Kłamstwo Dwudzieste Trzecie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rytuał jest skomplikowany, a na Visha nie jest już problemem.

***

— Szybki jesteś. — skomentował Bill, widząc brata już tuptającego do nich z koszem pełnym przedmiotów.

— Mam wszystko poukładane w przeciwieństwie do ciebie. Łatwiej się odnaleźć, kiedy wszystko jest ułożone alfabetycznie, a nie lata po pokoju bez ładu i składu. — Błękitek spokojnie postawił rzeczy na stole i zaczął rozpakowywać je na około.

— Uhuh, brzmi strasznie nudno. — skomentował z przekąsem Bill, nikt przecież nie będzie obrażać jego chaosu w pokoju — Tak, czy inaczej. — pstryknął palcami i w pomieszczeniu na stole w salonie pojawił się krąg rozpalonych świec — Miejmy to już z głowy. — przeciągnął się strzelając przy tym kręgosłupem.

— Co mamy robić? — zapytał od razu Dipper, przyglądając się przyniesionym przedmiotom.

— Każdy z was otrzyma karteczkę z inkantacją, postarajcie się to wypowiadać w miarę równo. Trzeba będzie się złapać za rączki i wszystko wyrecytować, kiedy Will zajmie się odpowiednimi składnikami. — wyjaśnił pokrótce Złocisty, nie było czasu, ani potrzeby wchodzić w szczegóły mechaniki działającej za rytuałem.

— Kiedy się nie widzieliśmy, właściwie trochę eksperymentowałem z tym zaklęciem. — wtrącił nieśmiało William, wsypując jakieś zioła do moździerza — Moglibyśmy założyć je nieco "lżej", a później upuszczać z nich energię powoli, tak byś z czasem uczył się panowania nad mocami i... — kontynuował nieśmiało, patrząc wszędzie byle nie na pozostałych.

— Willy to brzmi fantastycznie~ Ahhh ależ ja mam genialnego braciszka~! — Złocisty otulił go wesoło i podniósł, obkręcając się z nim w ramionach energicznie.

— Heh, mam swoje momenty, nie? — Uśmiechnął się lekko, spoglądając na brata łagodnie. Ciepły uśmiech malował się na jego bladych, spierzchniętych ustach.

— Dobra, nie ma na co czekać. — ostatecznie złotowłosy postawił brata na ziemię i ponownie pstryknął palcami, sprawiając tym, że przed każdym z obecnych pojawiła się niewielka karteczka z starannie napisanym zaklęciem — Zapisałem wam to fonetycznie żebyście nie mieli problemu z wymową, więc mówicie na spokojnie i wyraźnie. — skomentował pokrótce.


Kiedy wszyscy stanęli w kręgu, Bill położył się na stole. Miał prostą pozycję, dłonie ułożone wzdłuż ciała a wzrok utkwiony w suficie. Na jego twarzy malowało się wyraźne skupienie. Will rozstawił świece naokoło niego i machnąłem nad nimi dłonią, a te zapłonęły żółtymi płomieniami. Przez myśl Mabel przeszło, że trochę to wygląda, jakby mieli złożyć demona w ofierze a nie mu pomóc, ale postanowiła nad tym za wiele nie rozmyślać.

Błękitek pokazał im jeszcze, by zaczekali z inkantacją, kiedy on wrzucił jeszcze parę suchych ziół do moździerza i starł je na pył. Dopiero, kiedy skończył dał znak, by zaczęli czytać. Słowa okazały się być proste i chociaż Pines'owie nie mieli pojęcia co znaczą, to prędko złapali wspólny rytm. Zaklęcie nie było szczególnie długie, zdawało się składać z jakichś maksymalnie siedmiu różnych słów wypowiadanych w pętli.


Z początku nic się nie działo. Płomienie świec tańczyły spokojnie, a pokój wypełniały słowa zaklęcia i szuranie moździerza. Do czasu aż Will w końcu wziął to, co z mielił cały ten czas i wysypał na nadgarstki swojego brata. Wtedy w pomieszczeniu zawiał silny wiatr, a płomienie wystrzeliły ku górze niczym wulkany. Na moment mantra trójki ludzi została zagłuszona, przez przeraźliwy krzyk Złocistego, który zaczął wyginać się dziwnie na stole, a jego skóra zaczęła zmieniać struktury na same niepokojące sposoby. Jego nadgarstki pozostawały jak przygwożdżone do blatu, trzymając się stalowo w miejscu i pozostając jedyną stabilną częścią jego ciała.

Mabel posłała bratu niepewne spojrzenie, widocznie zaniepokojona widokiem i nieco obrzydzona. Jej głos załamał się nieco i ściszył, pod całym tym dyskomfortem. Nawet Stanford skrzywił się i zająknął parokrotnie podczas wypowiadania słów zaklęcia. Dipper jednak kontynuował inkantację niewzruszonym, pewnym tonem. Młody Pines, kiedy zorientował się, że siostra zerka na niego w poszukiwaniu jakiegoś wsparcia, nieco mocniej ścisnął jej dłoń, chcąc przekazać, by jeszcze wytrzymała. Posłał jej lekki uśmiech nie przerywając mantry, a bliźniaczka w odpowiedzi, lekko skinęła głową i jej ton wezbrał na nowo w sile.

Bill wił się i krzyczał. Jeśli byłby człowiekiem, dawno straciłby głos. Jego forma zmieniała kształt, gęstość a nawet stan skupienia w tym chaotycznym widowisku. Jedynymi stałymi elementami, pozostającymi bez zmiany były złote oko i błękitne kajdany, które uformowały się tam, gdzie wcześniej William rozsypał zioła. Powoli na skórze demona zaczęły wypalać się znamiona, na wzór tatuażu wokół jego nadgarstków, podobnych jak te, które miał wcześniej.

Trwało to jeszcze parę minut, po tym jak pojawiły się ów znamiona, a Will uniósł dłoń uciszając wypowiadaną przez trójkę ludzi inkantację. Wszystko ucichło, a Bill opadł na stół bezwładnie, dysząc ciężko, patrząc gdzieś przed siebie nieco otępiały. Drobinki potu spływały po jego skroni, a kosmyki włosów kleiły się do czoła.


Dipper spojrzał na Błękitka z dość jasnym pytaniem w czekoladowym oku. Demon skinął powoli głową i posłał chłopakowi ciepły uśmiech. Szatyn puścił dłonie siostry i wujka, powoli podchodząc do Złocistego. Usiadł na dywanie przy stole, odsuwając zgaszone już świeczki na bok. Delikatnie wziął policzki Bill'a w dłonie i czule starł z nich kciukami czarne szlaki łez.


— Już po wszystkim. — powiedział łagodnie, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Nie zauważył nawet, jak William gestykuluje coś do Mabel i Stanforda, ani jak ci powoli wyszli z pomieszczenia, dając im nieco prywatności — Już wszystko jest dobrze. — dodał czule, kontynuując mizianie policzków demona.

Złote oko zdawało się jednak chwilę jeszcze patrzeć lecz nie widzieć. Skupiona na niczym, cienka źrenica drżała lekko, by po chwili tęczówka zabłysła żywym złotem i demon podniósł się do siadu w jednym, impulsywnym ruchu, prawie zderzając się głową o głowę z Dipperem, który wzdrygnął się lekko i odsunął nieco.

Dłonie demona zacisnęły się i rozluźniły na krawędzi stołu by następnie jedna z nich uniosła się nieco i spojrzenie złotych oczu przeniosło się na nią. W sekundę rozbłysły w niej błękitne płomienie, tańczące psotnie pomiędzy jego palcami i jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, błyskającym białymi kłami.

— Jak się czujesz? — pytanie siedzącego przy nim chłopaka wyrwało go z tego dziwnego stanu.

— Właściwie... — demon przeniósł wzrok na szatyna, który obserwował go badawczo, ale spokojnie — świetnie~! — odpowiedział, wracając spojrzeniem na swoją płonącą dłoń — Miło mieć znów kontrolę. — dodał i machnął dłonią, sprawiając że w jego dłoni pojawił się granatowy kwiat, który wręczył chłopakowi.

— Pfft, szpaner. — zaśmiał się młody Pines, przyjmując kwiat z lekkim rumieńcem.

— Och nie udawaj, że tego nie kochasz. — odparł lekko Bill, przyciągając go za talie na swoje kolana.

— Kocham? Tak sądzisz? — Dipper uśmiechnął się zadziornie, poprawiając czarną muszkę drugiego.

— Absolutnie~. — demon uniósł lekko podbródek chłopaka, spoglądając dość sugestywnie na jego usta. Oblizał się lekko, już chcąc złączyć ich w pocałunku, kiedy student, przyłożył mu dłoń do ust delikatnie.

— Cóż, będziesz musiał poczekać z tym. — Bill spojrzał na niego zaskoczony, ale rozbawiony, zadziorny uśmieszek chłopaka rozluźnił go nieco — Najpierw wolałbym odstawić wujka i Mabs do domu. — głos młodego Pines'a przybrał bardziej poważny ton.

— Nie ufasz mi? — zapytał złotooki z czymś nieodgadnionym w spojrzeniu, no co Dipper spojrzał na niego jak na idiotę.

— Nie ufam mojemu wujkowi, by pozwolić mu zostać na tak długo z twoim bratem — chłopak pstryknął demona lekko w nos i wstał z niego spokojnie — Ty, myślę, że nie masz, co się martwić o moje zaufanie. Dałem ci wyrwać swoje oko i odstawić całą tę szopkę ze zdradą. — szatyn rzucił z lekkim przekąsem, na co Cipher prędko podłapał atmosferę i zaśmiał się, również wstając.

— Nie mów, że się dobrze przy tym nie bawiłeś~. — poczochrał jego brązowe loczki, a Dipper zmierzył go wzrokiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym ruszył na przód.

— Chodź, chodź, jak masz siłę na takie teksty, to dasz radę nas zabrać do domu. — powiedział, łapiąc demona za dłoń i splatając z nim palce.


°


— W końcu. — mruknął Stanford, kiedy dwójka weszła do holu.

— Dipper, — Mabs złapała z nim kontakt wzrokowy i w momencie jej poważne spojrzenie zmieniło się we wredny uśmieszek — Jak wrócimy do domu, masz mi opowiedzieć wszy-ściu-tko. — zażądała, sugestywnie spoglądając na dłoń jej bliźniaka splecioną czule z tą Złocistego. Kto jak kto, ale Mabel nie zamierzała przepuścić usłyszenia o tej historii miłosnej.

— Dowiesz się wszystkiego Gwiazdeczko, a swoją drogą, gdzie mogę się zapisać do ciebie na pazy? — zagadnął nagle demon, unosząc dłoń szatyna tak, by było widać jego pomalowane paznokcie — Te Dipper'a trzymają się wybitnie dobrze. — pochwalił, zaskakując szatynkę tak luźnym tonem.

— Zobaczę, może dam radę wcisnąć cię między- — młoda dziewczyna zaczęła w myślach gonić swój plan, kiedy coś do niej dotarło — O CHOLERA! Jak ja wyjaśnię moją nieobecność w pracy?! — złapała się za głowę.

— Spokojnie Mabs, myślę, że porwanie to całkiem dobry powód wzięcia "urlopu" bez zapowiedzi. — skomentował Dipper, lekko rozbawiony ekspresją dziewczyny.

— Zwłaszcza po tym, jak ja z nimi porozmawiam. — zapewnił Bill z durnym uśmieszkiem.

— Pomożesz? — Mabel spojrzała na niego skołowana. Może i demon najwyraźniej, chyba chodził z jej bratem i pomógł ich uratować, ale pomoc w ich ludzkich sprawunkach była zdecydowanie niespodziewana w jej mniemaniu.

— Ha, raczej jeszcze bardziej skomplikuje sprawę. — skomentował Ford z przekąsem, mordując złotowłosego spojrzeniem. Całe szczęście, Złocisty powstrzymał się od odpyskowania i jedynie w wielce dorosłym geście pokazał mu język.

— Myślisz, że dałbyś radę załatwić też ten sam problem u mnie na uczelni? — Dipper postanowił zignorować uwagę wuja i spojrzał na wyższego spokojnie.

— Pokaż mi tylko kogo mam przekonać, a zapewniam, że nikt nie oprze się mojemu urokowi osobistemu~. — odpowiedział z dumą Bill.

— Raczej twoim zaklęciom. — podciął mu nieco skrzydła Will z nieśmiałym acz psotnym uśmieszkiem.

— Ouć! Au! I ty przeciwko mnie? — demon złapał się teatralnie za pierś, chichrając się wesoło.


°


Ostatecznie Bill odstawił ferajnę Pines'ów z powrotem do Wodogrzmotów. Tak, jak obiecał porozmawiał z szefową Mabel i dziekanem Dipper'a, przekonując ich do przymknięcia oka na to nagłe, parodniowe zniknięcie. Oczywiście użył przy tym magii, ale młodzi nie protestowali. Wujek jedynie nieco gderał, że wybierają drogę na skróty i rozwiązywanie czegokolwiek demoniczną magią jest niemoralne. Dipper musiał się ugryźć w język, by nie wypomnieć w emocjach wujowi hipokryzji. Ostatecznie szatyn nigdy nie zawarłby z Cipherem paktu i nie uwolniłby go, jeśli Ford nie bawiłby się z czarną magią i nie próbował wskrzesić Stanley'a.

Sytuację ze staruszkiem złagodził jednak fakt, że Bill oznajmił, iż zniknie na trochę z tego wymiaru. Mówił o czymś w granicach miesiąca. Oczywiście obiecał młodemu Pines'owi, że wróci i wyjaśnił, że po prostu chce spędzić nieco czasu z bratem i że ma z nim wiele do przegadania. Zaznaczył, że przecież obiecali się po wszystkim spotkać na ich polania na małą randeczkę i by tam właśnie Dipper przyszedł za miesiąc. Chłopak nie był szczególnie pocieszony tym, ale uznał, że mała przerwa dobrze im zrobi, zwłaszcza po całej tej adrenalinie.


Czas rozłąki upłynął im obu zaskakująco prędko. Oboje byli zajęci swoimi sprawami i mili niewiele wolnego czasu, który mógłby im się dłużyć.

Dipper skupił się na nauce, niby nie było go zaledwie parę dni, ale jak to ze studiami bywa, miał teraz tonę rzeczy do nadrobienia. Poza tym spędzał czas z rodziną, Mabel każdego dnia miała masę historii z pracy, a Stanforda po dwóch tygodniach udało im się namówić na wizytę u psychologa. Ostatecznie śmierć brata wstrząsnęła nim porządnie i bliźniaki zdecydowały, że specjalista będzie mu w stanie lepiej pomóc niż ich dotychczasowe obchodzenie się ze staruszkiem jak z jajkiem.

Bill z kolei spędził czas opowiadając sobie z Williamem nawzajem ich przygody. Te Złocistego były odrobinkę bardziej szalone i pełne chaosu i niepokojącej ilości wybuchów, ale Błękitek słuchał ich chętnie. On z kolei opowiadał o tym co zmieniło się od ich rozłąki w ich wymiarze i o swoich wszelkich najnowszych maściach i naparach. Niebieskooki przycisnął też nieco brata w kwestii jego, jeszcze-nie-oficjalnego najwyraźniej, związku z młodym Pines'em i ten temat okazał się być nieco bardziej wyboisty. Oczywiście to nie tak, że Bill nie czuł nic do szatyna, co do swoich uczuć był pewien, ostatecznie rozwinęły się w nim jeszcze przed ich paktem, ale... obawiał się, czy Dipper nie zakochał się w nim bardziej przez adrenalinę podczas ich wyprawy i faktu że w tym czasie był jego jedynym wsparciem. William odgonił nieco jego wątpliwości, ale odrobina ich wciąż pozostawała w głowie Cipher'a.


Cóż, ku jego niewiedzy, Dipper rozmyślał na ten temat równie wiele co on. Nocami wpatrując się w las za trójkątnym oknem na poddaszu. Ford całkiem zręcznie zasiał w nim ziarnko niepewności, co do demonicznej natury demonów i ich uczuć i... cóż, co do prawdy, miał się dopiero przekonać.


°


Tak jak obiecał, Bill wrócił do Wodogrzmotów po niecałym miesiącu. Dipper napotkał go na ich polanie i na jego ustach od razu wykwitł radosny uśmiech, kiedy to czekoladowe oko spoczęło w końcu na sylwetce demona, siedzącego na zwalonym pniu z nonszalanckim uśmieszkiem. W wielkim stylu, bardziej jego siostry niżeli jego, rzucił się na demona. Cipher złapał go w ramiona i okręcił się z nim radośnie.

— Tęskniłeś Sosenko~? — zagadnął rozczulony, nie wypuszczając niższego chłopaka z objęć.

— Jak cholera. — przyznał szczerze chłopak, pomijając, że cholernie obawiał się, że demon go jednak zostawił.

— Awww~. — zamruczał wręcz i pstryknął palcami. Na trawie pojawił się popielaty kocyk i koszyk z przekąskami — Mam nadzieję, że nie masz dziś nic w planach na dziś. — zachichotał się, spoglądając w czekoladowe oko.

— Nie, ale lepiej napiszę Mabs, że będę później. — przyznał szatyn. Oboje usiedli na kocu, Bill objął rękoma chłopaka, kiedy te wyciągnął telefon i zaczął pisać do siostry — Właśnie. Mabs zrobiła nam parę matching przepasek na oko. — dodał z lekkim uśmiechem.

— HUH?! — Bill spojrzał na niego z iskierkami w oczach — No uwielbiam ją normalnie. — powiedział podekscytowany, czym wyciągnął studenta cichy śmiech.

— Ta. Kazała też przekazać, że pamięta o tych twoich paznokciach. — odłożył telefon i oparł głowę o klatkę piersiową demona, spoglądając na niego z dołu.

— Wspaniale! — Cipher położył brodę na czubku głowy Dipper'a — Co tu się jeszcze działo, jak mnie nie było? Nadgoniłeś wszystko na uczelni? — zapytał zaciekawiony.

Tak też oboje wpadli w luźną rozmowę. Dipper zauważył, że Bill zdecydowanie jest typem przytulacza, bo podczas ich rozmowy, demon obejmował go na najróżniejsze sposoby. Było to dość zaskakujące spostrzeżenie, ale zdecydowanie miłe i zadziwiająco komfortowe.

Ich rozmowa trwała w najlepsze, podczas gdy słońce zdążyło pokonać swoją dzienienną podróż po nieboskłonie i ustąpić miejsca gwiazdom. Innymi słowy, czas minął im wyśmienicie. Kiedy więc leżeli już ramię w ramię na kocu, spoglądając w to rozgwieżdżone niebo, Dipper chwilę zbierał się do poruszenia nieco poważniejszego tematu.

— Bill... — zagadnął, chcąc złapać jego uwagę.

— Tak? — Demon odwrócił głowę tak, by móc złapać kontakt wzrokowy z chłopakiem.

— Widzę, że jesteś nieco przygnębiony i... powiedz, co się dzieje? — zapytał wprost, gorzka czekolada odbijała się w płynnym złocie.

— Och... — Bill był nieco zaskoczony, kiedy więc jego umysł znów przygniotła fala myśli, spojrzał w gwiazdy i wypuścił ciężko oddech — Chyba po prostu jestem nieco... hm... zagubiony. — skrzywił się nieco, to słowo brzmiało tak dziwnie w jego ustach, ale po tym wszelkie blokady w nim pękły i lawina słów wypadła z niego —Tyle lat goniłem za zemstą. Tak długo szukałem sposobu i odwagi w samym sobie, by do tego dojść i- — zacisnął dłonie w pięści — Nie zrozum mnie źle! — wtrącił żywo i uniósł jedną dłoń wyżej by spojrzeć jak otaczają je błękitne płomienie — Czuje cholerną satysfakcję, że się tego pozbyliśmy. Visha za długo zatruwało mój umysł. Tylko, że... — zagryzł zęby i praktycznie przez nie wysyczał — Nie przestało. — mruknął — I nie potrafię się pozbyć tej dziwnej pustki w środku. — westchnął, ogień zgasł w jego dłoni.

— Tęsknisz za tym? — dopytał Dipper, w palcach miętosił krawędź swojej koszulki.

— Nie! Nie, nie! Nie o to chodzi. — pokręcił prędko głową, po czym zaśmiał się bez grama radości — Chodzi o to, co mi odebrało. Co zniszczyło. I chociaż, no wiesz, wiedziałem, że zabicie tego magicznie wszystkiego nie naprawi, nie przywróci, to chyba trochę liczyłem na coś więcej... — ciężkie westchnienie opuściło jego usta.

— Więc... co zamierzasz z tym zrobić? — zapytał Dipper, jego głos był łagodny i miał w sobie nutę ciepła, która wywoływała u demona tornada motyli w żołądku.

— Nie wiem... Po raz pierwszy od dawna, nie mam planu. — przyznał demon. Ich dłonie spoczęły jedna przy drugiej, niektóre palce splotły się ze sobą i cisza zapadła między nimi na parę chwil. Patrzyli w niebo, pogrążeni we własnych myślach, aż jeden z nich pierwszy podniósł dalej ten temat.

— W takim razie, — Dipper przeturlał się na brzuch i spojrzał z góry na demona — pozwól mi cię pokierować tym razem. — powiedział pewnie.

Bill zaśmiał się lekko, niepewny, czy bardziej z rozczulenia, czy może nerwów.

— Też będziesz mnie okłamywał? — uśmiechnąłem się zadziornie Złocisty, chcąc nieco obrócić sytuację w żart.

— To twoja rola. — wytknął lekko Dipper, jednocześnie ciągnąć żartobliwą atmosferę ale i kontynuując temat — Ale, tym razem to ja mam plan. — zapewnił, odgarniając parę niesfornych, złocistych kosmyków z czoła drugiego.

— Zamieniam się w słuch Sosenko~. — przyznał Cipher, wplatając palce w kręcone kosmyki, górującego nad nim chłopaka i kręcąc w nich swobodnie.

— Razem odbudujemy to, co Visha zniszczyło. — Bill lekko zmarszczył brwi niepewien, co też chłopak ma na myśli — Zajmiemy się odbudową twojego wymiaru, przywrócimy mu życie. — w głosie młodego Pines'a brzmiała żywa nadzieja i chęć do działania.

— Ma to w ogóle jakiś sens? — uśmiech demona stał się bardziej sceptyczny.

— Ma. Razem naprawimy to, co ono ci odebrało. — powiedział twardo chłopak — Już nie musisz zgrywać twardziela, wiesz? Nie przy mnie i nie tutaj. — położył dłoń delikatnie na jego policzku, głaszcząc go czule — To musiało być okropne, tak długo być poza domem. Zmuszony do ucieczki całe życie i ciągły strach o bliskich... — Cipher chwilę siedział cicho, rozważając kłamstwo, by móc zaprzeczyć, zmienić temat i zachować to wszystko dla siebie, by ewentualnie obrócić to wszystko w kolejny żart.

Tym razem wybrał prawdę.

— ...powoli traciłem nadzieję, że kiedykolwiek dam radę odzyskać dom... chociaż, pozostała z niego już tylko ruina... — przyznał, głos miał cichszy niż zazwyczaj — Szczerze mówiąc... nie pamiętam już nawet do końca, jak wyglądał przed tym wszystkim... — jego wzrok powędrował gdzieś w bok.

— Bill... hej, spójrz na mnie. — kiedy złote oko spotkało się z oceanem kakao, uśmiechnął się — Jesteś Bill jebany Cipher, masz niewyobrażalną moc, pokonałeś tego reptyla i ocaliłeś moją rodzinę. Dasz radę. My damy radę. — mówił z przejęciem — Nie rozumiem skąd nagle ten twój spadek pewności siebie? — uniósł brew sceptycznie, po czym uśmiechnął się flirciarsko — Taki inteligentny, przystojny i potężny demon, a nie wierzy w swoj zdolności~? — jego ton nabrał teatralnej niewinności.

— Sosenko... — złote oko zabłysło niebezpiecznie.

— Hm~? Tak~? — szeroki uśmiech nie schodził mu z ust.

— Cholera, mów mi tak więcej~. — zachichotał się demon, obejmując chłopaka w talii i powalając go na siebie by przytulić go szczelnie i spojrzeć w jego oko z bliższa.

— Oh~ Czyżby ktoś lubił, jak mu się ego mizia? — zaśmiał się szatyn, wtulając się w demona.

— Nawet nie masz pojęcia jak bardzo~. — wyszeptał demon, pozwalając się chłopakowi nieco odsunąć. Na tyle, by byli w stanie na nowo złapać kontakt wzrokowy.

Chwilę tak trwali, aż oboje wybuchnęli gromkim śmiechem. Dipper opadł ponownie na demona i śmiechom zdawało się nie być końca, kiedy tak wylegiwali się pod rozgwieżdżonym niebem, zwyczajnie ciesząc się swoim towarzystwem. Na razie poważne decyzje i rozmowy mogły poczekać.

Cały świat mógł poczekać.

^^^^^^^

(*3077 słów*)

FH:

Yee, so jako że czas dla mnie nie istnieje i rządzi się swoimi prawami, to moje summer wciąż trwa. Jest upał jak cholera- 

Jest to przed ostatni rozdział, jeszcze jeden i kończymy tę przygodę kochani :((
Mam nadzieję, że ostatni nie zajmie mi tyle czasu co ten- 

Do następnego

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro