werewolf!jotaro x mute!reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

monster au
pisane po pijaku, jakość jest chujowa plus lanie wody

!może zawierać spoilery!

Kiedy ostatnio widziałaś swoją rodzinę? Kiedy ostatnio rozmawiałaś z przyjaciółmi? Czy twoi znajomi istnieli zanim w twoim życiu pojawił się Jotaro? Czy twój świat rozciągał się poza słodko–gorzkie słówka od mężczyzny, którego miłość odebrała ci wszystko? Od momentu porwania, albo jak preferował to określać Jotaro „zapewnienie ci permanentnego bezpieczeństwa” często zadawałaś sobie te pytania. Na początku potrafiłaś nakreślić dokładny czas. Dzień, tydzień, miesiąc. Ale teraz, czas spędzony w domu tego człowieka, nie, monstrum, zlewał się w niewyraźną smugę, której nie potrafiłaś odczytać. Każdy dzień spędzałaś tak samo, czytając, bądź oglądając filmy, a kiedy do domu wracał Jotaro, całą uwagę musiałaś poświęcać jemu.

Życie u boku Jojo było wyczerpujące. Nie mogłaś nawet powiedzieć mu "nie", a twoje pięści nie robiły na nim żadnego wrażenia. Przez pierwsze kilka tygodni próbowałaś walczyć, kiedy inicjował dotyk, bądź zbliżał się zbyt blisko, jak na twoje upodobanie, ale twoja siła nie mogła równać się z potęgą nadczłowieka. Miałaś szczęście, że przez przypadek cię nie zabił. Znałaś jego możliwości. Pewnego dnia złamał stół w jadalni na pół, kiedy odmówiłaś jedzenia podczas buntowniczej głodówki. Z biegiem czasu zrozumiałaś, że nie uda ci się z nim wygrać. Przywykłaś do nowej rzeczywistości na zasadzie egzystowania. Tak przedstawiało się twoje życie. Zwykłe bytowanie. Obudzić się, zjeść i przeżyć do następnego dnia.

Oczywiście próbowałaś uciec. Dwa razy udało cię nawet postawić stopę poza mieszkaniem Jotaro, ale dzięki nadzwyczajnemu węchu z łatwością sprowadzał cię z powrotem do klatki. Nie obyło się bez zadrapań i bólu, dlatego na dwóch próbach się skończyło. Dopiero od niedawna, kiedy dostrzegłaś, że zdobyłaś zaufanie Jotaro, pozwoliłaś sobie podjąć jeszcze jedną próbę, tym razem mniej spontaniczną. Szukałaś szczeliny, przez którą mogłabyś się prześlizgnąć, dziury, która zapewniłaby ci prostą drogę do wolności. Wędrowałaś po całym domu na kilka godzin przed powrotem Jotaro z pracy, ale twoje poszukiwania okazały się bezowocne. Wilkołak nauczył się na własnych błędach, że musi lepiej zabezpieczyć dom. A ty wciąż naiwnie wierzyłaś, że uda ci się czmychnąć spod jego czujnego oka.

Miałaś ochotę płakać, tak samo jak podczas pierwszych dni w nowym domu, ale jakimś cudem powstrzymałaś łzy. Nie było warto przelewać ich dla kogoś tak podłego jak Jotaro. Z tą myślą spędziłaś resztę dnia, dopóki nie powrócił twój porywacz.

Nie obwieszczał powrotu. W milczeniu zdjął płaszcz i ignorując zabójczy głód, udał się prosto do twojego pokoju. Oczywiście nie ominął go fakt, że twój zapach atakował go ze wszystkich stron. Byłaś dzisiaj nadzwyczajnie aktywna, co przykuło jego uwagę.

Z wilczymi uszami wyprężonymi niczym struna, wszedł do waszej sypialni. Usiadł na łóżku, tuż obok ciebie, i zgarnął cię w swoje ramiona. Natychmiast zatopił nos w zagłębieniu twojej szyi, gdzie delikatnie cię nim smyrał, co jakiś czas zostawiając mokre pocałunki. Skubał twoją skórę zębami, które z łatwością mogłoby pozbawić cię życia jednym zbyt silnym ugryzieniem. Jotaro zdawał sobie sprawę z własnej siły, ale to i tak nie powstrzymało go przed wgryzieniem się w twoje ciało. Jęknął, czując na języku twoją słodką krew. Dał się ponieść instynktowi, który tak bardzo starał się trzymać w ryzach dla ciebie.

Nie próbowałaś go odepchnąć. Ostatni raz, kiedy podjęłaś próbę przerwania rytuału oznaczenia, Jotaro wgryzł się jeszcze mocniej i owinął się wokół ciebie jeszcze szczelniej. Ból był ogromny, pamiętałaś go do dzisiaj, a blizna jaką wtedy zostawił wciąż świeciła bielą, kiedy obserwowałaś ją w lustrze. Dlatego dzielne trwałaś w bezruchu, ściskając poły bluzki stworzenia.

Na szczęście tortura nie trwała długo. Jotaro wyrwał ostre kły z twojej szyi i zlizał krew, nie pozwalając jej ubrudzić twojego ubrania.

— Moja — powiedział prymitywnie, ale dobitnie i władczo, zaniżając twój status do jego własności. Jego turkusowe oczy z pionowymi źrenicami wywiercały dziurę w twoich oczach intensywnością spojrzenia. Oczekiwał twojej odpowiedzi.

Kiwnęłaś głową, nie chcąc go denerwować i odgarnęłaś zabłąkane, kręcone kosmyki z jego czoła.

Nie przeszkadzał mu brak porozumiewania się z tobą werbalnie. Podświadomie wiedział, że nie zrozumiesz, dlaczego był zmuszony wnieść cię do swojego świata i w związku z tym mogłabyś wysyłać groźby i przekleństwa w jego stronę. Byłaś w stanie walczyć z nim tylko na jednym polu i nawet tam nie miałaś żadnych szans. Twoja cisza była zbawienna dla człowieka, który miał trudności w okazywaniu uczuć i nosił brzemię śmierci najbliższych przyjaciół. Wystarczała mu jedynie twoja obecność. Świadomość, że jego bratnia dusza, osoba, z którą przeznaczone mu było spędzić resztę życia i założyć rodzinę, jest bezpieczna w jego domu, napełniała go spokojem i równowagą, których wcześniej nie doświadczał prawie wcale. Wystarczało mu twoje głaskanie, kiedy demony przeszłości dawały o sobie znać. Twoim zadaniem było jedynie trwać przy nim i zapewniać mu stabilizację emocjonalną.

Nie wierzyłaś w jego miłość, choć uczucia Jotaro do ciebie wykraczały ponad normę. Kochał cię zbyt mocno i żarliwie, aby odpuścić. Nie widział poza tobą świata, nie wyobrażał sobie żyć w świecie, gdzie ty nie istniałaś. Jako bratnie dusze, byliście ze sobą złączeni na tle spirytualnym. Śmierć jednego, oznaczała śmierć drugiego. I chociaż fakt, że byłaś człowiekiem nieco komplikował sprawę, bo nie byłaś w stanie zrozumieć jakie brzemię niesiesz na swoich barkach, to Jotaro wciąż pałał do ciebie obłąkaną miłością, która zmusiła go do wyrwania cię z twojej codzienności i wrzucenia cię do jego świata. Nie żałował jednak podjętych decyzji. Teraz przynajmniej byłaś naprawdę bezpieczna i żaden niesparowany samiec nie mógł na ciebie patrzeć.

— Kręciłaś się dzisiaj po domu — warknął.

Spięłaś się delikatnie, co doskonale wyczuł. Spojrzał ci prosto w oczy, nieodgadnionym spojrzeniem, i chwycił cię za brodę. Pazury zahaczały o twoją skórę, ale jeszcze nie przerywały jej ciągłości. Posyłał ci ostrzeżenie, do którego powinnaś się zastosować.

— Mam nadzieję, że nie próbowałaś mnie zostawić — rzucił wyzwanie — Nie będę miał obiekcji przed złamaniem ci nóg, jeśli jeszcze raz wywiniesz podobny numer.

Blefował, ale widok strachu na twojej twarzy wprawił go w chorą, sadystyczną radość. Nie dał tego po sobie poznać, wciąż zachowując kamienną twarz, która złagodniała, kiedy dostrzegł, że zaczęłaś drżeć. Wtulił cię w swą szeroką i niesamowicie ciepłą pierś i tak głaskał twoje włosy, obierając za cel uspokojenie twoich nerwów. Nie uważał się za eksperta w dziedzinie uczuć, ale dla bratniej duszy specjalnie starał się zrozumieć, na jakich zasadach prosperuje człowiek.

Pokręciłaś energicznie głową, drżąc na samą myśl o przyszłości. Twoje szansę na ucieczkę topniały do punktu niebytu.

Bez ostrzeżenia, Jotaro podniósł cię, zmuszając, abyś objęła go nogami w pasie. Ledwo widoczny róż przyprószył mu policzki, kiedy pogłaskałaś go po włosach. Niesamowite jak reagował na twój dotyk. Czuł się jak świeżo sparowany nastolatek.

— Yare yare — mruknął pod nosem i zaniósł cię do kuchni, aby przygotować wam posiłek.

Od miłości Jotaro nie było żadnej ucieczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro