Kłamstwo Dziesiąte

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z Billem wszystko w porządku, a Lasy Gravity Falls to bezpieczne miejsce...

.......

     Wiatr przyjemnie szumiał w koronach drzew, ptaki śpiewały na wciąż mokrych po ulewie gałęziach, a słońce mieniło się w kroplach, które ostały się na liściach i trawie. Bill Cipher uśmiechnął się lekko pod nosem i wciągnął świeże, wilgotne powietrze, przesiąknięte zapachem igliwia i leśnych traw. Westchnął cicho i udał się do najbardziej magicznej, a jednocześnie najbardziej niebezpiecznej części tego wielkiego lasu.

     Wiedział, że się zbliża. Drzewa zaczęły gęstnieć i coraz szczelniej odcinać drogę słońcu. Ich pnie pokrywała błękitno-fluorescencyjna narośl. Ściółka była ciemnoszara, jakby spopielona. Nie było na niej ani igieł, ani liści. Z czasem zaczęły z niej wyrastać niewielkie żółte grzyby, których kapelusze lekko falowały i paprocie o żywo-różowych kwiatach, które podążały "wzrokiem" za demonem, a wszędzie dookoła unosiły się błękitne i turkusowe ogniki tworząc iście mistyczną atmosferę, a jednocześnie stanowiąc jedno z niewielu źródeł światła w tym miejscu.

     Im głębiej zapuszczał się w te okolice, tym bardziej piszczało mu w uszach. Wywrócił oczyma jakby znudzony i wysunął dłoń w przód, pojawiła się w niej jego ukochana, czarna laska o najprzeciętniejszym kroju, bez żadnych niepotrzebnych zdobień czy kiczowatych dodatków. Zacisnął dłoń na rączce i z wielką szybkością oraz precyzją uderzył nią w pień drzewa rosnącego po jego lewej. Uśmiechnął się zadziornie, kiedy laska przebiła na wylot spoczywające na drzewie jaszczuro-podobne stworzenie wielkości co najmniej jego nogi. Istota, która jeszcze chwilę temu była niewidzialna, zaczęła się szamotać. Znów zapiszczało mu w uszach, jednak dwa razy głośniej. Skrzywił się nieznacznie, nie przepadał za hałasem. Docisnął laskę, która po chwili stanęła w płomieniach tak jak przebity drapieżnik.

    Piszczenie ustało, a ze zwierzęcia został jedynie popiół i nietknięte, ciemno-zielone serce. Demon podniósł je i ściągnął kapelusz. Spokojnie włożył do niego organ, który zniknął w ciemności jego wnętrza i odłożył go nad swoją głowę, jak gdyby nigdy nic.

    Stawiał nogę za nogą płynnie, kręcił laską swobodnie, nucąc pod nosem melodię "We'll meet again". Miał dobry humor, mimo że kiedyś nie przepadał za tym miejscem, właśnie przez te wielkie gady, które osiągały wielkość nawet trzech metrów i wydawały ten cholernie nieprzyjemny pisk. Na dodatek ich szpony były pokryte specyficzną substancją, która mogła sparaliżować nawet tak wybitnego demona jak on. Co prawda efekt nie trwał długo, przynajmniej nie na tyle by stworzenie zdążyło mu wyrządzić jakąś krzywdę, ale wciąż było to dość irytujące. Teraz jednak spacer po lesie i użeranie się z czyhającymi tu stworami wydało mu się idealną okazją do sprawdzenia się po tak długim odpoczynku i rozgrzania dawno nie używanych mięśni. Ostatecznie była to zaledwie rozgrzewka przed czymś, z czym miał się niebawem mierzyć.

     Zerwał parę większych żółtych grzybów i również schował je do cylindra. Rozejrzał się uważnie. Źrenica jego oka zwęziła się nieznacznie, kiedy wzrok zatrzymał się na niewielkim ptaszku z długim dziobem i szerokim, kolorowym ogonem. Demon podskoczył z lekkością na wysokość co najmniej pięciu metrów, idealnie by zrównać się z gałęzią, na której ów okaz przysypiał. Szybko, bezboleśnie i bezszelestnie wyrwał jedno piórko z kupra zwierzęcia i nienaturalnie powoli opadając, wylądował na ziemi w pełnej gracji.

- Hmm mam już serce Tokasaga, grzyby-meduzy, pióro Nijvem... - wymruczał pod nosem, zamyślony kontynuując wędrówkę - Powinienem zdążyć, skołować Klejnot Świtu, nim Dipper się obudzi... - zmarszczył brwi, spoglądając w górę  - Ale powinienem przyspieszyć. - wskoczył szybko na gałąź jednego z drzew i z prędkością trudną do uchwycenia przez ludzkie oko zaczął się przemieszczać, przeskakując z drzewa na drzewo.

    Po paru chwilach zwolnił, tu runo leśne było o wiele bardziej rozbudowane. Od niewielkich turkusowych paproci, przez przeróżnej maści kwiaty aż po krzaki pełne nienazwanych przez ludzi owoców i niższe drzewa, które uważnie podążały za Cipher'em "oczami". Przykucnął na trochę, wytężając wzrok. Paręnaście metrów przed nim dostrzegł rozstawione obozowisko.  To tu.  pomyślał. Obserwował miejsce uważnie, chcąc rozeznać się w sytuacji lepiej.  Jeden, Trzech... Sześciu, siedmiu... Jest ich siedmiu. - podążał wzrokiem za masywnymi postaciami, poruszającymi się po obozie.

   Ów stwory miały szaro-niebieską skórę i co najmniej po dwa metry wysokości. Dolna szczęka lekko wysuwała się na przód, a kły z niej wyrastające były szczególnie długie i ostre. Istoty miały długie, białe włosy upięte jakimiś lianami w najprostszy, wysoki, mocno ściągnięty kucyk. Oczy ich były całkiem białe, a ciała umięśnione i barczyste. Jedne nosiły wielkie żelazne topory inne maczugi. Ubrane były jedynie w skórę przewiązaną w pasie, a na ich ciele widać było wile pobitewnych blizn.

Po dobroci mi tego nie oddadzą.  pomyślał, uśmiechając się szeroko i bez namysłu wskoczył w sam środek obozowiska. W jego dłoni znów pojawiła się laska, a stwory, będące okolicznymi rabusiami, od razu go zauważyły.

    Zacisnąwszy dłonie na maczudze, jeden ze stworów zaatakował go z prawej. Ten jednak z gracją uniknął jego ataku o zaledwie parę milimetrów, uśmiechając się wyzywająco. Chciał dać im do zrozumienia, że się z nimi bawi. Od demona dało się wyraźnie wyczuć pychę i poczucie wyższości. 

   Od kiedy pamiętał czuł w sobie wielką moc, ciążącą na jego barkach. Kiedy jednak rzucał się w wir walki; kiedy otaczał go ten słodki chaos; czuł się tak lekko i błogo, jakby cały ten ciężar został z niego zabrany.

    Okolice rozdarł okrzyk walki, przypominający zbiorowe warknięcie. Kolejne ataki ruszyły w kierunku Bill'a, jednak ten unikał ich z łatwością, ewidentnie świetnie się przy tym bawiąc. - Chyba jednak nie wyszedłem z wpra... - tu urwał tę optymistyczną myśl, bo wielki Morgenstern* uderzył go z impetem w tył głowy, odrzucając parę metrów w przód i pozostawiając dwie spore dziury w jego głowie. Demon uderzył o ziemię, lądując na niej płasko - Jednak Ośmiu... - zacisnął pięści, w jego włosach pojawiły się płomienie, a kiedy zniknęły, po wgłębieniach nie było już śladu.

    Jeden ze stworów zdążył zaleźć się jednak już przy nim i zamachnął się wielkim toporem, z zamiarem przecięcia Cipher'a na pół, jednak on zdążył przeteleportować się w bok. Co prawda jedynie o niecały metr, jednak wystarczyło to, by uniknąć poważnej rany, której leczenie wymagałoby pokładów energii, których on chwilowo nie posiadał.

- Koniec zabawy chłopaki, bo Sosna w Chatce jeszcze zapuści mi korzenie~. - przeteleportował się do pozycji stojącej i szybkim ruchem uderzył laską jednego ze stworów prosto w szczękę, tak, że przesunęła się wyraźnie, czemu towarzyszyło głośne chrupnięcie. Szybko wskoczył na barki kolejnego i gładkim ruchem skręcił mu kark.

    Bill poruszał się szybko i precyzyjnie. Zabawa się skończyła. Nie miał na tyle czasu, by choć trochę się wyszaleć. Sprawa Dipper'a miała korzyści również dla niego, więc chciał przygotować się do zadania jak najszybciej i jak najlepiej. Wiedział, że przeciwnik, z jakim będą musieli się zmierzyć, jest potężny, więc musiał zregenerować moce, które aktualnie były mocno ograniczone.

    Walka przebiegała szybko, stwory ledwo nadążały wzrokiem za Cipher'em, który to atakował ich sprawnie, celując w czułe punkty. Niczym wygłodniały drapieżnik. Przecinał szponami gardła, kopnięciami wyrzucał w powietrze, przebijał laską na wylot. Trzeba było przyznać, że jego zdolności fizyczne były imponujące.

     Chcąc to zakończyć, wycelował w jednego dłonią, jednak... nic się nie stało. Rozszerzył oczy rozkojarzony na moment, wystarczająco długo by wielki topór wbił się przez jego ramię, aż do obojczyka. Krzyknął czując rozrywający ból. Poczuł lekki dreszcz na karku, nieco zagubiony. Sądził, że wystarczy mu energii... Stwór zarechotał triumfalnie. Dołączył do niego jeszcze jeden, który się ostał. Demon spojrzał na nich wściekle, wracając do rzeczywistości. Muszka zadrżała w dziwny sposób, lekko pobłyskując.

- To była moja ulubiona koszula. - powiedział chłodno Złociutki. Stwory zacisnęły dłonie na swoich broniach i zaatakowały go ponownie, ten jednak, mimo że wolniej, wciąż był w stanie uniknąć ich ataków. Szybkim ruchem przebił jednego z nich własną ręką, na wylot. Zabrał jego topór i rozciął nim na dwie części drugiego. Dyszał ciężko, patrząc na martwe ciała. Uśmiechnął się tryumfalnie z wyraźnym zadowoleniem - Miło się tak rozerwać od czasu do czasu. Brakowało mi tego~. - powiedział, przeciągając się z szerokim uśmiechem i wszedł do jednego z obozowych namiotów. 

    W jego oczy od razu rzuciła się pokaźnych rozmiarów skrzynia ze skarbami. Podszedł do niej i zaczął grzebać w najróżniejszych klejnotach. Diamenty, szmaragdy, rubiny. Klejnoty znane ludziom i takie, których nigdy nie widzieli na oczy, jak chociażby smocze serce, czy kwiat pustyni. Wszystkie pięknie świecące i pokaźnych rozmiarów. Wszystko to wylądowało na ziemi, ostatecznie dla demona były to proste błyskotki, bez większej wartości w jego oczach i dla danej sytuacji, więc wywalił je gdzieś na bok. 

- Jest! - powiedział entuzjastycznie. Na samym dnie spoczywała, mała błękitna kulka ze złotymi smugami i przeźroczystymi przebłyskami. Wyglądała niepozornie. Jeśli skarby przeglądałby, ktoś niezaznajomiony z wiedzą magiczną, pomyślałby, że to przeciętny koralik, który zaplątał się między te piękne klejnoty.

     Cipher zgarnął jeszcze dwie bryłki ukochanego złota, jakie udało mu się znaleźć i wszystko to schował w swoim cylindrze. Przeciągnął się i syknął cicho. Spojrzał na rozcięte ramię, które nawet nie myślało, by się goić, a czarna, smolista ciecz wypływająca z rany ospale, coraz bardziej go brudząc. Mruknął coś w nieludzkim języku pod nosem i udał się w drogę powrotną. Jako, że nie musiał już oglądać się za składnikami, odetchnął cicho, nieco się rozluźniając. Zatopił się we własnych myślach i postanowił cieszyć spacerem. Zastanawiał się co będzie robił kiedy ich pakt się skończy, czego właściwie chce, jednak stwierdził, że wybiega myślami nazbyt do przodu. Ostatecznie mógł zginąć, więc skierował myśli na nieco inny, bardziej aktualny tor...


Pozostawiony cień dalej obserwował śpiącego chłopaka...

^^^^^^^

(*1456 słowa*)

Morgenstern* - (morgensztern, gwiazda poranna, gwiazda zaranna) - broń obuchowa, rodzaj siekiery

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro