Kłamstwo Jedenaste

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Intencje Billa są takie jakimi je przedstawia, a Dipper wcale mu nie ufa.

.......

    Dipper otworzył powoli oczy i zmęczonym wzrokiem spojrzał w sufit. Patrzył tak przez chwilę otępiały i dopiero po paru sekundach z otwartymi szeroko oczyma podniósł się do siadu i skierował wzrok na łóżko obok - Mabel. - jego głos był zdławiony. Rozejrzał się po pokoju, jednak w pomieszczeniu poza nim nie było nikogo.

    Wszystko jest na swoim miejscu... Jakby żadnego pożaru nie było... — w jego sercu zrodziła się na nowo nadzieja. Śmiała i jakże naiwna myśl, że to wszystko było jedynie koszmarem. Wstał powoli i ruszył w stronę drzwi. Już sięgał do klamki, kiedy kątem oka dostrzegł na ścianie obok wysoki i nienaturalnie czarny cień. Krzyknął krótko, odskakując na drugi koniec pokoju i upadł na dywan. Postać przechyliła głowę na bok, a chłopaka przeszedł dreszcz, kiedy zrozumiał do kogo może należeć ów cienista istota. Ostatecznie złote oko na czole tego czegoś było dla niego dość jednoznacznym znakiem.

- Ciph... Bill..? - zapytał cicho i zmrużył oczy powoli wstając. Przypomniał sobie ostatnie wydarzenia i godząc się z ich rzeczywistością, nieco się uspokoił. Przynajmniej była szansa, że istota nic mu nie zrobi, o ile w ogóle cień na ścianie mógł wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę - Uhm.. To ty Bill? -  powoli podszedł do czarnego stworzenia posiadającego jedynie dwa D. Wzdrygnął się, gdy to coś przecząco pokręciło głową - Więc czym... Kim jesteś? - tym razem zrobił krok w tył, ale stał już wyprostowany. Cieniste stworzenie przechyliło główkę na bok i wskazało na siebie - Uh...Cieniem Billa? - odezwał się niepewnie młody Pines po chwili namysłu. Kiwnięcie głową sprawiło, że odetchnął w duchu. Przynajmniej wiedział z czym miał do czynienia, a to już coś - Więc... gdzie jest Bill? - podrapał się po karku zakłopotany. Czarna jak smoła dłoń wskazała na okno - Wyszedł do lasu? - spojrzał we wskazanym kierunku skołowany - Po co? - zadał kolejne pytanie po uzyskaniu potwierdzenia na poprzednie. Na ścianie pojawiły się ciemne plamy w kształcie jakichś nieznanych mu przedmiotów - Potrzebował czegoś stamtąd? - kolejne potwierdzenie - Mógł mnie obudzić... Poszedłbym z nim. - westchnął i usiadł na łóżku z cichym westchnieniem. Musiał sobie to wszystko poukładać.

   Wujek i Mabel zaginęli... Ja ostatnimi czasy wyżalałem się demonowi, który wcale nie był martwy... Na dodatek, uwolniłem go, a teraz siedzę z jego cieniem w pokoju, czekając aż wróci... Jeśli wróci... — rozmyślał, przygryzając paznokieć, kiedy z tego stanu wyrwał go dotyk czyjejś nieludzko zimnej dłoni na ramieniu. Wzdrygnął się i spojrzał na ramię jednak nic tam nie odnalazł. Rozejrzał się dookoła, czarna istotą dotykała jego ramienia jednak nie fizycznie a przez jego własny, ledwo widzialny cień. Ciarki przeszły po całym jego ciele — Może mnie dotknąć. — dotarło do niego. Czuł się z tą wiedzą mniej bezpiecznie niż parę minut temu, mimo że gest istoty ewidentnie miał w intencji dodanie mu otuchy.

- Wiesz kiedy wróci? - zagadnął w końcu, siadając przodem do ściany. Cień pokręcił przecząco głową i usiadł po turecku na cieniu rzucanym przez łóżko - Ale wróci, prawda? - cień pokiwał energicznie, wręcz wesoło, głową. Dipper uśmiechnął się lekko - Zawsze miałeś świadomość? - zadał kolejne pytanie po chwili, nie chcąc siedzieć w niekomfortowe ciszy z nowym towarzyszem. Cień zaczął pokazywać coś dłońmi - Uhm, jeśli to migowy to nie zrozumiem. - westchnął zakłopotany — Mabel by się tu przydała... — pomyślał z goryczą, jednak temat ten został od niego oderwany, kiedy na ścianie zaczęły pojawiać się czarne słowa.

"Nie, i nie mam jej też cały czas."

- Dlaczego? To ci nie przeszkadza? Jak to działa? - Dipper'a ewidentnie zafascynował ten temat. 

Sosenko, nie uważasz, że to nierozważne pytać o takie rzeczy? Cień jeszcze zacznie jakiś bunt, a nie mamy czasu na takie pierdoły. - z cienia, który w sekundzie się wyprostował i zesztywniał, wydobył się głos Billa, po czym nastąpił krótki śmiech. Szatyn rozejrzał się skołowany po pokoju szukając wzrokiem Cipher'a, jednak nigdzie go nie widział - Mówię przez Cień Dipper, nie udawaj głupszego niż jesteś. - na te słowa chłopak zarumienił się lekko speszony i spojrzał w złote oko, które teraz wyraźnie za nim podążało. - Zaraz będę w Chacie, jeśli czujesz się już na siłach mógłbyś znieść do salonu apteczkę? - Cień przechylił głowę na bok.

- Jesteś ranny? Co się stało? - Dipper spojrzał na niego w szoku i podniósł się szybko. Nim Cipher zdążył mu odpowiedzieć, on wyszedł już z pokoju, uznając, że pytania mogą poczekać.

°

   Kiedy tylko Bill otworzył drzwi, jego oczy napotkały czekoladowe spojrzenie młodego Pines'a, które przeszywało go na wylot. Dipper z początku chciał wygłosić demonowi kazanie, za to, że go o takowym planie chociaż nie poinformował, ale kiedy jego wzrok padł na głęboką ranę, prawie odciętej ręki, która ledwo trzymała się ciała, zbladł i na moment odjęło mu mowę.

- K-kto ci..? - urwał i wziął demona pod zdrowe ramię - Opowiesz mi gdzie byłeś, po co i co zrobiłeś, kiedy już się nieco zregenerujesz. - zdecydował dość stanowczo, sam zaskoczony swoją szybką reakcją. Zaprowadził cytrynowookiego do salonu. Cipher uniósł brew w zdziwieniu — Czyżby Sosenka aż tak przejęła się moim stanem?  — pojawiło się w jego głowie, jednak szybko wytłumaczył to tym iż młody Pines potrzebuje przecież jego pomocy i to na pewno stoi za jego zachowaniem. 

   Szatyn jednak, chodź nawet przed sobą by się do tego nie przyznał, faktycznie zmartwił się samym stanem Bill'a. Nie wypowiedział tego na głos, ale był wdzięczny demonowi, za te tygodnie w których go słuchał, za ratunek tamtej nocy i za pomoc teraz. Nie wiedział co motywowało dawnego wroga, jednak wbrew jakiejkolwiek logice czuł się przy nim dziwnie swobodnie, prawie bezpiecznie... Mimo wszystko stał się dla niego istotną częścią tej szarej codzienności. Posadził więc demona ostrożnie na wiekowej kanapie i otworzył apteczkę.

- Zdejmij koszulę, jeśli możesz, oczyszczę ranę. - powiedział biorąc wodę utlenioną oraz igłę z nicią.

    Demon chciał rzucić jakiś uszczypliwy Komentarz w stylu "Tak krótko się znamy, a ty już chcesz żebym się tu dla ciebie rozbierał ~?" — jak na osobę z mentalnością gimnazjalisty przystało, ale powstrzymał się zbyt zdziwiony tym z jaką powagą chłopak zajmuje się jego stanem. Dlatego też spokojnie zdrową ręką rozpiął guziki i zdjął koszulę, ukazując dobrze zbudowane ciało i oczywiście świeżą ranę, z której dalej leniwie sączyła się gęsta, smolista maź.

    Dipper skupiony był jednak na swoim zadaniu i nie zamierzał rozmyślać teraz nad budową ciała blondyna i tym jakie mają znaczenie złote symbole na nim namalowane. Przemył ranę dużą ilością wody utlenionej, na co demon nawet się nie skrzywił. Następnie igłą, o dość niestandardowym kształcie, zabrał się ostrożnie za zszywanie, a raczej przyszywanie ramienia do reszty ciała Bill'a. Marszcząc brwi starał się ignorować paskudny widok przeciętej kości i surowego mięsa, by wykonywać czynność dokładnie. Oczywiście nie znał się na zaszywaniu ran, ani właściwie czymkolwiek związanym z medycyną... Ale Mabel uczyła go zaszywać dziury w ubraniach, żeby sam to robił, a nie przychodził z tym do niej, więc na łączeniu ramienia widniał teraz szlak różowej nici, która wyglądała dość... Nieprofesjonalnie, mówiąc delikatnie. Kiedy już skończył zabandażował ją jeszcze ostrożnie, ale ciasno.

- Uhm, nie jestem pewien czy będziesz mógł nią jeszcze ruszać. Trzymała się na niewielkim fragmencie skóry a nie mam zdolności wiązania na nowo nerwów ze sobą i... - zaczął szatyn nieco przygnębiony, z odrobiną współczucia i zakłopotania w głosie, jednak demon przerwał mu położeniem "chorej" ręki na ramieniu, na co młody Pines wzdrygnął się nieznacznie.

- Spokojnie Sosenko, nie jestem człowiekiem ~. - wyszczerzył się szeroko, jakby z dumą - Ale dziękuję za troskę ~. - dodał robiąc słodkie oczka, na co jego rozmówca jedynie wywrócił oczyma i odwrócił głowę, by ukryć niewielki rumieniec zażenowania.

- Dobra, dobra. Skoro tak świetnie się czujesz, to może powiesz mi po co byłeś w tym lesie i dlaczego sam? - powiedział, siadając naprzeciw niego w siadzie skrzyżnym, z założonymi rękoma.

- Potrzebowałem paru składników z bardziej niebezpiecznej części lasu do teleportacji nas obojga. Nie chciałem żebyś umarł zanim nawet dojdzie do paktu. - uśmiechnął się szeroko, a Dippera przeszły ciarki. — No tak, musimy zawrzeć pakt, zapomniałem...  — pomyślał chłopak cierpko.  - Oj, ale co ci tak zrzedła mina? - uniósł brew, a jego usta po chwili rozsunęły się w szerokim uśmiechu - Chyba nie myślałeś, że się bez tego obejdzie ~? - szatyn uciekł wzrokiem gdzieś w bok.

- Czego chcesz w zamian? - zapytał, przybierając rzeczową postawę i spojrzał na demona z powagą w oczach — Ostatecznie chodzi o moją siostrę i wuja.

- Cóż, o wynagrodzeniu zdecyduje po tym, jak już znajdziemy twojego wujka i siostrę. - wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodnie na kanapie - Ale zawrzemy pakt, ostatecznie muszę mieć jakieś zabezpieczenie ~. - uśmiechnął się szeroko.

- Uważasz, że nie dotrzymam umowy słownej? - chłopak uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi, przybierając lekko obruszoną postawę.

- Chciałbym Ci wierzyć Sosenko, ale kiedy już znajdziemy Szóstaka i Spadającą Gwiazdkę, obawiam się, że mogą cię namawiać do... Alternatywnego rozwiązania ~. - skrzywił się na chwilę, wstając z kanapy - Dlatego pakt, który zawrzemy będzie inny niż nasz ostatni. - odsunął fotel i podwinął dywan, robiąc miejsce. Wystawił otwartą dłoń w kierunku podłogi i zaczął coś szeptać, a na drewnianym podłożu wypalony został krąg z wieloma dziwnymi symbolami wewnątrz i trójkątem w centrum. Młody Pines wzdrygnął się, widząc płomienie i nie znane mu znaki.  - Stań tam. - wskazał niewielkie puste miejsce w kręgu między symbolami, a chłopak, bez zbędnego przedłużania, wykonał polecenie.

- Więc na czym polega różnica? - zapytał, przyglądając się uważnie rysunkowi i hieroglifom wpisanym w niego.

- Różnica jest taka, że ten pakt zapewni mi nietykalność w razie potrzeby. - w dłoni demona pojawił się niewielki, pięknie zdobiony sztylet. Chłopak wzdrygnął się lekko, widząc srebrne, błyszczące ostrze - To pakt zawierany krwią. - dodał, unosząc lewy kącik ust do góry.

- Jakie są jego warunki? - Szatyn zmarszczył lekko brwi, uważnie obserwując demona i ostrze, którym kręcił między palcami z niezwykłą zręcznością.

- Cóż, twoje warunki w zamian za moje, jak w zwykłym, na tej płaszczyźnie nic się nie zmienia. Ale. - Uśmiechnął się szeroko i tajemniczo - Jeśli ktoś mnie zrani, ty również to poczujesz. Jeśli ktoś mnie zabije, ty również umrzesz. - wyjaśnił. Dipper zamyślił się na chwilę, uciekając gdzieś wzrokiem.

- Faktycznie. - odezwał się po chwili, jego czekoladowe oczy znów spojrzały na demona - To dobre zabezpieczenie. - przyznał szczerze - A czy działa to też w drugą stronę? - zapytał zaciekawiony.

- Ach, nic ci nie umknie, prawda~? - demon zachichotał krótko - Cóż gdyby był to zwykły pakt krwi, owszem, działałoby to w obie strony, ból rozkładał by się na dwie osoby. - wyjaśnił - Jednak ten, który zawieramy jest zmodyfikowany tak, by działał jedynie w jedną stronę. - dodał, na co szatyn skinął głową, choć w środku nieco się zawiódł.

- Zatem na co czekamy? - wyciągnął dłoń w stronę demona, a ten uśmiechnął się zadziornie. Spodziewał się ze strony chłopaka chociażby jakiegoś małego zawahania, ale mile zaskoczyła go ta pewność młodego Pines'a. Utwierdziło go to w przekonaniu, że jego ludzki towarzysz pozostanie po jego stronie tak długo, jak będzie przekonany, że to jedyny sposób na odzyskanie wuja i bliźniaczki.

   Złotooki mamrocząc znów coś niezrozumiałego pod nosem, przeciął szybko swoją lewą dłoń od wewnętrznej strony. Z rany wypłynęła czarna, smolista ciecz. Podobnie postąpił z dłonią Dipper'a, nawet nie czekając aż ten zorientuje się w sytuacji. Chłopak syknął cicho, lekko się krzywiąc. Krew leniwie wylała się ze szczypiącej rany, brudząc wnętrze bladej dłoni.

- •|Π∆^°\∆∆^\\0=~•|• - demon wypowiedział to głośno i wyraźnie, tym swoim nieludzkim głosem i szatyn był pewien, że za nic nie potrafiłby tego powtórzyć. Demon wyciągnął do niego dłoń, a on przyjął ją bez zawahania. Ich krew zmieszała się i parę kropli spadło w sam środek kręgu. Błękitne płomienie otuliły ich obojga przyjemnym ciepłem, na chwilę oślepiając  swoim blaskiem. Serce młodego Pines'a przyspieszyło w stresie, a wzrok niepewnie skrzyżował się z tajemniczym spojrzeniem złotych oczu. Ogień rozpłynął się jakby wiatr rozwiał go od wewnątrz.

   Demon puścił dłoń swojego kontrahenta i uśmiechnął się zadziornie. Wszystko szło zgodnie z planem. Zabezpieczenie już miał, teraz tylko odzyska moc i będzie mógł dopełnić zemsty, na którą czekał już tak długo...

- To wszystko? - zapytał Dipper, nieco zaskoczony oglądając swoje ręce. Spodziewał się jakiegoś znaku, jakiejś zmiany w swoim i demona ciele.

- Tak. - mruknął Złotooki, pochłonięty już planowaniem wszystkiego od A do Z. Ostatecznie, choć młody Pines nie zdawał sobie z tego sprawy, Bill miał swoje własne motywy i nie zamierzał oświecić nimi zagubionego człowieczka.

- Mam gdzieś jakiś znak, albo..? - zaczął, dalej się oglądając.

- Nie. Nie wiem jakie masz wyobrażenie o paktach, ale tatuażu ci nie robią. - zachichotał, rozbawiony naiwnością towarzysza i skłamałby gdyby powiedział, że nie uznał roztargnienia kompana za nieco urocze. Dipper lekko się zarumienił speszony i odwrócił wzrok. Stał tak nie do końca wiedząc co dalej - Na co czekasz, chodź. Musimy ci zrobić jakiś prowiant na drogę, nie zamierzam marnować energii na wyczarowywanie ci jedzenia. - westchnął zaglądając do lodówki w Chacie.

- To będzie daleka droga? - zapytał chłopak podchodząc do demona i pomagając mu wyciągnąć wszystkie przydatne składniki.

- Cóż, na początek musimy udać się w pewne miejsce, gdzie odzyskam pełnię sił. A żeby tam dotrzeć nie mogę marnować magii na głupoty. - westchnął cicho, zabierając się za robienie kanapek z randomowymi dodatkami.

- Twoja magia się sama nie regeneruje? - zapytał zaciekawiony, również sporządzając jedną z najprostszych potraw — kanapki.

- Regeneruje, ale aktualnie tak powoli, że nie mamy czasu czekać, aż wrócę do pełni sił naturalnie. To skomplikowane i nie będę ci tego teraz tłumaczył. - wywrócił oczyma, nie chcąc przyznać, że osłabł tak po tym, jak go pokonali.

   Na chwilę nastała między nimi cisza, przerywana jedynie szelestem papieru śniadaniowego. Była ona nieco niezręczna, ale młody Pines postanowił ją przerwać, bo w jego umyśle pojawiło się kolejne pytanie. Może i naiwne, ale zrodzone z dziwnie szczerego pragnienia gdzieś w środku.

- Uhm, Bill... - zagadnął, spoglądając na Złotookiego.

- Tak? - głos demona był dość monotonny, ale krótkie spojrzenie złotych oczu dało Dipper'owi znać, że Cipher jest chętny kontynuować tę rozmowę.

- Kiedy będzie już po wszystkim... Ty pomożesz mi i zdecydujesz co ze mną zrobisz... Mógłbyś mi nieco o sobie opowiedzieć? - zapytał, wracając wzrokiem do kanapek. Trochę się spiął, ponownie czując na sobie wzrok złotych oczu przeszywających go na wskroś, tym razem o wiele intensywniej.

- Co masz na myśli? - demon uniósł brew, na chwilę przerywając poprzednią czynność. Oparł się bokiem o blat i skrzyżował ręce na piersi.

- No wiesz, te wszystkie demoniczne sprawy. Bo zakładam, że nie planujesz dla mnie zbyt świetlanej przyszłości... - nieznacznie się skrzywił, czując lekkie ciarki przebiegające mu po karku - Więc przed tym miałem nadzieję cię nieco lepiej poznać... Może Ci się to wydać głupie i naiwne, ale przez to ile czasu spędziłem z tobą na polanie, naprawdę wiele pytań krąży mi po głowie w stosunku do twojej osoby i cholernie chciałbym poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania. - przyznał z każdym słowem czując się odrobine pewniej, jednak kiedy skończył ponownie nastała cisza, a demon wrócił bez słowa do robienia kanapek. Chłopak posmutniał i odwrócił się znów do blatu speszony.

- Możemy porozmawiać w czasie podróży. - powiedział znienacka monotonnym głosem, tak nagle, że serce szatyna zabiło szybciej - Ale nie licz, że na wszystko odpowiem. - dodał i spojrzał na chłopaka. Momentalnie lekki rumieniec oblał jego policzki kiedy zobaczył jak Dipper na niego patrzy i jaką radością oraz podekscytowaniem świecą jego oczy. Serce demona oblało dziwne, przyjemne ciepło, więc złotowłosy nie wiedząc co innego może zrobić, uśmiechnął się krótko i wrócił do organizacji prowiantu.

- Więęc to znaczy, że możemy już zacząć? - chłopak wydawał się niestosownie podekscytowany, co demon skwitował krótkim, dźwięcznym chichotem.

- Spokojnie, zaczniemy po dotarciu na drugą stronę portalu. - powiedział, a uśmiech tym razem pozostał na jego ustach na dłużej.

- Ale czemuuu? - Dipper spojrzał na niego błagalnie.

- Rób kanapki. - odpowiedział, zauważając, że chłopak zaprzestał czynności - Na razie daj mi odetchnąć, dopiero co wróciłem z niebezpiecznej wyprawy. - pokazał mu język rozbawiony  - A ty już byś chciał znać odpowiedzi na wszystkie pytania. - dał mu pstryczka w nos, na co młody Pines zachichotał cicho i oboje wrócili do robienia kanapek.

°

    Dipper siedział z dwoma zapakowanymi plecakami na fotelu w piwnicy, uważnie obserwując poczynania cytrynowookiego, który właśnie malował kredą dziwne symbole na podłodze.

- Co to? - zagadnął po chwili, studiując wzrokiem strukturę symboli i starając się je zapamiętać.

- Pieczęci. Te zamkną portal za nami, żeby nic z tamtego wymiaru nie wpełzło tutaj, a ta go ustabilizuje, by zmieścił się w konkretne miejsce. Tam gdzie idziemy muszę zmieścić przejście w konkretne miejsce, inaczej nie zadziała. - odpowiedział wyciągając z cylindra dziwne przedmioty - Na tamten wymiar są narzucone pewne specjalne zaklęcia, by dało się tam dostać w tylko jedne konkretne miejsce. To takie zabezpieczenie przed nieproszonymi gośćmi. - dodał, biorąc w dłonie połyskujące grzyby. Podwinął rękawy czarnej bluzy, którą dostał od Dipper'a, by nie chodzić półnago. Zaczął ugniatać w niewielkiej drewnianej misce ów nieznane ludziom rośliny.

- A to do czego? - padło kolejne pytanie - Po to byłeś w lesie? - oparł zaciekawiony głowę na dłoniach, siadając przy demonie.

- Owszem, potrzebuje tego do otworzenia portalu. - zaczął, spokojnie gniotąc roślinę na gładką masę - To grzyby-meduzy, tamto to serce Tokasaga, takiego wrednego gadziora z głębszych części lasu, podobny nieco do warana z komodo. - wskazywał po kolei na obiekty - Pióro Nijvem, coś jak w wasze wyobrażenie Feniksa, ale jednak nie. Oraz Klejnot Świtu. - pokazał niewielki koralik z subtelnym uśmiechem - Nie wygląda zbyt imponująco, wiem, ale to element, bez którego reszta by nie zadziałała, coś jak bateria dla budzika, bez też możesz sobie postawić na półce i będzie fajnie wyglądać, ale głównej funkcji spełniać nie będzie. - wzruszył ramionami i do miski wrzucił jeszcze serce i pióro, które stopiły się w mieszaninie jak kostka lody po wrzuceniu do wrzątku. Roztwór przybrał magicznie błękitny kolor. Demon zamieszał to i szybko ze sporym zamachem wylał to w przestrzeń w stronę pieczęci jakby chciał je oblać, jednak ku zaskoczeniu młodego Pines'a grawitacja nie zadziałała i ciecz rozlała się płasko w powietrzu i zawisła w nim tuż nad stabilizującą pieczęcią, tworząc coś na kształt lustra.

- Woah! Ale ekstra! - podniósł się szybko z iskierkami w oczach i podszedł do tafli. Wyciągnął dłoń w jej stronę i przejechał po, jak się okazało, jej twardej jak skała powierzchni - Uhm, na pewno możemy przez to przejść? - zapytał, dalej jeżdżąc dłońmi po gładkiej powierzchni zaciekawiony.

- Tak, ale jak mówiłem. - pokazał, trzymany klejnot - Bez tego nie zadziała. - dodał i wziął chłopaka lekko za nadgarstek, nieco się z nim odsuwając. Zamachnął się i wrzucił trzymane maleństwo w samo centrum tafli, która lekko zabłysła i zaczęła leniwie wirować - Bierz plecak i chwyć się mnie mocno, portal będzie wysoko nad ziemią, a ludzi nie latają jeśli dobrze pamiętam. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem sam też biorąc jeden plecak. Szatyn szybko wykonał polecenie i złapał znów demona za dłoń.

- Okej. - powiedział dziarsko, nieco podekscytowany pierwszą wielowymiarową wyprawą. Blondyn wywrócił oczyma rozbawiony i przeniósł dłonie Dipper'a, tak by obejmował jego szyję i podniósł go jedną ręką pod pupę. Chłopak pisnął zaskoczony, bo stało się to dość nagle, lekko poczerwieniały spojrzał karcąco na towarzyszą, jednak ten zignorował to i z głupawym uśmiechem wskoczył w portal tyłem, zanurzając się w jego tafli coraz głębiej aż obaj zniknęli z tego świata.

Znaleźli się między rogami diabła...

^^^^^^^
(*3023 słów*)

Bill uważaj gdzie kładziesz dłonie... —Owo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro