Sekretne dziecko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wiele, wiele lat temu król Uther przywiózł do Camelotu swoją dziesięcioletnią córkę, gdy człowiek, którego uważała za ojca, zginął na polu bitwy. Władca - nie ujawniając, kim dziecko jest dla niego naprawdę - ogłosił, że wychowa dziewczynkę niczym własną córkę i że ludzie mają okazywać jej honory należne księżniczce.

- Tej małej damy chroń za wszelką cenę.  Lady Morgana jest teraz członkiem rodziny i będzie potrzebowała obrońcy, gdyby mnie nie było w pobliżu!  - powiedział na wpół żartem do swojego syna.

Chłopiec dziarsko przytaknął, a następnie podszedł do nowo przybyłej i wyciągnął rękę.

- Jestem Artur, książę Camelotu. Wiedz, że zostanę kiedyś królem i dlatego możesz zwracać się do mnie z każdą prośbą, która będziesz miała - oznajmił na wstępie pyszałkowato.

Morgana omiotła młodego Pendragona badawczym spojrzeniem szaro-zielonych oczu, czując, że twarz jej się wykrzywia. Ten chłopak był najwyżej w jej wieku, a do tego zarozumiały i najwyraźniej zadufany w sobie. O n a  miałaby czegoś od niego potrzebować? Umie sama walczyć o swoje!

Ale potem Artur nagle uśmiechnął się do niej ciepło i szczerze.

- To zaszczyt móc cię gościć - powiedział, a ona pomyślała, że ma przepiękny uśmiech, a jego włosy przywodzą na myśl światło słońca.


                                                  *

Minęło pięć lat. Morgana wróciła do komnaty po przyjęciu z okazji piętnastych urodzin i z zaskoczeniem zastała tam księcia.

- Artur? Co tu robisz?

Uśmiechnął się łobuzersko.

- Chciałem jeszcze raz życzyć ci wszystkiego dobrego - powiedział. - Mam coś dla ciebie. Nie mogłem tego dać na uczcie...

Wskazał na nieduży koszyczek na komodzie. Morgana zajrzała do środka z zaciekawieniem. Leżało tam...

- Jajo łabędzia - wyjaśnił chłopak. - Znalazłem je wczoraj w szuwarach. Przypomniałem sobie, jak mówiłaś, że chciałabyś mieć łabędzie w parku. No i będziesz miała! Jak jajko się wykluje.

Dziewczyna z wrażenia zaniemówiła.

- Ja... Naprawdę, zaskoczyłeś mnie. - Zaśmiała się cicho. - Będę musiała teraz o nie zadbać. Trzymać  w cieple, później karmić pisklę... To będzie ciekawe doświadczenie!

Zbliżyła się do Artura.

- Dziękuję ci - szepnęła miękko, a potem wspięła się na palce i pocałowała go w usta.

Na moment zesztywniał. Kiedy się odsunęła, spojrzał na nią pytająco.

- Czemu to zrobiłaś?

Uniosła hardo podbródek.

- Naprawdę muszę tłumaczyć ci tak oczywiste rzeczy? 

Dezorientacja w jego oczach zniknęła, wyparta przez samozadowolenie.

- Zatem podobam ci się? - uśmiechnął się z wyższością.

Prychnęła.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo - odparła.

Ale nie protestowała, gdy ujął jej twarz w dłonie i połączył usta w kolejnym pocałunku. Nie przerwała mu także, gdy jego place zaczęły walczyć z wiązaniem jej sukni. Sama ścisnęła w dłoniach brzeg jego koszuli i ściągnęła mu ją przez głowę.

Tej nocy zdawało im się, że cały świat zapłonął ogniem. Ogniem, który sprawiał, że oboje żyją.

- Jeśli tak ma wyglądać piekło - powiedział chłopak z błyskiem w oku kilka godzin później, gdy leżała w jego ramionach - to niech mnie ono pochłonie!


                                                *

Nikt nie wiedział, co zaszło między młodymi tamtej nocy. Ale pozostawiła ona niezatarty ślad. Gdy ciało Morgany zaczęło się zmieniać, nie mogła dalej udawać, że nic podobnego się nie zdarzyło. Pół roku później jej ciąża stała się już na tyle widoczna, że Uther kazał ją zbadać pięciu różnym medykom.

- Morgano, proszę cię, odpowiedz... Pytam raz jeszcze: kto jest... ojcem? - król spoglądał w oczy dziewczyny wręcz z przestrachem.

Nie krzyczał, nie wściekał się... a przynajmniej - nie na nią. Morgana nie miała wątpliwości, że inaczej ma zamiar zachować się wobec tego, kto zabrał jej cnotę. 

Nie ma pojęcia, że to Artur, uświadomiła sobie.

Zerknęła na młodzieńca, który stał w rogu komnaty. Milczał i wbijał wzrok w podłogę. Mógł się przyznać... teraz była okazja, by postąpił honorowo i poprosił ją o rękę... Była przecież dobrą partią, no i była płodna! Ale książę się nie odezwał.

Morgana czuła, jak jej twarz zalewa krew. Nie dość, że pyszałek, to zwykły tchórz!, myślała ze złością. I on jest ojcem jej dziecka!

Mogła odpowiedzieć Utherowi, wpakować Artura w kłopoty (i oczywiście, dostać go za męża), ale potrząsnęła jedynie głową. Nie, ona wie, czym jest lojalność.

Król westchnął, widząc odmowę córki.

- Niech będzie. - Wstał z brzegu łoża, na którym leżała dziewczyna. - Nie wolno ci opuszczać swoich komnat aż do porodu.

Morganę oblał zimny pot.

- Ale to za kilka miesięcy!

- Trzeba było pomyśleć zanim uwikłałaś się w romans - odparł chłodno Pendragon.

Kilka miesięcy później akuszerka od razu zabrała od niej dopiero co urodzone niemowlę. Nie powiedziała nawet, czy to chłopiec czy dziewczynka. Usiłująca się podnieść Morgana zdołała dojrzeć jedynie niebiesko-szare oczy noworodka.

Później długo leżała w milczeniu, a po jej twarzy płynęły samotne łzy.

Przez kolejne lata nigdy nie wspominała na głos swojego dziecka, nie próbowała dowiedzieć się od Uthera, gdzie je posłał. Tylko jednego była pewna - jeszcze je zobaczy! Kiedyś się spotkają...

Bo istnieje więź między nami, mówiła sobie. Między mną i maleństwem i nawet Arturem, bo choćby chciał, nie zmieni tego, że jest jego ojcem. I ta więź przetrwa. Nawet król nie może jej zniszczyć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro