Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mija kolejny tydzień mojego pobytu w Storm City. Lucasa nie spotkałam już ani razu, żałuję, że wtedy uciekłam. Dzisiaj zapewne znowu udam się na plażę i będę sama w ciszy leżeć w pełnym słońcu. Dobija mnie ta bezczynność, mam ochotę kogoś zabić, ale nie mogę.

*Perspektywa Bad Angel*

W porannych wiadomościach znowu wspominają o niebezpiecznej mafii, której jednego członka udało się złapać w zeszłym miesiącu. Niestety zanim zdążyli zadać mu pytania, zabił się przegryzając kapsułkę z cyjankiem. Policja naprawdę jest nieudolna. Od razu po śniadaniu zbiegam na trzeci poziom piwnicy. Wskakuję do portalu, a po chwili stoję już w zatoce. Bez problemu wbiegam na największy jacht. Widać, że wczoraj odbyła się tutaj impreza, ponieważ wszędzie walają się puste, plastikowe kubeczki i parę szklanych butelek. Jednak to dopiero pierwsza warstwa. Schodzę pod pokład. Nikt mnie nie zatrzymuje, ponieważ wszyscy śpią skacowani. Przechodzę przez drzwi z gwiazdką, a moim oczom ukazuje się totalny chaos. Ciuchy porozrzucane po całym pokoju, męskie oraz damskie. Na stole rozsypany biały proszek. Komu uda się zgadnąć, co to? Jednak nie po to tu przyszłam. Na łóżku leży mój cel. Nieprzytomny, bezbronny i całkowicie goły. Fuj. NAWET MNIE TO OBRZYDZA! Najbogatszy człowiek w Storm City, szef poszukiwanej mafii. Większość ma go tylko za miliardera, jednak ci nieliczni, którzy dowiedzieli się prawdy, zostali przekupieni lub tajemniczo zniknęli. Na szczęście myśli człowieka nie da się przekupić, w ten sposób go znalazłam. Już mam przejść do ataku, ale mój wzrok przykuwa goła kobieta przykuta do nóg łóżka za pomocą futerkowych kajdanek. Zapewne jedna z wielu striptizerek wynajętych wczorajszego wieczora. ZOSTAW DZIWKĘ I ZABIJMY W KOŃCU TEGO GOŚCIA! Zapewne bym tak zrobiła, gdyby nie czerwona kropka w zgięciu ramienia, która przykuła mój wzrok. Moja natura anioła rozkazuje mi jej pomóc, dlatego kucam przy niej i z bliska przyglądam się kropce. Wygląda, jak rana po zastrzyku. Od razu moje palce znajdują się na jej szyi i przystępuję do sprawdzenia pulsu. Na szczęście natychmiast go wyczuwam. Oddycham z ulgą, a następnie zabieram z łóżka koc i dokładnie nim ją okrywam. Rozglądam się po pokoju, a po chwili stawiam przy niej butelkę z wodą. Koniec, czas wypuścić demona. NARESZCIE MOGĘ PRZEJĄĆ KONTROLĘ! W SUMIE DZISIAJ MI SIĘ NIE ŚPIESZY! Błagam nie rób nic głupiego, ohydnego lub naprawdę nieodpowiedniego. STUL DZIÓB! TERAZ NIE MASZ JUŻ KONTROLI! OKRĄŻAM ŁÓŻKU, A NASTĘPNIE POWOLI WCHODZĘ NA NIE. DELIKATNIE SIADAM OKRAKIEM NA OFIERZE I ZACZYNAM POWOLI SIĘ PORUSZAĆ. Błagam nie! HAHA! TERAZ MAM PODWÓJNĄ ZABAWĘ! CZUJĘ JAK TWARDNIEJE, PO CZYM MĘŻCZYZNA WYDAJE Z SIEBIE CICHY POMRUK ZADOWOLENIA. STANOWCZO CHWYTA MNIE ZA BIODRA, WIĘC OD RAZU ZAPRZESTAJE CZYNNOŚCI.

-Nie przestawaj!- rozkazuje zirytowany.

NADAL SIĘ NIE RUSZAM. W KOŃCU MĘŻCZYZNA OTWIERA OCZY. NA MÓJ WIDOK CHCE KRZYKNĄĆ, JEDNAK UPRZEDZAM GO I WZROKIEM ODBIERAM MU GŁOS. UŚMIECHAM SIĘ SŁODKO, A NASTĘPNIE ZJEŻDŻAM NA JEGO UDA. POWOLI LIŻĘ CAŁĄ DŁUGOŚĆ JEGO CZŁONKA, DZIĘKI CZEM ROZLUŹNIA SIĘ. NASTĘPNIE BIORĘ GO CAŁEGO DO BUZI I WYKONUJĘ PARĘ RUCHÓW GŁOWĄ. OFIARA ZACZYNA POJĘKIWAĆ Z PRZYJEMNOŚCI, NIESTETY KONIEC ZABAWY. MOCNO WGRYZAM SIĘ W NIEGO. CHCE SIĘ WYRWAĆ, ALE NIE MA SZANS Z MOJĄ DEMONICZNĄ SIŁĄ. PODNOSZĘ GŁOWĘ, PO CZYM WRACAM NA SWOJE MIEJSCE. TWARZ OFIARY WYKRZYWIONA JEST W GRYMASIE BÓLU, A OCZY SĄ ZASZKLONE.

-DUZI CHŁOPCY NIE PŁACZĄ!- MÓWIĘ NARAZ W SIEDMIU JĘZYKACH, WIĘC WĄTPIĘ, ŻE ROZUMIE.

POSTANAWIAM GO JUŻ ZABIĆ, PONIEWAŻ ZNUDZIŁAM SIĘ NIM. NARAZ JEGO SZYJĘ PRZEBIJA PIĘĆ PIĘCOCENTYMETROWYCH SZPONÓW. W PARĘ SEKUND PODUSZKI PRZESIĄKAJĄ KRWIĄ. WSTAJĘ I WYCIERAM SZPONY W PRZEŚCIERADŁO. JUŻ CI ODDAJE KONTROLĘ! Nareszcie. Matko, co za upokorzenie! Nienawidzę swojej demonicznej strony! Dość za nim wpadnę w histerię, ponieważ to nie koniec misji, muszę jeszcze znaleźć dokumenty. Po pięciu minutach szukania udaje mi się je znaleźć w jednej z wielu nie zabezpieczonych w żaden sposób szuflad. Wolę nie mówić, co znajdowało się w pozostałych. Zostawiam dokumenty przy ich martwym właścicielu, a następnie z ogromną chęcią teleportuje się stąd za pomocą zegarka. W akademii szybko wbiegam na piętro, żeby jak najszybciej schować się w swoim pokoju. Zatrzaskuję drzwi, po czym padam na łóżko oraz chowam twarz w poduszkę i wrzeszczę ile sił w płucach.

*Perspektywa Black Doga*

Godzinę temu było śniadanie, ale zdążyłem już zgłodnieć, dlatego zbiegam na trzeci poziom piwnicy. Wskakuję do portalu mojego miasta, a w następnej sekundzie jestem już w rzadko używanej uliczce. Nie muszę długo czekać, aż jakaś ofiara będzie przechodzić. Jedną ręką chwytam kobietę w pasie, a drugą kładę na jej napompowanych ustach. Rzucam ją na ziemię i patrzę w jej oczy tym samym zabierając jej głos. Następnie związuję jej nogi za pomocą smyczy, którą miałem przewieszoną przez lewy bark. Siadam po jej prawej stronie i podnoszę rękę.

-Smacznego.- mówię sam do siebie.

Jednym gryzem odgryzam jej kciuka. Powoli przeżuwam mięso, po czym wypluwam kości obok ofiary. Zapewne zemdlałaby, gdyby nie ból, który trzyma ją przytomną. Zlizuję z jej dłoni krew, którą traktuję w tym momencie jak ketchup. Powtarzam te same czynności przy każdym kolejnym palcu. Gdy wszystkie pięć palców jest już w moim żołądku, podnoszę się i przenoszę się na drugą stronę. Odgryzam po kolei każdy palec i dopiero zaczynam żuć mięso. Połykam je, po czym pluję kośćmi w twarz ofiary. Ta zaczyna wiercić się przerażona, a ja śmieję się do rozpuku kości. Po minucie jej ruchy ustają i wzrok staje się pusty. Umarła, więc wstaję, otrzepuję się, a na koniec za pomocą zegarka teleportuję się z powrotem do akademii. Idę na górę do mojego pokoju, gdzie kładę się na łóżku i zwijam w kłębek. Już nigdy więcej nie zjem paznokci pomalowanych lakierem, ponieważ mój żołądek nie toleruje tego.

*Perspektywa Megalodona*

Wyjątkowo ostatni przychodzę na obiad. Siadam przy stole, a ławka pode mną ugina się. Nakładam sobie dorsza i wtedy zauważam, że talerz Black Doga jest pusty, a on sam trzyma się za brzuch i krzywi.

-Stało się coś?!- pytam zmartwiony.

-Ten przeklęty lakier do paznokci zaszkodził mi.- odpowiada, przyciskając dłonie jeszcze mocniej.

-Następnym...razem...oderwij...paznokcie...- radzi mu Dead wpatrzona w swój pusty talerz.

-Zrobię tak.- zapewnia ją.

Po obiedzie nie śpiesząc się schodzę do piwnicy. Wchodzę do drugiego portalu po prawej, który przenosi mnie do morza kilometr od lądu. Nabieram dużo powietrza do płuc, po czym nurkuję. W pięć minut docieram do części z ludźmi. Podpływam do przypadkowego faceta, chwytam go za kostkę i wciągam pod wodę. Prawą ręką chwytam go za biodro, a lewą za bark. Następnie ciągnę z całej siły.

*Perspektywa Bloody Cat*

Już od godziny leżę na ręczniku na słońcu i się opalam, choć odcień mojej skóry i tak się nie zmieni. Postanawiam na chwilę się podnieść i popatrzeć na morze, ponieważ mam dość leżenia. Akurat wtedy woda zaczyna barwić się na czerwono, a sekundę później na ląd zostają wyrzucone dwie połówki człowieka. W następnej sekundzie słychać płacz dzieci i krzyk kobiet, mężczyźni są sparaliżowani. Nawet mnie na chwilę przeraża ten widok. Po kwadransie przyjeżdża policja, więc stwierdzam, że to idealny moment, żeby wrócić do hotelu.

*Perspektywa Handsome Vampire'a*

Lekkim krokiem schodzę do piwnicy, gdzie robiąc obrót wskakuję do portalu. Spaceruję spokojnie wśród ludzi i szukam ofiary dla siebie. W pewnym momencie wpada na mnie niska blondynka, która szła zapatrzona w swój najnowszy model telefonu.

-Przepraszam.- mówi od razu.

Już chce mnie wyminąć, ale chwytam ją za łokieć. Podnosi na mnie wzrok. Gdy spogląda w moje krwistoczerwone tęczówki, wyraz jej twarzy staje się jeszcze bardziej bezmózgi niż wcześniej.

-Nic się nie stało. W zamian powiedz mi czy jestem przystojny?- pytam niskim, seksownym głosem.

-Tak.- odpowiada natychmiast.

-Hm, a diabelnie przystojny?

-Tak.

-Podobam ci się?

-Tak.

-Ufasz mi?

-Tak.

-Mogę z tobą zrobić, co chcę?

-Tak.

-Cudownie. Zaprowadź mnie do swojego domu lub mieszkania.

Tym razem blondynka nie odpowiada. Zamiast tego chwyta mnie za nadgarstek i zaczyna mnie prowadzić. Zatrzymujemy się przy jednym z średnich bloków. Dziewczyna szybko wpisuje kod na domofonie, po czym przepuszcza mnie w otwartych drzwiach. Wchodzę za nią na trzecie piętro, gdzie za pomocą klucza otwiera drzwi z numerem dwadzieścia sześć. Wchodzimy do neonowo różowego mieszkania. Podoba mi się kolorystyka tego mieszkania, niestety za chwilę będę musiał je opuścić. Kładę dłonie na biodrach blondynki, odgarniam włosy na prawe ramię i całuję ją delikatnie w szyje. Dziewczyna cicho wzdycha zadowolona. Przechodzę do robienia malinki, a ona zaczyna seksownie mruczeć. Nagle jej ręka ląduje na moim kroczu, ale szybko ją stamtąd zabieram. Nie mam teraz ochoty na takie zabawy. Po chwili malinka jest gotowa, więc lekko się odsuwam, żeby obejrzeć moje dzieło, w które zaraz bezlitośnie wbiję moje ostre kły. Atakuję, a blondynka w tym samym momencie wypuszcza z ust długi jęk. Po pół sekundzie rozluźniam ucisk i dziewczyna upada martwa. Oblizuję usta z resztek słodkiej krwi, po czym naciskam przycisk na zegarku, żeby teleportować się do akademii.

*Perspektywa Dead Bunny*

Podczas kolacji gwar rozmów jest mniejszy niż przy innych posiłkach, ale nadal nie ma perfekcyjnej ciszy. Fire Cat je jak zawsze z szerokim uśmiechem i aurą energii tryskającej od niej, Bad Angel połowę talerza ma wypełnione jedzeniem z ostrymi przyprawami, a drugą owocami i warzywami, Black Dog znowu nic nie je z powodu problemów z żołądkiem po zjedzeniu pomalowanych lakierem paznokci, Megalodon na swoim talerzu już ma piramidę stworzoną z najróżniejszego jedzenia, Handsome Vampire nie ma zamiaru nic jeść ani pić, widać że nie chce sobie psuć smaku po przekąsce. Niektórzy uważają mnie za martwą duszę, ale wolę się nazywać cichą analizatorką. W sumie w połowie inni mówią prawdę, ponieważ wszystko poza mózgiem jest we mnie martwe. Myślenie u mnie jest na bardzo wysokim poziomie, ale w innych sferach jest jak trup. Niektórzy uważają jeszcze, że to jest przerażające, kiedy przez długi czas patrzę na kogoś bez słowa i bez żadnego wyrazu twarzy. W końcu decyduję się zjeść małą kromkę chleba z wędliną, żeby cokolwiek mieć w żołądku. Plus bycia w połowie martwą, nigdy nie czuję głodu ani pragnienia. Po kolacji i przebraniu się w swoim pokoju, schodzę tempem zombie na minus trzeci poziom akademii. Wchodzę do portalu, a po chwili znajduję się na łódce razem z nieznanym mi facetem podczas sztormu. Samobójca albo nowy w mieście, jednak to nie ważne, ponieważ nieważne, co się stanie umrze. Z moją pomocą lub bez niej.

-Kim jesteś?!- w końcu zadaje pytanie, próbując przekrzyczeć burzę.

Nie mam ochoty marnować sił na odpowiedź, dlatego powoli wyjmuję nóż i zaczynam zbliżać się do niego. Mężczyzna próbuje się wycofać, ale szybko sobie przypomina, że jest uwięziony na małej łódce. Dzięki burzy nie muszę odbierać mu głosu i będę mogła czerpać przyjemność z jego krzyków bólu. Zbieram wszystkie moje siły, po czym szybko wbijam nóż w brzuch człowieka. On w odruchu chwyta za moje ucho i próbuje mnie odciągnąć. Zirytowana do granic możliwości szybko wbijam ostrze pomiędzy jego żebra, co skutkuje zostawieniem w spokoju mojego ucha. Wyjmuję ostrze i wracam do brzucha, gdzie kontynuuje wycinanie ogromnego „X". Pracę umilają mi ogłuszające krzyki człowieka. Przez rozcięcie powoli, po kolei wyjmuję każdy organ. Z każdym organem poza ciałem krzyki cichną, a puls maleje, aż w końcu dopasowuje się do mojego, czyli żadnego. Do kieszeni chowam dwie nerki, po czym teleportuje się do domu morderców- akademii.

*Perspektywa Fire Cat*

Jako ostatnia wyruszam na polowanie. Cudem będzie, jeśli wiatr nie zwali mnie z nóg i jeszcze znajdę ofiarę. W kieszeniach kurtki mam wszystko, co potrzebne, dlatego bez dłuższego zastanawiania wskakuję do portalu. Znajduję się przy paru niskich blokach blisko portu. Miałam rację, co do mocnego wiatru, na szczęście mam dobrze przyczepne, specjalne buty. Wbijam się w ziemię i czekam. Po dłuższej chwili słyszę głośne uderzenie, po czym tłuczone szkło. Szybko podbiegam do okna, które pokazuje małe mieszkanko na parterze. W środku zauważam zapłakaną kobietę na ziemi i mężczyznę, stojącego nad nią z zaciśniętymi pięściami. Pod ścianą leży potłuczona szklana butelka po alkoholu. Wybijam łokciem szybę, a następnie szybko wskakuję do środka. Jednym kopnięciem przewracam pijanego mężczyznę i nogą przytrzymuję go na ziemi. Z pierwszej kieszeni wyciągam buteleczkę z niepalnym płynem i oblewam nim głowę ofiary. Z drugiej kieszeni wyjmuję buteleczkę z kolejnym płynem, tym razem łatwopalnym. Polewam nim resztę jego ciała. Na koniec z trzeciej kieszeni wyjmuję pudełko zapałek. Wyjmuję jedną, odpalam, a następnie rzucam nią w mężczyznę. W ciągu jednej sekundy całe jego ciało poza głową pochłaniają płomienie. Mężczyzna nie blokowany już moją nogą, wstaje i zaczyna biegać jak szalony. W ten sposób stworzyłam ludzką pochodnię. Kobieta otrząsa się z szoku i wybiega z krzykiem z mieszkania. Na jej miejscu podziękowałabym mi za uwolnienie od tego potwora, ale nie skrzywdzę jej za ucieczkę. Do domu teleportuję się dopiero, kiedy dobiega mnie wycie syren policyjnych oraz straży pożarnej.

(2012 słów)

Naprawdę mi przykro, że od dwóch tygodni nie było rozdziału, ale ciągle coś mi wypadało w niedzielę i nie miałam czasu nawet, żeby napisać rozdział. Na szczęście dzisiaj miałam wolne, więc proszę oto rozdział i jak zawsze mam nadzieję, że się wam spodobał ;)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro