Tańczące Meduzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🐬

Zapełniam już kolejną kartkę szkicownika. Znów to samo. Znów twarz George'a widnieje na kartce narysowana szybkimi i gładkimi ruchami ołówka. Wzdycham głośno, nie powinno tak być.

Wstaje ciężko z fotela i powoli wychodzę z pokoju. Cisza uciążliwie unosi się w całym domu. Jestem tylko ja i.... Jezus na ścianie w kuchni. Krzywie się, czując na sobie jego suchy wzrok. Nie patrzę się na niego, niech nie myśli że będzie mnie tak prowokować.

Kiedy dziś rano, powiedziałem mamie że zaprosiłem do siebie "kolegę" to wpadła mi szybko w ramiona i uściskała mnie tak mocno że prawie flaki ze mnie wyleciały. Dawno nie widziałem jej tak uszczęśliwionej.

Uśmiecham się pod nosem. Później aż do południa chodziła po domu jak w skowronkach, wysprzątała wszystko na błysk, mimo że przecież jej mówiłem, że nie musi się tak starać, George nie będzie patrzeć nam po kątach czy wszędzie jest odkurzone, ale oczywiście ona wiedziała lepiej i zamiast odpocząć przed pracą to jeszcze bardziej się zmęczyła.

Kiwam głową na boki, drżącą ręką nalewając sobie wodę do szklanki. Stresuję się jak nigdy, no bo... nigdy nikogo nie zapraszałem do siebie. To takie dziwne i nowe. No bo o czym będziemy gadać? Będziemy tak, siedzieć? U mnie w pokoju? George pewnie będzie gadać a ja nie będę wiedzieć o czym mówić.

Dreszcze przechodzą szybko i drażniąco po moim kręgosłupie. Odstawiam pustą szklanke na blat bo aż zdrętwiała mi ręką. Nie wiem nawet czy George coś do mnie pisał, byłem tak zajęty myśleniem (nie za bardzo ekscytowaniem się) nad tym jak bardzo mogę się zbłaźnić przy nim, że zapomniałem w ogóle o telefonie i że ktoś teraz mógłby do mnie pisać.

Nagle ciszę przegrywa głośny i dość krótki dzwonek do drzwi. Podskakuje. To było niespodziewane, George już przyszedł?

Serce zaczyna mi mocno łomotać, aż prawie wylatuje mi z piersi. Robię jeden głęboki wdech i otworam drzwi.

Na początku aż przymykam oczy, wiatr mocno wpada mi w twarz. Przecieram szybko ręką jedno oko i niepewnie je otwieram.

Tuż przede mną stoi George. Uśmiechnięty, cicho duszący, z czerwonymi polikami jakby zarumieniony. Ma na sobie zwykłe czarne dresy i dość dużą beżową koszulkę. Wygląda, uroczo.

— Hej — pokazuje szybko swój rządek białych zębów.

— Hej — stres zalał mnie całego. Mam coś jeszcze powiedzieć?

Robię krok do tyłu i wpuszczał go do środka. Powoli zdejmuje buty i rozgląda się dookoła. Zamykam za nim drzwi czując jak walące serce podchodzi mi do gardła.

Kiedy znów na mnie patrzy, odwracam się tyłem do niego i prowadzę go dalej.

— Chcesz coś do picia? — spoglądam na niego kątem oka, kiedy przechodzi tuż obok przez co stykamy się lekko ramionami. Przechodzą mnie dreszcze, tym razem dość przyjemne, ale George jakby nie zwraca na to uwagi i nadal podziwia mój salon.

— Jak fajnie tutaj — mówi podskakując — tak przytulnie, podoba mi się — odwraca się do mnie i obdarza mnie swoim miłym spojrzeniem. Czuje że się rumienie, o matko — em, co mówiłeś?

Wywracam szybko oczami i odwracam się w stronę kuchni.

— Pytałem się, czy chcesz coś do picia.

Staje przy blacie i sięgam po dwie male szklanki. Patrzę na niego unosząc jedną brew.

— Nie, nie chcesz — przymyka lekko oczy i tym razem rozgląda się po kuchni, dokładnie widzę jego wzrok który podąża po wszystkim co się da, aż zatrzymuje się ma jezusie na ścianie, krzywi się przez chwilę wlepiając w niego wzrok, a potem znów patrzy w moją stronę, przyłapując mnie na gorącym uczynku jak się tak w niego wpatruje.

Wzruszam ramionami i tak czy siak biorę dwie szklanki z blatu i wciskam sobie sok pod pachę.

— Chodź — kiwam szybko głową i obieramy nowy kierunek, mój pokój. Słyszę jak George powoli szura za mną, jakby bał się mnie wyprzedził. Zatrzymuje się przed drzwiami, zdając sobie sprawę że nie mogę ich otworzyć.

— Otwórz, mam zajęte ręce — robi mi się jeszcze cieplej.

Powoli naciska za klamke i popycha drzwi do przodu. Wstrzymuje oddech kiedy nie zważając na mnie, wchodzi do środka jak do muzeum, bo w sumie mój pokój to muzeum, a bardziej galeria, trochę sztuki. Wiecie, mój pokój pokazuje tak na prawdę moją duszę, bo może nie jestem jakoś gadatliwy, tak poznając się z kimś, to patrząc na mój pokój, można mnie trochę bardziej poznać, a bardziej zrozumieć?

Zaciskam mocno wargi idąc tuż za nim. Udając że wcale niczym się nie stosuje i że w ogóle ręce nie trzęsą mi się ze strachu, próbuje odstawić szklanki i sok na biurko, ale jedna szklanka nagle się przewraca a sok prawie, że spada z biurka.

Powstrzymuje się przed wydaniem z siebie głośnego jęku. Słyszę jak George cicho chichocze i aż ziemia osuwa mi się spod nóg. Oczywiście, że musiałem zrobić z siebie pośmiewisko. Spoglądam na niego, chociaż wiem że zobaczę jakiś drwiący wzrok.

Ale on ma na twarzy lekki uśmiech i po cichu odstawia wywróconą szklanke. Patrzy się ciepło centralnie we mnie, z miękkim uśmiechem. Czerwień ani na sekundę nie znika z mojej twarzy.

— Y — otwiera nagle oczy widząc chyba, że jestem trochę wystraszony, tym wszytskim — nie, nie myśl sobie że się z ciebie śmieje — mówi tak nagle, kiwając głowa na boki i machając lekko dłonią. Wstrzymuje oddech aż bolą mnie płuca. Mam wrażenie, że aż mnie sparaliżowało i po prostu stoje i wpatruję się w jego twarz. Co się ze mną dzieje, czemu czuję się tak dziwnie — Po prostu — urywa uciekając na chwilę wzrokiem — nie wiem jesteś strasznie słodki.

Przez sekundę przemyka przez jego twarz lekki uśmiech, zaczepia mnie lekko swoim wzrokiem i próbuje ukryć to zmieszanie malujące się na jego twarzy. Czuje jakbym miał za chwilę zemdleć, paść na ziemię i już nie wstawać.

George właśnie nazwał mnie słodkim?

Głośno wzdycha, jakby chciał odpędzić to coś co nad nami zawisło. Podnosi głowę do góry i zaczyna szczegółowo przyglądać się mojej ścianie przy biurku, która jest obklejona moimi rysunkami. Najczęściej przewijały się tam... meduzy. Miałem ostatnio mocną faze na właśnie rysowanie meduz, można by powiedzieć, że wszedłem w prawe i jakoś tak wyszło że mam swoje prywatne akwarium na ścianie z meduzami.

Na twarzy George'a pojawia się drobny uśmiech a oczy wypełniają się iskierkami. Nie mogę odwrócić od niego wzroku, jest zbyt ładny.

— Jakie śliczne — wskazuje palcem na rysunek dwóch tańczących wokół siebie meduz, zielonej i niebieskiej, jedne z moich ulubionych.

Uśmiecham się lekko, to na prawdę miłe że mu się podobają.

— Pięknie rysyjesz — mówi nie odrywając wzroku od ściany. Czuje jak serce zaczyna bić mi szybciej. Zaciskam mocno wargi, mam coś powiedzieć? — Musisz koniecznie narysować mi taką meduzę — śmieje się cicho odwracając się w moją stronę.

Czuje jak jeszcze bardziej się czerwienie, to takie miłe z jego strony. Ale jedynie kiwam lekko głową, nie jestem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, George jest zbyt onieśmielający mimo że w sumie nie robi niczego specjalnego.

Znów odwraca się do mnie tyłem i przechadza się spokojnie dalej po moim pokoju. Zatrzymuje się przy wysokiej szafce, na której w większości są poustawiane różne płyty CD, trochę figurek i kilka moich zdjęć.

Widzę jak zatrzymuje wzrok na jednym zdjęciu na którym jestem z mamą, a obok nas stoi wycięty z innego zdjęcia i trochę krzywo doklejony mój tata, z którym tak na prawdę nie mam żadnego zdjęcia, dlatego musiałem sobie jakoś inaczej poradzić bo nie potrafiłem zdzierżyć faktu że nie mam z nim żadnego zdjęcia.

Znów uśmiecha się ciepło. Niepewnie do niego podchodzę i też patrzę na zdjęcie oprawione w białą ramke. Mama ma na sobie piękna długą ryżową sukienkę a ja szczerze się krzywo do kamery i podnoszę nienaturalnie brodę w górę. Mam na sobie czarne shorty i fioletową, trochę brudną koszule. A tata. Tata stoi w ładnym garnituru i jest zdecydowanie wyblakły niż my, bo wyciąłem go z jakiegoś starego i zniszczonego zdjęcia.

— O rany ale jesteś podobny do swojego taty — mówi tak ciepłym głosem że aż przez chwilę nie mogę oddychać. Podobny do mojego taty? Mam wrażenie, że za chwilę mogę się rozpłakać. George powiedział że jestem podobny do mojego taty  — Czemu on jest jakoś wycięty z innego zdjęcia i przyklejony do tego?

Wstrzymuję na chwilę oddech. Wlepiam mocno wzrok w jego bok twarzy, bo nadal jest odwrócony w stronę szafki.

— Em — mówię niepewnie. Serce z każdą chwilą łomocze mi coraz bardziej — Bo — przez chwilę zapominam jak się mówi a kiedy George odwraca się w moją stronę to jakbym właśnie połknął język. Robię jeden wdech, tak żeby przypadkiem nie zauważył że coś jest nie tak — Bo mój tata nie żyje i nie mam z nim żadnych zdjęć więc — mówię cicho spuszczając z niego wzrok.

W pokoju nagle zapada cisza a moje łopotanie serca staje się trzy razy głośniejsze i mam wrażenie, że wypełnia każdą pustą przestrzeń mojego pokoju. Zaciskam mocno usta, jest okej, jest okej, nie będę płakać, nie będę, jestem silny. Jestem silny.

Jego oczy nagle się rozszerzają, mam wrażenie że trochę pobladł. Zakrywa dłonią swoje usta i przez chwilę nadal wpatruje się we mnie z przerażeniem.

— O boże, nie nie chciałem na prawdę — zaczyna się jąkać a jego głos jest lekko przytłumiony — przepraszam — opuszcza rękę i widzę jak jego usta lekko drżą.

Uśmiecham się niepewnie, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić.

— Spokojnie przecież nic nie zrobiłeś — mamrocze bo co, mam go obwiniać o coś o czym nie wiedział?

George kręci szybko głową.

— Zrobiłem, bo się zapytałem a mogłem przed tym trochę pomyśleć i nie zadawać takich pytań prawie w ogóle cie nie znając — tłumaczy się tak szybko i nagle przez co boję się jeszcze bardziej. Mam coś jeszcze powiedzieć? Co się robi w takiej sytuacji?

Zacikam mocno wargi i wymuszam z siebie znów mały uśmiech. Będę tak stać i się na niego gapić jak idiota dopóki nie zmienimy tematu.

— Jasne rozumiem nie chcesz o tym gadać, okej — znów plącze się we własnych słowach i wydaje mi się to trochę zabawne bo do tej pory jakoś postrzegałem go jako takiego nagłego i ciągle pewnego siebie chłopaka — To co robimy?

Czuję jakby ktoś nagle wylał na mnie wiadro zimnej wody. Właśnie. Co będziemy robić?

Znów ogłupiałem. Tak bardzo stresowałem się samym przyjściem George'a, że zapomniałem że my jednak musimy coś robić jak już do mnie przyjdzie.

— Możeeee coś obejrzymy — zarzucił głowa w stronę średniej wielkości telewizora powieszonego na ścianie naprzeciwko mojego łóżka.

Biorę głęboki wdech.

— Nie działa — wzruszam ramionami — nie pamiętam kiedy ostatni raz go używałem a mamie nie spieszy się załatwić kogoś żeby go naprawił.

George lekko się uśmiecha i robi kółko w miejscu obracając się dookola własnej osi.

— To możemy coś porysować — mówi przyciskając palec do mojego szkicownika. Czuję jak moje serce podchodzi znów do gardła. Tylko nie ten szkicownik, jak on go otworzy zobaczy tam samego siebie, uzna że jestem jakimś dziwnym typem, pójdzie stąd i już nigdy się do mnie nie odezwie — mogę zobaczyć co jest w środku? — patrzy się na mnie znów tym miłym wzrokiem.

Krztusze się aż powietrzem. Nie sądziłem że się zapyta o coś takiego.

— E wolałbym nie — robię killa kroków w jego stronę i zabieram szkicownik spod jego palca — wolę najpierw go skończyć wypełniać, może wtedy ci go pokaże — uśmiecham się lekko. Ale wiem że to jest nie prawda. To było by zbyt krępujące pokazać mu kiedyś szkicownik w którym przez jakiś okres czasu właśnie go rysowałem. To by wyglądało jakbym miał na jego punkcie obsesję, a nie mam.

— Jasne nic na siłę — szerzy się siadając szybko na moim łóżku. Materac ugina się pod nim i lekko skrzypi, trochę denerwujące ale już się przyzwyczaiłem i trochę trudno by mi było usnąć na jakimś nie skrzypiącym materacu — To co ty na to? Możesz narysować mi taką ładną meduzę a ja nie wiem, zrobię arcydzieło jak cztero latek — śmieje się cicho i czuję fruwające listki w moim brzuchu.

Wygląda tak ładnie śmiejąc się tak delikatnie do tego mając lekko czerwone poliki. Miód dla moich oczu.

— Możemy jeśli tak batdzo chcesz.

Otwieram szkicownik na wolnej stronie tak żeby George na pewno nie zobaczył co jest na poprzednich stronach, ale albo mi się wydawało, albo nawet on odwrócił lekko głowę tak żeby nie widzieć poprzednich kartek.

— Mogę dać mi mój drugi szkicownik, jeszcze pusty, żeby lepiej ci się rysowało — mówię wyjmując z szafki piórnik z kredkami i ołówkami.

— O fajnie by było

Podaję mu szkicownik a nasze palce przez chwilę się dotykają i aż czuję mrowienie w całym ciele, a George nie wygląda jakby coś poczuł. Może ja jestem jakiś dziwny?

Siadam za chwilę na łóżku trochę dalej od George'a żeby zachować jakaś względną odległość, chociaż jakoś tak miałem ochotę usiąść trochę bliżej tak żeby nasze kolana lekko się stykały.

Wzdrygam się lekko na myśl o tym wszystkim. Jestem jakiś niepoważny.

— Będziesz musiał wymienić oczy jak zobaczysz co narysowałem — George śmieje się, pochylając idę nad kartką, skrobiąc po niej mocno ołówkiem.

Uśmiecham się.

— Mam nadzieję, że nie — odpowiadam nadal wpatrując się w jego zgarbioną posturę. Nie potrafię przestać się uśmiechać.

— Nie wiedziałem, że umiesz rysować w sumie — mamrocze zatrzymując na chwilę ołówek i podnosi głowę do góry. Patrzy się na mnie swoimi ciemnymi oczami w których odbija się światło. Rany wygląda tak ładnie, że aż będę go musiał później narysować.

— To samo mogę powiedzieć o tobie tylko, że ja nie wiedziałem że nie umiesz rysować w sumie — wywijam lekko swoją dolną warge czując lekkie rozbawienie z miny George'a .

— Słuchaj nie każdy potrafi rysować, wiedz że jest to rzadka umiejętność którą ty masz i ładnie z niej korzystasz — mówi machając lekko ołówkiem na boki.

Uśmiecham się jeszcze szerzej.

— Tak? To jaką w takim razie ty masz umiejętność?

Aż unosi brodę i na chwilę odrzuca ołówek na łóżko.

— Umiem serfować i to praktykuje — uśmiecha się chytrze a ja aż na chwilę uchyliłem usta nie wiedząc co powiedzieć.

No wow. Wow. WOW. W mojej głowie tak nagle pojawia się George na desce, z mokrymi włosami i lśniącym od słońca smukłym ciałem szybujacy po falach na ciepłym oceanie. To też będę musiał później narysować

— O rany ale fajnie — czuję przepełniającą mnie ekscytację i aż pochylam się do przodu. George dowiaduje się czegoś o mnie, ja dowiaduje się czegoś o nim. To takie fajne, chce więcej!

—  Wiem — z tego wszystkiego aż zarzuca swoimi niewidzialnymi długimi włosami do tyłu przez co cicho się śmieje.

Po chwili mam już skończony ładny rysunek, specjalnie dla George'a i tylko dla George'a.

— Skończyłem  — mówię stukając lekko ołówkiem o kartkę.

— Ja chyba też — prostuje się i na chwilę spuszcza wzrok ze swojego dzieła i zerka na moje.

Uśmiecham się i podnoszę szkicownik tak żeby zobaczył duża fioletową meduzę tańczącą przy małych niebieskich bąbelkach razem z drugą malutką żółta meduzą.

Widzę jak jego oczy znów się rozszerzają i po raz kolejny widzę w nich odbite światło, wyglądał jakby miał gwiazdy w oczach, tak pięknie.

— Nie wiem nawet co powiedzieć — wydukał po chwili ciszy — o boże to jest cudowne — szepnął bardziej do samego siebie niż do mnie — mogę? — pyta wyciągając rękę w moją stronę.

Uśmiecham się niepewnie nie potrafią oderwać od niego wzroku i daje mu mój szkicownik.

Przejeżdża delikadnie palcem po całym rysunku, mówi bezgłośnie "wow" i przybliża się do niego jeszcze bardziej, jakby oczekiwał ze znajdzie w mim jakieś ukryte słowa czy coś.

— Na takie coś przecież nie da się napatrzeć, powieszę to sobie nad łóżkiem i będę się na to patrzeć codziennie — podnosi szybko głowę i aż włosy mu lekko skaczą.

Poliki znów wypełniają mi się czerwienią. Nie wiem co mam powiedzieć, lekko się kule z tego zakłopotania i tego komplentu który wypowiedział tak bez wahania. Nigdy nie byłem przyzwyczajony do chwalenia przez kogoś tego co robię, bo niby mama zawsze mówiła że mam talent, ale nie zawsze jej wierzyłem, bo zawsze pokazywałem jej moje kompletnie nieudane rysunki, bo była przecież jedną osobą której mogłem wszystko pokazać, bo przecież była moją mamą i wspierałaby mnie nawet jakbym zrobił jakies komletne gówno.

A teraz było inaczej. 

Bo przedemną nie było mojej mamy, był George z błyszczącymi oczami i świecącym szczerym uśmiechem.

I nawet nie wiem kiedy minęło tyle czasu. Kiedy z ciągłego zakłopotania i zastanawiania się co mam powiedzieć, zacząłem czuć się przy nim bardziej swobodnie. Zacząłem się głośniej śmiać, pewniej sobie żartować i tak po prostu nie czuć się dziwnie przytłoczonym.

Czas minął zdecydowanie za szybko, za szybko zrobiło się ciemno i za szybko George powiedział że musi wracać do domu bo mama go zabije.

— Było na prawdę fajnie wiesz — mówi gibając się na jednej nodze wiążąc buta w powietrzu.

Stoję lekko opierając się o framugę. Opłatam się lekko ramionami bo przez ten cały wieczór poczułem od niego takie mocno bijące ciepło. Ukazał mi się nie tylko chytry i taki pewny siebie chłopak, ale też miły i taki słodki George którego polubiłem jeszcze bardziej.

— Wiem — odpowiadam cicho próbując wykopać się ze swoich głębokich myśli — musimy to koniecznie szybko powtórzyć — mówię bez zastanowienia i to mnie cieszy, że nie myślę kilka razy przed czymś co chce do niego powiedzieć, to takie przyjemne uczucie.

George w końcu zakańcza walke ze swoim butem i staje prosto wpatrując się we mnie ciepło. Kiwa lekko głową i łapie do ręki rysunek z meduzami który koniecznie zabiera ze sobą. Rozszerza swój uśmiech jeszcze bardziej i powoli otwiera drzwi. Wtedy wpada do środka trochę chłodny wiaterek i wita nas ciemność na ulicy.

Rozkwitają we mnie obawy. Czy na pewno jest bezpiecznie żeby George wracał sam do domu? Żeby nic mu się nie stało w trakcie drugi. Może jest trochę chłodniej niż zazwyczaj , chyba powinien dać mu swoją bluzę.

— Czekaj — mówię biegnąc do pokoju. Słyszę jakby George coś mówi, ale jestem zbyt daleko żeby cokolwiek zrozumieć. Otwieram szybko szafę i wyciągałam jedną czarną bluzę po czym bez dłuższego zastanowienia wracam do George'a.

— Masz — dosłownie wpycham ją w jego ręce bez zbędnego gadania — Nie chce żebyś zmarzł jak będziesz wracać — dysze lekko. Znów czuję rozpływające się ciepło po całym ciele.

Nic nie mów. Po prostu odkłada znów rysunek na parapet i zakłada szybko moja bluzę w której trochę się zatapia. Nie moge powstrzymać uśmiechu który pojawia się na mojej twarz.

— Dzięki — odpowiada z uśmiechem — Pasuje mi? — obraca się pokazując mi się z każdej stony.

Śmieje się cicho widać jak jego ręce kompletnie zniknęły w rękawach bluzy.

— Używam, że nawet trochę za bardzo.

Nasze oczy się spotykają i znów witają mnie gwiazdki. Mam wrażenie że zaraz odlece przez to dziwne nowe uczucie.

Żegnamy się po raz kolejny, George łapie w rękę nieszczęsny rysunek i powoli znika za drzwiami a ja w ostatniej chwili mówię

— Daj mi znać jak dotrzesz do domu, chce wiedzieć że nic ci się nie stało!

Odpowiada mi jasnym usmiechem, wiem że napisze i wiem że długo nie pozbędę się tego uśmiechu i tych oczu z głowy.

ㅤㅤ🐚ㅤ ─────────ㅤ 3062 słowa
𝗺 : Hej! Witam was w tej jakże zapomnianej przeze mnie książce. Już zdążyły pojawić się tu jakieś nieszczęsne pajęczyny, trzeba tu trochę odświeżyć i dać zapach nowości. Mam nadzieję, szczerze z ręką na sercu ze w końcu po miesiącu nie pisania w ogóle i braku rozdziałów blue przez kilka miesięcy, w końcu wrócę do jakiejkolwiek regularności i po prostu dalej zacznę pisać bo przecież to uwielbiam i wy chyba też to uwielbiacie <3

Kisses! 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro