Blooming flowers

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; wesołych Świąt!

życzę Wam wszystkiego najlepszego~

miłego czytania, mam nadzieję, że przez długość Was nie znudzi, a sam pomysł zaciekawi

zostawcie coś po sobie, dobrze?  napiszcie chociaż, jak minął Wam dzień, z kim spędziliście Wigilię, jakie prezenty dostaliście

ubierajcie się ciepło!

***

Nigdy wcześniej nie czuł takiego piekła psychicznego. Żaden ból fizyczny, którego doznał podczas treningów, upadku czy czegokolwiek innego nie mógł równać się temu, co doświadczał w tamtym momencie.

Gdy w sobotnie popołudnie dostał telefon od matki swojej najlepszej przyjaciółki, odebrał natychmiast, dziwiąc się lekko. To nie tak, że Eunlee nigdy nie zdarzało się użyć telefonu swojej rodzicielki, kiedy jej własny się rozładował.

Nie spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy to, co wtedy usłyszał.

Rzucił wszystko w ciągu sekundy. Nie obchodziło go, że wybiegł z domu bez kurtki, a tego dnia było chłodno. Nie obchodziło go nic. Nic, oprócz Eunlee.

Ledwo widział drogę. Łzy zakrywały mu pole widzenia. Tak cholernie się o nią bał. I nie mógł uwierzyć w to, co powiedziała mu matka dziewczyny.

Dotarcie do szpitala zajęło mu kwadrans. Piętnaście zbyt długich minut, podczas których jego najlepsza i jedyna przyjaciółka walczyła o każdy oddech.

Nie zdążył się z nią zobaczyć, zanim odeszła. Jej rodzice też nie zdążyli. Nikt nie zdążył. Było już za późno. Za późno na pożegnania, przeprosiny, złość i żale. Było za późno na cokolwiek.

Nienawidził siebie za to. Gdyby wiedział wcześniej...

Ale... co by wtedy zrobił? Co mógłby poradzić na to, że ona cierpiała? Nie dałby rady jej pomóc. Mógłby tylko pogorszyć sytuację.

Przecież to ty byłeś powodem tego wszystkiego.

Przez cały pogrzeb Eunlee płakał. Nawet nie próbował hamować łez. To bolało za bardzo. Zdecydowanie za bardzo. To nie był ból, który powinien czuć siedemnastolatek. Nie powinien był jej stracić. Ona powinna być tutaj, obok niego. Oddychać. Żyć.

Nie potrafił spojrzeć na trumnę. Dźwięk, który wydała w momencie uderzenia o beton pod ziemią sprawił, że zakrztusił się szlochem. Nie mógł uwierzyć, że ona tam jest. Leży, ubrana w żałobny strój, martwa.

Ponownie poszedł na cmentarz dopiero tydzień później. Dopiero wtedy był w stanie podnieść się z łóżka. Przez wcześniejsze dni płakał. Przestawał jedynie, gdy zasypiał. A robił to dopiero, kiedy nie potrafił już zmusić się do otwarcia przekrwionych i szczypiących od ilości wylanych łez oczu.

Mama Minho patrzyła na niego ze zmartwieniem, gdy wychodził z apartamentu. Wiedziała, że jej syn nie jadł dużo. Zaraz po śmierci Eunlee nie mógł nawet patrzeć na jedzenie. Zmizerniał. Był bledszy. Wyglądał jak posąg; zimny, bez uczuć, pusty w środku.

Nie chciał, żeby go podwoziła. Uparł się, że pójdzie na pieszo. Z jakiegoś powodu wolał, żeby chłodny, jesienny wiatr przecinał jego policzki niczym ostre gałęzie. Nie chciał ciepła, nie chciał tych spojrzeń przepełnionych współczuciem i żalem. Strata przyjaciółki sprawiła, że miał gdzieś swoje dobro.

Bo wraz z Eunlee z tego świata odeszła każda pozytywna rzecz, wszystko, czego potrzebowałem.

Trząsł się z zimna. Czuł, że drżące z nadmiaru emocji dłonie marzną, a kieszenie nie są w stanie zapewnić im chociaż odrobiny ciepła. Było dosyć wcześnie; nie sądził jednak, że wróci do domu przed zachodem słońca.

Droga była dość długa, ale nie przeszkadzało mu to. Niska temperatura, wykończenie fizyczne i psychiczne, to wszystko razem i w jednej chwili — traktował to jako karę. Czuł, że zasługuje na ból jeszcze większy, bo jego przyjaciółka musiała przejść przez coś jeszcze gorszego.

Wciąż pamiętał, jak matka dziewczyny dusiła się szlochem, gdy próbowała mu powiedzieć, że Eunlee jest w szpitalu. Pamiętał, jakby to było przed chwilą. Pamiętał swój drżący głos, gdy pytał, co się stało. A odpowiedź nadal słyszał gdzieś z tyłu głowy.

Nie miał pojęcia, nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego przyjaciółka próbowała popełnić samobójstwo. I nie wiedział, dlaczego, dlaczego Bóg pozwolił na to, żeby jej się udało.

Gdzie zawiódł jako przyjaciel? Kiedy z nią zaczęło dziać się coś złego? Dlaczego był taki ślepy? Dlaczego nie poprosiła o pomoc? Dlaczego nic nie zauważył, choć uważał, że zna ją tak dobrze? Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć?

Kiedy dotarł na cmentarz, jak w amoku znalazł jej grób. Wciąż pokryty już częściowo uschniętymi wiązankami, jeszcze bez pomnika. Ten widok był tak bolesny, że zgiął się wpół i gdyby nie ławka obok, upadłby na ziemię. Bolało go serce. Coraz trudniej było mu oddychać.

Usiadł z jękiem. Oczy go zapiekły; kolejna fala łez nadchodziła, a on nie był w stanie jej powstrzymać.

Nie wiedział, ile czasu tam siedział i tępo wpatrywał się w grób. Nie wiedział, o której dosiadł się do niego brat Eunlee, nie witając się, nic nie mówiąc. Minho jedynie na niego spojrzał. Nie miał siły na nic więcej i wiedział, że chłopak też.

Jaesung nie wyglądał lepiej — też miał podkrążone oczy, pusty wyraz twarzy i bladą skórę. Minho ten widok nie dziwił ani trochę. Chłopak stracił siostrę ledwo tydzień temu. Swoją ukochaną, młodszą siostrzyczkę, z którą nawet często się nie sprzeczał i którą kochał ponad życie.

Lee też kochał Eunlee. Kochał ją jak siostrę, jak bratnią duszę. Gdyby tylko mógł, oddałby swoje życie i teraz leżał w piachu, zamiast niej. Zrobiłby wszystko, żeby cofnąć czas i pomóc jej, choć nie wiedział, jak to zrobić. Ale wymyśliłby coś. Przynajmniej tak mu się wtedy wydawało.

— Eunlee zostawiła dla ciebie list — wyszeptał zachrypniętym od milczenia głosem brat dziewczyny. Młodszy z chłopców poruszył się niespokojnie na ławce. — Nie mam go przy sobie. Postaram ci się go niedługo przynieść.

Minho przytaknął powoli. Co dziewczyna napisała w liście? Czy zapisała tam wszystkie swoje uczucia, wszystko, co było przyczyną jej śmierci?

Samobójstwa, Minho. Eunlee popełniła samobójstwo.

Zacisnął oczy, czując, że pojawiają się kolejne łzy. Gdy matka przyjaciółki powiedziała mu, że właśnie tak umarła jego bratnia dusza, zaczął postrzegać siebie jako powód. Albo przynajmniej jeden z nich, bo przecież powinien był jej pomóc. Przyjaciel powinien pomagać. Nie zostawiać na pastwę losu.

— Jaesung? — zapytał nagle. — Mógłbym... mógłbym przyjść... — przygryzł wargę, gdy chciał powiedzieć: „do Eunlee". — Do was? Chciałbym zobaczyć jej pokój. I przy okazji wziąłbym list...

— Nie — odparł szybko chłopak, ewidentnie się spinając. — Nie, nie. Nie ma mowy.

Minho zmarszczył brwi, widząc, jak starszy z nich przymyka oczy i kręci głową.

— Ale dlaczego? Przecież...

Chciał jeszcze coś dodać, ale brat dziewczyny zganił go wzrokiem.

— Nie, Minho. I nie pytaj, dlaczego. Proszę. — Spuścił nisko głowę ze wstydem.

Przecież nie mógł mu powiedzieć. Nie mógł. Ale jednocześnie czuł, jak chłopak, zaledwie dwa lata od niego młodszy, wpatruje się w niego z błaganiem. Wiedział, jak bardzo cierpiał. On przechodził przez to samo. Z tą różnicą, że Jaesung wiedział, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Spojrzał na Minho, czując, jak jego serce ściska żal na samą myśl o tym, jak bardzo będzie bolało, gdy przyjaciel Eun dowie się prawdy.

— Po pierwsze nie chcę dokładać ci kolejnego cierpienia. A po drugie... nie jestem osobą, która powinna ci o tym mówić — westchnął. — Właśnie po to Eunlee zostawiła list. Żeby wszystko ci wyjaśnić.

Młodszy jedynie przytaknął. Nie chciał drążyć. Co by mu to dało? Starszy z rodzeństwa Park od zawsze trzymał gębę na kłódkę, gdy ktoś go o to poprosił albo gdy sam stwierdził, że to konieczne.

— Ale... — głos Jaesunga lekko się załamał; odchrząknął i mówił dalej: — moi rodzice. Nie ma ich dzisiaj w domu, więc... — Podrapał się po karku z lekkim zakłopotaniem. — Możesz przyjść. Nielegalnie. Ale możesz.

Twarz Lee nagle rozpromieniła się. Chociaż nie, to nie było dobre określenie; po prostu kąciki jego ust z wrażenia uniosły się trochę ku górze.

Jego aktualnego stanu nie można było nazwać szczęściem. Do euforii było mu naprawdę cholernie daleko. Ale sam fakt, że za kilkanaście albo nawet kilka minut będzie mógł znaleźć się w pokoju swojej przyjaciółki, zobaczyć jej rzeczy, poczuć jej zapach, którym nasiąknęły noszone przez nią ubrania. Potrzebował tego. Potrzebował poczuć, że ona jest gdzieś blisko. Potrzebował jej.

Szli chodnikiem w pewnej odległości, przez co nie stykali się ramionami. Zupełnie, jakby między nimi istniał jakiś mur, którego nie byli w stanie przeskoczyć. A Minho z bólem serca zauważył, że spokojnie wystarczyłoby miejsca, by Eunlee mogła między nimi iść.

Gdy weszli do apartamentu rodziny Park, zaraz po zdjęciu butów, młodszy z nich ruszył w stronę pokoju dziewczyny. Wpadł tam jak burza, a jego serce zaczęło walić mocniej, kiedy tylko poczuł ten zapach, którego nie potrafił dokładnie określić. Była to charakterystyczna woń, której nie mógł porównać do niczego innego.

Łzy napłynęły mu do oczu i kolana się pod nim ugięły, przez co chwilę później klęczał na podłodze i wtulał twarz w pościel leżącą na łóżku. Znowu się rozpłakał, ale miał to gdzieś. Nie czuł, że jest tak blisko Eunlee nawet, gdy siedział na ławeczce naprzeciwko jej grobu. Jej zapach, widok jej rzeczy — to było coś, czego zimny nagrobek nie był w stanie mu zastąpić.

Spędził tak kilka minut w samotności, bo Jaesung zaraz po tym, jak zobaczył, w jakim stanie jest Lee, wyszedł z pokoju. Wiedział, że chłopak tego potrzebuje. Sam skierował się do swoich czterech ścian, gdzie schował list do Minho. Udało mu się go cudem zabrać rodzicom, kiedy nie patrzyli. Nie mógł przecież pozwolić na to, żeby przyjaciel jego ukochanej siostry nie dowiedział się prawdy. A argument, że siedemnastolatek na to nie zasługuje, nie zmieniał jego zdania. Wiedział, że rodzice kierowali się żalem i nienawiścią.

W końcu znalazł lekko pomiętą kopertę i spojrzał jeszcze raz na pochyłe pismo siostry. Minho — to było jedyne, co napisała na kawałku papieru. Jaesung poczuł gulę w gardle, wiedząc, że jeszcze tego samego dnia to właśnie Minho będzie wpatrywał się w to słowo, tak jak on teraz.

Wstał, przeczesując włosy ręką i skierował się do pokoju Eunlee. I nagle zatrzymał się, niemalże dostając zawału.

Jeszcze nigdy tak szybko nie rzucił się w stronę przedpokoju, żeby złapać buty Minho i biegiem ruszyć do pomieszczenia, w którym młodszy się znajdował. Słyszał, jak któryś z jego rodziców wpisuje kod. Miał coraz mniej czasu.

— Minho — wychrypiał z przerażeniem, łapiąc chłopaka za koszulkę i ciągnąc go w stronę szafy. — Nie wyłaź stąd, rozumiesz? Inaczej moi rodzice zabiją nie tylko ciebie, ale też mnie.

I wcisnął mu w ręce buty oraz list, po czym zatrzasnął drzwiczki mebla.

— Jaesung, co robisz? — usłyszał za sobą zatroskany głos matki, który w tamtym momencie naprawdę prawie przyprawił go o zawał.

— Ja... — zaczął, niezbyt wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji. — Chciałem chwilę tutaj pobyć. Tęsknię za Eunlee.

Choć jego słowa w tamtym momencie były wyprane z emocji, to naprawdę tęsknił za siostrą. Ale teraz liczyło się to, że musiał jakoś przemycić przyjaciela dziewczyny na zewnątrz, a skok przez okno odpadał; mieszkali na piątym piętrze.

— Oh... rozumiem. — Położyła mu rękę na ramieniu. — Za pół godziny będzie kolacja.

Odetchnął dopiero, gdy kobieta wyszła.

— Bądź cicho — ostrzegł Lee, kiedy otwierał szafę. — Wyjdę z tobą przed blok, a potem biegniesz sprintem do domu, jasne?

Minho jedynie przytaknął, zbyt zszokowany całą tą sytuacją, by zareagować inaczej.

Chwilę później młodszy z chłopców biegł tak szybko, jak mógł, a wiatr porywał łzy, które uciekały przez barierę jego rzęs. Przyciskał z całej siły list do piersi, starając się jakoś uspokoić, ale nie potrafił.

W domu od razu pobiegł do swojego pokoju i zamknął się tam. Chciał być sam. Potrzebował spokoju.

Usiadł na łóżku, wpatrując się w swoje imię na papierze i wahając się, czy jest gotowy na otwarcie listu. Ale przecież nie musiał się zastanawiać. Odpowiedź była oczywista — nie był gotowy, ale i tak to zrobi, choć po przeczytaniu pierwszej linijki najpewniej rozpłacze się jeszcze bardziej.

Drżącymi dłońmi wyjął list z koperty i ostrożnie go rozłożył. A potem łzy zaczęły płynąć jeszcze intensywniej, a on nie był w stanie ich powstrzymać.

08.11.2015

Minho,

Na wstępie chciałabym Cię przeprosić za to wszystko. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak bardzo teraz cierpisz, bo przez to czuję się jak pieprzona egoistka. Chciałabym odwlec moje odejście w czasie, ale nie mogłam. Naprawdę nie mogłam, Minho. Przepraszam, starałam się.

Skoro to czytasz, to pewne jest, że teraz leżę w trumnie kilka metrów pod ziemią. Nie pociesza mnie to, że przeze mnie byłeś świadkiem mojego pogrzebu. Gdy myślę o tym, co musiałeś wtedy czuć... cholera, tak bardzo Cię przepraszam.

Chyba powinnam przestać mówić tak tajemniczo, prawda? Wciąż nie wiesz, dlaczego mnie już tam z Tobą nie ma... mam rację? Na pewno nie wiesz, Jaesung by Ci nie powiedział. A rodzice zbyt cierpią, by móc chociażby na Ciebie spojrzeć... I to wszystko przeze mnie.

Postaram się wyjaśnić wszystko w miarę jasno. Uwierz, jest mi bardzo trudno to pisać. Świadomość, że za kilka godzin moje ciało będzie chłodne jak lód, a ja po raz pierwszy od dawna poczuję ulgę i będę wolna od tego bólu... To boli. To boli psychicznie, bo z tej sytuacji nie ma innego wyjścia.

Od zawsze byłam okazem zdrowia, więc pewnie nie uwierzyłbyś mi, gdybym powiedziała, że jestem chora. Przecież to ja zawsze przychodziłam do Ciebie, kiedy leżałeś pod kilkoma kocami męczony gorączką, a moja obecność i głupie planszówki sprawiały, że czułeś się choć trochę lepiej.

Ale ja nie byłam zdrowa od... roku? Tak, nawet dłużej. W maju byłyby dwa lata. Wydaje mi się, że zaczęłam chorować już w moje urodziny, czyli pod koniec kwietnia, bo to właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam do Ciebie to „coś".

Teraz zastanawiasz się, na co chorowałam tak długo. Otóż... zachorowałam na Hanahaki. Pewnie pierwszy raz widzisz tę nazwę. Nie dziwię Ci się. Dopóki nie zaczęłam mieć objawów i nie zaczęłam szukać w Internecie odpowiedzi (jakkolwiek idiotycznie to brzmi), też nie miałam pojęcia o istnieniu tego cholerstwa.

Hanahaki to inaczej choroba zakochanych. Może źle to ujęłam choroba n i e s z c z ę ś l i w i e zakochanych. Nie trudno się domyśleć, w kim byłam zakochana, prawda? Co ja piszę, wciąż jestem. Wciąż Cię kocham, Minho. I nigdy nie przestanę, choć brzmi to głupio, skoro zaraz mnie tutaj nie będzie.

Nie obwiniaj się, proszę. To nie jest Twoja wina. Sama jestem sobie winna. Nie powinnam była zakochiwać się w swoim najlepszym przyjacielu.

Wracając, ta choroba objawia się w dość... specyficzny sposób? Pewnego dnia zaczęłam kaszleć, a z moich ust wydobywały się płatki kwiatów. Oh, gdyby to były po prostu płatki kwiatów, wszystko byłoby prostsze. Ale to bolało, bo kwiaty rosły w moim układzie oddechowym, a płatki były posklejane krwią, w dodatku były to płatki niezapominajek.

Tak, niezapominajek. Kwiatów, które co roku dawałeś mi na urodziny, z których w dzieciństwie plotłeś mi wianki. Wydaje mi się, że to przez moje szesnaste urodziny, a raczej ten uśmiech, który miałeś na ustach, gdy wręczałeś mi bukiet. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak szybko biło moje serce, kiedy szczerzyłeś się do mnie z tymi potarganymi blond włosami, które tak dobrze Ci pasowały.

Zakochałam się w tym uśmiechu. Był taki ciepły i szczery, a iskierki w Twoich oczach potęgowały jego piękno. Potem zaczęłam kochać Ciebie całego, każdą Twoją wadę i zaletę. Wpadłam. I nie byłam w stanie się odkochać.

Z początku udawało mi się to ukrywać, ale z czasem stawało się to coraz trudniejsze. Im bliżej byłam Ciebie, tym bardziej bolało, bo wiedziałam, że nie możesz być mój. Nie jako chłopak, jedynie jako przyjaciel. Chwała wszystkim bogom, że nie znalazłeś sobie dziewczyny — jakkolwiek egoistycznie to brzmi, to wtedy nie przeżyłabym tak długo.

Któregoś dnia Jaesung znalazł mnie w łazience, zaraz po tym, jak wróciłam z kolejnego spotkania z Tobą. Ledwo trzymałam się na nogach, nie potrafiłam wykaszleć płatków, które wydawały się stawać mi w gardle.

Nie zadawał dużo pytań. Musiał wiedzieć o istnieniu Hanahaki. Zapytał tylko, jak długo i przez kogo. Chociaż nie czuję, żebyś Ty był winny. Pamiętaj o tym.

Krył mnie przed rodzicami, szkołą i Tobą. Pomagał mi to ukryć, namawiał, żebym Ci powiedziała. Ale ja nie chciałam. Bałam się, że odrzuciłbyś mnie, zacząłbyś się obwiniać i nasza przyjaźń — jedyne, co miałam — po prostu by się skończyła.

Trochę długo mi się schodzi, prawda? Postaram się wytłumaczyć szybciej.

Żeby „pozbyć się" Hanahaki, jest kilka możliwości. Pierwsza to odwzajemnione uczucie, ale na to nie liczyłam. Druga to operacyjne wycięcie kwiatów, ale jest haczyk, przez który również tę opcję przekreśliłam grubą linią. Po operacji straciłabym wszystkie wspomnienia związane z Tobą i nie czułabym do Ciebie dosłownie nic. Przepraszam, ale nie byłam, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że budzę się, patrzę na Ciebie i nie czuję nic. Nie, nie, nie. Za bardzo cenię sobie Ciebie, to uczucie i nasze wspólne wspomnienia, by to stracić. A już na pewno nie w taki sposób.

I jest jeszcze trzecia możliwość — samobójstwo. Przepraszam, Minho, ale nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam Cię stracić, nie chciałam o Tobie zapomnieć i nie chciałam pozwolić, by te piękne niezapominajki pewnego dnia mnie udusiły.

Wiedz, że czekałam do ostatniego momentu. Odwlekałam to, ile mogłam. Ale oczywiste było, że to się tak skończy.

Przepraszam, Minho, ale byłeś dla mnie zbyt ważny, by dokonać innego wyboru.

Kochałam Cię. Kocham. I teraz, gdy już nie mogę Cię przytulić i spojrzeć Ci w oczy, wciąż Cię kocham i nie przestanę.

Bądź silny, wiem, że sobie poradzisz. Bądź szczęśliwy, jakkolwiek śmiesznie i żałośnie to brzmi. Jeśli nie potrafisz teraz być szczęśliwy dla siebie, bądź szczęśliwy dla mnie.

Uważaj na siebie, mój kochany idioto,

Eunlee

PS. Kocham Cię, pamiętaj o tym.

Z ostatnim zdaniem jego serce pękło na kolejny milion kawałeczków.

***

Westchnął głęboko, szczelniej otulając szyję szalikiem. Biały puch powoli opadał na jasne włosy chłopaka i ułamek sekundy później nie było po nim śladu. Zima trwała w najlepsze i wszyscy odliczali czas do Świąt.

Ale on nie. Tak naprawdę, nie liczył dni. Nie sprawdzał, za ile koniec roku, urodziny Eunlee. Nie miał do tego sił.

Wrócił już do szkoły, ale niewiele osób to obchodziło. Przynajmniej tak to odebrał. Może dwie, trzy osoby się z nim przywitały, ale wydawało mu się, że wszyscy wiedzą. Ba, na pewno wiedzieli. Musieliby być ślepi, żeby nie zauważyć, że i on, i Eunlee nie pojawiają się w szkole, a klasa dziewczyny była na jej pogrzebie. Informacja rozeszła się szybko.

Cieszył się, że nie składają mu kondolencji, bo usłyszenie kolejnego „Przykro mi" chyba przyprawiłoby go o wymioty. Skręcało go od środka, gdy ktoś tak do niego mówił. Przecież im nie było wcale przykro; mieli gdzieś, że Eun nie żyje. Nie obchodziło ich to.

O ile wcześniej był towarzyskim chłopakiem, teraz nie miał siły, żeby chociaż odpowiedzieć „cześć". Każdą przerwę spędzał sam, siedząc pod ścianą, ze słuchawkami w uszach. Odkąd Jaesung wysłał mu playlistę swojej siostry, słuchał tylko tego. Muzyka pozwalała mu poczuć, że jest bliżej niej.

Teraz również słuchał ulubionych piosenek Eunlee, podczas gdy jego nogi prowadziły go do jej grobu. Wymknął się z domu podczas Wigilii, żeby móc spędzić obok swojej przyjaciółki choć chwilę. Nie wyobrażał sobie, że mógłby tam nie pójść.

Jego ręce zrobiły się czerwone i powoli przestawał je czuć; ściskał jednak mały pakunek coraz mocniej. Wiedział, że to bez sensu. Ale od zawsze dawali sobie prezenty na Święta, a on i tak miał już coś przygotowane.

Psychika Minho została tak bardzo zniszczona, że myślał jedynie o Eunlee. Nie obchodziło go, jak zda ten rok szkolny, co się stanie jutro. Brak przyjaciółki, która była dla niego naprawdę ważna, sprawił, że nie... nie mógł, nie potrafił się pozbierać. Coś go blokowało, a on nie wiedział, co. Nie potrafił sobie pomóc, nie chciał.

Stał nad grobem i wpatrywał się w imię i nazwisko dziewczyny, a potem jego spojrzenie natknęło się na wiek. Siedemnaście lat. Żyła tylko siedemnaście lat. Pieprzone siedemnaście lat, podczas których cierpiała, przez niego.

To wszystko twoja wina.

To przez ciebie jej tutaj nie ma.

Jesteś powodem jej śmierci.

To ty ją zabiłeś.

Zacisnął powieki. To bolało tak bardzo. Tak cholernie mocno, że nie potrafił ruszyć dalej. Czy to było dziwne? Tęsknił za nią. Jak mógł żyć bez kogoś, kto był jedną z najważniejszych osób w jego życiu?

Rodzice mówili mu, że musi ruszyć dalej. Jaesung powtarzał to samo. Mówił, że Eunlee nie chciałaby, żeby młodszy się zadręczał i miał rację. Minho wiedział, że to byłaby ostatnia rzecz, której ona by pragnęła.

Potrząsnął głową.

Będę silny.

Będę silny dla niej.

Obiecuję, Eunlee.

I choć czuł, że to tylko puste słowa, miał nadzieję, że jednak coś dadzą.

Usiadł na ławeczce, nie przejmując się faktem, że była cała w śniegu. Niewiele go przecież obchodziło.

Wziął głęboki oddech.

— Eun... — zaczął niepewnie, a jego głos drżał, nie tylko dlatego, że temperatura była na minusie. — Tęsknię, wiesz? Bardzo tęsknię. Chciałbym, żebyś tutaj była. — Zrobił pauzę, wpatrując się w mały pakunek. — Przyniosłem ci coś. Pamiętasz... — głos mu się załamał; odchrząknął. — Pamiętasz, jak mówiłaś mi, że chciałabyś dostać kwiaty, które mogłabyś mieć zawsze przy sobie, mimo zimy za oknem?

Pociągnął nosem.

— Dlaczego? Przecież... przecież kwiaty cię zabijały... — załkał. — Nie rozumiem cię, wiesz? Mimo tych wszystkich rozmów z Jaesungiem, nie potrafię. Dlaczego wciąż kochałaś kwiaty, skoro sprawiały ci tyle cierpienia? — Zamknął oczy i dodał ciszej: — dlaczego wciąż kochałaś mnie?

Nie dostał odpowiedzi.

W końcu był sam. Tylko on, z głową podniesioną do góry, by spadający na ziemię śnieg spadł też na jego twarz, noc i para, która opuszczała jego usta przy każdym oddechu.

Spuścił głowę, wycierając płynące po policzkach łzy.

— Gdybyś tu była, przytuliłbym cię i przeprosił. — Powoli zaczął otwierać prezent. — Ale teraz będę nosił to, by zawsze o tobie pamiętać, bo od zawsze byłaś bliska mojemu sercu i ważna. I to nigdy się nie zmieni.

Drżącymi dłońmi wyjął z pudełeczka naszyjnik z zawieszką w kształcie kwiatu niezapominajki.

— Byłem tak cholernie głupi, gdy myślałem, że niezapominajki oznaczają tylko „nie zapomnij o mnie". A może to właśnie o to znaczenie ci chodziło? Żebyśmy zawsze o sobie pamiętali, nawet, jeśli ty odejdziesz?

Zapiął naszyjnik i schował go pod koszulkę. Nie chciał, żeby się zgubił.

— Będę pamiętał, obiecuję.

To były jego ostatnie słowa, zanim wstał i wrócił do domu.

***

Zakasłał głośno. Już w nocy kasłał i co jakiś czas się budził.

Przeziębiłem się, wspaniale, pomyślał, zanim otworzył oczy. Kaszel ponownie dał o sobie znać; z przyzwyczajenia podniósł dłoń do ust.

— C-co? — wydukał, patrząc na czerwoną ciecz i coś, co najwyraźniej musiało wydostać się z jego gardła. — Nie, nie, nie, to jest jakiś żart.

Jeszcze nie do końca przebudzony powlókł się w stronę łazienki. Działał jak w amoku, nie myślał racjonalnie. Dobiegł do umywalki i zaczął zmywać krew z dłoni. Pojedyncze, sklejone płatki kwiatów znikały w odpływie razem z zabarwioną wodą.

Udało mu się złapać jeden.

— N-niezap-pominajki? — wydukał, od razu poznając, do jakiego kwiatu należy płatek. — Ale...

To niemożliwe.

Przecież...

Jak?

Kto?

Coraz więcej pytań kłębiło się w jego głowie, a jedyne, co mógł wtedy zrobić, to...

— Jaesung? — wychrypiał do telefonu. — Musimy się spotkać. Jak najszybciej.

Będę za piętnaście minut.

***

— Żartujesz — powiedział twardo starszy, patrząc na Minho z niedowierzaniem. — Nie, wkręcasz mnie.

Wbił wzrok w stół i Lee myślał, że jeszcze trochę, a zrobi w nim dziurę.

— Po co miałbym żartować? I to jeszcze z czegoś takiego? — mruknął zirytowany. — Pomyśl trochę.

— Ale... — westchnął Jaesung, marszcząc brwi. — W takim razie, kto? Masz jakąś dziewczynę? Czy może chłopaka? Albo co ty tam wolisz...

Minho spojrzał na niego spode łba. Lubił Parka, ale teraz zaczynał denerwować go coraz bardziej. To nie był czas na żarty.

— Problem jest w tym, że nie mam pojęcia — jęknął blondyn, chowając twarz w dłoniach. A potem go olśniło. — Chociaż...

— Chociaż...? — powtórzył brat jego przyjaciółki, nachylając się w jego stronę. — No, dalej, gadaj.

Oparł się o krzesło i spojrzał na swoje dłonie, które leżały splecione na kolanach. Czy to na pewno miało sens? Raczej nie. Przecież... To w ogóle było możliwe? Nie miał pojęcia. Ale kto inny? Żadna inna osoba nie przychodziła mu do głowy.

— Ja... — zaczął niepewnie, przygryzając wargę. Wahał się, czy aby na pewno powinien był to mówić. — Wydaje mi się, że... Eunlee.

Szczerze powiedziawszy, chyba nigdy nie rozważał takiej możliwości. Jasne, przy niej czuł się lepiej niż przy kimkolwiek. Ona, jako jedyna, wytrzymywała jego nietypową osobowość. Nigdy nie mówiła mu, żeby się ogarnął, gdy zrobił coś głupiego na mieście czy w szkole. Zamiast tego, śmiała się i ten dźwięk był jednym z jego ulubionych. Był przy niej sobą i wydawało mu się, że ona przy nim też. Często widywał ją bez makijażu, w roztrzepanych włosach, czasami zapłakaną i załamaną źle napisanym sprawdzianem. Wtedy przychodziła do niego i gdy tylko zdążył otworzyć drzwi, bez słowa przechodziła przez próg i otulała go swoimi ramionami. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie lubił, kiedy się do siebie przytulali. Chyba nawet to kochał. Świadomość, że w jego objęciach znajduje się dziewczyna, która była dla niego tak ważna, była powodem jego uśmiechu, gdy zasypiał. Eunlee naprawdę wiele dla niego znaczyła i może był po prostu ślepym idiotą, dlatego nie zauważył, że czuł do niej coś więcej, niż tylko przyjaźń. I że może wcale nie kochał jej jak siostrę.

A Jaesung spojrzał na niego jak na wariata.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię teraz uderzyć — wycedził przez zęby, powoli zaciskając pięści.

— Więc to zrób, należy mi się.

Momentalnie w pomieszczeniu zapadła cisza. Starszy z chłopców wyprostował palce i odetchnął głęboko. Musiał się uspokoić. Nie powinien tak reagować, przecież dobrze wiedział, jak bardzo młodszy cierpiał. W dodatku już raz był świadkiem tego, jak chorująca na Hanahaki osoba powoli zatraca się i umiera.

— Gdybym wcześniej to zauważył, Eunlee by żyła. — Głos blondyna załamał się i po chwili chłopak był cały we łzach. — Boże, to wszystko moja wina.

Park zagryzł wargę.

— Nie mów tak. Pamiętasz, co napisała Eun? Masz się nie obwiniać. — Spojrzał na niego. — Proszę cię, nie rób wszystkiego, żeby cierpieć jeszcze więcej. A czeka cię dużo bólu, uwierz.

Minho zacisnął powieki. Czuł się tak cholernie winny, że miał ochotę wpaść w histerię, nie przejmując się, jak odbije się to na jego zdrowiu. Chciał płakać, chciał wypłakać wszystkie troski, jakie w sobie dusił, ale to było niemożliwe.

W tamtym momencie pragnął po prostu przytulić Eunlee.

— Chyba powinienem zostawić cię samego — westchnął Jaesung, podnosząc się z krzesła. — Trzymaj się.

Chwilę później blondyn usłyszał trzask drzwi. Musiał przemyśleć to wszystko na spokojnie. Problem w tym, że on już od dawna nie był w stanie być spokojny. Jak mógł być? Jego przyjaciółka popełniła samobójstwo, bo chorowała na Hanahaki, a teraz on okazuje się być w niej zakochany i również chorować...

Walnął głową o stół. Spieprzył. Spieprzył po całości. Gdyby nie on, Eunlee byłaby teraz cała i zdrowa. Może nawet zostaliby parą? Może gdyby mu powiedziała, że jest chora, okazałoby się, że on odwzajemnia uczucie i wszystko skończyłoby się dobrze?

Mógł tak gdybać w nieskończoność. Ale co mu by to dało? Nic. Nie mógł cofnąć czasu. Nieważne, jak bardzo chciał. Nie mógł. Nikt nie mógł.

Westchnął głęboko. Nie czuł się za dobrze, w sensie fizycznym. Był osłabiony i trochę go mdliło, z każdą sekundą coraz bardziej obawiał się, że zaraz zacznie kaszleć. Na samą myśl o wypluciu kolejnych płatków miał dreszcze. Wstał i powoli udał się do swojego pokoju. Nie miał na nic siły, chciał się jedynie położyć i zasnąć. Tak, tego potrzebował.

Otulił się kołdrą aż pod brodę i skulił, niczym mały kotek. Modlił się w myślach, żeby w trakcie snu nie zebrało mu się na kaszel.

Zasnął szybko, ale nie było mu dane odpocząć długo. Godzinę później obudził się i miał siłę jedynie na przewrócenie się na bok, wychylenie głowy za krawędź łóżka i wyplucie na podłogę kilkunastu płatków.

W takim tempie za długo nie pożyję, stwierdził gorzko, ocierając strużkę krwi z brody.

***

Miał dość. Miał naprawdę dość. Naczytał się tyle o Hanahaki na stronach internetowych, że mógłby spokojnie wygłosić o tej chorobie bardzo długi wykład. Naprawdę długi.

Nie spodziewał się, że aż tyle osób będzie znało tę chorobę. Ba, wiele z osób, które pisało o tym na portalach społecznościowych, chorowało na nią. Próbował znaleźć jakiś sposób, żeby wyzdrowieć, ale za każdym razem widział to samo — operacja, odwzajemnione uczucie, śmierć.

Ku swojemu przerażeniu, zaczynał się zastanawiać, co powinien wybrać. Naprawdę zaczął. A obiecywał sobie, że tego nie zrobi. Przecież dawał radę przez ostatnie trzy miesiące. Chociaż nie był pewien, czy dawaniem sobie rady można było nazwać ukrywanie choroby i skrupulatne sprzątanie po każdym napadzie kaszlu.

Nie chciał wiedzieć, jak wygląda jego układ oddechowy; spodziewał się, że ma tam dość sporą hodowlę niezapominajek. Wypluwał coraz więcej płatków i coraz częściej. Były bardziej posklejane krwią, więc było mu coraz trudniej.

To bolało. Czuł, jakby kwiaty przyklejały się do jego gardła, jakby liście i łodygi przecinały mu ciało od środka, przez co krwawił coraz bardziej. Ukrywanie tego wszystkiego przed rodzicami robiło się coraz trudniejsze. Zaczęli dopytywać, czy dobrze się czuje, bo wygląda, jakby był przeziębiony. Musiał skłamać, że wszystko jest dobrze, nawet udało mu się wtedy uśmiechnąć. Uwierzyli, ale wiedział, że nie będzie mógł ciągnąć tego w nieskończoność.

Gdy pewnego dnia spotkał się w parku z Jaesungiem, który coraz bardziej niepokoił się o jego stan zdrowia, ledwo powstrzymał się od kaszlu przy ludziach. Naprawdę mało brakowało, a zwymiotowałby na chodnik.

— Nie będę ci nic narzucał, ale na twoim miejscu zastanowiłbym się nad operacją — powiedział Park, podtrzymując chwiejącego się blondyna. — Przemyśl to.

Minho pokręcił słabo głową, siadając na ławce i biorąc głęboki oddech. Nie chciał operacji. Nie chciał zapomnieć o Eunlee. Choć wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy miał ochotę po prostu zerwać z szyi naszyjnik z zawieszką niezapominajki, nie chciał zapomnieć o dziewczynie. Jak mógłby zrobić coś takiego? Była dla niego zbyt ważna.

Z czasem zaczął jednak wracać do tego pomysłu, coraz częściej go rozważając. Momentami przyłapywał się na tym, że otwiera nową kartę w przeglądarce i zaczyna wpisywać operacyjne usunięcie Hanahaki. Chował wtedy twarz w dłoniach, wstydząc się, że w ogóle przeszło mu to przez myśl.

Eunlee dała radę dużo dłużej, powtarzał sobie. To jednak nic nie dawało. Był po prostu za słaby, a choroba rozwijała się zbyt szybko, żeby mógł sobie z nią poradzić.

Z dnia na dzień był coraz słabszy. Miał trudności z chodzeniem, momentami nie miał siły wstać z łóżka. Bał się, że rodzice się dowiedzą.

I bał się, że pewnego dnia nie będzie w stanie wykasłać płatków i zacznie dusić się, nie mogąc nic na to poradzić.

Zastanawiał się, co Eunlee zrobiłaby na jego miejscu. Zdecydowałaby się na operację? Czy wciąż mówiłaby, że on jest dla niej ważniejszy i kocha go za bardzo, by tak po prostu móc o nim zapomnieć?

Oparł głowę o okno. Znowu zamknął się w swoim pokoju i udawał, że się uczy, żeby rodzice nie pytali. Tak naprawdę naukę odpuścił sobie już dawno i całe swoje życie podporządkował chorobie.

Chorobie, na którą nie powinien był zachorować, bo jego ukochana była martwa.

I właśnie wtedy, siedząc i wpatrując się w rozwijającą się za oknem przyrodę, zrozumiał, że jego jedynym wyjściem jest operacja.

***

Znalezienie odpowiedniej kliniki nie było łatwym zadaniem. Minho nie miał wielu pieniędzy, a rodzice nie mogli się dowiedzieć. Musiał załatwić to szybko i po cichu.

— Jasne, że ci pomogę — uśmiechnął się Jaesung, gdy przypadkiem spotkali się na cmentarzu w dzień urodzin Eunlee. — Wiem, że ona by tego chciała. Eun była skomplikowaną osobą, nie sądzisz? Sama nigdy by się nie zgodziła na operację, ale ciebie zaciągnęłaby na stół operacyjny siłą.

Minho uśmiechnął się pod nosem. Park miał rację — taka właśnie była jego siostra, zawsze stawiała blondyna przed sobą i ceniła jego dobro ponad swoje. Lee oczami wyobraźni widział, jak dziewczyna ze zmartwionym wyrazem twarzy podchodzi i łapie go za rękaw, żeby na nią spojrzał i gdy tylko on to zrobi, przytula się do niego i prosi, by zgodził się na operację, bo ona nie będzie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie, chciałaby, żeby to zrobił.

Ze smutkiem stwierdził, że to chyba był jeden z czynników, które przyczyniły się do jego zakochania się w Eunlee. Była tak miłą, ciepłą i opiekuńczą osobą, że nie potrafił wyrazić tego słowami. Właśnie tego mu brakowało z każdym dniem — jej wizyt, długich i mocnych uścisków, pytań o samopoczucie i o to, czy zjadł śniadanie. Nie mógł w żaden sposób odzyskać chociaż części tego wszystkiego. Nie mógł odzyskać jej.

Odchrząknął; znowu odpłynął i zaczął myśleć o Eunlee. Nie powinien. Przecież wiedział, że przez to choroba postępowała.

— Tylko gdzie?

Jaesung milczał przez chwilę.

— Wiesz... kiedy Eunlee jeszcze żyła, szukałem kliniki dla niej — westchnął. — Wiedziałem, że tego nie chce, ale mimo wszystko chciałem mieć opcję awaryjną, jakieś koło ratunkowe, jeśli uznałaby, że to dla niej za dużo i nie da rady tak dłużej.

— Czyli... — Zamrugał kilka razy. — Znalazłeś coś?

— Tak — powiedział starszy, zerkając na bladego chłopaka. — Postaram się załatwić ci jak najszybszy termin.

— Dziękuję — wyszeptał Lee, czując, że część zmartwień powoli z niego ulatuje. — Naprawdę dziękuję.

— Nie ma za co, Minho. Robię to dla Eunlee, a dla niej zrobiłbym wszystko.

Młodszy z nich przytaknął i dalej wpatrywał się w leżące na grobie kwiaty, które zdążyły zwiędnąć od jego ostatniej wizyty.

***

Minho zasunął sportową torbę i rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. Czuł pewien niepokój, ale nie dlatego, że jego rodzice mogą się dowiedzieć. Bał się operacji. Jasne, Jaesung zapewniał go, że klinika jest dobra. I dosyć droga, ale udało się znaleźć wolny termin na początku przerwy wakacyjnej i taniej.

W ciągu tych dwóch miesięcy codziennie zastanawiał się, czy aby na pewno dobrze zrobił, że się na to zgodził. Czy był gotów zapomnieć o Eunlee? Ale cierpiał już tak długo...

Eunlee cierpiała dłużej, przypomniał sobie.

Pokręcił głową. Przecież wiedział, że to nie ma znaczenia. Z każdym dniem choroba postępowała, a on nie mógł nic na to poradzić. Usychał od środka tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu jego przyjaciółka. Dziewczyna, która już na zawsze pozostanie jedynie jego przyjaciółką, choć chciał, by była kimś więcej.

Przez ten czas zdążył nagrać kilka godzin materiału na dyktafonie i parę filmików. Opowiadał tam o sobie, Eunlee, chorobie, rodzinie, szkole — dosłownie o wszystkim. Bał się, że tracąc wspomnienia o dziewczynie, straci też resztę. Park była częścią jego życia, nieodłączną, ważną i mogłoby się wydawać, że również trwałą.

Poczuł, że telefon w jego kieszeni zawibrował i szybko wyjął urządzenie. Dostał wiadomość od Jaesunga; chłopak czekał już na niego pod domem w swoim samochodzie. Młodszy wziął głęboki oddech i zabrał torbę.

Raz się żyje, prawda?

***

Chyba nigdy się tak nie stresował. Ręce mu się trzęsły, gdy wypełniał dokumenty. Wciąż dziwił go fakt, że to przeszło; Jaesung udawał jego brata, jedynego opiekuna. Starszy był prawie pewien, że ta klinika jest dobra, przynajmniej tak mówili ludzie.

— Więc — zaczął Park — po operacji mam się zmyć, tak?

Lee zagryzł wargę.

— Nie, lepiej będzie, jeśli wyjdziesz stąd zaraz po tym, jak wjadę na salę — powiedział, wpatrując się w podłogę. — Nie wiem, jak dużo będę pamiętał i zaraz po przebudzeniu pewnie prędzej spanikuję i przed tobą ucieknę, niż dam się zawieźć do domu.

Jaesung przytaknął. Miał nadzieję, że operacja pójdzie dobrze.

Minho też miał taką nadzieję. Czuł, jak kwiaty drażnią jego gardło, chciał się jak najszybciej ich pozbyć. Był już tak blisko celu, że było za późno na odwrót, nie ważne, jak bardzo się bał.

Kilka minut później był już po rozmowie z lekarzem, który ostrzegał go o możliwych powikłaniach, ale niespecjalnie słuchał. Myślał o Eunlee. Dziwnie czuł się ze świadomością, że już niedługo nie będzie w stanie przypomnieć sobie jej wyglądu, zachowania, w ogóle niej.

Gdy przygotowywali go do operacji, zrobiło mu się niedobrze. Chyba przez kwiaty. I strach.

Dasz radę, wyobraził sobie, że właśnie to mówi mu Eunlee, trzymając go za rękę. Pamiętaj, że zawsze jestem obok. Kocham cię, Minho.

Ja ciebie też, Eunlee, pomyślał, zanim zamknął oczy przed zabiegiem.

***

Kiedy otworzył oczy, ostre światło lamp sprawiło, że po jego policzku popłynęła łza. Zacisnął mocniej powieki. Dopiero wybudził się ze śpiączki po operacji i nie za bardzo rozumiał, co się dzieje. Westchnął głęboko, chcąc się podnieść, po czym od razu się skrzywił. Czuł, jak szwy na piersi palą go boleśnie. Jęknął cicho, ponownie opadając na poduszkę. Kręciło mu się w głowie.

— G-gdzie... — wychrypiał, łapiąc coraz więcej powietrza i mrugając oczami. — Gdzie ja jestem?

Nikt mu nie odpowiedział. Był sam. Bał się. Nie wiedział, co się stało, dlaczego ma ranę na torsie i co to za miejsce. Był zagubiony.

Przełknął głośno ślinę. Nie miał zbyt dużo sił. Cokolwiek się z nim stało, wymęczyło go do tego stopnia, że trudno mu było otworzyć oczy.

Po kilku długich minutach przyzwyczaił się do światła w tym pomieszczeniu. Rozejrzał się niepewnie. Łóżko, aparatura obok niego i cały wystrój pokoju przypominał mu do złudzenia szpital. Ale jak się tutaj znalazł? I przede wszystkim — dlaczego?

Jego uwagę przykuł leżący na szafeczce obok łóżka telefon. Do ekranu przyklejona była żółta karteczka samoprzylepna z napisem... Co?

Zmarszczył brwi i wziął urządzenie do ręki. „Wejdź w galerię. Znajdziesz tam folder z filmami, które nagrałeś. Nie panikuj, dzięki nim dowiesz się wszystkiego"? To wszystko wydawało mu się zbyt dziwne, żeby było prawdziwe. Powinien wierzyć temu, kto to tu zostawił?

I tak nie miał innego wyjścia. Tylko tak mógł się czegoś dowiedzieć, prawda? Nie widział innego wyjścia z tej sytuacji.

Drżącymi dłońmi włączył telefon i chwilę później pierwszy filmik zaczął grać. A Minho wpatrywał się w ekran, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszał.

***

Wpatrywał się tępo w sufit. Analizował wszystko, czego dowiedział się z nagrań. Dlaczego nie mógł uwierzyć, że to prawda? Przecież widział swoją twarz, poznał swój głos. Ale wspomnienia były obce. Odległe, niczym oba bieguny świata. Wydawały się być chłodnym podmuchem wiatru w spokojny wieczór, delikatnym promieniem słońca podczas pochmurnego dnia. Chwilowe, ulotne i szybko wypadające z pamięci.

Nie potrafił sobie w żaden możliwy sposób przypomnieć, kim do cholery jasnej była Park Eunlee. A według nagrania, była najważniejszą osobą w jego życiu. Nie rozumiał, dlaczego przez tę chorobę, której nazwy już nie pamiętał, utracił wszystkie wspomnienia o tej dziewczynie. To było takie... niesprawiedliwe.

Rozmawiał z lekarzem. Operacja się powiodła. A taka dezorientacja po zabiegu była normalna. Problem w tym, że Minho nie chciał tej normalności.

Wyszedł z kliniki dwa dni później. Rana już zdążyła się zagoić, jakkolwiek dziwnie to brzmiało. Odzyskał też siły. Lekarz twierdził, że to przez to, iż po wycięciu kwiatów z korzeniami chory bardzo szybko wraca do zdrowia.

W domu starał się zachowywać w miarę... zwyczajnie? Niezbyt wiedział, czy robi wszystko dobrze. Wciąż chodził po omacku. Nie umiał się odnaleźć. Wszystko było na swój sposób obce, zbyt obce. Gubił się, nie potrafił znaleźć czegokolwiek w swoim pokoju. To uczucie zagubienia doskwierało mu z dnia na dzień coraz bardziej.

Miesiąc po operacji po raz pierwszy zdobył się na odwagę, by pójść na grób swojej przyjaciółki. Albo ukochanej? Już sam nie wiedział, jak powinien ją nazywać; przecież teraz była mu zupełnie obca. Tak, jak on sam.

Idąc między nagrobkami, zastanawiał się, czy kiedykolwiek znajdzie tę brakującą część siebie. Przestrzeń w klatce piersiowej, którą kiedyś zajmowały kwiaty, ziała pustką. Pragnął, by została czymś wypełniona, ale nie miał pojęcia, czym. Brakowało mu czegoś i przez to nie mógł, nie potrafił żyć normalnie.

Usiadł na ławeczce i spojrzał na grób. Wśród innych kwiatów i zniczy leżał bukiet już dawno zwiędniętych niezapominajek.

Niezapominajki.

To były ich kwiaty, prawda? To z nich robił wianki dla Eunlee, to je dawał jej na urodziny, to one były przyczyną ich cierpienia, ale jednocześnie też symbolem ich miłości. Nieszczęśliwej, niespełnionej i niosącej ból miłości, która mogła zmienić się w najwspanialsze uczucie na świecie. Ale najwidoczniej to nie było im przeznaczone.

Dlaczego to musiało się tak skończyć? Dlaczego ich losy potoczyły się właśnie tak? Gdyby rok temu wykonał jeden, dosłownie jeden inny ruch i wyznał miłość dziewczynie, ona nie leżałaby teraz w trumnie, a on nie siedziałby przed jej grobem. Wyleczyłaby się z choroby, on nigdy by na nią nie zachorował. Byliby razem, szczęśliwi.

A teraz? Był sam, zagubiony i przestraszony. Najchętniej skuliłby się w kącie pokoju i płakał z bezsilności. Co mógł zrobić? Nie potrafił ruszyć. Wyglądało na to, że wraz z usunięciem kwiatów z jego ciała, nieodwracalnie stracił coś, bez czego nie mógł żyć.

Wiele razy powracał do nagrań sprzed operacji, sam niezbyt wiedząc, po co. W jakiś dziwny sposób słuchanie o Eunlee go uspokajało. Ale mimo to nie potrafił odnaleźć w tym wszystkim tego Minho, którym był kiedyś. I tego, którym jest teraz.

Obawiał się, że jego przyjaciółka była dla niego tak ważna, że... Nie był w stanie bez niej funkcjonować. Po prostu nie mógł. Spędził z nią wiele lat, znała go lepiej, niż on sam. Była jego bratnią duszą, największym szczęściem, ale i cierpieniem. Była mieszanką uczuć, wspomnień i wszystkiego, czego potrzebował. Była jak tlen, bez którego zaczynał powoli umierać.

Czy to dlatego wybrał taką drogę? Tak. Uznał to za jedyne dobre wyjście. Ze wszystkich innych możliwych scenariuszy to właśnie to było w jego oczach najlepsze. Przez myśl przemknęło mu, że Eunlee pewnie nie byłaby zadowolona. Ba, na pewno by nie była. Ale jej nie było, więc jaka to różnica?

***

Westchnął. Czy można było tęsknić za kimś, kogo się nawet nie pamięta? Najwidoczniej tak.

Po raz kolejny słuchał jej playlisty. Dodawała mu trochę odwagi. W końcu zaraz musiał zrobić coś, na co normalnie chyba nigdy by się nie odważył. Ale co miał do stracenia?

Naciągnął bardziej kaptur na głowę i ruszył ciemną uliczką. Było już późno, słońce już dawno zaszło; większość ludzi była już w domu, niewiele z nich kręciło się w tych okolicach.

Rozglądał się uważnie w poszukiwaniu salonu tatuażu. Nie szedł tam po to, żeby ozdobić sobie ciało. Cel był zupełnie inny.

Nagle zobaczył stary, ledwo świecący szyld. Tylko kilka liter jaśniało jeszcze fioletowym światłem, więc nie pofatygował się nawet, żeby przeczytać nazwę. Nie przyszedł tutaj po to, by tracić czas na takie głupoty.

Pchnął drzwi i zanim zdążył je zamknąć, usłyszał prychnięcie. Odwrócił się tam i zobaczył napakowanego mężczyznę pod czterdziestkę; to właśnie jego szukał.

Bez słowa wyciągnął z kieszeni kopertę z pieniędzmi. Były tam wszystkie jego oszczędności, ale wiedział, że i tak nie wydałby ich na nic innego.

Tak przynajmniej do czegoś się przydadzą, pomyślał.

Cała transakcja minęła dosyć szybko. A może tylko mu się wydawało? W uszach wciąż brzmiała mu piosenka z playlisty Eunlee, a myśli już dawno odleciały właśnie do niej. Do tej delikatnej dziewczyny, której twarzy nie był w stanie sobie przypomnieć.

Gdy dostał pistolet, odwrócił się na pięcie i po prostu wyszedł. Nie wiedział, jak daleko poszedł. Nie obchodziło go, chciał po prostu zgubić się w labiryncie uliczek i usiąść gdzieś w zaułku.

Było chłodno. Gwiazdy świeciły i gasły co chwilę, jakby mrugały do niego z góry. Do jego nozdrzy docierał nieprzyjemny zapach, którego nie był w stanie zidentyfikować. Był sam. Uczucie pustki wydawało się doskwierać mu jeszcze bardziej, niż zwykle.

Usiadł pod ścianą i westchnął głęboko. Czy to było tchórzostwo? Być może. Czy go to obchodziło? Ani trochę. Chciał po prostu stąd odejść. Zniknąć. Przestać czuć się tak pusty w środku, znów coś poczuć. Chociaż ten jeden, ostatni raz.

Dotknął zawieszki w kształcie niezapominajki i pomyślał o Eunlee. Czy teraz była szczęśliwa? Czy już nie cierpiała? Czy było jej tam lepiej?

Spuścił głowę i spojrzał na pistolet. Chwyt wydawał się idealnie pasować do jego dłoni. Drżącej i pobladłej dłoni.

Uniósł broń do skroni. Lufa była zimna; wzdrygnął się lekko. Był już tak blisko, zbyt blisko, żeby móc zawrócić.

Ostatnia piosenka z playlisty się skończyła.

Zamknął oczy i pociągnął za spust.

K O N I E C

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro