|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Huk strzału oznaczał definitywny koniec. Mocniej zacisnął powieki, próbując przezwyciężyć rozdzierające poczucie bólu, które jednak nie nadeszło.

Fizycznie.

Stał pośród irytująco wyglądających krzaków, tak samo, jak kilka minut przedtem. Jeden z detali jednak się nie zgadzał - uchylił powieki, widząc przed sobą tuzin mundurowych.

- Stephan...?

- Wszystko w porządku, Andi.

Poczuł, jak brunet opiera cały swój ciężar na jego ciele. Zmarszczył brwi, odchylając lekko głowę by zbadać przyczynę... I zapragnął zginąć, tu i teraz.

Stephan wyglądał źle. Wyglądał koszmarnie. Kolory dosłownie odpływały z jego twarzy, upodabniając go do filmowych postaci wampirów - blady, niezdrowy odcień skóry, podkrążone oczy. I ten intensywny odcień czerwieni ust, który sprawiał wrażenie jakby usiłował wydostać się poza ich kontur.

- Steph?

- Jest okej.

Szept? Charkot? Mamrot?

- STEPHAN!

Krzyk, kiedy postać bruneta bezwładnie wpadła w jego ramiona.

Upadł wraz z nim na ziemię, czując coś bardzo paskudnego. Coś, czego nie umiał określić, bo nigdy wcześniej nie miał z tym do czynienia.

- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?! - docisnął otwartą dłoń do rany, ale krew swobodnie przelewała się przez jego złączone palce.

Uśmiechnął się półprzytomnie, skupiając na nim swój wzrok.

- Bo mi zależy.

- Nie zasługujesz na śmierć - samotna łza wypłynęła z kącika oka i potoczyła się po policzku. - Nie zasługujesz. Nie ty. Ja.

- Owszem, nie zasługuję. Ale ja nie zasługuję na cierpienie spowodowane przez Ciebie. I co teraz?

- Proszę...-

- Żałujesz?

- Co?

- Żałujesz ich wszystkich?

Spojrzał w te słabe oczy, w których utonął od pierwszego spojrzenia. Zacisnął wargi, powstrzymując nadchodzące łzy.

- Żałuję. Tak bardzo ich żałuję.

- Niech Ci będzie wybaczone.

Uścisk dłoni zelżał, powieki przymknęły się, a Andreas po raz pierwszy poczuł, jak ból rozdziera go od wewnątrz. Płakał, szlochał, łkał jak zaklęty, tuląc do siebie Stephana.

Jego Stephana.

- NA CO CZEKACIE? ZABIJCIE MNIE! ZABIJCIE!

Doświadczenie tylu emocji na raz, spowodowało atak. Wpadł w trans, całkowicie odłączając się od rzeczywistości.

Stephan zaczerpnął gwałtownie powietrza, podnosząc się do siadu. Czuł pot spływający po ciele, rosnącą falę paniki.

- Steph, coś się stało?

Blondyn otworzył oczy, wpatrując się w niego uważnie. Leniwie głaskał jego bok, obserwując go z uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niego.

- Śniło mi się, że przegraliśmy, Andi.

|||

No i mamy to, koniec!

Mam nadzieję, że podobała się taka dziwna i krótka forma fanfika, do zobaczenia już niebawem!

Wasza KDP ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro