rozumiejąc.

- Kiedy się obudzi, może nie do końca jeszcze wiedzieć gdzie jest i co się wokół niego dzieje. Mógłby wykonać jakiś niespodziewany ruch i cię uderzyć przypadkiem. Na dodatek mam przeczucie, że od razu oboje zaczęlibyście się ściskać i ryczeć, a wolałbym mieć miejsce i dostęp do ran, by je wyleczyć. - wyjaśnił, zaczynając ugniatać zioła w moździerzu.

- Ale... kiedy skończysz... będzie z nim w porządku? - zapytał, mocząc lekko szmatkę w cieczy i drżącą dłonią zaczynając zmywać krew bliźniaka z okolic ran.

- Masz moje słowo Panienko Pines. - powiedział i posłał jej łagodny uśmiech, nieśmiało odwzajemniła go.

- Wystarczy Mabel. - powiedziała i skupiła się na powierzonym jej zadaniu.

     Błękitnooki dotknął koszulki chłopaka, a ta zniknęła w złotych płomieniach, dając lepszy dostęp do głównej rany. Zmierzył go całego uważnym spojrzeniem, oceniając jak źle jest dokładnie. Brak lewego oka, wyraźne siniaki na szyi w kształcie dłoni, trzy złamane żebra, masa siniaków, poparzeń i otarć na rękach i korpusie, parę zadrapań na nogach i oczywiście spora rana w centrum brzucha, a właściwie dziura. Czyste, proste cięcie, widać z jaką lekkością ostrze zanurzyło się i prawie tą samą drogą opuściło ciało młodego Pines'a. Jego siostra zacisnęła usta w wąską linię, starając się pohamować łzy. Jej brat był w tak tragicznym stanie... Wyglądał koszmarnie, widok wywoływał u niej mdłości, ale spięła się w sobie, by nie zwymiotować. Zerknęła na twarz brata, wykrzywioną w grymasie bólu, parę łez spłynęło po jej policzkach.

- Jeśli to za dużo, dam radę sam się nim zająć... Mabel. - powiedział zmartwiony demon i podał dziewczynie chusteczkę do otarcia łez. Dziewczyna przyjęła ją i starła łzy, by następnie pokręcić głową i wrócić do czynności.

- Dam radę. - powiedziała, jej dłonie wciąż jednak się nieznacznie trzęsły, a oddech pozostawał niestabilny; szlochała w duchu.

- Zapewniam, że przeżyje i będzie jeszcze zdrów jak ryba. - powiedział, rozstawiając utarte zioła na stoliczku. Powstało parę misek różnokolorowych specyfików, zapewne o różnych właściwościach - Już jest wystarczająco czysto. - oznajmił po chwili z uśmiechem, kładąc dłoń na dłoni dziewczyny - Może usiądź z wujkiem z boku. - dodał, maczając niewielką szmatkę w zielonym specyfiku, który podłożył pod nos chłopaka. Najwyżej był to jakiś demoniczny odpowiednik soli trzeźwiących, bo Dipper otworzył oko dość szybko. Z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy, wywołanym niezbyt przyjemnym zapachem, zaczął się podnosić, powstrzymała go przed tym jednak dłoń Williama.

- Will..? - zmrużył oko, jakby jeszcze nie do końca rozumiał co się dzieje i nie dowidział właściwie. Nie trzeba było jednak wiele czekać nim wyraźnie się spiął i zaczął szybko rozglądać, jakby w panice - Bill! Co z nim? Gdzie jest teraz Visha? Jak się tu-? Mabel? Ford? - zaczął szybko paplać, skacząc z tematu do tematu, wyraźnie roztrzęsiony.

- Spokojnie Dipper. - powiedział Cipher najłagodniejszym głosem jaki chłopak kiedykolwiek słyszał w swoim życiu - Wszystko w swoim czasie, dobrze? Muszę opatrzyć twoje rany. - wyjaśnił powoli, skupiając uwagę szatyna na sobie - Przedstawię ci co się będzie działo, żebyś się czymś nie wystraszył, dobrze? - chwila milczenia nieznacznie się przeciągła nim jednooki skinął krótko głową - Demony mają nieco inne metody leczenia niżeli szpitale u was. Mógłbyś porównać to do zielarstwa... - kontynuował chcąc utrzymać kontakt z pacjentem i skupić jego uwagę na sobie, by ponownie nie stracił przytomności.

- ...czyli jesteś... takim szamanem? Znachorem? - zapytał nieco sceptycznie chłopak. Błękitek zaśmiał się krótko pod nosem.

- Można tak powiedzieć, ale w moich praktykach jest więcej magii niż samych ziół. Nie zaparzę ci rumiankowej herbaty na złamaną nogę, o to się nie musisz martwić. - zażartował, na co na ustach młodego Pines'a wymalował się słaby uśmiech.

- Mam nadzieję. - skomentował, widocznie coraz bardziej świadom otoczenia.

- Teraz nałożę tę maść na twój brzuch i plecy. Maść nie jest zimna, ale bardziej tłusta. Trochę poboli, bo muszę napchać jej do rany, by wypełniła ubytek. Dałbyś radę nieco unieść biodra, żebym miał lepszy dostęp? Albo obrócić się na bok. - poinformował, pokazując łososiową maść. Była na tyle gęsta, że bliżej było jej właściwie do plasteliny niżeli maści, ale chłopak nie miał teraz siły na zadawanie pytań i wchodzenie w szczegóły.

      Chłopak powoli z pomocą demona przewrócił się na bok. Cipher zaczął nakładać maść i powoli wsuwać ją w ubytek, czemu towarzyszyły ciche, lekko stłumione jęki i stęki bólu. Całe opatrywanie i leczenie minęło w napiętej ciszy, przerywanej jedynie kolejnymi instrukcjami Błękitna, pomrukami Dipper'a, zgrzytaniem zębów Forda, którego nieufne, zimne spojrzenie na swoich plecach cały czas czół niebieskooki i ciche pochrapywania Bill'a z fotela obok. Jedynie Mabel w ciszy, grzecznie czekała, szczerze bojąc się nawet głośniej oddychać, obserwując w zmartwieniu bliźniaka.

     Pacjent w pewnym momencie zatrzymał dłoń demona, kręcąc lekko głową, kiedy ten zbliżył kolejny specyfik do jego oczodołu. Cipher uniósł brew w niezrozumieniu.

- Jestem w stanie odrestaurować twoje oko, nie musisz się obawiać, że... - zaczął, ale chłopak pokręcił głową ponownie, z uporem odsuwając jego dłoń. Skinął głową w stronę śpiącego Bill'a, schowanego wśród czarnych piór - ...chyba nie rozumiem. - patrzył skołowany raz na aktualnie leczonego, raz na oczekującego pacjenta.

- Jego oko... czy je możesz naprawić..? - zapytał, na co na chwile zapadła cisza, bo lekarz był wyraźnie skołowany tym pytaniem. Dopiero po paru sekundach pokręcił przecząco głową.

- Niestety, oko Bill'a to nieco... nietypowy przypadek. - przyznał, zachowując jednak łagodny ton głosu.

- W takim razie, moje też niech tak zostanie. - spojrzał ponownie w kierunku Złocistego i uśmiechnął się słabo - Na pamiątkę. - William spojrzał na niego z wyraźnym niezrozumieniem, a Mabel i Ford wymienili się niepewnym spojrzeniem nie słysząc do końca, o czym rozmawia tamta dwójka.

- Bill może być zły, że nie wyleczyłem cię w pełni i... - zaczął jednak szatyn przerwał mu i nieco zignorował jego obawy.

- Mabel. - zawołał siostrę , która naprężyła się jak struna, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem na brata i wytuleniem go do ostatniego tchu.

- Tak Dip-Dop? - zapytała, zaciskając dłonie na pościeli i intensywnie wpatrując się w bliźniaka.

- Mogłabyś zrobić dla mnie i Bill'a jakieś.. wesołe opaski na oko? - zagadnął, podnosząc się powoli do siadu.

- H-huh? Oh! Jasne! Będziecie mieć najbardziej czaderskie opaski we wszystkich wymiarach! -  zagwarantowała z coraz szerszym uśmiechem. Skoro Dipper'owi wracał już humor i dziwne pomysły to z jej bliźniakiem mogło już być tylko lepiej.

- O czym wy w ogóle gadacie?! Dipper czy ty się słyszysz?! To są demony do jasnej cholery. Sam Bill Cipher do kurwy nędzy! Nagle chcesz się z nimi zaprzyjaźniać?! Widzisz w ogóle do jakiego stanu cię doprowadził?! - wybuchnął w końcu Stanford nie mogąc już dłużej znieść tej nienaturalnie lekkiej atmosfery, która zapanowała w pomieszczeniu.

- Ale ja sam się doprowadziłem do takiego stanu. - powiedział młody Pines, śmiertelnie poważnie, Will pokazał żeby wrócił do leżenia, ale te machnął na to ręką i zsunął nogi na ziemię - Bill nie miał obowiązku przyjmować za mnie każdego ciosu, szedłem tam świadom tego, że mogę skończyć o wiele gorzej. - kontynuował, twardo stojąc przy swoim - Świadom, że mogę tego nie przeżyć. -

- Więc na cholerę tam lazłeś?! - warknął czterooki niedowierzając, że siostrzeniec jeszcze mu pyskuje. Przecież to było oczywiste, że to wszystko było ukartowane przez Cipher'a! Tylko jaki mógł mieć w tym cel... Na pewno jakiegoś rodzaju zemsta. Tak, zdecydowanie. Chce obrócić przeciwko niemu własną rodzinę! To musi być to. - Do końca cię omotał ten cholerny psychol! -

- Wujku! - młody Pines podniósł głos, na co William który wrócił do leczenia pozostałych ran nieznacznie się wzdrygnął - Przepraszam... Nie powinienem się unosić. - zreflektował się nieco - Po prostu, nie nazywaj tak Billa. Wiele przeszedł, a Ja razem z nim, by was odzyskać i załatwić tamtego demona. Nie zasłużył na takie wyzwiska. - powiedział już łagodniej, w połowie przenosząc czekoladowe spojrzenie w kierunku śpiącego demona.

- Nie wierzę w to co słyszę. - oburzył się Ford i miał kontynuować, ale chłopak mu przerwał, ponownie kładąc się na kanapie.

- Możemy pokłócić się później, skoro już musimy? Głowa mnie boli... - mruknął, marszcząc brwi i lekko przymykając powieki.

      Stary Pines chwilę jeszcze przeklinał pod nosem, ale kiedy zmartwiona siostrzenica położyła mu niepewnie dłoń na ramieniu, opanował się. Nie ufał demonom, to się nie zmieniło, ale najważniejsze było bezpieczeństwo i zdrowie jego rodziny. Dlatego puki dzieciaki, chociaż już nie były najmłodsze, były bezpieczne, postanowił jedynie obserwować.

      William kiedy ustabilizował już całkiem stan studenta, wedle jego życzenia pozostawiając ubytek oka w spokoju, podszedł do swojego bliźniaka. Lekko szturchnąłem go za ramię.

- Bill... Wstawaj. - westchnął z tym sztucznie poirytowanym tonem, tak typowym dla rodzeństwa - Ciebie też trochę podleczę. - w odpowiedzi jednak dostał jedynie krótkie mruknięcie i machnięcie ręką jak na jakiegoś komara - Biiiilll twój chłopak patrzy. - mruknął półszeptem i uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy blondyn podniósł się do siadu w sekundzie, wyprostowany jak struna. Cóż, Błękitek też miał w sobie coś demonicznego.

- Jeszcze go tak oficjalnie nie zapytałem... - prychnął, również ściszając ton, by jedynie jego bliźniak go słyszał.

- Zachowujesz się, jakby była szansa, że ci odmówi. - przewrócił oczyma i ścignął z brata potarganą koszulę .

- Przecież nie mam pewności. - fuknął blondyn i syknął, kiedy niebieskooki przemył jego ranę.

- Poszedł za tobą w ogień, gotów za ciebie zginąć. Jak to nie miłość, to nie wiem co nią jest. - odparł żartobliwie William i zajął się czyszczeniem ran. Drugi demon na moment umilkł, rozmyślając nad tymi słowami.

      Spokojniejszy z Cipher'ów zajął się w skupieniu leczeniem ran, jak poprzednio uczynił z młodym Pinesem. Łagodny uśmiech zagościł na jego ustach, kiedy uświadomił sobie, że nie muszą się dłużej ukrywać, że to koniec życia w strachu przed demonami przeszłości; a właściwie jednym demonem. Postanowił sobie, że kiedy wszyscy będą już postawieni na nogi i w pełni sił, oficjalnie podziękuje Dipper'owi za pomoc w pokonaniu Visha.

- Jak się czuje? - zagadnął, zerkając krótko na śpiącego studenta i znów wracając wzrokiem do brata.

- Zmęczony, ale będzie żył. - uspokoił go Błękitek - Acz nie chciał bym odrestaurował jego drugie oko, więc jedynie zasklepiłem ranę. - dodał. Złocisty zmarszczył brwi, ale nim coś dodał demon kontynuował - Powiedział, że to będzie pamiątka. - drugi demon znów spojrzał na młodego Pines'a i zaśmiał się krótko.

- Tylko on potrafi mnie tak zaskakiwać. - szepnął z uśmiechem na ustach.

- Cipher. - oschły, chłodny tom, nieco ostudził jego ledwo rozbudzony entuzjazm.

- Szóstak. - przedrzeźnił go demon, odwracając do niego głowę. William

- Gadaj czego chcesz od mojego siostrzeńca. - wysyczałam wrogo. - Jeśli to jakaś pokręcona zemsta to ostrzegam cię. - kontynuował ale przerwał mu śmiech Złocistego

- Ach Fordsi, jak ty coś powiesz. - zaśmiał się i ponownie uniósł złote oko na mężczyznę - Jeśli chciałbym się zemścić nie stałbyś tu tak spokojnie i na pewno nie w jednym kawałku ~. - oznajmił ze złowieszczym uśmiechem, po czym syknął przeciągle, kiedy brat docisnął szmatkę do jego rany nieco mocniej niż przedtem - Will! - spojrzał na drugiego demona z lekkim wzburzeniem.

- To się zachowuj. - skarcił go i wrócił do leczenia. Uśmiechnął się z lekką satysfakcja, słysząc jak drugi krótko prycha i marszczy nos.

- Oi no tylko tak się droczę. - przewrócił oczyma - Czego Ci trzeba Szóstak? - wyprostował się i spojrzał na staruszka już nie tak demonicznie jak wcześniej. Chociaż widok wciąż nie napawał spokojem czy zaufaniem.

     Ostatecznie nawet w tej ludzko podobnej formie demon wyglądał przerażająco, a może dlatego, że tak właśnie wyglądał w starym Pinesie wzbudzał większą nieufność. Ford w końcu znał go jedynie jako kłamcę, pana iluzji i przebiegłego manipulanta. Cóż, to nie tak, że się mylił w tym temacie. Bo Bill zdecydowanie był tym wszystkim i przed laty i w tym momencie, ale tym razem byli po jednej stronie i Cipher szczerze liczył, że dla dobra aktualnie śpiącego szatyna, będą w stanie zakopać ten topór wojenny. 

—Jeśli nie będzie chciał po dobroci... To nie tak, że zostało mu jakoś strasznie dużo czasu. Najwyżej przemęczę się te parę marnych lat z jego zrzędzeniem. Puki nie wejdzie między mnie, a Sosenkę, myślę, że jakoś zniosę jego egzystencję.

- Masz zostawić moją rodzinę w spokoju Cipher. - wywarczał, grożąc mu palcem, jak jakiemuś małemu szczylowi.

- Mmm, niech pomyślę~. - Złocisty udał, że się zamyśla, jednak po krótkiej chwili wyszczerzył się i dodał - Nie ma szans~. - oznajmił lekko. Czarne pióra zaczęły opadać z jego skrzydeł, znikając w momencie zetknięcia się z ziemią, tak długo aż całe zniknęły. Oczy które na nich spoczywały zamknęły się, znikając zaraz po nich.

- To nie była sugestia demonie. - ilością nienawiści i wściekłości jaką ociekała ta wypowiedź można by spokojnie zapełnić największe szczeliny Ziemi. Bill skrzywił się nieznacznie i przetarł dłonią twarz, rozmazując po niej nieco czarną posokę, którą wciąż miał na rękach. Wziął głęboki oddech, czując, że czeka ich długa i nerwowa rozmowa, na którą nie miał teraz siły, a już na pewno ochoty. Ale nie miał innej opcji, nie wycofa się teraz.

- Szóstak, słuchaj, wiem że się nie lubimy i wątpię, by to się zmieniło w... w sumie w jakimkolwiek czasie, czy rzeczywistości. Mogę nie wchodzić w twoją drogę, zniknąć z twojego radaru i nie zobaczysz mnie już na oczy. - w Stanfordzie wzrosło zadowolenie, jednak nim padło, zdążył wyczuć nadchodzące wielkimi krokami "ale" - Ale. Nie zostawię Dipper'a tylko dlatego, że się nie lubimy staruszku. - uśmiechnął się zawadiacko.

- Nie zgadzam się! - oburzył się mężczyzna, zaciskając pięści i zagryzając zęby we wściekłości.

- Hmm, jakoś mam wrażenie, że to nie twoja decyzja. - zwycięski uśmiech zagościł na ustach złotookiego, widząc jak mina okularnika rzednie.

- Dipper wybierze rodzinę. - powiedział stary Pines chłodno, ale w tej wypowiedzi brakowało pewności. Ostatecznie był świadom, że jego siostrzeniec dosłownie ryzykował życiem dla tej kreatury... Ale jeśli postawi go przed wyborem, nie będzie miał wyjścia! 

- Hmm, jeśli tak, nie będę go powstrzymywał. - wszystkie oczy zwróciły się na demona chaosu, którego wypowiedź zabrzmiała zadziwiająco spokojnie. W oczach sześciopalczastego zaczęły jawić się iskry zwycięstwa - Kim jestem, by rozdzielać go z rodziną. Jeśli wybierze was, nie będę go do niczego zmuszał. - przeczesał włosy, sklejone potem i krwią, zerkając na śpiącego szatyn przelotnie - Na twoim miejscu jednak nie stawiałbym go pod ścianą z takim wyborem. Serce nie sługa Szustak, a chyba nie chciałbyś żeby twój plan obrócił się przeciwko tobie. - dodał już nieco niższym, odrobinę mrocznym tonem.

- Sądzisz, że masz jakieś szanse przeciwko nam? - zadrwił starzec i nim Złocisty zdążył odpowiedzieć, ktoś inny zabrał głos.

- Ma, czy nie, Dipper nie będzie nic wybierał. - Mabel marszcząc brwi, oparła się o stolik i skrzyżowała ręce na piersi - Tak traci się bliskich wujku. - dodała, widocznie oburzona w ogóle zasugerowaniem czegoś takiego - Jeśli naprawdę chce dalej być...uhm. W jakiejkolwiek relacji jest z Bilem; ja nie zamierzam się w to wtrącać. - sprecyzowała i podeszła do pozostałych. Zmierzyła Bill'a i wujka spojrzeniem i kontynuowała nim zdążyli jakoś się wypowiedzieć - Dipper kocha was obu, więc jak się nie potraficie uspokoić zalecam osobne pokoje. Ale jeśli wy też go kochacie to spróbujcie się pogodzić, dla niego. Nie musicie być od razu jakimiś psiapsi, ale nie mordujcie się wzrokiem na Dziękczynieniu, czy coś. - skomentowała już łagodniej.

- Więc... Nie przeszkadza ci, że ja... cóż— to ja? - demon wydał się wyraźnie zaskoczony tak wyrozumiałą reakcją.

- Nie jestem może szczególnie zadowolona z takiego obrotu spraw, ale bądź co bądź pomogłeś nas uratować. Poza tym nie mam tu nic do gadania, Dipper nie wtrąca się w moje znajomości i ja w jego też nie zamierzam. - uniosła ręce w obronnym geście. Na ustach blondyna wymalował się łagodny uśmiech - ALE. Jeśli będzie przez ciebie płakał, to nikt nie najdzie twojego ciała, jak już z tobą skończę. - dodała z dziwnie śmiertelną powagą, po czy uśmiechnęła się promiennie i dodała lekko, jak gdyby nigdy nic - Swoją drogą; musicie mi opowiedzieć co się działo, jak się poznaliście, gdzie, jak wyglądała walka z tym jaszczurem . Chcę. Znać. Każdy. Najmniejszy. Szczegół~. - usiadła obok demona na kanapie, a ten zakłopotany zaśmiał się krótko. Wcześniejsza groźba dziewczyny jakimś cudem wprawiła go w lekki niepokój i lekkie ciarki na karku. 

- Mabel, jesteś niepoważna! - zaczął ponownie Ford, zirytowany postawą siostrzenicy.

- Wujku, daj mu chociaż szanse. - westchnęła szatynka - Ostateczne uratował nam życia. - zauważyła i posłała przyjazny uśmiech demonom.

- A jeśli to podstęp? - nie odpuszczał naukowiec.

- Jeśli tak jest, to kiedy przyjdzie co do czego, poradzimy sobie. Jak kiedyś, razem. - wzruszyła ramionami, a okularnik westchnął jedynie i usiadł na fotelu, poddając się, przynajmniej puki co. 

Dipper uchylił zmęczone oczy.

^^^^^^^

(*3378 słów*)

FH:

Well, Well, Well; when will we see each other again~?

Do następnego

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro