7. Pod osłoną nocy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

X - hellofanonymou #bornofdead ig- aleksandra.nil

Podczas treningu wstąpiła we mnie bestia. Obładowywałem pięściami wór treningowy, wizualizując sobie, że jest nim każdy człowiek, który próbuje ponownie wejść z butami do mojego życia. Pot spływał mi po twarzy, dostając się do ust, a na języku czułem jego słony smak. Słyszałem w oddali głos Deana – nalegał, abym się trochę uspokoił, bo zachowuję się właśnie jak bestia. Moje ciosy były pełne mocy i złości, chociaż czułem się już wyczerpany. Oddech zaświszczał w moim gardle z wykończenia, a powieki ciążyły ołowiem. Nie próbowałem jednak przestać zadawać uderzeń, ponieważ nadal towarzyszył mi niewyobrażalny gniew.

  – Raise, kurwa – zagrzmiał Sweater, stając obok mnie. I zdecydowanie za blisko, bo moja pięść prawie wylądowała na jego twarzy. Lekko zdumiony, dodał: – Mówiłem,  żebyś przystopował.

Oblizawszy mokre wargi, pomrugałem kilkakrotnie, widząc twarz kumpla jak przez mgłę.

– A ja ci mówiłem: nie przeszkadzaj mi. – Posłałem mu sceptyczne spojrzenie. Byłem zły, że mi przerwał. Będąc w tak głębokiej hipnozie, mogłem mu nieświadomie przyłożyć.

Dean pokręciwszy głową, ułożył ręce na biodrach. Ja zaś usiadłem na materacu, oddychając płytko.

– Ty już ledwie oddychasz. Nie zauważyłeś? – wytknął mi, wściekle. – Namawiałem cię, abyś zrobił sobie w końcu przerwę. Ile można, chłopie?

Zdjąłem czerwone rękawice z dłoń, a potem kaptur z głowy. Blask słońca padający przez szyby okna, w końcu rozświetlił moją ponurą i zmęczoną twarz.

– Po prostu ty tego nie rozumiesz – powiedziałem opanowanym głosem, choć drżał mi od wysokiej dawki adrenaliny. Ze spuszczonym wzrokiem na materac, zdecydowałem się kontynuować: – Mam w sobie tyle złości i jakiejś złej energii, że ciężko mi przestać napierdalać w to cholerstwo... – Kiwnąłem głową na wór.

– Musisz nauczyć się panować nad nerwami. – Usiadł obok mnie.

– Serio? – Prychnąłem. – Nie pomyślałem o tym, dzięki.

Wypadło to wrednie. Nie chciałem, by to tak wybrzmiało. Przetarłem powieki dłonią.

– Sorry, Sweater – mruknąłem. – Wiem, że starasz się mi pomóc.

– Nie, to ja rzuciłem banalnym pomysłem. Gdybym sam był wiecznie wkurzony, a ktoś zarzucił tekstem „musisz się starać nad sobą panować", to też bym się bardziej zdenerwował. – Zaśmiał się. Siedział ze schyloną głową i rozciągał wargi w krzywy uśmiech. – Jesteś wściekły o całą te sytuacje z twoim wujem. To zrozumiałe. Boisz się, że znów się coś odwali.

– Ta – poparłem drwiąco. – I nie jestem w stanie nic zrobić. Nie mam żadnych znajomości z ludźmi podobnego pokroju co oni. A policja mnie nienawidzi.

– Może powinieneś zgodzić się na te rozmowę?

Potrząsnąłem głową przecząco.

– Jak myślisz, czego ode mnie może chcieć ktoś taki? – Mój głos przyjął ponurą tonację. – Chce mojego udziału w swoich interesach.

– Ale może dowiedziałbyś się czegoś więcej. – Dean próbował mnie nakierować na inny tok myślenia. I udało mu się to. Faktycznie zaczęło mnie interesować to, ile czasu Ivan mnie szukał, czy mój ojciec też był jednym z nich, i dlaczego tak bardzo chce mnie przy sobie.

Zanim zdecydowałem się dodać coś od siebie, usłyszeliśmy kroki dochodzące z wyjścia. Uniosłem głowę, od razu zauważając idącą do nas Darię – jak zwykle poprawiała swoje włosy upięte w kitkę.

Brązowe oczy Darii natknęły się na moje. Uśmiechnęła się, a jej policzki wypełniły się dołeczkami.

– Co tam, chłopcy? Co to za miny?

Wzruszyłem ramionami. Sweater powtórzył mój gest.

– Tak sobie gadamy – odparł, dźwigając się z materaca. – A ty czemu tak późno przychodzisz?

– Byłam na zakupach. Niedawno tu przyszłam, ale usłyszałam, że rozmawiacie o najwyraźniej czymś ważnym. Nie chciałam wam przerywać – zakomunikowała, po czym spoczęła spojrzeniem na mnie. – Zdołałam jedynie usłyszeć, że masz problem z agresją, Raise.

– To wie raczej każdy – zakpiłem, podnosząc się. – Choć jeszcze niedawno byłem niesamowicie spokojny. Teraz znów się wszystko popsuło.

– Dlatego dobrze, że chodzisz na boks. Musisz tu zostawić cały swój gniew – poleciła. – I nie słuchaj Sweatera. Nie możesz przestawać.

– Co takiego? – wtrącił się, skołowany słowami koleżanki. Buntowniczo założył ręce na torsie. – Nie widziałaś go w tym stanie. Był wyczerpany, ledwie oddychał, a nadal napieprzał w wór. Myślałem, że zaraz tu zemdleje. Nie o takie treningi mi chodziło.

– Spokojnie. Nic mu nie będzie. Musi wyładować w pełni swoje emocje. – Uparcie trzymała się swojego zdania. – Nie martw się tak o niego. To duży chłopiec.

Sweater prychnął.

– Ta, nic mi nie jest – powiedziałem, tym samym przyznając rację Darii.

Kumpel spojrzał na mnie zrezygnowany.

– Chyba lepiej aby bił się tu, niż przypadkowego człowieka na ulicy – dodała znowu. – Dobra, dosyć zbędnego gadania. Pokażcie, co potraficie.

Zmarszczyłem czoło.

– Razem? – W głosie Deana przetoczyło się niemałe zdumienie.

– Tak, razem, panienki – odpowiedziała ze śmiechem Daria.

– Czemu nie. – Machnąłem dłonią.

Przyjaciel spojrzał na mnie. W głębinach jego oczu skrywał się cień rozbawienia.

– Jesteś tego pewny? – spytał, jakby myślał, że nie wyjdę z tego pojedynku cało.

Podrapałem się po nosie, obnażając zęby w prześmiewczym uśmiechu.

– Coś sugerujesz, drogi przyjacielu?

Sweater uniósł ręce w geście poddania.

– Tak.

– Może to ja powinienem już zadzwonić po pogotowie? Tak żebyś się nie wykrwawił do końca – zaproponowałem zadziornie, chwytając rękawice, które wcześniej położyłem na materacu. – Jeszcze miałbym wyrzuty sumienia, a tego chyba nie chcemy?

– Zobaczymy, kto się będzie wykrwawiał.

Niebawem stanęliśmy na przeciwko siebie. Ja trzymałem gardę, a Dean zaczął się rozgrzewać, podskakując.

– Już nie żyjesz – ostrzegł mnie.

Zaśmiałem się głośno, podchodząc do niego. On za to odsunął się. Ponowiłem czynność. Dean ponownie zrobił krok w bok.

– Zamierzasz przede mną uciekać, aby mnie zmęczyć? – Przetoczyłem językiem po dolnej wardze. – Przywal mi.

Zachęcony Dean kopnął mnie, a ja prawie niezauważalnie zatoczyłem się do tyłu. Zadarłem nos i zacisnąłem zęby. Nie byłem mu dłużny – jak błyskawica wymierzyłem ciosy w jego stronę.

Po krótkiej chwili mój rywal zaczął piszczeć i uciekać.

– Sweater, i ty się chcesz na ringu bić? – wyśmiałem go, stając w miejscu.

Przystanął i chwycił się za kolana, dysząc głośno.

– Ale ty jesteś nieobliczalny!

– A ty bijesz jak baba – skomentowałem uszczypliwie.

Zanim mi odpowiedział, usłyszeliśmy odchrząknięcie. Spojrzeliśmy na Darię. Oczy lśniły jej wyrazem mściwości.

– Chcesz zobaczyć jak biję prawdziwa „baba"? – Twarz dziewczyny automatycznie nabrała iście szatańskich cech. Patrzyła na mnie wrogo i wyniośle.

Potajemnie posłałem pytające spojrzenie Deanowi – sam on wyglądał na równie zmieszanego co ja.

– Wyluzuj. Tylko żartuję. Lubimy sobie tak dokuczać z Sweaterem – wytłumaczyłem.

– Ja nie żartuję. – Uśmiechnęła się jak kot polujący na mysz.

Zaśmiałem się nerwowo pod nosem. Sweater powiedział do mnie głucho „masz przejebane".

Pocieszające, naprawdę.

– Jesteś seksistą.

– Nie jestem seksistą.

– To ty bijesz się jak baba.

Myślałem, że się przesłyszałem. Sweater zagwizdał zapewne już wiedząc, że z pewnością zareaguje, bo ta o to kobieta pogwałciła moje ego.

– Słucham?

– Pokaż na co cię stać. – Ułożyła ręce w gardę. Nie zauważyłem nawet kiedy założyła rękawice. Zbliżyła się do mnie z powolnością łowcy. – No dalej.

Wybuchnąłem śmiechem wraz z Deanem, nie dowierzając w jej propozycje, a raczej wyzwanie.

– Ja mam się bić z kobietą?

– A co, głuchy jesteś? – podjęła drwiąco. Trochę mnie to zaintrygowało. – Zakład, że cię poskładam?

– Nie biję się z kobietami.

– Przestań zgrywać taką cipkę. Jestem zawodowcem w tej dziedzinie, więc jedyna osobą którą tutaj ucierpi, to będziesz nią ty. – Stanęła naprzeciwko mnie. I to na tyle blisko, że poczułem zapach jej otulających perfum.

Ta gadka nakręcała mnie do tego, aby przyjąć wyzwanie.

I jaka, kurwa, cipka?

– W porządku. Dawaj. – Przywołałem ją skinieniem dłoni. Obserwowałem jej ruchy. Poprawiła jeszcze na koniec swoje krótkie spodenki i wyprostowała się dumnie. – Pokaż, co potrafisz.

– Obiecuję, że przeżyjesz.

            – Dzięki – wybełkotałem.

Zaczęła zadawać ciosy w moją stronę, które sprawnie omijałem, ale z każdą chwilą ona nabierała inne taktyki, o których nie miałem pojęcia.

– Raise, Raise, Raise! – wiwatował Sweater. Chciałem rzucić na niego okiem, ale w tym samym czasie Daria zadała mi potężniejszy cios.

Spojrzałem na nią spod byka.

– No co? Bijemy się, a nie oglądamy za twoim chłopakiem.

Problemem tym, że nawet nie próbowałem zadawać jej żadnych ciosów, bo to było sprzeczne z moją moralnością. Przygryzłem dolną wargę koncentrując się na kolejnym ciosie. Sprawnie się obroniłem.

Po kilku kolejnych ruchów ze strony Darii, musiałem przyznać, że była w tym dobra. I może i lepsza ode mnie, ale nad tym musiałbym się stanowczo d ł u ż e j  zastanowić.

– Może i nie bijesz jak baba – przyznałem i uznałem, że to już koniec naszych „rund" – Jest nawet nieźle.

– Nawet? – powtórzyła zdziwiona.

– Przecież tylko zadawałaś ciosy – stwierdziłem, odwracając się od niej, by zdjąć rękawice.

Nie przewidziałem tylko jednego; że ona nagle powali mnie na materac. Upadłem zszokowany, przez najbliższą chwilę nie wiedząc, co się stało. Szybko zasłoniłem twarz rękawicami, bo Daria usiadła na mnie okrakiem, zadając mocne ciosy.

– I co? Już nie takie n a w e t ? – zagadnęła, przestając mnie obijać.

Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na nią, z niemałym przerażeniem. Zrobiła to tak szybko i niespodziewanie, że na moment zabrakło mi języka w buzi.

Jej oczy rozświetlił błysk wesołości, a twarz całkowicie stała się pogodniejsza. Wyglądało na to, że lubi wygrywać i postawiać na swoim.

– Tak myślałam.

– Nie masz żadnych zasad? Nie nachodzi się swojego rywala od tyłu, gdy gra się skończyła. – Mój głos stał się cichy i przesiąknięty sarkazmem.

– A kto powiedział, że skończyliśmy?

Wyszczerzyła się w groteskowym uśmiechu, wciąż na mnie siedząc. Zaraz po ocknięciu się z amoku, zrozumiałem, że źle to wyglądało. Zaczęło mnie to wprowadzać w irytację, dlatego chwyciłem ją za ramiona i sprawnie zdjąłem z siebie. Nie zerknąłem na nią, ale byłem pewny, że przestała się tak durnie szczerzyć. Wstałem, podczas gdy w tle rozbrzmiewało głośne, jednoznaczne odchrząkniecie Deana.

– Na przyszłość: nie naruszaj mojej prywatności – poleciłem z nagłą powagą.

Daria siedząc na materacu, wygięła brwi.

– Jakoś nie wyobrażam sobie, aby Sweater siedział na mnie dłużej niż to konieczne – wyprzedziłem jej pytanie i zgarnąłem od kumpla szmatkę, którą mi w międzyczasie rzucił w ręce. Wycierając pot z czoła, skrzyżowałem spojrzenie z dziewczyną. Nie odzywała się, ale przygryzała z nerwów wewnątrz policzka. Czy tym razem to ja uraziłem jej „ego"? – Jasne?

– Nie przesadzaj, Raise. Jeśli cię kuje dotyk z inną kobietą, to nie moja wina.

Dźwignęła się z materaca i ściągnęła rękawice z dłoń.

Jej odpowiedź była arogancka i wręcz niezrozumiała, dlatego zostawiłem to bez komentarza. Fakt, nie robiliśmy nic złego, ale Daria mogła po prostu ze mnie zejść zaraz po oddaniu ciosów.

– Widzimy się za tydzień. – Barwa jej głosu zdradzała gorzki żal. – Na razie, chłopcy – dorzuciła smętnie, udając się do wyjścia. Kręciła biodrami zmysłowo, a jej związane, ciemne włosy miotał wiatr.

Miałem do tej dziewczyny neutralne stosunki. Gdy jest miła, da się do niej żywić jakieś pozytywne uczucia. Kiedy jednak nie spodoba się jej jakakolwiek drobnostka, staje się zimna jak lód, a twarz spowija jakaś ponura aura. Zauważyłem to sam, jak i też z opowiadań Sweatera. Jemu akurat się to podoba, lubi takie... ostre kobiety.

Daria zostawiła nas samych. Mój przyjaciel westchnął potężnie.

– Wiesz, właśnie zrozumiałem, że ja wcale się jej nie podobam – zagadał.

Postanowiłem podążyć jego tropem i zapytałem:

– Wybredna i wredna baba, nie?

– Nie o to chodzi. Na początku kręciło mnie to, że często była taka cięta, ale... – Urwał niespodziewanie.

Moje brwi podskoczyły gwałtownie. Dean cmoknął z dezaprobatą, patrząc na mnie.

– To ty się jej podobasz. 

Ścisnąłem powieki, rozszerzając zacznie nozdrza.

– Nawet tak nie mów – ostrzegłem go.

***

Wieczorem, zanim ruszyliśmy na zakupy, wpadliśmy do kina na komedię romantyczną. Na początku namawiałem Lee i Connora, żeby wybrali jakiś film akcji, bo osobiście nie przepadam za takimi banalnymi produkcjami, ale to była walka dwóch na jednego. W końcu, to oni się wynudzili, a ja rozkleiłem się podczas finału. Oczywiście, nie obyło się bez ich śmiechów.

No naprawdę przezabawne.

Podczas naszych zakupów w supermarkecie, spędziliśmy tam zdecydowanie zbyt wiele czasu. Ja pchałem wózek po sklepie, a oni co chwilę znikali za regałami – i gdy wracali, to tylko na moment, by wrzucić coś do koszyka. Ja nie byłem tak zapałowy jak oni. Moja energia słabła, wraz z końcówką dnia; obawy zaczęły ogarniać moją głowę. Ivan chciał się dzisiaj spotkać, ale zbyłem go. Ranek rozpocząłem przekonany, że dobrze zrobiłem, odrzucając zaproszenie. Teraz już jednak nie byłem tego taki pewny...

Stojąc przy jednym z regałów, wyciągnąłem telefon z kieszeni. Nie miałem numeru do wuja, ale do Sashy już tak. Mogłem do niego napisać, poprosić o kontakt do Ivana.

– Kochanie...

Wzdrygnąłem się na sam dźwięk głosu Lei i jej dotyku zimnych palców na moim ramieniu. Zauważyła moją reakcję. Szybko się uśmiechnąłem, próbując ukryć moje zaniepokojenie. Wystarczająco dużo o tym mówiłem, zarówno Lei, czy Deanowi. Nie chciałem ich ciągle obciążać. A dziś planowaliśmy spędzić wspaniały wieczór z Leą i Connorem, bez trosk, bez żadnych wujków, rodziny Nazarovów i niespodzianek.

Zacisnąłem oczy przez wzrastające nerwy.

– Wszystko w porządku? – zagadała cicho Lea.

Kiedy otworzyłem ponownie oczy, zauważyłem zmartwienie malujące się na jej twarzy.

– Ta, to po prostu... – Uciąłem, kręcąc głową i starając się znaleźć właściwe słowa, by ją uspokoić. – Zmęczenie, praca i trening dały mi w kość.

Przybliżyłem się do dziewczyny i przesunąłem kciukami po jej policzkach, próbując przekazać jej trochę spokoju tym gestem.

– Na początku myślałam, że kłamiesz, ale potem zrozumiałam, że sama czasem tak się zachowuję, kiedy jestem wykończona.

Przytaknąłem głową, spuszczając wzrok na podłogę.

– Znajdę Connora i lecimy do kasy, dobrze?

Zgodziłem się, a ona wkrótce zniknęła. Nie musiałem długo czekać na ich powrót. Następnie poszliśmy się do kasy. Kolejka przy każdej z kas poruszała się z koszmarną powolnością. Nie byłem zbyt cierpliwy, więc szybko zacząłem się denerwować. Noga mi podrygiwała, a światło nagle stało się zbyt rażące – mimo to zachowałem spokój. Gdy w końcu jedna kobieta z pełnym koszykiem opuściła kasę, przed nami został tylko jeden zakapturzony mężczyzna. Na taśmie miał jedynie wodę. Na początku myślałem, że prędko wyjdzie ze sklepu, ale się przeliczyłem. Przez następne pięć minut zastanawiał się, jakie gumy do żucia wybrać.

Moje nerwy osiągnęły punktu kulminacyjnego, więc głosem podszytym grzmotem, powiedziałem:

– Mógłby się pan pośpieszyć? Jeśli nie, to ja chętnie pomogę panu wybrać te gumy do żucia.

Lea, stojąc obok mnie, chwyciła mnie za dłoń, aby mnie uspokoić. Ja zaś skupiałem swój cięty wzrok na niezdecydowanym kliencie. Nawet kasjerka wyglądała na zirytowaną jego wahaniem.

Nie pisnął ani słowem. Po dłuższej przerwie wreszcie wybrał te nieszczęsne gumy, zapłacił za zakupy i wyszedł. Wtedy odetchnąłem z ulgą.

Uporaliśmy się z zakupami, po czym opuściliśmy sklep. Księżyc już wisiał się na bezgwiezdnym niebie, a powietrze ochłodziło się. Connor zaczął opowiadać nam o swojej nauczycielce, która przestała go dręczyć zaraz po naszej rozmowie. Choć cieszyło mnie to, nie przyznałem tego głośno. Pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu. Załadowałem zakupy do dodge'a, zaparkowanego na niemalże pustym parkingu – dość blisko stał jeszcze jeden samochód.

– Wsiadajcie. Ja muszę jeszcze poszukać fajek. Nie wiem, gdzie je włożyłem – mruknąłem, grzebiąc w zakupach, w bagażniku. – Lea, nie wzięłaś może swoich?

Odpowiedziała mi, że zostawiła je w domu. Zrezygnowany, kontynuowałem swoje poszukiwania. Czułem silną pokusę, by zapalić, przez nerwy.

– Niech to szlak – warknąłem. Nie mogłem ich znaleźć.

Odpuściłem szukanie i zamknąłem bagażnik. Miałem już wsiadać do samochodu, ale tak się jednak nie stało.

Rozległ się przeraźliwy huk. Wydawało mi się, że ziemia drgnęła pod moimi stopami. Zdążyłem jedynie dostrzec, jak fale uderzenia rozeszły się po parkingu, unosząc kurz i drobinki. Upadłem na kolana, przyciskając głowę do drzwi samochodu. Moje uszy trąbiły od huku, a oczy oślepiało jasne błyskawiczne światło. Wszystko wokół mnie wirowało, głównie pomarańczowej oraz czerwonej barwy – to chyba płomienie. Słyszałem również kobiecy pisk za sobą.

Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, zanim ujrzałem Lee nachylającą się nade mną. Coś do mnie mówiła, ale jej słowa były jak echa w moich uszach, zagłuszone przez szum.

Gdy wreszcie odzyskałem ostrość widzenia, dostrzegłem samochód owiany płomieniami.

– Raise, ty krwawisz z głowy! – krzyknęła Lea, kiedy ja już wszystko w pełni słyszałem. – Connor, dzwoń po pomoc!

– Nic mi nie jest – wybełkotałem ochryple i chwyciłem ją za ręce, aby nie starała się mi pomóc. Nie byłem teraz ważny. – A wam?

Pokręciła głową, w jej oczach zakręciły się łzy.

– Ale ty krwawisz.

– Nieważne. Czuję się dobrze.

Z lekkim przymknięciem oczu i zaciskając zęby, podniosłem na nogi. Odczuwałem wzrastający ból w okolicach ucha oraz karku, ale było to teraz nieistotne. Obok nas wybuchło auto. Zdarzały się przypadki, gdzie coś mogło spowodować samozapłon. Tylko że jak już kiedyś wspominałem, ja nie wierzę w przypadki, gdy obok mnie kręcą się ludzie pokroju Ivana.

– Raise? – podjęła dziewczyna. Chyba przez dłuższą chwilę próbowała zwrócić moją uwagę.

Odsunąłem ją na bok.

Zrobiwszy kilka kroków w przód, oddychałem coraz ciężej, jak gdyby ktoś przyciskał mi klatkę piersiową. Gładząc tył głowy, blisko ucha, poczułem spływającą ciecz. Nic mnie tak nie bolało w tym momencie, jak serce, w obawie, że jeśli przyszlibyśmy chwilę później, coś mogłoby się stać Lei i Connorowi. Z mojej winy.... przez moje problemy ciągnące się za mną.

Patrząc na swoją krew, potem na płonący samochód, a na końcu na Lee i Connora siedzącego w środku Dodge Challengera, zdałem sobie sprawę, że to już nie jest gra. To nie było zaproszenie na spotkanie, czy pogróżki...

Rzuciłem okiem na moją rodzinę.

– To ostrzeżenie – wydusiłem.

***

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro