Morgana: "Uther is my father [so I am rightful heir] "

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kolejny shot na podstawie jednej sceny, tym razem z 3x05, gdy stosunek mrocznej Morgany do Artura ustalił się ostatecznie.




Stała w pustym korytarzu oparta o barierkę powyżej krętych schodów. Żal, nienawiść, ból i gniew kotłowały się w jej sercu. W końcu się dowiedziała. Uther to powiedział. Tyle, że nie jej - tylko medykowi!

"Morgana jest moją córką", tak brzmiało to jedno zdanie, które odmieniło wszystko. A potem opowiedział historię o tym, jak on i Vivienne zdradzili Gorloisa, a potem oszukali i jego, i dziecko, które się narodziło.

Przez te wszystkie lata, myślała, byłam taka dumna z bycia córką prawego i dzielnego rycerza. A to wszystko było kłamstwem. Uther opowiadał, jak to go cenił... a tymczasem uwiódł jego żonę. Nie ma za grosz honoru. Śmie wymagać od Artura rycerskości, a od poddanych konsekwentnego przestrzegania zasad... a sam je łamie!

Morgana próbowała później subtelnie skłonić króla, by powiedział jej prawdę.

"Jesteś dla mnie jak ojciec", "Dopiero w obliczu śmierci zrozumiałam, jak bardzo jesteście mi bliscy, ty i Artur...". Początkowo czuła euforię. Jeśli jest córką Pendragona, to nie ma mowy, by zrobił jej jakąkolwiek krzywdę z powodu jej magicznych zdolności. Może się wreszcie ujawnić! Uther przekona się, że pewne rzeczy nie są z natury złe i trzeba je w końcu zaakceptować.

Ale jej  o j c i e c  albo nie zrozumiał aluzji, które robiła co do ich relacji, albo uparł się, by nie rozumieć. W każdym razie już wiedziała, że moment minął. A on nigdy nie wyzna jej prawdy. Będą żyli, jakby jego rozmowa z Gajuszem nigdy się nie wydarzyła. I jakby nic nie zmieniła, podczas gdy zmieniła  w s z y t k o !

Skoro to nie Gorlois jest moim ojcem, nic mnie nie łączy z Morgause, uświadomiła sobie z rozpaczą Morgana. Kobieta, która okazała mi tyle serca, z którą czuję duchową jedność i którą pokochałam jak rodzinę, nie jest w cale moją siostrą. A to oznacza, że nie mam prawdziwych krewnych - albo mnie porzucili jak moja matka, albo się mnie wyrzekli jak Uther, albo o mnie nie wiedzą jak Artur...

Artur...

Cały czas był moim bratem, pomyślała Morgana. A zawsze patrzył na mnie z zachwytem, z jakim żaden brat nie powinien. Zabiegał o moje względy, całował, przytulał, dał dziecko, nawiedzał w snach...

Ta miłość nie powinna mieć miejsca. Nie powinni byli się zakochać. Czas ich romansu dawno minął, ale zaistniał i to Uther ponosił za niego winę. Okłamywał ich oboje, pozwolił, by spoglądali na siebie jak na potencjalnych kochanków. Jak mógł nie widzieć, co się dzieje między nami?! Przecież musiał... Czyżby celowo to zignorował, bo wiedział, że za bardzo różnimy się charakterami i nasz związek nie przetrwa, tak samo, jak ten Artura i Sofii? Cóż, faktycznie nie przetrwał... 

Nagle usłyszała za sobą szelest. Obróciła się gwałtownie, a postać w korytarzu zrzuciła kaptur, ukazując twarz o ostrych rysach i mocnym makijażu, okoloną jasnymi puklami.

- Siostro.

- Morgause!

Radość ze spotkania, zgasiło wspomnienie ostatnich wydarzeń. Zawiodłam ją. Sądziła, że jestem z krwi jej ojca. Że dzielimy nie tylko moce, ale i ród...!

- Mam ważne wieści - powiedziała po suchym powitaniu i spojrzała w twarz przybranej siostry.

- Uther jest moim ojcem - oznajmiła chłodno.

Najwyższa Kapłanka cofnęła się, marszcząc czoło.

- Uther?! Jesteś pewna?

- Sama słyszałam, jak to mówi. Okłamywał mnie przez te wszystkie lata! - Morgana miała wrażenie, że wzbiera w niej histeria.

Ale twarz Morgause rozjaśniła się nagle w zachwycie.

- Masz prawo do jego tronu! - stwierdziła radośnie.

Faktycznie mam, pomyślała Morgana, ale nie zrobiło to na niej wielkiego wrażenia.

- Nie... Ty nie rozumiesz, siostro! O n  musi zapłacić za to, co zrobił.

Była w stanie myśleć tylko o tym, jak gardzi człowiekiem, który ją spłodził. Który zniszczył jej życie, życie jej rodziców, jej dziecka i wytrzebił obdarzonych magią w królestwie. Chciała tylko jednego - wbić w niego swój sztylet, który dostała od Artura, przekręcić go, potem wyjąć, wbić znowu i przekręcić jeszcze raz. Patrzeć, jak umiera, cierpiąc...

Ale gdzieś z tyłu, jej umysł analizował to, co powiedziała Moraguse. Tak, miała prawa do tronu. Nieślubne pochodzenie nie grało roli - prawo Camelotu mówiło, że odziedziczyć koronę może najstarsze dziecko, bez względu na stan związku rodziców.

Jestem starsza niż Artur, pomyślała na chłodno. Ale on jest oficjalnym następcą tronu. Zatem trzeba go wyeliminować. Tylko tak ludzie mnie zaakceptują, a Uther uzna. Gdy z możliwych spadkobierców pozostanę tylko ja...

Wciąż lubiła Artura. Ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko zbudowanie nowego świata, gdzie czarodzieje nie muszą się już ukrywać. Tylko jej obecność na tronie to umożliwi. A żeby się tam dostała, jej brat i zarazem sekretny ukochany musi zginąć.

Robię to dla was, wszyscy przepełnieni magią! Gdyby chodziło o mnie, spróbowałabym się pogodzić z tym, czego się dowiedziałam. Ale Uther krzywdzi nie tylko mnie. On tłamsi każdego z odmiennym zdaniem, rządzi z pomocą kłamstwa i strachu...! Czas to skończyć! Starci tron i zginie. A ja odbiorę to, co mi się należy!


Wybacz, Arturze. Nie żywię do ciebie nienawiści, ale nie mam wyboru... Musisz zginąć, bo nie oddasz mi tronu, a tylko jedno z nas może go zatrzymać. To muszę być ja - by los magii w Camelocie wreszcie się odwrócił. 






Kolejny shot będzie z Mordredem, ale ponieważ wyjeżdżam na wakacje, dodam go dopiero za jakieś 3 tygodnie. Uzbrójcie się w cierpliwość (i mam nadzieję, że dotąd się wam podoba ;) ).


Komentarze do shotów mile widziane (aczkolwiek mogę mieć w górach problem z internetem i ewentualną odpowiedzią na potencjalne pytania. Obiecuję je jednak przeczytać po powrocie !).



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro