Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wciąż leżałam na ziemi po tym jak Wiktoria pociągnęła mnie za włosy.

-Mogłaś trzymać język za zębami, ale i tak plus za odwagę.- powiedziała Paulina, która nagle się do mnie zbliżyła.

-Przy takich sukach nie da się trzymać języka za zębami.- wytłumaczyłam powoli wstając.

-Ja jakoś daję radę.- powiedziała.

-Ta, ale ty umiesz panować nad emocjami, ja nie.- przyznałam się do mojej największej wady.

-Jeśli chcesz bym mogła cię tego nauczyć.- zaproponowała.

-Serio?- chciałam się upewnić.

-Jasne, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.- powiedziała z uśmiechem.

-Dzięki.- podziękowałam jej.

-To u mnie dzisiaj po szkole?- zapytała.

-Spoko, nie mam żadnych innych planów.- zgodziłam się.- Właśnie przy okazji podziękuję twojemu tacie za uratowanie mojego dupska, dosłownie.- dodałam i zaśmiałam się, a Paulina ze mną.

Nagle poczułam coś mokrego na mojej twarzy, otworzyłam oczy natychmiast i spojrzałam na uśmiechniętą od ucha do ucha Shadow.

-Pobudka.- powiedziała wesoło.

-Masz trzy sekundy na ucieczkę za nim cię zabiję.- powiedziałam groźnie, a Shadow tylko się zaśmiała zamiast uciekać.

Ta jak widać trening od Pauliny nie wiele dał. Policzyłam do trzech, po czym powoli wstałam z łóżka i rzuciłam się szybko na Shadow. Ta tylko delikatnie przesunęła się w bok przez co ja upadłam twarzą na ziemię.

-Jak już się ogarniesz zejdź na dół na śniadanie.- poinformowała mnie rozbawiona.

Wstałam, wzięłam ciuchy i skierowałam się do swojej łazienki. Kiedy byłam już przebrana postanowiłam się zemścić na Shadow. Nalałam do kubeczka wody i zeszłam na dół. Do kuchni weszłam bardzo cicho. Shadow stała akurat do mnie tyłem. Podeszłam do niej na paluszkach i wylałam kubek letniej wody.

-AAAAAAA!- krzyknęła Shadow.

-HAHAHA!- zwijałam się na ziemi ze śmiechu.

-To nie śmieszne!- krzyknęła na mnie Shadow.

-A...jak...ty...na...mnie...wylałaś...wodę...to...było?- zapytałam dalej się śmiejąc.

-Ale ty przynajmniej możesz się przebrać w inne ciuchy, bo jakbyś nie pamiętała to ja jestem kotem i mam na sobie futro, którego nie mogę przebrać.- powiedziała poważnie.

-Peszek.- powiedziałam powoli się uspokajając.

Shadow nic już nie powiedziała tylko usiadła i zaczęła jeść swoje śniadanie. Usiadłam naprzeciwko niej i także zaczęłam jeść. Po śniadaniu bez słowa skierowałyśmy się do salonu i włączyłyśmy wiadomości.

-Dzisiaj tak jak co roku tego dnia nastąpi zamiana morderców, czyli mordercy z innego miasta przybędą do naszego miasta, a ci z naszego także pójdą na cały miesiąc do innego miasta.- objaśniła prezenterka.- Nie wiemy skąd w tym roku przybędą mordercy, więc miejcie się na baczności.- ostrzegła reporterka.- Dzisiaj wyjątkowo krótko, do widzenia.- pożegnała się, a wiadomości się skończyły.

-Ciekawe skąd tym razem przybędą.- odezwała się Shadow.

-Co roku tak jest?- zapytałam, choć znałam odpowiedź.

-Tak.- potwierdziła.

-Czyli przez miesiąc nie będzie tutaj White Wolfa, Sweet Bunny, Bloody Nightmare, Night Killera i Aquaman'a?- zapytałam.

-Tak.- znów potwierdziła.

-Dzisiaj idę zabić mojego ojca.- poinformowałam ją.

-Dobrze tylko uważaj na siebie.- poprosiła.

-Spokojnie.- zapewniłam ją, po czym poszłam na górę.

Jak zawsze sprawdziłam stan magazynku mojego pistoletu, do ostrzyłam moje dwa sztylety i przebrałam się w mój strój. Zeszłam na dół, założyłam moje szpilki z futerkiem i wyszłam z domu. Najpierw pobiegłam do jego domu, ale tam go nie było. W pracy na pewno nie był, bo była niedziela. Następne miejsce jakie przyszło mi do głowy to był cmentarz. Pobiegłam tam i nie myliłam się siedział przy grobie swojej żony.

-O jakie to smutne, twoja ukochana umarła.- powiedziałam zeskakując z drzewa obok grobu jego żony.

-K-kim ty jesteś?- zapytał jąkając się.

-Nie pamiętasz mnie?- zapytałam robiąc smutną minkę.

-To ty włamałaś się wtedy do naszego domu i to ty wybiłaś nam okno!- krzyknął wkurzony.

-I to ja posłałam twoją żonkę do zaświatów.- dodałam znudzona.

-Czego ode mnie chcesz?!- zapytał krzycząc na mnie.

-Nie wiesz, że nie krzyczy się do osoby, od której zależy twoje życie?- zapytałam.

-Możesz mnie zabić, przynajmniej będę z moją żoną.- powiedział pewny siebie.

-Tylko na żonie ci zależy? A co z twoją biedną córeczką?- zapytałam.

-Posłuchaj, rozumiem uwzięłaś się na moją rodzinę, ale czemu?!- zapytał znów krzycząc.

-Co powiedziałam o krzyczeniu na mnie?!- zapytałam krzycząc i wysunęłam pazury.

-Już się tak nie denerwuj KOTKU.- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.

-Przesadziłeś.- powiedziałam stanowczo i szybko podeszłam do niego.- Kocich snów.- powiedziałam i poderżnęłam mu gardło.

Krew trysnęła mi na twarz, starłam ją ręką, po czym kucnęłam obok mojego ojca i wycięłam mu na prawym policzku kocią łapkę. Następnie oblizałam z pazurów krew.

-Tak samo zepsuta jak ty.- powiedziałam do jego martwego ciała.

-Nie ruszaj się!- usłyszałam krzyk.

Spojrzałam w tamtą stronę.

-O fuck.- powiedziałam i zaczęłam uciekać.

Goniły mnie gliny. Nagle pocisk przeszył moją nogę.

-Cholera!- krzyknęłam.

Obróciłam się i zaczęłam do nich strzelać z mojego pistoletu. Następnie ponownie obróciłam się i zaczęłam dalej biec. Nagle uderzyłam w jakąś niewidzialną ścianę, po czym przede mną pokazała się jakaś dziewczyna o niebieskich włosach, białych oczach i strasznie bladej cerze.

-I co jeszcze!- krzyknęłam.

Ona bez słowa pomogła mi wstać, po czym stanęła ze mną obok ścieżki i widać było, że na czymś się skupiła. Nadbiegły gliny.

-I gdzie ona jest? Raczej się nie rozpłynęła, a z tą nogą nie mogła uciec. To gdzie ona do cholery jest?!- krzyknął jeden z nich.

Nie rozumiałam ich, przecież stałyśmy tusz obok nich. Po jakiejś chwili poszli sobie. Spojrzałam pytającym wzrokiem na tą dziewczynę.

Nie widzieli nas.- wytłumaczyła, ale ja nadal nie rozumiałam.- Powinnaś nosić ze sobą mleko na misję Bloody Cat, a teraz wracaj do domu za nim się wykrwawisz.- powiedziała, po czym rozpłynęła się w powietrzu i to dosłownie.

Skąd ona wiedziała kim jestem? Skąd ona wiedziała o mleku? Jakim cudem sprawiła, że byłyśmy niewidzialne? Stałam tak w osłupieniu, aż w końcu postanowiłam się jej posłuchać i pójść do domu za nim się wykrwawię. Szłam kulejąc do domu. Po jakimś czasie weszłam do domu i od razu krzyknęłam.

-Shadow!- zawołałam ją słabo.

-Boże! Bloody, co ci się stało?!- zapytała przerażona Shadow, ale kiedy zauważyła, że krwawię to od razu pobiegła do kuchni za nim zdążyłam jej odpowiedzieć.

Wróciła ze szklanką mleka. Od razu ją wypiłam, ale zamiast poczuć się lepiej poczułam się gorzej, a przed moimi oczami zaczęło się robić ciemno.

-Chodź Bloody.- powiedziała Shadow i zaprowadziła mnie do salonu na kanapę.

Usiadłam na kanapie i próbowałam nie zamykać oczu.

-Czemu się tak słabo czuję?- zapytałam cicho, ponieważ nie miałam siły głośniej mówić.

-Straciłaś dużo krwi, musisz odpocząć, opowiesz mi co się stało jak wstaniesz.- powiedziała, a ja automatycznie zamknęłam oczy.

*Perspektywa Shadow*

Patrzałam na zasypiającą Bloody. Co jej się stało? Nie mogłam zrozumieć co tam się stało. Nagle usłyszałam w głowie głos mistrza.

-Przyjdź na polanę, musimy pogadać.- powiedział do mnie w mojej głowie.

Poszłam jeszcze do kuchni, zrobiłam kanapki i zaniosłam je do salonu. Postawiłam je na stoliku, żeby jak Bloody się obudziła to miała co zjeść na odzyskanie sił, postanowiłam jej jeszcze nalać wody i także zaniosłam szklankę wody do salonu. Po tym wszystkim napisałam jeszcze krótką karteczkę, że musiałam gdzieś wyjść, tak gdyby Bloody obudziła się za nim wrócę. W końcu wyszłam z domu i ruszyłam biegiem na polanę. Mistrz już tam czekał.

-Co z Bloody?- zapytał na wstępie.

-Raczej wszystko dobrze, obecnie śpi i regeneruje siły.- powiedziałam zmartwiona.- Miała dużo szczęścia, że jej nie zabili.- dodałam.

-Raczej by jej nie zabili, ale racja, że było to możliwe.- nie pocieszył mnie tymi słowami.

-Od kogo wiesz, że to się stało?- zapytałam, ponieważ wiedziałam, że sam by się tego tak szybko nie dowiedział.

-Invisible Woman mi powiedziała, widziała większość tego zajścia i pomogła Bloody się ukryć przed glinami.- powiedział jak zawsze obojętnym głosem.

-Podziękuj jej ode mnie.- powiedziałam wdzięczna tej całej Invisible Woman.

-Tak zrobię, nie martw się, a teraz możesz już iść.- powiedział i odprawił mnie jednym ruchem ręki.

Posłusznie odeszłam i zaczęłam wracać do domu. Bardzo martwię się o Bloody, mam nadzieję, że szybko wrócą jej siły.

*Perspektywa Bloody*

Powoli otwierałam oczy. Nadal było mi słabo, to chyba cud, że żyję. Byłam tak słaba, że nawet nie mogłam usiąść, więc przekręciłam głowę i zorientowałam się, że jestem w salonie i leżę na kanapie. Na stole stała szklanka wody, o której mogłam tylko pomarzyć, ponieważ jak już wspomniałam nie mogła usiąść, więc nie mam jak się napić, choć miałam strasznie sucho w gardle. Obok wody stał talerz z trzema kanapkami, chwyciłam jedną i zaczęłam ją bardzo powoli jeść. Byłam tak słaba, że ledwo miałam siłę przeżuwać jedzenie, masakra. Na stole była jeszcze karteczka, którą podniosłam i zaczęłam czytać.

Musiałam wyjść, jeśli to czytasz to znaczy, że jeszcze nie wróciłam, ale nie bój się nie wyszłam na długo. Polecam zjeść chociaż jedną kanapkę, żebyś mogła powoli odzyskiwać swoje siły.

Shadow"

-Ciekawe gdzie poszłam?- zapytałam sama siebie cicho.

Postanowiłam zjeść jeszcze jedną kanapkę, gdy nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi frontowe i wchodzi przez nie. O wilku mowa, jeśli to Shadow. Po chwili do salonu weszła tak jak myślałam Shadow.

-Bloody, obudziłaś się.- powiedziała szczęśliwa.- Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytała troskliwie.

-Pić.- powiedziałam cicho, ponieważ nadal byłam bardzo osłabiona i nie mogłam mówić głośniej.

Shadow podeszła do mnie, pomogła mi usiąść i podała mi szklankę wody. Powoli wypiłam trzy łyki i z powrotem ułożyłam się na kanapie.

-A teraz ja idę zrobić obiad, a ty się jeszcze zdrzemnij.- rozporządziła.- Wieczorem powinnaś już mieć siły, żeby wstać.- dodała, po czym zniknęła za drzwiami do kuchni.

Posłuchałam się jej i zamknęłam oczy, po krótkiej chwili już zasnęłam.

Minęło już pół roku. Ja i Paulina jesteśmy obecnie najlepszymi przyjaciółkami, możemy sobie mówić wszystko, a jej rodzice traktują mnie jak własne dziecko, ale oczywiście co to za życie bez wrogów? Otóż żadne, funkcję moich wrogów pełni wiele osób, ale największymi są Wiktoria i Zack, czyli tak znane szatańskie rodzeństwo Cold. Wiktoria także traktuje mnie jak wroga, ale Zack nie i próbuje mnie przekonać do siebie, ale nie uda mu się to po tym jak dwa razy próbował mnie zgwałcić. Obecnie była przerwa obiadowa, więc jak zawsze zaszyłam się w bibliotece, ale dzisiaj wyjątkowo nie było tu jeszcze Pauliny. Po kilku minutach w końcu wbiegła do biblioteki, miała przerażony wyraz twarzy.

-Co się stało?- zapytałam przerażona wyrazem jej twarzy.

-Mam przechlapane!- krzyknęła w panice.

-Proszę ciszej.- wtrąciła się bibliotekarka.

-Przepraszamy.- powiedziałyśmy równocześnie z Pauliną.

-No to mów czemu masz przechlapane?- zapytałam już normalnym tonem.

-Obydwie nas wkurza Wiktoria.- bardziej stwierdziła niż zapytała.

-Racja.- potwierdziłam jej słowa.

-No i dowiedziałam się, że ma uczulenie na pióra kaczek.- powiedziała.

-I co w związku z tym?- zapytałam ni rozumiejąc do czego zmierza.

-Udało mi się zdobyć te pióra i napełniłam nimi szafkę Wiktorii.- przyznała.

-To świetnie.- powiedziałam podekscytowana.

-Tak tylko, że teraz będę miała przechlapane, a moi rodzice zostaną wezwani do dyrektora i będę miała karę.- powiedziała spanikowana.

-Po pierwsze nie przejmuj się tak zwykłą karą, po drugie wątpię, że podejrzewać będą ciebie, raczej mnie o to posądzą, a jeśli nie to powiem, że to ja to zrobiłam.- uspokoiłam ją.

-Serio? Dziękuję ci, jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć.- powiedziała i uściskała mnie za to.- Ale to nie będzie dla ciebie problem, nie będziesz mieć przez to kłopotów?- zapytała.

-Po pierwsze nie będzie to dla mnie problem, a po drugie chyba zapomniałaś kto tu ma na drugie imię kłopoty.- powiedziałam z uśmiechem.

Gadałybyśmy dłużej, ale w głośnikach szkolnych rozbrzmiał głos dyrektora.

-Weronika Waters proszona jest do mojego gabinetu.- powiedział oschły głos dyrektora.

-Mówiłam ci, że będzie na mnie.- powiedziałam do niej z uśmiechem, po czym udałam się do gabinetu dyra.

Otworzyłam spokojnie drzwi jego gabinetu i na luzie weszłam do środka.

-Po co mnie pan dyrektor wzywał?- zapytałam udając, że o niczym nie wiem.

-Nle udlawaj.- odezwała się Wiktoria, która siedziała na krześle przy biurku dyra.

Wcześniej jej nie zauważyłam, miała całą spuchniętą twarz i pewnie przez to tak nie wyraźnie mówiła. Jeszcze nigdy nie widziałam tak silnej reakcji alergicznej, trudem powstrzymywałam śmiech.

-Wiktoria ma szczęście, że skończy się to dla niej tylko kilkudniową opuchlizną. Wiesz czym to mogło się skończyć?- zapytał wkurzony dyrektor.

-Nie.- powiedziałam prawdę.

-Mogło to się skończyć nawet jej śmiercią!- wykrzyczał, ale po chwili się uspokoił i kontynuował.- Twoi rodzice zostali już tu wezwani, za chwilę powinni być.- dodał już spokojny.

Po kilku minutach spędzonych w niezręcznej ciszy, do gabinetu weszli moi rodzice.

-Po co nas pan dyrektor wzywał?- zapytała moja matka.

-Wezwałem was tutaj, ponieważ wasza córka, Weronika, prawie zabiła jedną z uczennic.- oznajmił wskazując ręką na Wiktorię.

-Nie możliwe!- krzyknęła moja matka.- Dobrze, że prawie, choć pewnie nie wiele brakowało. Proszę się nie martwić, wytłumaczymy to z córką i oczywiście nie obejdzie się bez kary.- zapewniła go moja matka.

-Dziękuję, możecie już iść.- powiedział już z lekkim uśmiechem, szkoda, że nie wiedział o jaką karę chodziło mojej mamie.

Wyszliśmy z budynku w ciszy i w takiej samej ciszy dotarliśmy do domu.

-Co ty sobie wyobrażałaś?! Rozumiem jakaś mała bójka, ale od razu morderstwo?! Czy ty jesteś normalna?! Przecież on mógł wezwać policję i dopiero byśmy mieli problemy!- wydarła się na mnie matka od razu jak tylko weszliśmy do domu.

-Za karę nie jesz dzisiaj obiadu,a teraz do swojego pokoju i nie wychodź stamtąd, nie chcemy cię widzieć na oczy.- oznajmił mój ojciec i wskazał na schody, które prowadziły na piętro gdzie znajdował się mój pokój.

Ja się nie odezwałam tylko w ciszy i ze spuszczoną głową udając skruchę pokierowałam się do mojego pokoju. Weszłam do niego, zamknęłam drzwi na klucz i sięgnęłam po swój telefon. Wybrałam numer Pauliny i zadzwoniłam do niej, odebrała od razu.

-Cześć Wer.- przywitała się ze mną.

-Hej Paulina.- też się przywitałam.

-Coś się stało czy od tak dzwonisz?- zapytała.

-Dzwonię, bo chciałam wiedzieć czy mogę przyjść do ciebie na obiad?- zapytałam trochę zawstydzona.

-Mama za karę nie chce dać ci obiadu?- zapytała zmartwiona Paulina.

-Ta.- odpowiedziałam krótko, tylko ona jedyna wiedziała jaką mam sytuację z rodzicami.

-Poczekaj zapytam się.- oznajmiła i słyszałam jakieś głosy w tle.- Moja mama powiedziała, że nie ma problemu, a nasz dom jest zawsze dla ciebie otwarty.- powiedziała po chwili.

-To zaraz będę.- powiedziałam i rozłączyłam się.

Otworzyłam okno i wyskoczyłam przez nie. Dzięki treningom gimnastyki nie zrobiłam sobie krzywdy przy lądowaniu, więc bez problemu zaczęłam iść w kierunku domu Pauliny."

Obudził mnie zapach pieczonego kurczaka. Nie powiem, bardzo miła pobudka. Próbowałam wstać, ale nadal byłam zbyt osłabiona, więc z powrotem opadłam na kanapę. Po chwili do salonu weszła Shadow niosąc talerz z ziemniakami i pieczonym kurczakiem.

-I jak się czujesz?- zapytała stawiając na stole talerz.

-Lepiej.- powiedziałam prawdę.

-A możesz wstać?- znów zapytała.

Po raz kolejny spróbowałam wstać i nawet mi się udało, choć było strasznie ciężko.

-Mówiłam, że do wieczora będziesz mogła już chodzić.- powiedziała z uśmiechem i podała mi talerz.

Wzięłam się za jedzenie, a Shadow w tym czasie włączyła telewizor i oczywiście włączyła wiadomości.

-Mamy wiadomość złą i dobrą.- powiedziała prezenterka.- Zacznę od tej złej. Dzisiaj zmarł Henry Waters. Został zabity przez Bloody Cat, która wymordowała już całą rodzinę Waters, nie wiemy czemu akurat uwzięła się na nich ani nie wiemy, która rodzina będzie następna, ale dzięki temu, że pan Waters wezwał policję jak tylko ją zobaczył to udało się policji zobaczyć jak ona wygląda, a mianowicie ma długie do pasa, czarne jak smoła włosy, w nich skryte są czarne, kocie uszy, Bloody nie posiada normalnych uszu, natomiast ma jeszcze czarny ogon, oczy krwistoczerwone, usta także są krwistoczerwone, ma figurę modelki i jest bardzo wygimnastykowana. Jej strój to czarny kombinezon, szpilki, maska, która zasłania twarz, rękawiczki i srebrne bransolety. Dzisiaj została postrzelona przez jednego z policjantów i wszyscy zastanawiamy się czy umarła czy jakimś cudem jeszcze żyję? Jeśli też chcecie wiedzieć to oglądajcie jutro u nas wiadomości. Do widzenia Sun City i życzę wam spokojnej nocy.- z ostatnimi słowami prezenterki zakończyły się wiadomości.

-Żyję, a ten policjant nie długo dostanie za swoje.- powiedziałam.

-I to mi się podoba, tylko na razie się nie przemęczaj.- poprosiła mnie Shadow.

-Dobrze, a teraz możesz wyjść na trochę z salonu, bo chcę zadzwonić do Pauliny i chcę mieć trochę prywatności?- poprosiłam ją.

-Jasne.- powiedziała i wyszła.

Wybrałam numer do Pauliny i czekałam, aż odbierze. Po czwartym sygnale odebrała.

-Cześć Paulina.- odezwałam się pierwsza.

-Nic ci nie jest Wer?!- zapytała spanikowana, pewnie widziała już wiadomości.

-Dopiero się wybudziłam, ale nie jest najgorzej.- przyznałam.

-Wybudziłaś?! Opowiadaj mi jak na spowiedzi co się stało.- rozkazała.

-Ten głupi policjant mnie postrzelił, wtedy pomogła mi jakaś dziwna dziewczyna, kiedy wróciłam do domu to szybko wypiłam mleko na regenerację, ale straciłam tyle krwi, że straciłam przytomność, ale do wieczora będę mogła już chodzić.- opowiedziałam w skrócie co się działo.

-Dobrze, że nic gorszego ci nie jest, bo nie wiem co bym zrobiła.- przyznała zmartwiona.

-Żyłabyś dalej i użyła sobie jakoś życie.- powiedziałam poważnie, ponieważ ona nie może się załamać jak mnie zabraknie, a w zawodzie, który wykonuję bardzo łatwo jest stracić życie.

-Nie dałabym rady bez ciebie.- upierała się.

-Dałabyś radę.- zapewniłam ją.

-Skończmy ten temat, na razie żyjesz i jest wszystko dobrze.

-Racja, to może porozmawiamy o tym jak tam w szkole?- zaproponowałam.

-Haha, nie musisz się chwalić tym, że nie musisz chodzić do szkoły.- powiedziała udając obrażenie.- Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to jutro mamy sprawdzian z matmy.- dodała zdołowana.

-Paulina nie przejmuj się, na pewno pójdzie ci dobrze.- pocieszyłam ją.

-Ta jasne, ja i matma, już to widzę.- rzekła z sarkazmem.

-Co takiego jest złego w matmie?- zapytałam.

-Może dla ciebie nic osobo, która miała czternaście szóstek z matmy.- przypomniała.

-Bez przesady, przypomnij sobie jak słabo szło mi z przyrody albo jak musiałam tygodniami zakuwać do historii.- przypomniałam jej, że każdy ma swoją pietę Achillesa.

-No racja, ale teraz muszę już kończyć, bo muszę się pouczyć do tej nieszczęsnej matmy, pa.- pożegnała się.

-Pa.- także się pożegnałam, a Paulina się rozłączyła.

Dzisiaj postanowiłam pójść wcześniej wstać, więc jakimś cudem się podniosłam i skierowałam się do swojego pokoju, a później do łazienki. Po kilku minutach wyszłam stamtąd odświeżona i przebrana. Ułożyłam się na łóżko i po chwili zasnęłam myśląc o czasach kiedy chodziłam jeszcze do szkoły i musiałam się uczyć oraz znosić nauczycieli.


Kolejny rozdział w końcu jest!

Co myślicie o rozdziale?

Czy według was też ta książka staje się monotonna?

(Rozdział ma 2967 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro