31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niedziela, 29 kwietnia 2012r.

Otwieram oczy, patrzę na zegarek... 7:30. Mogę jeszcze pospać. Chociaż w sumie nie chce mi się spać. Siadam i biorę telefon do ręki. Wchodzę na Facebooka. Przeglądam newsy. Nic ciekawego.  A może napiszę do Hani? 

Hazel: Cześć :*

Hanna: Cześć.

Hazel: Co u cb?

Hanna: No nic... Robię sobie śniadanie i myślę gdzie jest mama. Nie wróciła na noc. Martwię się.

Jejku... Ta dziewczyna nie ma ani minuty spokoju... Zawsze coś. No właśnie! Muszę dzisiaj porozmawiać o tym z Jen. Musimy jej jakoś pomóc. 

Hazel: Nie martw się! Będzie dobrze <3

Nic więcej nie odpisała. Odkładam telefon na stolik nocny i słyszę pukanie do drzwi.

- Proszę.

Weszła Jen.

- O cześć! - witam się.

- Hej - uśmiecha się jak zawsze. Kocham jej uśmiech. Siada obok mnie i mówi. - Przyszłam zapytać czy chciałabyś może iść ze mną i tatą do kościoła. Myślę, że dobrze by było pomodlić się o zdrowie mamy i Hani. 

- To dobry pomysł. Myślisz, że modlitwa pomoże mamie wyzdrowieć?

- Tak... Pomoże. - przytula mnie.

- Pójdę z wami. 

- Cieszę się. Ubierz się i choć na śniadanie.

- Dobrze.

Jen poszła, a ja wzięłam prysznic, uczesałam włosy, ubrałam najnowsze jeansy i pudrowo różową koszulę, którą miałam na sobie zaledwie 2 razy. Postanowiłam założyć jeszcze złotą bransoletkę z wygrawerowanym moim imieniem, którą dostałam od chrzestnego na 10 urodziny. 

- Jestem gotowa! - powiedziałam na głos z zadowoleniem.

Poszłam do kuchni, gdzie na stole było smaczne śniadanie. 

Tata był dziwnie zamyślony, smutny. Siedział ze spuszczoną głową. Nawet się ze mną nie przywitał. Zresztą już się do tego przyzwyczaiłam. Smutno mi, że z dnia na dzień się od siebie oddalamy. Ale nie chcę o tym myśleć. Chcę, żeby ten dzień był udany i czuję, że taki będzie.

- A może weźmiemy ze sobą Hanię? Jej modlitwa też się przyda. Nie chcę żeby siedziała sama i się zamartwiała... Pisała do mnie, że jej mama nie wróciła na noc do domu.

- Oczywiście! Może iść z nami. - pozwoliła Jen.

- Kto to jest Hania? - tata wreszcie się odezwał.

- Ach tak... Wy się nie znacie... To moja nowa koleżanka. 

Opowiedziałam mu o niej. O tym, że mieszkała w starym domu, mama nigdy jej nie kochała i o tym, że nie miała i nie ma łatwo w życiu.

Tacie zrobiło się jej żal.

- Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnął się delikatnie.

- Dziękuję! 

Wracam do pokoju i piszę do Hanny.

Hazel: Chciałabyś iść z nami do kościoła? 

Hanna: Chętnie, ale co na to twój tata i Jen?

Hazel: Pozwolili :D

Hanna: No dobrze :) Na którą godzinę?

Hazel: 10:30. Masz jeszcze godzinę :* Spotkamy się przed moim domem.

Hanna: Ok. Dziękuję! <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro