cinco

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stephan Röer nie był wielbicielem urządzeń AGD, dlatego też rzadko kiedy używał telewizora - częściej radia.

Pech chciał (a może szczęście?), że podczas ogłaszanej informacji brał prysznic. To blondyn urzędował w kuchni, przygotowując dla nich makaron. Nóż, którym mozzarellę, wypadł mu z ręki na blat, a druga dłoń zatrzymała się gwałtownie.

Nie mógł wrócić do mieszkania.

Usłyszał, że Stephan zakręcił wodę, więc wyłączył radio i powrócił do gotowania. Wpadł na pomysł.

- Łał, ale pachnie... - przyznał brunet, wchodząc do kuchni. - Nie mówiłeś, że z Ciebie taki kucharz!

- Całkiem nieźle radzę sobie z prostym gotowaniem, to wszystko. Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz - uśmiechnął się.

- Nie mogę się doczekać, aby je odkryć.

Brunet cmoknął go w czoło, wyciągając sztućce i talerze.

- Zjemy szybko i jedziemy - odezwał się Harchler.

- Gdzie?

- Niespodzianka, musisz być cierpliwy.

Nie chciał go zabijać tak szybko.
Nie chciał w ogóle go zabijać.

- Naprawdę nie przestajesz mnie zadziwiać.

Tymczasem mieszkanie blondyna było już dokładnie przeszukiwane. Technicy nie znaleźli zupełnie nic, co mogłoby udowodnić jego winę.

- To niebywałe... Gdyby nie monitoring, w życiu nawet nie wpadli byśmy na jego trop. Nie mamy nawet jak porównać odcisków palców, bo wszystko wyczyścił...

- Zbieramy się. Harchler może wrócić tu w każdej chwili - oznajmił komendant.

- A co, jeśli nie wróci?

- Nie wie, że go przejrzeliśmy. Musi tutaj wrócić, więc na niego poczekamy w ukryciu.

Andreas prawie wyskoczył przez drzwi wejściowe do bloku Stephana, ruszając w kierunku auta.

- Aż tak ci spieszno? Nie pędź tak, ostatnio biegałem jakiś miesiąc temu! O, dzień dobry, pani Hofer!

Kobieta uśmiechnęła się i zmarszczyła brwi na widok obcego chłopaka przy jej sąsiedzie. Kiedy skrzyżowała z nim spojrzenia, czuła jak krew odpływa jej z twarzy.

To był ten poszukiwany morderca, którego podobiznę przedstawili w Wiadomościach.

Czarna Toyota odjechała z piskiem opon, a szatynka drżącymi dłońmi wyjęła swój telefon i wykręciła numer alarmowy.

Miała nadzieję, że zobaczy Stephana ponownie.

- Andreas, ale z Ciebie pirat drogowy! Zwolnij trochę, błagam! - zapiszczał, trzymając się pasów bezpieczeństwa.

Harchler usłyszał dźwięk syren i spojrzawszy w lusterko, zaklął głośno, widząc trzy radiowozy.

- Dostaniemy mandat! Zatrzymaj się, gorzej już być nie może!

- Nie mogę się zatrzymać, Stephanie. Już mnie znaleźli.

- Kto cię znalazł?! O czym ty mówisz?!

Blondyn docisnął pedał gazu i zmienił bieg, pociągając nosem.

- Ty... Ty płaczesz? Andi, co się dzieje?! Martwisz mnie!

- Zabiją mnie - wyznał mokrym głosem. - Najpierw będą torturować, a później mnie zabiją.

- Ale kto?! Andreas, to nie jest ani trochę zabawne!

- Policja. Oni już wiedzą, Steph.

- O czym wiedzą? Zatrzymaj się, do cholery!

Zobaczył w lusterku, że zwiększył odległość, dlatego kontynuował ucieczkę, skręcając w polną ścieżkę. Wjechał między drzewa, dziękując w duchu, że miał ciemne auto i rosną tu wysokie krzewy.

- Stephan... - zaczął drżącym głosem. - ... Steph, to ja jestem tym poszukiwanym mordercą. To ja zabiłem tych wszystkich chłopaków. Ty miałeś być ostatni.

Brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.

- Naprawdę nie przestajesz mnie zadziwiać, Andi!

Skrzyżował wzrok z tym pustym, należącym do Andreasa, przez co jego rozbawienie cichło.

- Ty nie żartujesz - stwierdził obojętnym tonem.

- Nie.

Złapał za pasy w celu ich odpięcia, gdy poczuł, jak na nadgarstku zaciska się dłoń blondyna.

- Kiedy wszedłeś do księgarni, wiedziałem, że Ci nie odpuszczę. Nie przewidziałem tylko tego, że jakimś pojebanym cudem sprawiłeś, że chciałem... Z Tobą stworzyć związek i porzucić to, co robiłem...

- Myślałeś, że się nigdy nie dowiem?! Ja pierdole, zakochałem się w mordercy! - przetarł twarz dłonią.

- Zakochałeś się? - powtórzył z niedowierzaniem Andreas.

- Puść mnie. Policja zaraz nas znajdzie.

- Ucieknijmy razem.

- Słyszysz siebie? Jesteś poszukiwany! Nie dadzą Ci spokoju! Nawet nie próbuj mnie szukać!

Szarpnął gwałtownie ręką i odpiął pasy. Słyszał w oddali syreny. Wysiadł z auta i chciał uciec jak najdalej od niego... Ale coś mu na to nie pozwalało.

- Żałujesz?

- Co? - Harchler uniósł brwi.

- Pytam, czy żałujesz. Tego, że mnie poznałeś.

- Gdybym wiedział, że tak to się zakończy, sam bym Cię znalazł w tym przeklętym Overland Park i pozwolił na kompletne zdewastowanie braku mojej moralności.

Zrobił krok w jego stronę, kładąc mu dłoń na policzku.

- Jesteś mordercą i nic tego nie zmieni.

Objął go i pozwolił sobie na łzy. Co za marny kabaret.

A chciał wtedy tylko kupić książkę dla swojej dziewczyny.

Gdy otworzył oczy, spojrzał na wozy policyjne. Wiedział, że każdy ruch z ICH strony był szachem, ale to do Policji należał mat.

Chyba, że...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro