Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na kanapie w salonie i oglądałam telewizje. Nagle telewizor zaczął wariować i trzeszczeć. Po chwili z telewizora wyszła Samara.

-O cześć Samara.- odezwałam się do dziewczynki.

-Raaaaaa.- zawarczała.

-Co tydzień już minął?- zapytałam.

-Raaaaaa!- krzyknęła i rzuciła się na mnie.

W momencie, w którym się na mnie rzuciła, obudziłam się.

-To był powalony sen.- powiedziałam do siebie.

-Hm? Co mówisz?- zapytała mnie Shadow ziewając.

-Nic. Miałam po prostu chory sen.- wytłumaczyłam.

-Co ci się śniło?- zapytała mnie Shadow, która powoli zaczęła już kontaktować ze światem.

-Śniło mi się, że z telewizora wyszła Samara i warczała na mnie.- pod koniec swojej wypowiedzi wybuchłam śmiechem, a Shadow razem ze mną.

-To może skoro jesteś bardziej żywa niż ja to może zrobisz nam śniadanie?- zapytała Shadow.

-Dobrze.- niechętnie się zgodziłam, ale gdybym tego nie zrobiła to pewnie jeszcze długo bym nie dostała jeść, a byłam bardzo głodna.

Weszłam do kuchni, podeszłam do lodówki i zaczęłam zastanawiać się co zrobić na śniadanie. Postawiłam na zapiekanki. Gdy wyjmowałam ostatnią zapiekankę z mikrofali, w kuchni pojawiła się Shadow, której ciekła ślinka.

-Aż tak bardzo głodna jesteś?- zapytałam się jej.

Ona nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową na tak, wpatrzona w zapiekanki jakby nie jadła nic od tygodnia. Kiedy zjadłyśmy śniadanie Shadow zagadała do mnie.

-Może masz ochotę na małe morderstwo?- zapytała.

-Tak, a co?- odpowiedziałam.

-No bo przydałoby się, żebyś trochę poćwiczyła i żeby miasto nie zapomniało, że istniejesz.- powiedziała.

-Ale przecież inni mordercy z Sun City, mordują dwa razy na miesiąc, a ja dwa dni temu zabiłam już kogoś.- nie rozumiałam jej.

-No tak, ale na początku każdy mordował co najmniej trzy razy na miesiąc.- wytłumaczyła.

-Rozumiem, a kogo mogę zabić?- zapytałam.

-A kogo chcesz?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Moją matkę.- odpowiedziałam poważnie.

-Dobrze tylko pamiętaj, że tym razem ci nie pomogę.- poinformowała mnie.

-Dobrze, czyli dzisiaj mogę ją zabić?- zapytałam znowu.

-Tak, tylko pamiętaj wybierz czas i miejsce, gdzie nie będzie świadków i będzie ci łatwiej to zrobić.- znów mnie poinformowała.

-Dobrze, czyli ruszam za chwilę.- powiedziałam i poszłam do pokoju.

Wyjęłam mój strój do zabijania, sprawdziłam ile nabojów mam w magazynku mojego pistoleta oraz sprawdziłam czy sztylety nie są tępe. Przebrałam się, założyłam szpilki z futerkiem i zeszłam na dół gotowa.

-Powodzenia.- powiedziała Shadow otwierając mi drzwi.

-Dzięki.- podziękowałam jej i wyszłam.

Skierowałam się do wschodniej części miasta, gdzie miała om moja matka. Domek jakoś nie powalał. Dwu piętrowy, jednorodzinny, z małym ogródkiem, coś jak ten, w którym teraz mieszkam tylko, że ten, w którym mieszkam ma dwa razy większy ogród i więcej pomieszczeń, bo jest trochę szerszy niż ten.

-I pomyśleć, że to tutaj spędziłam część mojego życia.- powiedziałam do siebie, po czym zaczęłam zastanawiać się jak dostać się do tego domu. W końcu postanowiłam, że wejdę przez okno, które będzie otwarte. Na szczęście miałam farta i okno w moim pokoju było otwarte. Pokój nic się nie zmienił i nikt chyba nie wchodził do niego odkąd zniknęłam.

-Dobra to teraz trzeba wyczaić gdzie jest mamusia.- powiedziałam cicho do siebie.

Dochodziła godzina powrotu mojego ojca z pracy co oznaczało, że mam była pewnie w kuchni i gotowała obiad, ale oznaczało to też, że mam mało czasu za nim przyjdzie ojciec. Zeszłam po cichu na dół do kuchni. Mama akurat coś kroiła. Podeszłam po cichu do niej od tyłu, wysunęłam pazury i jednym szybkim ruchem rozcięłam jej gardło. Krew tryskała z niej jak fontanny. Kiedy się wykrwawiła, a nie trwało to długo, bo zaledwie kilka sekund, położyłam ją na plecach na ziemi i wycięłam jej na prawym policzku kocią łapkę, po czym oblizałam pazury z jej krwi.

-Kocich snów.- powiedziałam, po czym wyszłam z domu frontowymi drzwiami i schowałam się na pobliskim drzewie. Mój ojciec bardzo się zdziwił kiedy zobaczył, że frontowe drzwi były otwarte.

-Joanna?- zapytał wchodząc do domu.

Wszedł do kuchni, a tam, zobaczył, że cała kuchnia jest w krwi jego żony, a jego żona ma podcięte gardło w kilku miejscach i wyciętą na prawym policzku kocią łapkę.

-Joanna?!- krzyknął i rzucił się do niej.

Przytulił ją brudząc się cały w krwi.

-Wytrzymaj, nie odchodź, proszę.- nie zwracał uwagi na to, że ona jest cała blada i nie ma krwi w jej organizmie.

Zadzwonił gdzieś i znów zaczął tulić swoją żonę.

-O jakie to słodkie. Zaraz się porzygam.- powiedziałam patrząc na całą sytuację z drzewa.

Z oglądania tej sceny wybudził mnie dopiero dźwięk syren i dopiero teraz przypomniałam sobie, że trzeba się zwijać. Zeskoczyłam z drzewa i poszłam w kierunku lasu. Kiedy weszłam do lasu uspokoiłam się, ponieważ nie słyszałam, żeby ktoś za mną szedł. W domu przy wejściu czekała na mnie Shadow.

-I jak?- zapytała mnie.

-Zabita.- odpowiedziałam.

-To świetnie, idź teraz przebierz się w normalne ciuchy, te wrzuć do prania i zejdź na dół na obiad.- rozkazała, po czym weszła do kuchni.

Ja zrobiłam tak jak kazała, weszłam na górę, przebrałam się w czarne leginsy i czarną koszulkę z napisem „Be afraid" co oznacza bój się, po czym wrzuciłam mój kombinezon, rękawiczki i maskę do prania, i zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekała na mnie Shadow z obiadem. Usiadłam naprzeciwko niej i w ciszy zaczęłyśmy jeść obiad.

-Powiedz.- zaczęła przerywając cisze między nami.- Czy miałaś jeszcze jakiś przyjaciół poza Pauliną?- zapytała niepewnie.

-Nie.- odpowiedziałam krótko.

-A kim jest ta Wiktoria, która była szczęśliwa, że ''umarłaś''?- znów mnie zapytała.

-Największa debilka, dziwka i szmata na świecie.- powiedziałam zaciskając pięści ze złości.

-A czemu się na ciebie uwzięła?- dalej pytała o Wiktorię.

-Ponieważ chłopacy stwierdzili, że jestem ładniejsza od niej, co jest prawdą i obrali sobie za cel zaliczyć mnie, a Wiktoria była wkurzona, że chłopacy już nie zwracają na nią uwagi tylko na mnie, więc postanowiła mnie zniszczyć, ale nie udało się jej. Co najlepsze ja nie chciałam, żeby chłopacy skupiali całą swoją uwagę na mnie!- opowiedziała, a pod koniec krzyknęłam desperacko.

-Rozumiem. Zapewne nie chcesz gadać o tych idiotach?- znów mnie zapytała Shadow, co ona jakieś przesłuchanie prowadzi?

-Racja, nie chcę o nich gadać i pójdę już do pokoju jeśli mi pozwolisz.- powiedziałam, po czym wyszłam z kuchni.

Poszłam do swojego pokoju i postanowiłam zadzwonić do Pauliny. Pierwszy sygnał, nic. Drugi też. Dopiero za trzecim razem odebrała.

-Halo? Kto dzwoni?- zapytała niepewnie.

-To ja Weronika. Dzwonię z mojego nowego telefonu.- odpowiedziałam.

-O to ty. Co chciałaś?- zapytała, a jej głos zdradzał, że się uśmiechała.

-Po prostu pogadać i ostrzec, żebyś się nie zdziwiła jak jutro w wiadomościach pojawi się informacja, że moja matka nie żyje.- poinformowałam ją.

-Ty ją zabiłaś?- zapytała w szoku.

-Tak.- odpowiedziałam krótko.

-Czemu?- zapytała zdziwiona.

-Zasługiwała sobie, a teraz mogę zemścić się na wszystkich przez, których cierpiałam.- powiedziałam uśmiechając się pod nosem.

-Czyli mam rozumieć, że niedługo Wiktoria zniknie z tego świata?- zapytała Paulina z lekką nadzieją w głosie.

-Tak, zaraz po moim ojcu.- powiedziałam uśmiechając się od ucha do ucha.

-Wiem, że to złe życzyć komuś śmierci, ale jej się należy.- powiedziała Paulina wrogo.

-A ty jak zawsze myślisz tylko co odpowiednie? Czy tymi słowami kogoś nie urazisz? Paulina proszę cię przestań być dla wszystkich miła, bo w końcu ktoś to wykorzysta.- ostrzegłam ją.

-Ale ja nie umiem być dla kogoś nie miła.- powiedziała smutna.

-Wiem, ale chociaż spróbuj. Dla własnego dobra.- poprosiłam ją.

-Możemy zmienić temat?- zapytała przybita.

-No jasne. To może powspominamy nasze różne przygody?- zapytałam.

-Spoko. Do dziś pamiętam jak mówiłam ci, że oszalałaś, kiedy postanowiłaś, że wejdziemy na najwyższą górkę w lesie, a później zejdziemy z niej najbardziej stromym zejściem, które było prawie pionowe, a skończyło się tak, że ja marudziłam, a ty zbiegłaś i gdyby nie drzewo nie wyhamowałabyś i biegła dalej dopóki byś się nie przewróciła.- wypomniała mi mój głupi pomysł.

-Ta, a później okazało się, że od pół godziny powinnyśmy być w domu i przez chwilę nie pamiętałyśmy jak wyjść z tego lasu.- zaśmiałam się na wspomnienie paniki jaką miałyśmy wypisaną na twarzy i jak zaczęłyśmy biegać po lesie, żeby wrócić na ścieżkę, z której bez problemu byśmy już wróciły do domów.

Później rozmawiałyśmy jeszcze przez godzinę, po czym Paulina przypomniała mi, że ona musi chodzić do szkoły, więc musi odrobić lekcje na jutro. Po rozmowie z Pauliną od razu poprawił mi się humor, który zepsuła mi Shadow, wspominając o tych debilach z klasy. Postanowiłam, że chcę się jeszcze zrelaksować, więc poszłam do łazienki. Nalałam do wanny gorącej wody, za pomocą płynu o zapachu róż zrobiłam pianę oraz zapaliłam parę świeczek zapachowych. Weszłam do wanny, zamknęłam oczy i przypomniałam sobie, że z Pauliną poruszyłyśmy temat chłopaków. Ona powiedziała mi, że ostatnio zaprzyjaźniła się z jednym, ale nie jest z naszej klasy. Domyśliłam się, że zapewne Paulina jest w nim zakochana i cierpi we friendzonie, choć ona nie chciała się do tego przyznać to ja wiedziałam swoje i wtedy Paulina, żeby odsunąć temat od niej zapytała się mnie czy byłam kiedyś w jakimś chłopaku zakochana. Odpowiedziałam jej prawdę, czyli że nie i, że nigdy w żadnym się nie zakocham, bo wszyscy chłopacy to dupki, a ona wtedy powiedziała, że nie wszyscy chłopacy to dupki i, że któregoś dnia jakiś chłopak roztopi moje zlodowaciałe serce. Ja oczywiście jej nie uwierzyłam i tak zakończył się ten temat. W końcu postanowiłam wyjść z wanny. Ubrałam się w moją ulubioną piżamę, czyli czarną koszulkę z czarnym kotem i czarne, krótkie spodenki. Kiedy byłam już w piżamce, zeszłam na dół do kuchni w celu zjedzenia lekkiej kolacji, a mianowicie jogurtu owocowego. Kiedy zjadłam jogurt postanowiłam iść już spać, ponieważ nie wiedziałam jakie plany na jutro ma Shadow i wolałam być wyspana. Po drodze do mojego pokoju nie napotkałam Shadow, zapewne już spała. Chciałam pójść w jej ślady i zasnąć, ale znowu coś nie pozwalało mi zasnąć. Przypomniała mi się moja pierwsza impreza, która prawie skończyła się dla mnie tragicznie.

Rok szkolny zaczął się już tydzień temu, a ja nadal nie zaprzyjaźniłam się jeszcze z żadną dziewczyną. Na razie moimi jedynymi przyjaciółmi są chłopacy z bandy Zack'a i sam Zack, najpopularniejszy chłopak w szkole. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę być jego przyjaciółką. Właśnie była dłuższa przerwa i miałam zamiar pójść do automatu, żeby kupić sobie batonika czekoladowego, ale nagle drogę zagrodzili mi Zack i jego przyjaciele.

-Cześć Wercia.- powiedział Zack z uśmiechem, który razem ze swoimi przyjaciółmi mówił do mnie tym zdrobnieniem, co nawet lubiłam.

-Cześć Zack, Logan, Carlos, Ken i Nataniel.- przywitałam się z chłopakami z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Chciałabyś przyjść dzisiaj do mnie na imprezę z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego?- zapytał Zack.

-Tak z chęcią.- odpowiedziałam od razu.- A kto tam będzie?- zapytałam jeszcze.

-Ja, Logan, Ken, Carlos, Nat.- powiedział Zack.

-A ktoś jeszcze?- znów zapytałam.

-A po co? Najlepiej imprezuje się ze swoją paczką!- powiedział z uśmiechem Zack.

Czy to znaczyło, że należę do jego paczki? Nie wierzę! W końcu znalazłam przyjaciół w tej szkole! Po szkole czym prędzej popędziłam do domu. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam sobie lekki makijaż i podeszłam do szafy, znaleźć jakąś sukienkę. Zdecydowałam się na czarną, elegancką, do kolan sukienkę i do tego czarne buty na obcasie oraz czarna, mała torebeczka. Równo o 18 pod mój dom podjechał Zack swoim samochodem. Okazało się, że w samochodzie jest tylko pięć miejsc i musiałam siedzieć komuś na kolanach. Zack'owi nie mogłam, ponieważ on prowadził i zasłaniałabym mu widok. Logan zaproponował, żebym to jemu usiadła na kolanach, ale ja powiedziałam, że przecież ma dziewczynę, ale on na to, że przecież jestem jego przyjaciółką, więc on nie widzi przeszkody. I w końcu siedziałam na kolanach Logana, który siedział z przodu obok Zack'a. Pod dom Zack'a dojechaliśmy o 18:30. Zack otworzył nam drzwi i zaprosił nas do środka mówiąc, że jego siostry nie ma, ponieważ poszła na pidżama party do jednej ze swoich koleżanek. Chłopacy powiedzieli, że mam się wygodnie rozsiąść w salonie, a oni za chwilę wrócą, po czym skierowali się do kuchni. Kilka minut później wrócili z kuchni niosąc najróżniejsze przekąski. Od chipsów, chrupków, paluszków po rodzynki w czekoladzie, które swoją drogą uwielbiam.

-Tak myślałem, że uwielbiasz rodzynki w czekoladzie.- powiedział Zack z typowym dla niego czarującym uśmiechem.

Chłopacy zaczęli nalewać jakiś napój do kubków.

-Co to?- zapytałam wskazując na jeden z kubków wypełnionych napojem.

-Alkohol.- odpowiedział Logan, po czym wypił duszkiem cały kubek tego.

-Nie mów, że nie pijesz?- powiedział Nataniel.

-W takim razie nic nie mówię.- powiedziałam.

-Ty i te twoje poczucie humoru Wercia!- powiedział Logan, który wypił już dwa kubki tego.

Carlos włączył muzykę, a Zack zaprosił mnie do tańca. Wszyscy byli już nieźle pijani poza mną. Byłam jedyna trzeźwa, ale i tak bawiłam się cudnie. Nagle podczas tańca ręce Zack'a wylądowały za nisko.

-Zack.- powiedziałam cicho, chcąc by przestał.

-No co śliczna? Nie mów, że nie chcesz tego?- pytał Zack.

-Nie chcę.- powiedziałam szczerze.

Bardziej traktowałam ich jak kumpli. Nie wyobrażałam sobie, by któryś z nich kiedyś został moim chłopakiem.

-Daj spokój Wercia.- powiedział Logan, którego ręce wylądowały na moim zamku od sukienki.

Natomiast ręce Zack'a wylądowały na moim biuście. Szybko kopnęłam Zack'a w krocze.

-Mówiłam, że nie chcę!- krzyknęłam na Zack'a.

Za mną nadal stał Logan i już miał rozpiąć mi sukienkę, ale szybko chwyciłam swoją torebkę i z całej siły przywaliłam mu w twarz. Innymi chłopakami nie musiałam się martwić, ponieważ albo leżeli na ziemi nieprzytomni, albo rzygali w toalecie. Poprawiłam zamek mojej sukienki, założyłam mój płaszczyk i szybko wyszłam z mieszkania. Po drodze do domu rozpłakałam się.

-Ufałam im. Myślałam, że są moimi przyjaciółmi, a oni chcieli mnie tylko wykorzystać, zaliczyć.- mówiłam cicho do siebie i płakałam.

W domu rodzice nawet nie zapytali się gdzie byłam do tak późnej pory ani czemu płaczę. Pewnie nawet nie zauważyli, że gdzieś wyszłam. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się zmęczona na łóżko, po czym zasnęłam."



Co nie, że Weronika była kiedyś naiwna?


Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i jak zawsze zapraszam do komentowania i serduszkowania, bo to motywuje, a dodatkowa motywacja=szybciej kolejny rozdział.

Dodatkowo jeśli rozdział się spodobał to zapraszam na mój profil do innych książek, a jeśli chcesz zapraszam także do zaobserwowania mojego profilu.

Do następnego rozdziału, papa. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro