The Lost Prince

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pożegnanie z Mordredem (na podstawie 5x13). Dołączam dwa łamiące serce filmiki o nim z youtube'a.




Bitwa była niemal skończona. Artur wsparł się na mieczu próbując złapać oddech. Wciąż nie mógł uwierzyć w to co się stało. Zwyciężył. A najniezwyklejsze, że zwyciężył dzięki czarodziejowi - i to temu samemu, który przyczynił się do śmierci jego ojca. Kimkolwiek był, opowiedział się po j e g o  stronie, a nie Morgany, chociaż to ona chciała przywrócić magię do Camelotu. Dlaczego tak zrobił...?

Rozmyślania młodego władcy przerwały czyjeś kroki, a wyczulone ucho wyłapało dźwięk, jaki wydaje miecz podczas uniesienia do zadania ciosu. Pendragon poderwał się z ziemi i obróciwszy się, odparował uderzenie.

On i jego wróg wymienili jeszcze kilka ciosów, zanim obaj się cofnęli, a Artur mógł zobaczyć, z kim przyszło mu walczyć.

Serce zwolniło mu w piersi na widok Mordreda.

Oczy młodego rycerza patrzyły na niego zimno, a na ich dnie krył się gniew. Więc nie tylko opuścił Camelot, ale przyłączył się do niej... Odciął się ode mnie ostatecznie - pomyślał Artur z rezygnacją.

Ogarnął nim żal, że na to pozwolił. Może gdyby zachował się inaczej... ale co mógł zrobić więcej dla Kary? Chciała go zabić i wspierała rebelię Morgany. Proponował jej pojednanie, ale odmówiła okazania skruchy. Dla dobra królestwa buntownicy musieli zginąć, a zatem pozostawało skazać ją na śmierć. Ale czy aby na pewno...?

Czy naprawdę nie mogłem zrobić raz wyjątku? Dla swojego... syna?

Patrzył na twarz Mordreda, zastanawiając się, co może zrobić   t e r a z. Nie chciał z nim walczyć. Nie chciał wojny z chłopcem, którego lata temu sam ocalił, którego - być może - sam spłodził. Który był dobrym, wrażliwym i uczciwym człowiekiem, a pogubił się jedynie z powodu miłości do niewłaściwej dziewczyny i powiązań z Morganą, która przecież tak samo jak Artur, dała i ocaliła mu życie...

Wszystko było tak skomplikowane...

Artur otworzył lekko usta. Czuł, że powinien coś powiedzieć, przerwać to szaleństwo...!

I wtedy Mordred nagle uniósł miecz i z całej siły pchnął króla w lewy bok, zagłębiając klingę do połowy.

Artur zesztywniał i zachłysnął się powietrzem, wraz z falą adrenaliny, która przeniknęła jego ciało, tłumiąc ból.

Mordred zmrużył oczy.

- Nie dałeś mi wyboru - szepnął gniewnie, po czym wysunął miecz i pozwolił ojcu przewrócić się na ziemię.

Przez chwilę Artur trwał w bezruchu. A potem zawładnęła nim wściekłość.

Jak tamten mógł?! Czy naprawdę nie widzi, że to Morgana i jej sadystyczna żądza odwetu są prawdziwym wrogiem? Czy naprawdę nie pamięta, że jest rycerzem i powinien przełożył dobro kraju nad osobiste uczucia

Przecież ja zawsze tak robiłem. I starałem się wpoić to moim ludziom całym sobą! - pomyślał Artur, zapominając, że swego czasu był gotów popełniać dla Morgany i Ginewry równie szalone czyny, jak jego syn dla Kary.

Teraz jego umysł zajmowało tylko jedno: że Mordred należy teraz do Morgany. Jeśli ona wciąż żyje, razem zniszczą Camelot. Bo on umiera... Czuł jak siły opuszczają jego ciała przez zadaną ranę. Jeśli umrze, nikt nie zatrzyma Morgany, bo tylko ona była jeszcze Pendragonem z królewską krwią w żyłach. A Mordred będzie panował po niej, szerząc idee tyranii i chaos, które jego ojciec z Ginewrą starali się wyplenić...

Na Boga, nie pozwolę !

Artur poderwał się na nogi i zanim młodszy mężczyzna zdążył choćby mrugnąć, wbił mu miecz tuż pod mostek.

Wbite z całej siły ostrze Excalibura przeszło ciało na wylot.

Mordred znieruchomiał, jego oczy rozszerzyły się. Artur chwycił młodzieńca za ramię i wyszarpnął broń brutalnie, czyniąc ranę śmiertelną.

Dwaj rywale połączeni więzami krwi stali prze chwilę jakby w uścisku.

A potem Mordred uśmiechnął się, patrząc Arturowi w oczy.

To był histeryczny, pełen ironii uśmiech.

No proszę, Arturze! Więc, uratowałeś mnie kiedyś, tylko po to, bym zginął z twojej ręki!

Ale młodzieńcowi przemknęło przez głowę, że król Camelotu też umrze, bo został zraniony  głęboko mieczem hartowanym w oddechu Aithusy - a takiej rany Merlin nie wyleczy. Artur umrze.... Jak on.

Mordred uśmiechnął się raz jeszcze, tym razem blado. Tracił czucie poniżej klatki piersiowej, a obraz przed oczami zaczął mu się zamazywać...

Podziwiałem cię, Arturze. Przykro mi, że rzeczywistość nas rozdzieliła. Ale przynajmniej odejdziemy razem. Towarzysze w życiu i śmierci...

18-latek osunął się na grunt, jego oczy zamknęły się, a głowa opadła na bok.

Artur przez chwilę stał nad ciałem syna, rozmyślając nad tym, że okazał się takim samym ojcem jak Uther, który wyparł się więzów rodzinnych z Morganą, tak jak on zerwał te łączące go z Mordredem.

Zabił go, stawiając królestwo nad własny ród.

Taka dynastia, jak my, nie powinna trwać, pomyślał Artur odchodząc i potykając się, gdy coraz więcej krwi płynęło z jego rany. A ja nie powinienem żyć.


                                                      *

Morgana chwiała się, idąc przez pole bitwy. Wokół było pełno trupów, ale więcej po jej stronie... Emrys zniszczył armię, którą zbierała i przygotowywała od lat... Zmusił również Aithusę, by ją porzuciła... Morgana słyszała zaklęcia które wykrzykiwał do smoczycy. Żeby mieć taką moc, że nawet Aithusa nie umiała się jej przeciwstawić!!

Znów zabrał mi wszystko! Ale  m n i e  samej wciąż nie zniszczył. I wkrótce się przekona jak wielki błąd zrobił...! - myślała, ale wówczas jej wzrok zatrzymał się na jednym z ciał.

I poczuła, jakby jakiś potwór rozrywał jej serce...

- Nie... - wyszeptała. - Nie... N I E !!!

Nie zważając na plączącą się suknię, dobiegła do miejsca, gdzie Morded leżał martwy. Ziemia wokół zrobiła się ciemna od jego krwi, która w nią wsiąkła. 

- Nie... Mordred... proszę.... - łzy zniekształciły jej świat.

Błądziła placami po gładkich policzkach chłopca, które zrobiły się już zimne. Musiał umrzeć wiele godzin temu.... Czy widział kto go zabija? Czy się bał? Czy długo umierał?

Czarodziejka zaniosła szlochem, myśląc, że jeszcze nigdy nie czuła tak  p o t w o r n e g o  cierpienia. Śmierć Morgause, odkrycie prawdy o kłamstwach Uthera, utrata w dzieciństwie ojca, trzy lata spędzone w ciemnej studni z Aithusą... to wszystko było niczym! Zgodziłaby się przeżywać coś podobnego jeszcze setki razy... Nie bolałoby tak bardzo jak teraz.

Jedyne dziecko, które miała - jedyne co dobrego wynikło z jej lat w Camelocie - nie żyło. A ona była już nie tylko królową bez tronu, ale i królową bez dziedzica. Co jej da ponowne włożenie korony, jeśli wraz z jej śmiercią wygaśnie linia i wszystko do czego dążyła...?




Te myśli towarzyszyły jej też następnego dnia, gdy wbijała miecz na grobie chłopca. Ale umysł uspokoił się już na tyle, żeby myśleć perspektywicznie.

Artur zaginął, odłączył się od armii.

Znajdę go i zakończę tę wojnę... raz na zawsze. A gdy on umrze, będę mogła wrócić do Camelotu. Wyjdę za mąż... urodzę następne dzieci. Nie pozwolę losowi się powstrzymać, gdy dysponuję mocą samej bogini przeznaczenia!!!

- Bitwa się nie skończyła, Mordredzie - oznajmiła, kierując słowa do swojego zmarłego księcia. - Zemścimy się...! - Za wszystko. Też za twoją śmierć. I wtedy cię uhonoruję. Nie zapomnę cię. I kiedyś znów się zobaczymy.



A teraz pytanie: mam pomysły na 2, góra 3 fanarty, w stylu jak wcześniej.

Jeden byłby z Merganą, drugi (tudzież też trzeci) z ArMor'em.

Jednak nawet robienie czegoś tak prostego jest dla mnie sporym wyzwaniem (jako, że moje zdolności graficzne wynoszą dokładnie: 0), więc muszę wiedzieć czy w ogóle macie ochotę zobaczyć coś takiego (i czy będziecie łaskawi zostawić mi pod tym komentarze i gwiazdki ;) ), czy mam też od razu przejść do 2 finałowych rozdziałów (i paru innych dodatków ;)  )?????







https://youtu.be/wfM8OPRDqNo


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro