Kłamstwo Pierwsze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bill Cipher został zniszczony Tamtego lata, a Dipper'a nie obchodziły już tajemnice Gravity Falls.

.........

  Bus jechał spokojnie mokrą od deszczu drogą. Powoli zbliżał się do kolejnego przystanku, jakim było niewielkie miasteczko, Gravity Falls. Tymczasem w środku zostało jedynie ośmiu pasażerów.

   Młode małżeństwo z dziesięcioletnią córką, którzy rozmawiali o czymś spokojnie, ciesząc się podróżą. Jechali na weekend do dziadków z okazji urodzin dziewczynki.

   Młody mężczyzna z neseserem pracujący na laptopie z zapałem. Szef znów postawił mu absurdalny wręcz deadline i biedak pisał reportaż o jakimś zbiegłym Nożowniku. Męczył się z tym już od paru godzin.

  Jakaś kobieta, wracając z imprezy, która wsiadła przystanek wcześniej i trochę śmierdziała alkoholem. Aktualnie chwiała się na siedzeniu przy oknie i śpiewała coś pod nosem.

   Starszy mężczyzna z uśmiechem rozmawiający z kierowcą podrapał się po łysienie. Rozmawiali o sytuacji politycznej w kraju, ale o dziwo, mimo odmiennych zdań, zachowywali sporą kulturę dyskusji. Może dlatego, że oboje byli w takim wieku, że nie ma się siły na spory, a może to kwestia wychowania.

   Na tyłach siedziało za to siedemnastoletnie rodzeństwo, bliźniaki Pines. Dziewczyna o długich, lekko kręconych, brązowych włosach spała z głową na kolanach brata, który patrzył w zamyśleniu przez okno z jedną słuchawką w uchu. Jego wzrok utkwił w spływających po szybie kroplach deszczu, ignorując mijane drzewa. Widok ten jednak nieco przyprawiał go o mdłości, ale był już tak zmęczony długą podróżą, że nawet nie miał siły odwrócić wzroku, by uniknąć konsekwencji chwilowej choroby lokomocyjnej. Jego myśli były już na miejscu. Chciał już mieć za sobą, jak mu się wydawało, trudną rozmowę i przejść się po lesie. Poczuć zapach igliwia i świeżość powietrza. Ponownie, jak za czasów dzieciństwa, natknąć się na coś nadnaturalnego, nowego i, jego zdaniem - fascynującego.

   Bus zatrzymał się z lekkim poślizgiem na mokrym podłożu i lekko się przekręcił, ale, jako że było to jedynie odchylenie o jakieś parę centymetrów, nikt tego nawet nie spostrzegł.

   Dipper, bo tak zwał się brązowo–włosy, lekko szturchnął siostrę, która spokojnie się wybudziła. Zebrali swoje bagaże i opuścili pojazd, zaraz po mężczyźnie z neseserem. Rozłożyli parasole, ten chłopaka był dość krótki, granatowy, wręcz formalny, bliźniaczki za to był pastelowo—fioletowy w blado—turkusowe koła o różnych rozmiarach.

   Ciche westchnienie, przepełnione melancholią wspomnień wydostało się z ust młodego chłopaka, kiedy jego wzrok spoczął na miasteczku. Nie był tu od czasu pamiętnych wakacji. Nauka całkowicie go pochłonęła i nie miał czasu na nic poza nią od ostatnich siedmiu lat. Co prawda nie skończył jeszcze studiów, ale sytuacja zmusiła go, wraz z siostrą, do powrotu na stare śmieci. 

   Parę tygodni temu zginął ich wujek, Stanley Pines. Został rozszarpany przez jakieś nadprzyrodzone stworzenie, na jednej z wypraw, na które ostatnimi laty chodził ze swoim bliźniakiem regularnie. Za parę dni miał być jego pogrzeb i choć poruszyło to wszystkich członków rodziny, najbardziej strata dotknęła Stanforda. Starzec załamał się i całe dnie spędzał w laboratorium, bredząc o jakimś wskrzeszeniu i potężnej, zakazanej magii. Był rozdarty między pomysłem przywrócenia brata, a dołączenia do niego, gdziekolwiek się teraz znajduje.

°

  Mabel spojrzała na brata i położyła mu dłoń na ramieniu, widząc jego zmartwione spojrzenie. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, choć dla niej również sytuacja była okropnie trudna. Oboje mieli do siebie żal, przez ten czas widzieli wujka jedynie parę razy na jakichś świętach lub przez sporadyczne rozmowy video. Stanowczo za mało, zwłaszcza że teraz już go nie zobaczą.

   Ruszyli powoli, mimo lat, pamiętali drogę, na dodatek była ona opatrzona masą banerów, więc sztuką byłoby nie dotrzeć do celu.

- Hej, Braciak, rozchmurz się... - powiedziała z wymuszonym uśmiechem na ustach - Wystarczy, że wujek jest w złym stanie... Jesteśmy tu, by mu pomóc, a nie zakładać kółko smutasów, nie? - dodała z niekrytym zmęczeniem w głosie. Odkąd dotarła do nich ta druzgocąca wiadomość, mało spała, męczyły ją koszmary i wyrzuty. Była jednak świadoma, że kiedy tylko spotkają się z Fordem, musi założyć na usta spokojny uśmiech i wraz z bratem otoczyć wuja troską i ciepłem, którego ostatnimi czasy brakowało w Chacie Tajemnic.

-Wiem Mabs... Wybacz.- spojrzał w bok i utkwił spojrzenie w gęstym lesie. Jego ton był równie zmęczony co siostry, chociaż on nie płakał, starał się trzymać emocje w ryzach, bo zdawał sobie sprawę, że kiedy przyjdzie co do czego, musi zaopiekować się i Fordem i Mabel. Musi być dla nich silny. Musi utrzymać tę maskę.

-Szmebuldog. - dało się słyszeć z krzaków i po chwili na drogę wyskoczył stary, mały krasnal. Spojrzał na rodzeństwo, które zaskoczone się zatrzymało - Szmebuldog? - przechylił małą, brodatą główkę na bok i nagle przytulił nogę Mabel. Dziewczyna spojrzała na brata skołowana, a ten kucnął jedynie i odczepił lekko skrzata, który następnie wtulił się w jego dłoń. Dipper przyjrzał się małemu starcowi. Wydawał się smutny i patrzył na bliźniaki wielkimi, zaszklonymi oczyma - Szmebuldog... - szepnął i nagle uciekł, pozostawiając młodych Pinesów w konsternacji.

-Emm... Dipper... Rozumiesz coś z tego..? - spojrzała na brata skołowana, ten jednak równie zmieszany, wzruszył ramionami i postanowił zostawić tę sytuację bez komentarza.

°

- Myślisz, że będzie na nas zły..? Tak dawno nie rozmawialiśmy... - odezwała się znów po chwili ciszy i spojrzała na brata ze zmartwieniem w brązowych oczach.

-To bardzo prawdopodobne... Ale ma do tego prawo... - westchnął i przejechał dłonią po twarzy, jakby chcąc z niej powoli ściągnąć całe zmęczenie. Stanęli przed drzwiami, ich oczy się spotkały i wymienili się spojrzeniami przepełnionymi obawą. Następnie, po chwili zawahania, Dipper zapukał do drzwi knykciami zaciśniętej pięści.

   Minęło parę chwil, nim usłyszeli skrzypienie podłogi w holu, a następnie brzęk kluczy przekręcanych w zamku. Drzwi powoli się otworzyły. Stał w nich stary mężczyzna, miał podkrążone, pełne zmęczenia oczy, skryte za kanciastymi okularami, przydługie włosy widocznie nieczesane od bardzo dawna. Cienka blizna zdobiła jego szyję. Ciągnęła się od linii szczęki z prawej, aż do lekkiego zagłębienia między obojczykami. Był ubrany w szary, sprany szlafrok. Innymi słowy, w drzwiach stał wrak mężczyzny, właściwie to wrak starca.

   Widząc Mabel i Dipper'a jego oczy lekko zabłysły, a brwi uniosły w szoku. Nie spodziewał się siostrzeńców tak wcześnie. Właściwie, to nie spodziewał się żadnych gości.

-Wujku Fordzie, my... - zaczął chłopak, jednak starzec przerwał mu, zamykając go i siostrę w szczelny uścisku. Młody Pines wymienił z rówieśniczką porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wtulili się w starego mężczyznę, który zaczął szlochać cicho. Oczywistym było, że po paru chwilach dołączyła się do niego Mabel. Dipper z kolei starał się nie dać emocjom i nie uczestniczyć w tej żałobnej symfonii. Spojrzał na nich jedynie zmartwiony i wzmocnił uścisk, delikatnie gładząc ich plecy.

-Może wejdźmy... Zaparzę herbaty. - powiedział w końcu student i uśmiechnął się pokrzepiająco. Wuj spojrzał na niego i otarł łzy.

-Tak, to dobry pomysł. - Powiedział, powoli się uspokajając. Jestem najstarszy, a zachowuje się jak dziecko... Jeszcze przy nich... Skarcił się w myślach. Mabel starła rękawem niebieskiego swetra łzy z policzków i uśmiechnęła się ciepło do Forda. Otuliła go lekko i ruszyła z nim do salonu, podczas gdy Dipper zniknął w kuchni.

°

   Na stole stały trzy różne kubki. Były wypełnione najzwyklejszą, czarną herbatą. Nad nimi unosiła się ciepła para. Mabel od razu wzięła w swoje dłonie fioletowy z białymi chmurkami.

- Więc na jak długo przyjechaliście? - zapytał Ford, biorąc w dłonie duży, biały kubek z nadrukiem okularów. Spodziewał się, że wyjadą po pogrzebie, może nie od razu, ale niedługo po nim. Mabel zakłopotana upiła łyk napoju i spojrzała na brata.

- Cóż.. Właściwie to zastanawialiśmy się, czy... nie moglibyśmy zamieszkać tu z tobą..? - powiedział niepewnie, biorąc ciemno–zielony kubek w renifery. Stary Pines spojrzał na nich w szoku - Wiesz, Mabel znalazła tu pracę w salonie kosmetycznym. Ja dokończę tu studia... a ty nie będziesz tu sam. - dodał i uśmiechnął się niepewnie.

-Słuchajcie dzieciaki... - westchnął po chwili - Nie marnujcie sobie przeze mnie życia... W tej dziurze nie ma przyszłości... - mruknął zgorzkniale, choć inicjatywa siostrzeńców go cholernie poruszyła.

- To nie tak wujku! - odezwała się żywo Mabel, prawie rozlewając herbatę - Znaczy się... chcemy spędzić z tobą czas... i ja już znalazłam tu pracę, a Dipper znalazł sobie uczelnie, gdzie będzie kontynuował studia. - zakłopotana dodała szybko, nie wiedziała właściwie, co powiedzieć, by przekonać wujka - I... -

- Chodzi o to wujku... - uratował siostrę Dipper, przejmując inicjatywę w rozmowie - Że tęskniliśmy... i wszystko jest już pozałatwiane... Pytanie tylko, czy nas przyjmiesz..? - spuentował. Młode bliźniaki spojrzał na wuja, który nieco zakłopotany i wzruszony uśmiechnął się lekko.

- Głuptasy, oczywiście, że was przyjmę. - rozłożył ręce, dając znać, by podeszli się przytulić. Zrobili to z ciepłymi uśmiechami - Ale. - zabrzmiało nagle - Mam jeden warunek. -spojrzał na nich poważnie - Macie nie wchodzić do lasu... Stał się jeszcze niebezpieczniejszy ostatnimi czasy... - wyjaśnił, marszcząc brwi i zaciskając pięści.

- Zgoda. - powiedział Dipper, po chwili zawahania i podał staruszkowi dłoń, którą on uśmiechając się ciepło, przyjął.

Kłamstwo zapewnia niektórym spokój ...

^^^^^^^

(*1417 śłów*)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro