Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siadam i otwieram bardzo szeroko oczy. Cała jestem spocona, a moje serce bije tak głośno, że gdyby ktoś by był w tym pokoju, to by je na pewno słyszał. Na szczęście Logan nadal siedzi zamknięty w piwnicy. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie powinna być to przepowiednia, ponieważ nie czułam bólu głowy, ale nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Nie zasnę, jeśli tego nie sprawdzę. Zakładam na nogi kapcie i po cichu wychodzę z pokoju. Schodzę na dół, a następnie do piwnicy. Tak, jak myślałam. Logan siedzi przywiązany do krzesła i ma zakneblowane usta. Nic mi nie grozi, mogę iść spać spokojnie. Wracam do mojego pokoju i znów zanurzam się w krainie snów. Tydzień mija szybo i bez żadnych ważnych wydarzeń.

*Perspektywa Invisible Woman*

Dzisiaj z samego rana Mistrz dał nam znak, że dzisiaj możemy zabić kogoś, ale każdy osobno. Ja swoją ofiarę upatrzyłam już kilka dni temu. Staję się niewidzialna i teleportuję się w sam środek miasta. Teraz spacerkiem idę wśród ludzi, ale oni mnie nie widzą. Czasami kogoś popycham tak dla żartu i wywiązują się z tego małe sprzeczki, co mnie śmieszy. W końcu docieram pod biały, jednorodzinny domek z szarym dachem. Wchodzę przez okno w salonie. Jest ósma rano, dlatego rodzina siedzi w jadalnio-kuchni i spożywa śniadanie. Moją ofiarą jest szóstkowa uczennica, najbardziej prestiżowej szkoły w Sun City. Po śniadaniu dziewczyna idzie do łazienki, a ja za nią. W jej pokoju wszystkie ściany są zapełnione świadectwami i dyplomami z konkursów. Co za dużo, to niezdrowo. Dni jej sławy są policzone. Dziewczyna staje przed lustrem, a ja za nią. Przegląda się spokojnie w lustrze, gdy nagle pojawiam się ja. Już chce kogoś wołać, ale pokazuję jej, żeby była cicho, a ona lekko kiwa głową.

-Gratulacje świetnych wyników w nauce.- mówię.

-Dziękuję.- odpowiada przerażona.

Uśmiecham się do niej tajemniczo i kładę ręce na jej policzkach. Dziewczyna zaczyna się delikatnie trząść z przerażenia.

-A teraz zniknij ze mną.- oznajmiam, po czym jednym sprawnym ruchem skręcam jej kark.

Dziewczyna upada bezwładnie na ziemię, a ja kucam przy niej. Nie używając żadnego przedmiotu, gołymi rękami wydłubuję jej gałki oczne. Kładę je na jej otwartej dłoni i zamykam ją w pięść. Wycinam jeszcze skalpelem na jej policzku oko, po czym, wstaję i znów zmieniam się w niewidzialną. Po cichu opuszczam dom tą samą drogą, co wcześniej weszłam. Gdy jestem na zewnątrz teleportuję się do akademii. Ciekawe, jak reszcie pójdzie zabójstwo.

*Perspektywa Hyde*

W końcu nadszedł ten dzień, gdy mogę zabić kogoś sama. Bloody Cat dopiero wstała i w piżamie je śniadanie. Niepostrzeżenie wymykam się z domu i biegnę do miasta. Są dwie minuty po dziesiątej. Przemieniam się w moją ludzką formę i idę do miasta. Spaceruję już pół godziny i na razie nie wypatrzyłam nic ciekawego. Powoli docieram na obrzeża miasta i zauważam mały kolorowy namiot. Wygląda, jak początkujący cyrk. Utwierdza mnie w tym klatka z dwoma psami i klaun, który je akurat karmi. Natychmiastowo wracają wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Przemieniam się w mysz i najszybciej, jak umiem biegnę do najmniejszego namiotu. Powinno to być biuro dyrektora cyrku. Nie mylę się. Średniego wzrostu, czarnowłosy facet w czarnej koszuli i dżinsach. Nie przypomina mojego ojca, ale prowadzi cyrk i to mi wystarczy, żeby mieć ogromną chęć zabicia go. Przemieniam się w mambę czarną i kąsam tego gościa. Dopiero, gdy moje kły wbijają się w jego skórę, on dowiaduje się o mojej obecności. Wydaje stłumiony jęk bólu i upada na ziemię. Teraz zamieniam się w rottweilera i wgryzam się mu w rękę. Odrywam porządny kawałek mięsa i od razu go wypluwam. Facet chce krzyczeć po pomoc, ale jest otumaniony przez jad. Na koniec zamieniam się w tygrysa. Powoli podchodzę do ofiary i wbijam się zębami w jego bark. Miażdżę go porządnie, a facet zaczyna się powoli wykrwawiać. Zbliżam się do jego szyi. Przegryzam tętnicę szyjną, a on zaczyna wykrwawiać się na moich oczach. Mężczyzna wydaje ostatni jęk bólu, po czym w jego oczach nie widać już życia, a puls słabnie. Zmarł w męczarniach przy swoim oprawcy. Za pomocą pazura wycinam mu na czole literkę „H", a następnie znów zamieniam się w mysz i pod jej postacią wybiegam z namiotu. Cyrkowcy dziwią się na widok zakrwawionej myszy i kierują się do namiotu dyrektora. Wybiegam z terenu cyrku i przemieniam się kruka. Lecę prosto do domu Bloody Cat.

*Perspektywa Hekate*

Zwykłe morderstwa mnie już nudzą. Zróbmy małe show dzisiaj. Teleportuję się na tyły szpitala, gdzie znajduje się parking dla doktorów. Każde miejsce jest podpisane. Tylko trzech doktorów kojarzę. Najpopularniejszy z tej trójki jest doktor Cold. To go dzisiaj zabiję. Teleportuje się do jego gabinetu, tuż za niego. Podchodzę do doktora i szepczę mu do ucha.

-Teraz będziesz mi posłuszny.- i pstrykam palcami.

-Jestem ci posłuszny pani.

Teleportuje się z doktorem na dach. Chwytam go za ramię i wypalam mu różę. Widać, że go to boli, ale się nie szarpie. Zaklęcie działa. Gdy znak jest gotowy, za pomocą magii podnoszę w powietrze doktora. Unosi się kilka centymetrów nad dachem. Magią przesuwam go za krawędź dachu i teraz lewituje około 35 metrów nad ziemią.

-To doktor Cold!- ktoś krzyczy z dołu.

Przed szpitalem wybucha panika. W tłumie zauważam zszokowane oraz przerażone Bloody Cat i szczupłą blondynkę. Zapewne jest przyjaciółką początkującej morderczyni. Czas zacząć przedstawienie. Kolejnym zaklęciem powoli okręcam głowę doktora o 360 stopni. Ludzie na dole zaczynają krzyczeć z przerażenia. Doktor Cold już nie żyje, ale jeszcze jedna rzecz została do zrobienia. Usuwam zaklęcie lewitacji, a bezwładne ciało doktora spada na dół. Roztrzaskuje się o chodnik i opryskuje krwią osoby w pobliżu. Niektórzy ludzie mdleją, a z daleka słychać już wycie syreny policyjnej, To już koniec przedstawienia. Czas teleportować się z powrotem do akademii.

*Perspektywa Tarzana*

Mam nadzieję, że ktoś przebywa teraz w lesie, ponieważ nie chce mi się pchać z morderstwem do miasta. Za dużo tam ludzi, którzy by przeszkadzali. Docieram nad jezioro. Dotarłem tu od strony klifu i teraz na nim stoję. Na dole, przy brzegu zauważam nastolatka, który siedzi na kocu i ma kosz piknikowy. Widać, że się z kimś umówił. Może zdążę go zabić. Zbiegam z niezbyt stromego zbocza klifu, a następnie po cichu, od tyłu podchodzę do chłopaka. Wyjmuję zza paska nóż myśliwski. Najpierw dźgam nastolatka w ramię. On upada na plecy i syczy z bólu. Wykorzystuję to, że leży na plecach i dźgam go osiem razy w brzuch. To powinno go zabić, ale na wszelki wypadek dźgam go jeszcze w tętnice udową. Za około 20 sekund się wykrwawi. Wycinam mu na drugim ramieniu liść, po czym uciekam w głąb lasu.

*Perspektywa Bloody Cat*

Obecnie jestem już w swoim domu, a przed chwilą skończyłam jeść obiad. Śmierć doktora Colda wstrząsnęła całym Sun City oraz paroma innymi miastami. Najbardziej przerażeni są chorzy, którzy byli leczeni przez właśnie niego, a nie zakończono leczenia. Z Natanielem już raczej wszystko dobrze, więc nie ma, co się martwić. Skoro już jesteśmy przy Natanielu, to dzisiaj odwiedzili go jego tata i babcia. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Tata i babcia Nataniela są naprawdę miłymi osobami, tylko jego babcia mogłaby mniej mówić, a tata więcej. Dobra, czas zająć się Loganem. Wczoraj dostał jeść, a dzisiaj dostanie picie oraz porządną dawkę bólu. Najpierw idę do mojego pokoju. Przebieram się w mój strój, a do paska na broń chowam dwa sztylety i pistolet. Zabieram jeszcze z komody paralizator, który ukradłam w ciągu tygodnia jednemu z policjantów. Następnie idę na chwilę do kuchni. Biorę pół litrową butelkę wody, po czym w końcu mogę zejść do piwnicy. Wczoraj do piwnicy zaniosłam jeszcze skalpel. Tym razem, gdy wchodzę, Logan nie śpi. Jedyne dzięki, czemu wie, gdzie się znajduję to moje oczy, które świecą w ciemnościach. Podchodzę do niego i odkręcam wodę. Przykładam ją do jego ust i delikatnie ją przechylam. Logan zachłannie zaczyna pić. Woda szybko się kończy. Rzucam butelkę, gdzieś w kąt, po czym siadam okrakiem na udach Logana. Zaczynam go całować. Logan walczy i próbuje nie odwzajemniać pocałunku, ale w końcu łamie się i oddaje pocałunek. Gdy tylko oddaje pocałunek, ja się odsuwam i z pięści uderzam go w twarz. Widać, że jest zszokowany takim obrotem spraw. Drugi cios wymierzam w jego nos. W momencie uderzenia było słychać chrzęst łamanej kości, a teraz leci mu z nosa krew. Chyba go złamałam.

-Najpierw wyrywasz mi zęby i paznokcie. Później całujesz, a teraz łamiesz mi nos! Zabij mnie w końcu, a nie się mną bawisz!- krzyczy.

Chwytam go za gardło lekko podduszając i zaczynam powoli mówić.

-Posłuchaj. To ja tu jestem górą. Mogę robić, co mi się zachce, a ty nie masz nic do gadania marny człowieczku.

Puszczam jego gardło, a on od razu zaczyna nabierać łapczywie powietrza.

-Kiedyś dosięgnie cię sprawiedliwość.- oznajmia, chrypiąc.

-Zobaczymy.- odpowiadam wzruszając rękami.

Nadal nie wstałam z jego nóg. Przysuwam się bliżej niego i zaczynam ocierać się o jego krocze. Logan stara się walczyć, ale już po krótkiej chwili jego usta opuszcza jęk przyjemności. Przymyka oczy i odchyla głowę do tyłu. Wykorzystuję to, że Logan nie patrzy i wyjmuję paralizator. Przykładam go do jego krocza. Odsuwam się lekko i włączam paralizator. Logan podskakuje zaskoczony i od razu zaczyna krzyczeć z bólu. Dość szybko w jego oczach pojawiają się łzy. Paralizator wyłączam dopiero, gdy Logan zaczyna siniec z bólu. Teraz przykładam paralizator do jego klatki piersiowej i znów włączam. Po trzydziestu sekundach wyłączam go. Kolejne miejsce to ramię. Tyle samo czasu trzymam go tam włączonego.

-Porusz palcami prawej ręki.- rozkazuję.

-Nie mogę. Straciłem czucie w całej ręce.- odpowiada.

Uśmiecham się. Nie dość, że cała jego twarz jest w łzach to jeszcze stracił czucie w ręce. W ogóle zauważyłam, że odkąd porwałam Logana, to on strasznie schudł. Już niedługo pożyje. Już nie chcę mi się bawić paralizatorem. Wstaję z nóg Logana i idę do rogu pomieszczenia. Odkładam paralizator, a zabieram skalpel. Znów podchodzę do Logana. Chwytam jego twarz, żeby się nie wyrywał i otwieram lekko jego usta. Skalpelem tnę skórę od jednego kącika ust, aż do połowy policzka na wzór uśmiechu. Z drugiej strony robię to samo. Dużo krwi skapuje na niego i ziemię, ale to co wycięłam wygląda, jak przerażający uśmiech. Jestem zadowolona z mojej pracy.

-Gratulacje. Teraz przypominasz Jeffa the Killera i już zawsze będziesz się uśmiechał, nawet w grobie.- oznajmiam, po czym odkładam skalpel do rogu.

Ostatnio raz spoglądam na pobitego, posiniaczonego i zakrwawionego Logana z wyciętym uśmiechem, po czym opuszczam piwnicę.

*Perspektywa Werewolfa of Death*

Chyba, jako jedyny nie mam pomysłu kogo dzisiaj zabić. Jest po dwudziestej drugiej, a ja nikogo nie zabiłem przez cały dzień. Nagle słyszę wystrzał ze strzelby. Szybko przemieniam się w wilka i biegnę w stronę hałasu. Gdy dobiegam w okolice, z których mógł pochodzić wystrzał zauważam faceta pochylającego się nad martwym jeleniem. Przecież one są pod ochroną, nie można ich zabijać! Przemieniam się w człowieka i odzywam się.

-Nie wolno zabijać jeleni.

Facet podskakuje przestraszony.

-J-ja, myślałem, że to ta morderczyni Hyde! Dlatego zabiłem tego jelenia!- zaczyna się tłumaczyć.

Nie dość, że kłamie to jeszcze wkurzył mnie tą wzmianką o Hyde. Nikt! Powtarzam nikt! Nie ma prawa zrobić jej choćby najmniejszej krzywdy albo będzie miał do czynienia ze wściekłym mną. Szybko przemieniam się w wilkołaka i z furią w oczach skaczę na tego faceta. Zębami chwytam jego szyję i rozgryzam mu tętnicę szyjną. Upada on na ziemię i w kilka sekund się wykrwawia. Pazurami wycinam mu na dłoni czaszkę. Biorę parę głębokich oddechów, dzięki czemu się uspokajam. Wracam do mojej normalnej postaci, po czym teleportuję się do akademii.

*Perspektywa Bloody Cat*

Jest około północy, a ja nadal nie śpię. Od pół godziny przewracam się z boku na bok i rozmyślam. Nad czym? Nad wszystkim. Naprawdę szkoda, że doktor Cold zmarł. Zastanawiam się, jak poradzi sobie pani Cold. Najpierw dzieci, a teraz mąż. Ciekawe, czy będzie próbowała zakończyć swoje życie. Mam nadzieję, że nie. Racja, że sama przyczyniłam się do jej stanu psychicznego, ale ona zasługuje na życie. Przynajmniej ja nie wiem o żadnych przewinieniach z jej strony. Każdy człowiek ma coś na sumieniu, tylko nie wszyscy o tym wiedzą. Dlatego sprawiedliwość nie jest zawsze możliwa. Nikt nie jest bez winy.

(1948 słów)

Zauważyliście, że coraz krótsze wychodzą te rozdziały?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro