9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi się otworzyły. Właśnie prześlizgiwała się po drewnianej podłodze i razem z Reidem śmiała do rozpuku z tegoż właśnie ślizgu. W drzwiach wejściowych stała reszta sfory. Patrzyli wpierw na nią, potem na chłopaka, a potem na nowo na wilka i wnętrze leśniczówki. Przyglądali się im tępo. Wilkołaczyca stopniowo się uspakajała, jednak chłopakowi kładącemu się ze śmiechu na kanapie niezbyt to wychodziło. Pierwszy odezwał się Dorian.
  - Co tu się działo?
    Wilczyca rozejrzała się dookoła. Cóż... Salono-kuchnia nie wyglądała zbyt dobrze. Krzesła, różne ozdoby i tym podobne leżały porozrzucane po podłodze. Poza tym roztrzaskały się ze dwa talerze i szklanka. Dywan wyglądał jakby był cienkim materiałem, który ktoś podwiną - bynajmniej jej się to tak skojarzyło, bo wyglądał jak rzucona na ziemię wstążka. Trochę sporo rzeczy się poprzewracało, podłoga zaliczyła parę rys pazurów, jak można się było tego spodziewać. Ogólnie wyszło z tego małe pobojowisko. W sumie nie jest tak źle... No, aż tak źle. Charlie podszedł do nieco wyszczerbionej wazy. Bynajmniej nie wyszczerbiła się sama. Chłopak zrobił taka żałosna minę, ze obudziło się w niej poczucie winy. Brunet przeklinał i to dosyć głośno - swoją droga nie tylko po angielsku...
  - Wy idioci! To waza z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku! A wiedziałem, żeby tu jej nie stawiać! - był naprawdę wściekły, a to tylko kawałek z całej litanii. Wziął wazę i przytuliwszy ją do siebie udał się do piwnicy. Zauważyła, że głaszcze zabytek i szepcze do niego jakby uspakajał małe dziecko. - Już nie skrzywdzą cie te dzikusy. Obiecuje, nie po to tyle zbierałem. Taak. Spokojnie, już nic ci nie grozi. - wszyscy wgapiali się w plecy bruneta zszokowani, nim nie zniknął za drzwiami.
  - Doobra. Więc co tu się stało? - jako pierwszy otrząsnął się Seth.
  - Ee... Wypełnialiśmy sobie czas. - odparł powoli Reid.
  - Ta, to zauważyłem. A dokładniej?
  - No... - podrapał się po głowie. - Chyba nie wiem jak to wytłumaczyć.
  - Meg? - Seth przeszył ją wzrokiem. Wilk zaskamlał cicho. Alfa westchnął. - Wiedziałem, że to był zły pomysł, żebyście poszli razem.
  - Ej! - oburzył się Reid, który stał już obok białego wilka.
  - Co? Taka prawda. - znowu westchnął. - Posprzątajmy tu... Aha, Megan - podniosła niepewnie wzrok na szatyna. - pogadamy później, kiedy już się zmienisz. Mamy coś do obgadania.
    Gdy wchodził Matt rzuciła mu tak zimne spojrzenie, ze chyba piekło mogłoby zamarznąć. Spojrzał na dziewczynę skruszony i przeszedł dalej. Wszyscy sprzątali (za wyjątkiem Charlie'ego, który zaszył się gdzieś w piwnicy) powstały przez nią i Reida bałagan. Pomagała, ile mogła. Kiedy już zapanował porządek - nawet większy, niż zazwyczaj - zabrali się za robienie oraz konsumowanie kanapek. Zostały tylko te zrobione specjalnie dla Charlie'ego, który nie chciał przyjść po jedzenie. Na dworze było już naprawdę ciemno. Gdy leżała w zamyśleniu odezwał się doń nie kto inny, jak Seth.
  - Sprawdź, czy możesz się już zmienić. Za pierwszym razem może nie wyjść. - poradził na co odpowiedziała kiwnięciem głowy.
    Udawszy się do pokoju przymknęła drzwi - nie pytajcie jak ona to zrobiła. Spróbowała się przemienić. Nic się nie stało. Tym razem bardziej się do tego przyłożyła. Przemiana trwała dłużej niż zwykle, ale nie bolało bardzo. Otoczyła ja niebieską poświata i nagle stała się tą samą, raczej drobna dziewczyną. Bolało dopiero, gdy stała się już człowiekiem. Ubrawszy się w "ubranie awaryjne", które zostawiła tu w razie stracenia wcześniejszych poprzez przemianę. Wyszła z pokoju rozczesując palcami skołtunione włosy.
  - Widzę, że się udało. - stwierdził Seth z lekkim uśmiechem. Wszyscy chłopcy, a nawet Naomi oglądali jakiś mecz.
  - Tak... Wiesz, chyba muszę kogoś przeprosić... Zaraz wracam.
  - Tak, przydałoby się. Potem musimy pogadać... - chłopak był jakby spięty.
  - Jasne. - rzuciła krótko.
    Chwyciła talerz z kanapkami dla chłopaka i z lekkim wahaniem nacisnęła na klamkę drzwi prowadzących do piwnicy. Na dole panowała cisza. Gdy ujrzała chłopaka siedział pochylony nad jedną z jakichś starych książek. Waza stała tuż obok niego na spracowanym stoliku. Nie podniósł na nią wzroku, chociaż z pewnością wiedział o jej przybyciu. Przełknęła dosyć głośno ślinę. Zbyt głośno. To miejsce wydawało się tym razem takie mroczne i.. No cóż, straszne. Nie wiedziała jak ma się zachować. Wzięła głęboki wdech i postanowiła się odezwać.
  - Charlie...
  - Nie nauczyli Cię pukać? - rzucił ozięble.
  - Ja... Ja przepraszam. Przyniosłam ci kanapki. - postawiła talerz na małym, drewnianym stoliku. - Proszę, nie gniewaj się. To były wygłupy i to bardzo głupie... - gratulacje za złożenie zdania, Megan!
  - Jakoś zauważyłem. - podniósł na nią w końcu wzrok, marszcząc przy tym brwi.
  - Obiecuje, że ci ją odkupię.
  - Bardzo ciekawe jak. Wszystkie zostały już wykupione - trzy trafiły do muzeum, a dwie do prywatnych kolekcjonerów. Nie licząc mojej. Miałem ja odkąd straciłem pamięć, jedna z moich własnych, pierwszych rzeczy.
  - Charlie... - spojrzała na niego wzrokiem dosłownie zbitego psa. - Naprawdę przepraszam. Przecież wiesz, że też szanuję sztukę. To przypadkowo...
  - Dobra. Niech ci będzie. - mruknął pod nosem sięgając po kanapkę.
  - Czyli przejmujesz moje przeprosiny?
  - Mhm.
  - Dzięki! - rzuciła się mu uradowana na szyję i cmoknęła w policzek.
  - Megan, ja jem. - mruknął nieco niewyraźnie.
  - A, no tak. Sorki. I smacznego. A nie idziesz na górę? Seth chce o czymś ze mną pogadać... - właśnie, tylko o czym?
  - Zjem i przyjdę. - odpowiedział spokojnie brunet.
  - Ok, to nie przeszkadzam. - stwierdziła z uśmiechem, odwracając się w stronę schodów.
  - Megan... - powiedział z westchnieniem odkładając na chwile kanapkę.
  - Hm? - mruknęła, odwracając się do chłopaka.
  - Nie denerwuj się podczas tej rozmowy. Zaraz tam będę.
  - Och... No dobrze. - stwierdziła zmieszana wychodząc z piwnicy.
  - I jak? - powiedział ktoś z salonu. Było wiadome, ze i tak ich usłyszy.
  - Przyjął przeprosiny i zaraz tu przyjdzie. - oświadczyła oficjalnie, a w jej głosie słychać było ulgę.
  - Ok, zaczekamy. - odparł Seth.
    Dorian przesunął się, by zrobić dla niej miejsce. Posłał jej przy tym krzepiący uśmiech, którego szczerze mówiąc nie rozumiała. Zaraz potem dołączył do nich Charlie. Usiadł obok i przyjrzał się dokładnie jej twarzy, gdy nie patrzyła. Ale ona i tak wiedziała, że tak się stało. Przyciszyli telewizor, a wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Nienawidziła być w centrum uwagi. Czuła się wtedy bardzo skrępowana i w ogóle... Z reszta czy kogoś to dziwiło, jeżeli wzięło się po uwagę jej charakter? W końcu odezwał się Seth. Mówił bardzo spokojnie, roztropnie dobierając słowa. O co tu chodzi, do jasnej cholery?
  - Widzisz Megan... Znasz pojęcie o znalezieniu tej "jedynej osoby", prawda?
  - Tak, znam... Ale o co chodzi?
  - Bo widzisz, znaczna cześć istot nadnaturalnych czują to o wiele mocniej. Ludzie potrafią bez tego przeżyć, a z nami jest o wiele gorzej... Nie to, że się nie da, ale jest bardzo ciężko.
  - Seth, zaczynasz mnie przerażać. - wybełkotała, bawiąc się rękawem bluzki.
  - Rozumiem. - stwierdził z jakby gorzkim uśmiechem. - Więc ta miłość potrafi trwać w sumie przez wieki. Może być tych "miłości" więcej, ale dopiero po śmierci tej, która trwa obecnie. Bynajmniej nigdy się tak nie zdarzyło. Chce ci wytłumaczyć położenie tych osób - tylko mi nie przerywaj, ok? - kiwnęła na zgodę głowa. - Taka wieź połączyła najprawdopodobniej Matta i Sarę... Nie wiemy, czy na pewno, ale raczej właśnie tak się stało. Wilkołlaki czują to bardzo mocno - swoją droga wampiry również, ale u nas dochodzi do tego wilcza natura, a wilki znajdują sobie partnerów na całe życie. Ludzie zaś... Odczuwają to raczej jak zwykłe zakochanie. Tylko takie mocniejsze. No, sama wiesz o co chodzi. Dlatego twoja przyjaciółka i on tak do siebie lgnął. Bynajmniej Matt. Em... Meg, dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony wpatrując się w jej bladą twarz.
  - Tak... Znaczy nie! To nie jest fair! - wrzasnęła nieco płaczliwie.
    Wlepiła wzrok w swoje kolana. Nie! To są jakieś głupie żarty! Ja się na to nie zgadzam!! Poczuła jak ktoś obejmuje ją pomocnym ramieniem, a jeszcze inna osoba krzepiąco łapie jej prawą dłoń. Ze zdziwieniem zauważyła, ze jej rękę ściska ten kamienny Charlie, a pomocnym ramieniem objął ja siedzący po lewej Dorian. Była im za to bardzo wdzięczna, ale chyba niewiele jej to pomogło. Miejsca, które stykaŁy się z jej przyjaciółmi (wreszcie się do tego przyznała) nieco piekły po przemianie, ale nie zwracała na to większej uwagi. Bała się... Bała się przebywać w towarzystwie Sary, a miała dopuścić do niej wilkołaka jako partnera? O, sorry "chłopaka". Pff... Matt patrzył na nią tak... tak przepraszająco.
  - Wiem, ze ciężko jest ci to zaakceptować. - powiedział już nieco ciszej Seth.
  - Nie. - powiedziała słabo. - Ja nie mogę tego zaakceptować. Ciągle coś się dzieje, ja... Mam tego dość. - szepnęła zrezygnowana.
  - Megan... - zaczął Seth, ale przerwała mu Naomi.
  - Mówiłam, że jest za słaba. Ona nie nadaje się na wilkołaka. Za parę miesięcy, może rok jeśli dobrze pójdzie, siądzie jej psychika. A wiesz przecież, co dzieje się z upadłymi wilkami. Poza tym...
  - Naomi, skończ.
  - Mowie prawdę. Poza tym...
  - Naomi, kazałem ci skończyć! - warknął zirytowany Seth. Po części mówił to wszystko jako Alfa, ale widać, że w normalnym stadzie nie mógłby być Alfą. Może raczej nie teraz, bo w przyszłości - bardzo prawdopodobne, ze objąłby to stanowisko. Obecnie był jednak za młody, zbyt mało doświadczony. Zbyt bardzo targały nim emocje.
  - Wiecie... Może ja już pójdę. Chciałabym trochę pobyć sama. Wiecie, przemyśleć to. - bąkneła pod nosem.
  - Odprowadzić cię? - zapytał Dorian uprzejmie.
  - Nie, dzięki... Wiesz, sama się przejdę. - założyła płaszczyk i wyszła z leśniczówki. Musiała być blada jak ściana. Usłyszała z domku głos Naomi - czuły słuch to w końcu jeden z atutów wilkołaków.
  - Czasami mnie naprawdę dobijacie. Przecież, wiem dlaczego tak przy niej skaczecie. Lecicie na nią. Ja rozumiem te wilcze hormony i w ogóle... Ale opanujcie się trochę. Jeżeli będziecie traktować ją jak jajko, to możecie jeszcze szybciej rozstać się ze swoją miłością. Byłam w dosyć dużej watasze przed dołączeniem do was, widziałam wilka, który miał dziewięć lat... Był zmieniony. Wcześniej przebywał w malutkiej sforze, gdzie każdy się o niego troszczył. Zgłupiał. Wilki z Las Vegas się nim zajęły... Widziałam jeszcze dwie podobne sytuacje, wiec wiem co mówię. Zastanówcie się nad tym. - usłyszała trzaśniecie drzwi w małej leśniczówce.
    Odeszła zrezygnowana. Miała w głowie pełno myśli, które się tam już nie mieściły. Nie miała już na to siły. Wszystko coraz bardziej się komplikowało. W ciągu kilku tygodni przeszła przemianę w wilkołaka, kiedy już biegała na czterech łapach w jej głowie siedziało siedem osób, a w jej najlepszej przyjaciółce, która znała od dziecka, zakochał się wilkołak z jej sfory! Paranoja. Jednym słowem. Usłyszała, ze ktoś za nią biegnie. Kiedy tylko wciągnęła głęboko powietrze wiedziała już, kto za nią podąża. I wcale jej się to nie podobało.
  - Megan! - krzyknął Matt łapiąc ją za rękę. - Proszę, zaczekaj.
  - Czego chcesz? - syknęła jadowicie.
  - Ja... Przepraszam. Nie chciałem zakochiwać się w Sarze. To nie jest moja wina... Ale naprawdę ją kocham. Szczerze i najmocniej jak dotychczas, chociaż już coś podobnego przeżyłem. Naprawdę ją kocham.
  - Gdybyś ja kochał, to nie dopuściłbyś do waszego spotkania. A jeżeli już, to zostawiłbyś ją póki czas. Teraz zostaw mnie. Chcę sama pospacerować.
  - Taa. Uważałem Cię za kogoś delikatnego i czułego, a okazuje się, ze świetnie ranisz. - rzucił sucho.
  - Matt... Taka prawda. Co mam niby zrobić? Nie chce, żeby coś stało się Sarze. - czemu ona zawsze musi czuć się czemuś winna?
  - Ale ja to rozumiem. Słyszałaś co mówiła Naomi po twoim wyjściu, prawda? - kiwnęła potakująco głowa. Ona też chciała zmienić temat. - To dlatego, ze wilczyce są dosyć rzadkie. Dziwne, że w ogóle mamy jakąś w stadzie - a tymczasem mamy dwie! Chociaż Naomi jest uważana bardziej jako za normalnego członka stada. Mimo wszystko i tak każdy z nas nie dałby jej skrzywdzić, instynktownie. A kiedy dołączyłaś ty... My zaczęliśmy trochę wariować.
  - Może przejdź do sedna, dobrze? - była ciekawa, ale jego towarzystwo jej nie pasowało.
  - Uspokój się i słuchaj. - rzucił lodowato. Pierwszy raz słyszała, by Matt mówił jako dominujący wilk. Natychmiast ucichła. - Po prostu buzują nam hormony. Czujemy do Ciebie pociąg. Znaczy na mnie działa to najmniej, bo kocham w końcu Sarę. Jeremy i Charlie tez nie są, aż tak podatni. Wiesz, Jeremy ma swój świat, a Charlie... Jest chyba dosyć stary, szczerze powiedziawszy. I poważny. Przez jego charakter nie działa to tak mocno, jak na innych. Gorzej z Sethem, Dorianem i Reidem.
  - W sensie, że... Oni się we mnie zadurzyli? - wydusiła, patrząc na niego ogłupiała. Litości!
  - Zauroczyli, tak chyba lepiej. Tym bardziej, że nie jesteś z nikim w oficjalnym związku.
  - Wiesz co? Mam już tego dość... A właśnie, Naomi też na was tak działa?
  - Już mówiłem - nie do końca. Naomi jest traktowana bardziej jako... Jako samiec. Działa na nas tylko malutka cząstka tego dziwacznego połączenia. Po części to jej zachowanie i wygląd, ale nie wiemy również dlaczego tak jest. Chociaż tak jak mówiłem: każdy z nas będzie bronić jej własnym ciałem.
  - To jest naprawdę ponad moje siły. Dzięki, że mi to wytłumaczyłeś, ale miedzy nami nadal nie jest do końca ok. Nie wiem, może to się zmieni, ale na razie mój umysł tego nie pojmuje.
  - Rozumiem. No to do zobaczenia. - doszli pod jej dom, więc zaczęła otwierać furtkę. Zatrzymała się jednak na chwilę.
  - Matt... - powiedziała cicho.
  - Słucham?
  - Zamierzasz jej powiedzieć?
  - Z czasem pewnie tak... A jak mi pomożesz, to też się nie obrażę. W końcu znasz ją lepiej. - posłał Meg ten swój firmowy uśmiech.
  - Racja. Nie podlega wątpliwości, że trzeba powiedzieć z kim się wiąże... To dobranoc. - i zaraz jej nie było.
    Krótka rozmowa z matka, przekąska w kuchni i wieczorna toaleta. Tym razem brała jednak gorąca, rozluźniająca kąpiel w wielkiej wannie. Zastanawiała się nad tym, czego dzisiaj się dowiedziała. Zaraz jej myśli przeszły jednak na zupełnie inny tor... Ten jedyny... Ciekawe jaki miałby być. Wysoki, przystojny... Śliczne oczy. To z wyglądu. A charakter? Chyba sprzeczny. Trochę podobnie jak ja. - z tym podobnymi myślami ułożyła się w łóżku, tym razem w ciszy. Nie włączała muzyki, wolała pomyśleć. Tym bardziej, że były to myśli raczej przyjemne. Nie zdało się to jednak na zbyt wiele, bo zaraz ulotniła się w objęcia Piaskowego Dziadka.

                                         ______________________________

Ten rozdział niezbyt mi się podoba. Za wszelkie błędy przepraszam, starałam się to pozmieniać, ale może nieraz zabraknąć polskich znaków lub zdania będą nieco nieskładne... Cóż, przesłałam rozdziały z IPoda, a tak nie zawsze się to poprawiało. Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział ujdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro