Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem w kwadratowym, białym pomieszczeniu. Znajduje się tutaj tylko łóżko oraz duże metalowe drzwi. W końcu zauważam skuloną postać w rogu pomieszczenia. To przecież jestem ja! Co to za miejsce i co ja tu robię?! I czemu widzę siebie, a nie patrzę na wszystko ze swojej perspektywy? Nagle ta druga ja kładzie ręce na swoim brzuchu i zaczyna coś mamrotać pod nosem.

-Wszystko będzie dobrze. Wydostaniemy się stąd.

My? Jacy my? Przecież jestem tam sama! O co tu do cholery chodzi?! Nagle wszystko zaczyna się rozmazywać, a moja głowa znów zaczyna pulsować bólem. Budzę się na kanapie, a na moich kolanach śpi Shadow. Coraz bardziej dziwne i przerażające są te wizje. Ten tydzień spędzam na spotkaniach z Pauliną i Natanielem. Obecnie jest piąty maja. Dzisiaj odbędzie się coroczna olimpiada dla wszystkich w mieście. Postanowiłam, że wezmę udział w skoku wzwyż. Paulina postawiła na bieg z przeszkodami, a Nataniel na skok w dal. Podczas tamtego tygodnia trochę trenowaliśmy. Po raz pierwszy budzę się od razu i bez zbędnego przedłużania wstaję z łóżka. Szybko je ścielę, po czym podchodzę do szafy. Zabieram z niej szarą koszulkę, czarne szorty oraz szare tenisówki z czarnymi sznurówkami. Biegnę do łazienki. Wykonuję poranną toaletę oraz przebieram się w wybrane ciuchy. Odnoszę do pokoju piżamę i przy okazji zakładam na głowę białą czapkę z daszkiem oraz przy lustrze zakładam soczewki. Za nim zejdę na dół pakuję jeszcze mój plecak. Następnie zbiegam po schodach, a na dole skręcam do kuchni.

-Dzisiaj potrzebuję lekkiego śniadania, bo idę na olimpiadę.- oznajmiam.

Shadow dopiero zaglądała do lodówki, więc się nie spóźniłam.

-Dobrze, w takim razie zjesz jabłko i kanapkę z szynką.- odpowiada.

Zabieram jabłko, a Shadow w tym czasie szykuję kanapkę. Szybko zaczynam jeść.

-Zwolnij, bo dostaniesz czkawki.- ostrzega Shadow.

Wykrakała, zaczynam czkać.

-A nie mówiłam?- pyta, podając mi szklankę z wodą.

-Mówiłaś.- odpowiadam, gdy sytuacja jest już opanowana.

Po już spokojnym zjedzeniu śniadania, zakładam plecak i podchodzę do drzwi.

-Obiad zjem na mieście, więc wrócę dopiero na kolację!- informuję, po czym wychodzę.

Najszybciej, jak umiem biegnę pod blok Pauliny. Ona już czeka na mnie.

-Nataniel jest już w parku i zapisuje nas na konkurencje, które wybrałyśmy.- informuje mnie.

-Dobrze, w takim razie biegniemy do parku.- mówię i razem ruszamy biegiem.

Po trzech minutach jesteśmy na miejscu. Paulina od razu zauważa Nataniela przy stoisku z napojami.

-Wszystko gotowe?- pytam.

-Tak.- odpowiada Nataniel.

-W takim razie czas coś wygrać!- oznajmia Paulina.

Pierwsza konkurencja, która się odbywa to bieg z przeszkodami. Na starcie staje dziesięć osób w tym Paulina i blondynka, która zazwyczaj jest przy Jasonie. Czyli Jason też tu jest?

-Wygrasz to Kelly!

To Jason! Ta blondynka spogląda na niego z uśmiechem i pokazuje mu kciuka w górę. Jason oddaje uśmiech.

-Wygrasz Paulina!- krzyczy Nataniel.

Paulina rumieni się i uśmiecha do niego.

Ja w ciszy obserwuję zawodników. Paulina ma duże szanse na wygraną, ale patrząc na Kelly widać, że jest wysportowana. Któraś z nich na pewno wygra. Odgłos strzału i wszyscy ruszyli. Ze wszystkich stron słychać krzyki dopingowania. Trzymam kciuki za Paulinę. Niestety Paulina zajmuje drugie miejsce. Pierwsze miejscu przypadło Kelly. Po chwili Paulina schodzi do nas z podium razem z pięćdziesięcioma złotymi i srebrnym medalem. Za pierwsze miejsce jest sto złotych i złoty medal, za drugie pięćdziesiąt złotych i srebrny medal, a za trzecie dwadzieścia pięć złotych i brązowy medal.

-Gratuluję Paula.- mówię do przyjaciółki.

-Dzię...- Paulina nie kończy, ponieważ Nataniel z całej siły ją przytula.

-Gratulacje.- mówi do niej.

-Dziękuję Nataniel, dziękuję Beatrice.- kończy, gdy jest już wolna.

Założę się, że jej twarz nie jest czerwona, tylko przez wysiłek. Oni kiedyś będą razem, to jest pewne, jak to, że po styczniu mamy luty.

-Teraz będzie skok w dal.- oznajmia Nataniel.

Razem kierujemy się w stronę piaskownicy i toru, na którym bierze się rozbieg. Zatrzymujemy się nagle, jak wryci. Przy torze stoi Ken i najbardziej nieśmiała dziewczyna z młodszej klasy. W dodatku trzymają się za ręce i uśmiechają nie widząc świata poza sobą. Może on wyciągnął wnioski z minionych wydarzeń? Choć to podejrzane, chłopak z szkolnego gangu i nieśmiała dziewczyna z młodszej klasy. Będę go obserwowała. Uczestnicy ustawiają się alfabetycznie według nazwiska i zaczyna się konkurencja. Widzę, jak Paulina trzyma kciuki za Nataniela, aż jej palce zbielały. Każdy po kolei skacze. Mają tylko jedną szansę, więc muszą się postarać. Ken i Nataniel skoczyli dalej niż połowa piaskownicy. Mają duże szanse na wygraną. Ostatni zawodnik. Wow. Przeskoczył prawie całą piaskownicę! Nikt nie skoczył dalej. Czas na wyniki. Ostatni zawodnik na pierwszym miejscu, Ken na drugim, a Nataniel na trzecim. Reporterzy robią zdjęcia, a następnie zawodnicy się rozchodzą.

-Gratulacje.- mówię równocześnie z Pauliną.

Nataniel się do nas uśmiecha.

-Za rok pokonam Kena.- oznajmia.

Jeśli Ken będzie nadal żywy. Spoglądam na niego. Trafiam akurat na moment, kiedy całuje w policzek tą dziewczynę, a ta zaczyna przypominać dorodnego pomidorka.

-Jaka teraz konkurencja?- pyta Paulina.

-Podnoszenie ciężarów.- odpowiada jej Nataniel.

-Możemy pooglądać.- oznajmiam.

Idziemy na arenę ciężarów. Są trzy ciężary. Dziesięć, dwadzieścia oraz trzydzieści kilo. W konkurencji bierze udział osiemnastu chłopaków i dwie dziewczyny. Wszyscy chłopacy zdjęli koszulki, a damska część widowni poza mną i Pauliną zaczęła piszczeć. Kelly też zaczęła krzyczeć, ale ona patrzy tylko na Jasona. Po pierwszej sztandze odpadło dziewięciu chłopaków i jedna dziewczyna. Po drugiej osiem chłopaków. Został Jason i jedna dziewczyna. Dziewczyna nie dała rady, a Jason podniósł sztangę bez problemu, jak każdą w tym konkursie.

-Brawo Jason!- krzyczy Kelly.

Obydwoje zdobyli dzisiaj po złotym medalu.

-Teraz skok wzwyż.- oznajmia Nataniel.

-Czas na moje zwycięstwo.- mówię pewna siebie.

Idę na start. Jestem najniższa ze wszystkich uczestników, ale oni nie mają genów kota, który sprawia, że wyżej skaczę. Raczej to wygram. Jest piętnaście dziewczyn i tyle samo chłopaków. Po pierwszym skoku odpadło po pięć osób z każdej płci. Po drugim tyle samo, co po poprzednim. Po trzecim odpadły cztery dziewczyny i czterech chłopaków. Zostałam ja i dwumetrowy chłopak. Obydwoje przeskoczyliśmy, choć on ledwo. Kolejny skok, poprzeczkę znów podniesiono. Ja skaczę pierwsza. Biorę rozbieg i najlepiej, jak umiem wybijam się w górę. Centymetr niżej i zahaczyłabym o poprzeczkę. Bezpiecznie ląduje na materacu, a w tłumie słychać okrzyki radości Nataniela i Pauliny. Czas na mojego przeciwnika. Biegnie i skacze. Oww. Ląduje na materacu razem z poprzeczką.

-Wygrałaś Beatrice!- krzyczą moi znajomi.

Na mojej twarzy tworzy się szeroki uśmiech. Ten sam chłopak, który przegrał ze mną na koniec pomaga mi wejść na najwyższy stopień podium. Sam ustawia się stopień niżej. Prezydent miasta rozdaje medale i nagrody pieniężne. Prostujemy się i uśmiechamy do obiektywów. Reporterzy robią zdjęcia, a później możemy zejść. Gdy tylko stawiam nogę na ziemi Paulina podbiega do mnie i zamyka mnie w duszącym uścisku.

-Paulina zluzuj, bo ją udusisz.- mówi Nataniel i kładzie jej rękę na ramieniu.

Paulina poluźnia uścisk i uśmiecha się przepraszająco.

-Nic się nie stało.- oznajmiam.

-To, gdzie teraz?- pyta Nataniel.

-Do pizzerii!- krzyczę z Pauliną.

Tam też idziemy. Zajmujemy stolik przy oknie. Ja siadam po jednej stronie stolika, a po drugiej Paulina z Natanielem. Podchodzi do nas kelner. Podaje nam karty menu, puszcza do mnie oczko, po czym odchodzi.

-Jeśli myśli, że dostanie napiwek dzięki takim sztuczkom, to się grubo myli.- oznajmiam.

Nataniel i Paulina wybuchają śmiechem.

-Może mu się spodobałaś?- mówi Nataniel.

-Tak samo, jak tamta ruda z aparatem?- pytam pokazując na tego samego kelnera, który puszcza oczko innej.

Znów wybuchamy śmiechem.

-Proponuję jedną, dużą pizzę na spółę i, jakiś deser.- proponuje Nataniel.

-Pizza z pieczarkami i kurczakiem?- pyta Paulina.

Ja i Nataniel kiwamy głowami na tak. Czekamy teraz na kelnera, ale nie śpieszy mu się. Cały czas wiercę w nim wzrokiem, żeby w końcu tu podszedł. W końcu spogląda na nasz stolik i zauważa mój wyczekujący wzrok.

-Przepraszam piękna, że musiałaś czekać.- mówi, podchodząc.

-Już tak nie słódź, tylko przyjmuj zamówienie.- odpowiadam chamsko.

Kelner zrezygnowany wyciąga notes.

-Jedna, duża pizza z pieczarkami i kurczakiem oraz ciastko z czekoladą.- zaczyna Nataniel.

-Lody waniliowe i truskawkowe.- mówi Paulina.

-I szarlotka z polewą czekoladową, na ciepło.- kończę zamówienie.

Przez następne dwadzieścia minut rozmawiamy i czekamy na zamówienie. W końcu kelner przynosi nasze zamówienie. Pizze stawia na środku, a desery przed odpowiednimi osobami. Zauważam, że na mojej szarlotce polewa została polana w kształt serca. Chwytam łyżeczkę i rozsmarowuję polewę na całej powierzchni ciasta.

-Nie spodobał ci się wzór?- pyta kelner.

-Nie.- odpowiadam.

Kelner odchodzi ze spuszczoną głową.

Moi znajomi znów zaczęli chichotać.

-Beatrice przecież on się stara.- oznajmia rozbawiony Nataniel.

-Jak dla każdej innej dziewczyny w tej pizzerii.- odpowiadam przewracając oczami.

Oni znów zaczęli się śmiać. Próbowałam się powstrzymać od śmiechu, ale nie wytrzymałam. Powoli zaczęła zbliżać się siedemnasta. Wyjęłam z plecaka pieniądze.

-Oto pieniądze za moją część posiłku Wy zapłacicie, bo ja muszę już iść.- oznajmiłam.

-Pa.- Nataniel i Paulina pożegnali mnie równocześnie.

Wyszłam z pizzerii i od razu ruszyłam do domu. W lesie znowu zaczęłam biec z nadludzką szybkością. Równo o siedemnastej weszłam do domu. Shadow siedzi w salonie.

-Już jestem. Postanowiłam, że dziś wykończę Logana.- oznajmiam.

-Dobrze. W końcu zakończysz tą historię.- odpowiedziała.

Z uśmiechem poszłam na górę do mojego pokoju. Przebrałam się w mój strój, po czym zeszłam do piwnicy. Logan ledwo żywy siedzi, przywiązany do krzesła. Chwytam skalpel, igłę i nitkę. Wszystko chowam do pasa na broń i podchodzę do Logana. Siadam okrakiem nad nim i kładę mu rękę na policzku. Powoli zaczynam głaskać jego policzek.

-Wstajemy książę.- mówię do niego.

Logan ledwo otwiera oczy i spogląda na mnie półprzytomnym wzrokiem.

-Już spokojnie. Dzisiaj wszystko się skończy.- szepczę mu do ucha.

Logan znów przymyka oczy.

-Ale najpierw chcę jeszcze usłyszeć twój krzyk.- oznajmiam, a następnie zaczynam się sadystycznie śmiać.

Logan spogląda na mnie przerażony. Otwieram mu usta i prawą ręką chwytam za jego język. Lewą natomiast wyjmuję skalpel.

-Już nigdy więcej nie wypowiesz tych pięknych kłamstw, którymi raczyłeś każdą dziewczynę.- oznajmiam, po czym odcinam mu język. Od razu jego usta wypełnia morze krwi, którą zaczyna wypluwać na mnie. Rzucam język w kąt pomieszczenia. Teraz przystawiam mu skalpel do powieki.

-Już nigdy nie spojrzysz tymi oczętami na nikogo i nikogo już nimi nie omamisz.- mówię, po czym wydłubuję mu jedno oko, a później drugie.

Krew leje się litrami, na ziemi leżą dwie gałki oczne i język. Logan zapewne krzyczał by wniebogłosy, gdyby nie krew i brak języka, które to utrudniają. Mam dość tej krwi wypływającej z jego ust, więc chwytam igłę i nitkę. Tak, mam zamiar zaszyć mu usta. Trochę nieudolnie mi to wychodzi i z niektórych miejsc nadal leci krew, ale połowę ust mu zaszyłam. Na pewno utrudnieniem było ciągłe szarpanie się Logana. Obecnie siedzi, jakby bez życia, choć nadal oddycha. Widać, że się poddał. Czas to zakończyć. Wysuwam pazury i jak zawsze, jednym sprawnym ruchem rozcinam mu krtań. Krwi jest tyle, że nie ma na mnie, choćby centymetra bez tej szkarłatnej cieczy.

Logan się wykrwawia, a jego dusza trafia tam, gdzie powinna. Jako, że znak rozpoznawczy wycięłam mu wcześniej, to teraz muszę, tylko go wynieść. Już, nawet wiem jak. Zabieram czarny worek spod ściany i tam chowam Logana. Przerzucam worek na ramię, po czym opuszczam piwnicę. Już wybrałam miejsce, gdzie go zostawię. Wychodzę z domu i ruszam biegiem nad jezioro. Po trzech minutach jestem na miejscu. Kładę worek na brzegu i opuszczam to miejsce tak szybko, jak się pojawiłam. Gdy tylko wchodzę do domu, od razu biegnę do schodów na górę. Biegnąc zabieram z mojego łóżka piżamę, a następnie zamykam się w łazience. Zdejmuję brudny od krwi kostium i wrzucam go do kosza na pranie. Odkręcam ciepłą wodę pod prysznicem. Starannie zmywam krew, najciężej jest z końcówkami włosów. Gdy jestem pewna, że zmyłam całą krew, wychodzę spod prysznica. Wycieram się w puchaty ręcznik, ubieram piżamę i na koniec rozczesuję włosy. Wychodzę z łazienki, a do mojego nosa dociera zapach kolacji. Idąc za cudownym zapachem docieram do kuchni. Shadow właśnie przystraja gofry owocami leśnymi.

-Dobry wieczór Shadow.- mówię.

-Cześć Bloody. Siadaj, zaraz podam kolację.- oznajmia.

Siadam do stołu, na którym już stoi malinowa herbata z cytryną. Upijam kilka łyków, a Shadow w tym czasie kończy gofry. Kładzie je przede mną na stole.

-Trzeba to uczcić, że zabiłaś Logana.- oznajmia.

-Jak?- pytam.

-Butelka wina i film?- proponuje.

-Jestem za.- odpowiadam.

Zignorujmy to, że nie jestem pełnoletnia, a wino należy do rodzaju alkoholi. Gdy zjadłam kolacje, posprzątałam naczynia. Shadow w tym czasie zaniosła butelkę i dwa kieliszki do salonu oraz włączyła film.

-Co oglądamy?- pytam, siadając na kanapie i biorąc jeden kieliszek.

-Dirty Dancing.- odpowiada.

Zaczynamy oglądać. Biorę pierwszy łyk wina. Słodkawe. Film już od początku mnie zaciekawił. Polecam oglądnąć. Budzę się, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obok mnie na kanapie śpi Shadow, a na stole stoi pusta butelka po winie. Wypiłyśmy wszystko? Spoglądam na zegar. Wybiła dwudziesta trzecia. Postanawiam się przejść na spacer. Możliwe, że nie myślę trzeźwo, ale nie obchodzi mnie to w tej chwili. Rano pomartwię się nad konsekwencjami. Wstaje, ale z powrotem siadam przez zawroty głowy. Gdy świat przestaje wirować znów podejmuję się próby wstania. Udaje mi się. Teraz zachować równowagę i dotrzeć do mojego pokoju. Największym wyzwaniem okazały się schody. W pokoju przebieram się w zwykłą koszulkę i legginsy. Na nogi zakładam tenisówki, a na siebie zakładam jeszcze polar. Oczywiście nie zapominam o czapce i soczewkach. Udaje mi się zejść na dół bez wywrotki. Wychodzę z domu i koślawym biegiem, biegnę do miasta. Po piętnastu minutach znajduję się w mieście. Wstaję na dwie nogi i nieporadnie ruszam przed siebie. Nagle ktoś kładzie mi zimną dłoń na ustach i siłą zaciąga do ciemnego zaułka, który mijałam. Staram się wyrwać, ale alkohol, który wcześniej spożyłam sprawia, że nie mam tyle siły oraz nie potrafię nic wymyślić. Zostaję przyszpilona do ściany.

(2133 słowa)

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro