5. Cień.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#bornofdead moje ig: Aleksandra.nil

Dźwięk szarpania strun gitary latynoskiej rozbrzmiewał w powietrzu. Mięso delikatnie skwierczało na grillu, a mnie owionął jego kuszący zapach. Sweater dziś urządzał grilla w swoim parterowym, drewnianym, ale przytulnym domu. Stwierdził, że skoro wszyscy tak zawzięcie pracujemy, to potrzebujemy chwili rozrywki. Dodatkowo nie mógł się doczekać, aż pochwali się nam swoim nowym przepisem na burgery.

Na przytulnym tarasie, wśród kolorowych kwiatów i roślin, które babcia Sweatera pomagała mu zasadzić, przy podłużnym stole siedzieli nasi przyjaciele, popijając chłodne piwo i wypełniając powietrze śmiechami. W pewnym momencie Roman zakręcił się wokół głośnika i włączył utwór International Love – Pitbull, Chris Brown. Zaraz później podszedł do nas tanecznym krokiem, niemalże rozlewając swoje piwo trzymane w ręce. 

– Roman, nie tańcz tyle, bo znów ci coś pierdolnie w kręgosłupie – ostrzegł go poważnie Sweater, po czym jego oczy padły na mnie. – A ty, Raise, nie kładź swoich obślizgłych łap na moim wypasionym, nowym grillu. – Trzepnął mnie w rękę.

Prychnąłem.

– Też mam prawo się nim zachwycać! – wygarnąłem mu. Wypasiony grill to świętość każdego faceta. – Poza tym, co w takim razie mam robić?

– Trzymać szczypce.

– To jest to bojowe zadanie jakie dla mnie wymyśliłeś?

– Ciesz się. Nikt oprócz ciebie mnie miał takiego zaszczytu – powiedział dumnym tonem głosu i mrugnął do mnie okiem.

Posłałem mu wymowne spojrzenie.

– A ja czym się mam zająć? – wtrącił się Roman, burzliwie splątując ręce na torsie. 

– Ty rób swoje. – Sweater zacisnął pięść. – Włączaj piosenki Pitbulla.

Niebawem Sweater zaczął ruszać biodrami w rytm muzyki i przy tym szturchał mnie nimi a potem Romana, żebyśmy do niego dołączyli. Wkrótce we troje zaczęliśmy tańczyć, wirując wesoło i podśpiewując słowa piosenki.

– Czemu nie zabraliście dziś Connora? – Obił mi się o uszy głos Heather.

– Źle się czuł – odpowiedziała Lea. – Hmm, Heather, a ty czemu nie pijesz piwa?

– Jakby to ująć... – zaczęła niepewnie. Brzmiała na lekko zawstydzona, a to do niej dość niepodobne. – Wraz z twoim bratem jesteśmy na etapie... rozmnażania.

To była chwila, gdy przerwano naszą taneczną ekstazę. Spojrzeliśmy na Heather, która dumnie siedziała na drewnianym krześle. Jej partner wypluł piwo na swoją siostrę, Sweater zachłysnął się śliną, a Roman, w zdumieniu, zdjął kaszkiet ze swojej czupryny.

– Blaze, ty idioto! – skarciła go Lea, wyciągnąwszy rękę po chusteczki, aby wytrzeć mokrą twarz.

– Jak to jesteśmy na etapie rozmnażania? – W jego głosie rozbrzmiewało zaskoczenie i napięcie.

Heather rozdymała nozdrza, rzucając ostre spojrzenie swojemu narzeczonemu.

– Oho... zostaniemy wujami, Raise! – wykrzyczał Sweater, poklepując mnie po ramieniu, że prawie wyplułem płuco.

– Misiu, przecież gadaliśmy ostatnio o dzieciaczkach – wysyczała przez zaciśnięte zęby, choć cały czas się uśmiechała i po kolei wymieniała spojrzenie z każdym z nas.

– Ale ja jestem za młody na bycie ojcem!

– I w szczególności za głupi – dodała bełkotliwie Lea, przystawiając butelkę piwa do warg.

Blaze w odpowiedzi zarechotał, po czym zarzucił rękę na kark swojej narzeczonej i pocałował ją w skroń.

– Przecież wiesz, że żartuję – powiedział do niej, a Heather mlasnęła z dezaprobatą. – Ja też pragnę mieć dzieci. A najlepiej, aby były twoją kopią, skarbie.

Uśmiechnąłem się, przerażony. Jedna Heather, to już dużo. A dwie kolejne? Shelton za długo by się nie pocieszył życiem. Zresztą my również.

– Chłopa definitywnie pojebało – szepnąłem na ucho Dean'owi.

– Definitywnie – poprawił mnie kumpel, brzmiąc na równie podszytego strachem. Ostatecznie obaj parsknęliśmy śmiechami.

Wtem moje spojrzenie i Heather się skrzyżowały. Zrozumiała, że ją obgadujemy, bo zmrużyła oczy.

– Nazarov, a tobie co tak do śmiechu? – zagadnęła, kiwając na mnie brodą.

Wyprostowałem się nagle.

– Spokojnie, Heather. Rozmawialiśmy na temat twojej fryzury. Sweater twierdzi, że sam chciałby zapuścić tak obłędne włosy – odpowiedziałem teatralnym tonem głosu.

Odkąd ją znam miała długie, platynowe, lśniące włosy. Myślałem raczej, że po takim czasie farbowania, powinny jej raczej wypaść, ale jak widać miała genetycznie mocne włosy.

– Ah, tak? – Wygięła cienkie brwi i zdawało mi się, że właśnie spoglądała na jego dredy. – Dużo mu nie brakuje.

Po kryjomu szturchnąłem barek Sweatera.

– Dokładnie. A czy mnie oczy mylą, czy niedawno je podcinałaś? – Udawał zaskoczonego i podszedł bliżej stołu, by dojrzeć bliżej końcówki jej włosów.

Dziewczyna przechyliła głowę w zainteresowaniu.

– Takiej zmiany, to nawet Lea nie zauważyła – odparła, łypiąc okiem na moją kobietę, która zaśmiała się. – Zresztą wam też by się przydało ostre cięcie – powiedziała do mnie i do Sweatera.

Przytaknąłem głową.

– Dlatego myślę nad ścięciem włosów. Najlepiej na krótko – zasygnalizowałem, zwracając tym samym uwagę wszystkich. – Albo na łyso.

– Raise – zajęczała z bezsilności Lea i obróciła się, aby obrzucić mnie karcącym spojrzeniem. – Ani się waż.

– Czemu nie? Jeśli będę łysy, to już każdy się będzie mnie bał – zagruchałem.

Podszedłem do Lei, po czym oparłem ręce na jej ramionach, pochylając się nad nią.

– Nie będę już wtedy przystojny? – Uniosłem brwi wysoko.

– Po prostu twoje włosy są takie piękne... – zmarkotniała, patrząc na mnie błyszczącymi granatowymi oczami.

– Czyli będąc łysy też będę przystojny? – Uśmiechnąłem się psotnie. Lea w odpowiedzi posłała mi miażdżące spojrzenie. Zaśmiałem się i cmoknąłem ją w usta. – To jutro golę się na łyso, милашка.

– Ja ci dam милашка – wybełkotała. – Jak zaraz wstanę, to zobaczysz, ty...

Przestałem ją słuchać, a po prostu ponownie pocałowałem. Może i kaleczyła mój ojczysty język, ale pomimo wszystko brzmiała przeuroczo.

– Roman, dzieci nie powinny na to patrzeć. – Rozległ się głos Sweatera. Jak się okazało, zakrywał dłonią oczy naszego przyjaciela.

Pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem.

Później Lea powiedziała, że zrobię to co mi się podoba, ale ona będzie płakać w poduszkę. W zasadzie nie zamierzałem nic zmieniać w swoim wyglądzie. Jeśli miałbym golić włosy, to naprawdę musiałby być ku temu jakiś powód.

Po dwóch godzinach spotkania, Blaze i Roman byli już na tyle wstawieni, że uznaliśmy to za znak, by wrócić do domu. Najlepsze było to, że Shelton opił się tak dwoma piwami. Staliśmy z chłopakami przed domem i gadaliśmy o ważnych i mniej ważnych sprawach, dopóki nie zdecydowałem się zajść jeszcze do łazienki.

Przechodząc przez próg drzwi i zmierzając korytarzem, natknąłem się na kobiece szepty.

– Raise wie? – szepnęła Heather.

Stanąłem w miejscu. Zazwyczaj nie bylem wścibski, ale dziś coś podkusiło mnie, by podsłuchać rozmowę dziewczyn.

– To nic takiego tak naprawdę – odpowiedziała Lea, choć głosem, pełnym niepewności.

– A przestań. Powinnaś mu takie rzeczy mówić – stwierdziła stanowczo. – Robiłaś przez ostatnie miesiące kilkanaście testów ciążowych i każdy z nich jest ujemny.

Zmurowało mnie. Czemu Lea nic mi o tym nie wspomniała?

– Ale mówiłam ci, że wszystkie były negatywne i to najwidoczniej wina nadmiernego stresu. – Westchnęła. – W następnym tygodniu idę do ginekologa, może to coś poważnego.

W powietrzu na moment zawisła cisza.

– Skoro często nie używacie prezerwatyw, to to faktycznie bardzo podejrzane.

– Im człowiek starszy, tym coraz mniej płodny – dodała Lea. – I nie mówiłam mu dlatego, że nie chciałam go niepotrzebnie martwić.

– Nie możesz tak robić. On powinien wiedzieć o takich sprawach.

– Tak, wiem – przyznała, rozbita. – Mówię mu zawsze wszystko, ale tym razem nie potrafiłam.

Wtem usłyszałem szelest kroków w moją stronę.

– Chodźmy, mój brat zaraz sam nie utrzyma się na nogach.

Nie zamierzałem odchodzić.

Gdy ujrzałem przed soba Heather i Lee, ramiona opadły mi bezwładnie, a twarz zasłoniłem dłonią, próbując ukryć smutek oraz złość malujące się na niej.

Reakcja Lei była natychmiastowa – oczy zaskoczone, usta lekko otwarte, a ciało nieco cofnięte. Jej ruchy były niepewne, jakby chciała się szybko oddalić, ale jednocześnie zaintrygowana, nie mogąc oderwać wzroku ode mnie.

– Zostawię was samych – poinformowała Heather i musnęła pocieszająco ramię Lei. Chwilę później odeszła, zostawiając nas w napiętej ciszy.

Drzwi wyjściowe trzasnęły, a ja westchnąłem potężnie.

– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytałem, zachowując neutralny ton głosu. Nie chciałem na nią krzyczeć, choć w głębi duszy byłem bardzo zdenerwowany.

Jako jej facet powinienem przy niej być, kiedy robi test ciążowy. Okazać wsparcie i pomóc się jej zrelaksować. Jednakże preferowała to robić w tajemnicy. Nawet jeśli każdy test wychodził negatywnie, to i tak sytuacja się nie zmienia – powinienem o tym wszystkim wiedzieć.

– Przepraszam – szeptała. – Bałam się twojej reakcji, nie wiedziałam też jak ci to powiedzieć, stresowało mnie to. Uznałam, że zrobię je sama, by cię nie martwić.

– Tak nie powinno być.

– W tamtym okresie czasu, gdy tylko temat schodził na dzieci, wyglądałeś jakbyś miał dostać ataku paniki. Nienawidziłeś o tym rozmawiać. I co, pewnego poranka, miałam ot tak ci powiedzieć, że idę robić test ciążowy, bo spóźnia mi się okres? Nie wiadomo, jakbyś zareagował – wyrzuciła z siebie, a w jej granatowych oczach zakręciły się łzy. – Dlatego wolałam to zrobić w zaciszu.

Zaśmiałem się kpiąco, jakby dezaprobując jej słowa.

– A jeśli test byłby pozytywny, to też byś mi nic nie powiedziała? – zapytałem chłodno.

Opuściła wzrok.

– Po prostu bałabym się, że... – zaczęła. Wargi jej zadrżały, zasłoniła twarz rękoma.

– Chyba nie myślisz, że wtedy byłbym zły na ciebie? – spytałem tonem pełnym zdziwienia i powoli zdjąłem jej ręce z twarzy. Policzki Lei zalśniły od pierwszych leź, które szybko wytarłem koniuszkami palców.

– Nie wiem. Może czułbyś aż taki strach, że zdecydowałbyś się odejść... – wydukała cicho.

Pokręciłem głową natychmiast.

– Fakt, boję się być rodzicem, cholernie mnie to przeraża, ale nigdy bym nie porzucił własnego dziecka.

Lea załkała cicho, krusząc tym moje serce.

– Nigdy bym cię nie zostawił – odparłem stanowczo, lustrując z dokładnością jej oczy, jakbym tym dokładniej chciał jej wpoić te słowa. – Nigdy, Lila.

Pokiwała głową, wtulając się w moją klatkę piersiową.

– Nie rób takich głupot nigdy więcej, okej? – Pogłaskałem ją czule po plecach. – Ostatnio ciągle się kłócimy i na siebie gniewamy. Z dnia na dzień jest tylko coraz gorzej.

– Wiem – potaknęła. – I za każdym razem z mojej winy.

Uśmiechnąłem się subtelnie.

– Nieprawda – sprzeciwiłem się. – Też z mojej winy. Po prostu powinienem przestać tak reagować na temat o dzieciach.

I już dawno przypierdolić w mordę Michaelowi.

***

Minął kolejny dzień. Wczoraj wybrałem się do doktora Verbena. Opowiedziałem mu o swoich obawach dotyczących dzieci. Pierwsza taka rozmowa pozwoliła mi na poukładanie kilku rzeczy, ale wciąż było to za mało. Zapisałem się na kolejną wizytę, za miesiąc. A dziś, po pracy, pojechaliśmy z Deanem na siłownię, a konkretniej by potrenować boks z jego trenerką. Nawet terapeuta doradzał mi, abym przyjął propozycję kumpla i zajął się aktywnością fizyczną.

Siedziałem na ławce, a Sweater obijał pięściami worek treningowy. Często robił to nieudolnie. Miałem wrażenie, że z Darią więcej flirtował niż uczył się boksować.

– Kiedy Lea otrzyma wyniki badań? – zapytał, nie przestając boksować.

– Z moim obliczeń wynika, że po jutrze – odparłem, poprawiając przylegającą bluzkę, która zbyt mocno obciskała mnie w bicepsach. Lea zawsze kupuje mi za małe koszulki. Chyba nie potrafi zrozumieć, że jestem bardzo dużym „chłopcem". – Robiła różne badania, ale na płodność mają być gotowe szybciej.

Dean przestał obijać pięściami wór. Obrzucił mnie zmartwionym spojrzeniem.

– A ty?

Zmarszczyłem czoło.

– Ja?

– Może ty też powinieneś zrobić badania.

Zagięło mnie. Nie pomyślałem o tym.

– Może i tak – odpowiedziałem, obojętnym tonem głosu. Nie chciałem się już dołować. – Zresztą, nieważne. Przyszliśmy tu się wyżyć, a nie rozmawiać.

Dźwignąłem się z ławki, po czym podszedłem do kumpla.

– Daj rękawice. Pokażę ci jak się to robi.

Uniósł brwi wysoko. Bez słowa podał mi rękawice. Założyłem je i napiąłem mięśnie. Zacząłem przykładać pięści do worka, z determinacją wpatrując się w obiekt mojego wyładowania nerwów.

– Może ja ci pokażę jak to się robi? – Usłyszałem drwinę w niskim głosie kobiety. Wraz ze Sweaterem spojrzeliśmy w stronę wyjścia. W naszą stronę podążała szczupła, wysoka ciemnowłosa kobieta. Szła takim krokiem, jakby właśnie występowała na pokazie mody. – Oboje nie macie o tym pojęcia.

– Słucham? – odezwałem się rozbawiony.

– Pokażę ci jak się to robi – powtórzyła, poprawiając gumkę na włosach upiętych w kitkę.

Rozwinęła pełne usta w triumfalnym uśmiechu hieny i posłała mi wzrok pełen dominacji. Miała sarnie oczy koloru ciepłego brązu, zaś struktury kości twarzy przypominały kształt serca.

Uniosłem ręce w geście obronnym, odsuwając się.

Założyła swoje rękawice i już po chwili z uderzała precyzyjnymi ruchami w worek treningowy. Mięśnie odznaczały się na jej atletycznym ciele.

– A to właśnie Daria – szepnął Sweater.

Inaczej wyobrażałem sobie te dziewczynę. Na pewno nie tak wysoką – sięgała mi do czubka nosa.

– A więc tak, Daria... – Uciąłem, splątując ręce pod torsem. – Nie potrzebuję żadnych wskazówek. Chciałem po prostu rozładować swoje emocje.

– Ja mam inne zdanie – mruknęła, zerkając na mnie sceptycznie. – Znasz się tylko na samochodach, a nie na boksie. Skróć trochę swoje wybujałego ego.

Zaśmiałem się zdezorientowany. Dean tylko się podśmiechiwał pod nosem.

– Co? – zapytałem.

Zaśmiała się pochwale.

– Co, co? Nigdy żadna dziewczyna nie uraziła cię w ten sposób?

– Nie uważam, że jestem najlepszy, ale umiem porządnie okładać pięściami worek treningowy.

– Robisz to za wolno, za mało dynamicznie i nieprecyzyjnie – odpowiedziała z naciskiem na ostatnie słowa.

– Prawie zerwałem worek – poinformowałem zaskoczony. – Nadal uważasz że robię to za wolno i za mało dynamicznie?

– Tak – mruknęła zgorzkniale.

Już mi się nie podobała ta dziewczyna.

Daria zaczerpnęła świeżego powietrza i zdjęła rękawice z rąk, po czym rzuciła je na materac.

– Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć jak robi to zawodowiec.

Posłała mi wyzywające spojrzenie.

– Dzięki za propozycje, Daria – oświadczyłem, niezbyt przyjemnym tonem głosu. Nie podobała mi się jej wyniosłość. – Ale nie skorzystam.

– Jasne. – Poszerzyła swój uśmiech. Spojrzała znacząco na Deana. – Ale za to ty Sweater już mi nie uciekniesz.

Roześmiała się drwiąco, prostując ramiona.

– Zaraz wracam, pójdę tylko po swoje rękawice – powiedziała na wychodne, przechodząc obok nas. Jej mocny zapach perfum zagęścił powietrze. Odprowadziliśmy ją wzrokiem, a Sweater zapatrzył się na jej zgrabne ciało.

Gdy już znikała za drzwiami, zauważyłem jak dyskretnie na mnie spoglądała.

– I co, niezłą laskę wyrwałem, nie? – Szturchnął mnie w barek.

– Wyrwałeś? Jakoś sobie nie przypominam, panie casanowa.

– Cicho. Jest już moja – zażartował, obnażając zęby w uśmiechu.

Przymknąłem oczy, wykrzywiając wargi w grymasie.

– Zwykła baba, która ma równie wysokie mniemanie o sobie – powiedziałem.

Potem wróciłem do trenowania.

***

Po wyjściu ze siłowni, spotkała mnie burza, rozszarpując chmury na strzępy. Ulewa zalała ulice, a deszcz uderzał z impetem w asfalt. Od południa próbowałem się dodzwonić do Lei, ponieważ miałem zrobić zakupy i chciałem ją zapytać, czy czegoś nie potrzebuje, ale nie odebrała. Wzięła sobie dzisiaj wolne, więc może odsypiała męczące dni w pracy. Kupiłem kilka produktów spożywczych i ruszyłem w stronę domu. Connor mi napisał, że jest u swojej koleżanki i odrabiają razem lekcje, dlatego miałem jeszcze kilka godzin wolnego, zanim po niego przyjadę.

Zaparkowałem pod naszym mieszkaniem, ledwo widząc, bo szyby co chwilę pokrywały się lawiną kropel, zniekształcając mi widok. Próbowałem skupić wzrok, by idealnie zaparkować – i to w tym momencie – dostrzegłem znajomy samochód. Czarne Bmw i8. Tylko tym razem miało tablice rejestracyjne.

W głowie zawirowało mi od strachu. Takie auto miał Sasha, ten od mafii. Oczywiście, nie tylko on mógłby takie mieć, jednakże miałbym uznać za przypadek?

Gwałtownie zgasiłem silnik. Lotem błyskawicy, wyszedłem z auta, nawet nie trudząc się, by zarzucić kaptur na włosy albo wziąć zakupy ze sobą. Biegłem prosto do wejścia wieżowca.

Cały przemoknięty, wpadłem do windy i od razu przycisnąłem odpowiedni przycisk.

Lea nie odbierała. Na podjeździe stoi auto jednego z gangsterów.

Myślałem o najgorszym.

Zamknąłem oczy i zgrzytałem zęby. Kiedy znów je otworzyłem, światło w windzie zaczęło niespodziewanie mrugać. Nerwy kłębiły się we mnie coraz bardziej, obawiając się, że zaraz tu jeszcze utknę. Nie mogę tracić czasu. Co jeśli, Sasha coś zrobił Lei?

– Kurwa – warknąłem, waląc pięścią w stal.

Na całe szczęście winda się nie zatrzymała. Kiedy w końcu z niej wyszedłem, pędziłem nerwowym krokiem do drzwi mojego mieszkania. Z każdym kolejnym krokiem, szumiało mi głośniej w uszach.

Drżałem spazmatycznie na całym ciele, naciskając dłonią na klamkę. Drzwi były otwarte. Zawsze je zamykamy na klucz, będąc w domu. Wparowałem do środka jak oparzony. Salon był pusty. Zamknąłem drzwi z trzaskiem, po czym zaglądnąłem do jednej z łazienek. Pusto.

– Lea!

Serce podskoczyło mi do gardła, po nie uzyskaniu żadnej odpowiedzi. Zaglądnąłem do naszej sypialni. Nie ujrzałem tam jej. Wszedłem również do naszej prywatnej łazienki – i znów żadnej żywej duszy.

Miałem już wychodzić z sypialni, ale w oczy wpadł mi dokument, leżący na idealnie pościelonym łóżku. Byłem ciekawy, co się na nim znajduje.

Po bliższej analizie, dokument okazał się wynikami badań, ale nie zamierzałem ich czytać. Kontynuowałem swoje poszukiwania Lei. Poczułem mdłości, coś ciężkiego w gardle. Chciało mi się wymiotować ze stresu. Ci źli ludzie mogli jej coś zrobić. Może za to, że zagroziłem jednemu z nich. Chcą się zemścić i dlatego ją porwali.

– Lea! – zawołałem rozpaczliwie.

Ze łzami w oczach, nacisnąłem na klamkę ostatniego pokoju – Connora. Otworzyłem drzwi. W pierwszej chwili, myślałem, że padnę na kolana i osłabnę. Ona tam była, stała nad łóżkiem, w słuchawkach nausznych i składała w kostkę ubrania dzieciaka. Muzyka z jej słuchawek płynęła tak głośno, że stojąc przy progu drzwi, słyszałem doskonałe głos Taylor Swift – to dlatego mnie nie słyszała.

Szybko znalazłem się obok niej i zdjąłem jej słuchawki. Obróciła głowę, obrzucając mnie przestraszonym wzrokiem.

– Lea... – wyszeptałem.

Patrzyła na mnie rozkojarzona.

Chwyciłem jej zimne dłonie.

– Myślałem, że coś ci się stało. Czemu nie odbierałaś telefonu? – zapytałem, wciąż roztrzęsiony.

– Spałam, a potem obudził mnie deszcz. Włączyłam muzykę i zaczęłam wyciągać ciuchy ze suszarki. Nie widziałam, że dzwoniłeś – odparła, przyglądając mi się podejrzliwie. Pewnie dostrzegła moje szklące oczy. – Czemu tak się wystraszyłeś? Co się stało?

Nim jej coś odpowiedziałem, dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się echem po domu.

– To pewnie Heather. Miała dziś przyjechać. Pójdę otworzyć. – Lea musnęła palcami moje ramię i już miała udać się do wyjścia z pokoju, ale objąłem ją wokół talii.

Wciąż mi się coś nie zgadzało. Przecież na zewnątrz stało BMW i8. Było naprawdę wysokie prawdopodobieństwo, że to znów ten Rosjanin. Niby wierzę w przypadki, ale nie tym razem.

– Nie, ja otworzę – stwierdziłem.

Zgłębiłem swój smutek, który jeszcze niedawno wylewał się na zewnątrz. Zachowałem kamienny wyraz twarzy, zacisnąłem zęby do oporu i napiąłem mięśnie.

Każdy krok w stronę drzwi potęgował napięcie w pomieszczeniu.

Przekręciwszy klamkę, pchnąłem drzwi.

Za progiem napotkałem wysokiego, szczupłego mężczyznę w czarnym, zamszowym płaszczu, z krótkimi, ciemnymi włosami. W ręce trzymał laskę, tej używaną przez niewidomych. Nie mogłem dostrzec więcej, bo facet stał tyłem do mnie, otoczony dwoma muskularnymi facetami, gotowymi bronić go jak mury.

Nie byłem już zły, a zdezorientowany.

Odchrząknąłem grubym głosem.

Mężczyzna drgnął całym ciałem na brzmienie wydobyte z moich warg. Powoli obrócił się w moją stronę, odsłaniając alabastrową skórę, ostre kości policzkowe i cienkie wargi, które rozwinięte  były w groteskowym uśmiechu. Na orlim nosie nosił okulary przeciwsłoneczne.

Przesunąwszy laskę, ułożył na niej swoje dłonie i rzekł surowym, zdystansowanym tonem:

– Привет, племянник.

***

Tłumaczenie z Rosyjskiego „Witaj, bratanku". 😏

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro