20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No hej! Gotowa? - pyta mnie tata.

- Tak... Ale mam do ciebie prośbę... 

- Jaką?

- Mogłabym odwiedzić mamę? Dawno jej nie wiedziałam... - robię smutną minę. 

- No ok... Ale tylko na chwilę! - mówi i idzie, a ja podążam za nim. 

Idziemy w stronę sali mamy. Po kilku minutach stoimy już przy drzwiach. Tata otwiera drzwi i gestem ręki każe mi wejść. 

Mama leży bez ruchu... Ma zamknięte oczy. Chyba śpi. Bardzo źle wygląda... Jeszcze gorzej niż przedtem... Chce mi się płakać. Podchodzę do niej i dotykam jej dłoni. Jak ja bardzo bym chciała żeby mam wyzdrowiała... Ale jednocześnie chciałabym też aby zmieniła się. Była dla mnie milsza... I chciałabym aby rodzice się rozwiedli. Wiem, że nie są razem szczęśliwi... Lepiej by im było osobno... A Jenifer byłaby z tatą. Ona jest opiekuńcza. Dzięki niej tata na pewno by odżył. 

Ach... To tylko marzenia... Tak na pewno się nie stanie...

Stoję i wpatruję się w zamknięte oczy mamy i jej sine usta. 

Widzę kątem oka, że tata mi się przygląda ze smutkiem. 

- Dobrze Hazel... Chodź już... Musisz odpocząć. - odzywa się.

Tak... Tata ma rację. Jestem już tym wszystkim zmęczona... W szpitalu niby cały czas spałam, a nadal jestem nie wyspana. Nie ma to jak w swoim własnym łóżku... 

Nie mówię nic. Idę w stronę drzwi i wychodzę. Bez słowa idziemy z tatą do Jenifer. Stoi ona w tym samym miejscu, gdzie ją zostawiliśmy. 

Widocznie chce coś powiedzieć, ale widząc nasze miny nie odzywa się i idziemy do samochodu. 

Jakiś czas później

Jesteśmy już w domu. Jak to fajnie wrócić do swoich starych śmieci po kilku dniach pobytu w ohydnym miejscu. 

- Zrobię ci coś do jedzenia, ok? - informuje mnie Jenifer.

- Nie, dzięki. Nie jestem głodna... - odpowiadam i żeby nie wysłuchiwać tego, że powinnam coś zjeść i że obiecałam, że będę o siebie dbać, idę do pokoju. 

Otwieram drzwi. Czuję przyjemny zapach... Tak jakby... Hm... Czystości?! Albo mi się wydaje... Przywykłam już do smrodu szpitala. Ale rozglądając się widzę, że są zmienione firanki i pościel. Czyli jednak ktoś tu sprzątał... Oczywiście mam na myśli Jenifer. 

Na łóżku była dotychczas czarna pościel nie zmieniana chyba od miesiąca... Jenifer zastąpiła ją szarą. W sumie spoko to wygląda. Kładę się aby wypróbować nowe wdzianko mojego łóżka. Wow! Super się leży na tej nowej pościeli i do tego ładnie pachnie. 

Spoglądam na szafkę nocną. Jest tam jakaś kartka. Jest na niej napisane dużymi kolorowymi literami "Witaj w domu kochanie!!" Od razu rozpoznaję pismo taty. Pod kartką leży jakieś zdjęcie... Przyglądam się mu. To kolaż zdjęć taty, Jenifer i moich. Razem we trójkę... Pięknie to wygląda. 

Spoglądam na ziemię jest tam jakieś pudło. Postanawiam je otworzyć. 

Przecinam nożyczkami taśmę i pudło praktycznie samo się otwiera. Pierwsze co widzę to kartka z napisem "Od twojej kochanej Jen!! <3"  Następnie widzę białą poduszkę z różowym napisem "NEVER GIVE UP!"  No tak... Spoko, ale Jenifer chyba chce abym zaczęła być optymistką... Bo wie, że moim ulubionym kolorem jest czarny. 

Na samym dnie jest mnóstwo słodyczy! Różne batoniki, cukierki i żelki. 

Naprawdę super prezenty! Od razu poprawił mi się humor. Mimo tych niedopasowanych kolorów do mojego humoru... 

Podziękuję im później, a teraz idę spać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro