9. Śmiertelna rekrutacja.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mój ig - Aleksandra.nil
X – hellofanonymous #bornofdead

Otworzyłem oczy.

Ujrzałem przed sobą pomieszczenie... mój pokój w rodzinnym domu, w Moskwie. Było tu ponuro, bezbarwnie i zimno – czyli tak jak zawsze.

Marzły mi ręce, a wkrótce i policzki odrętwiały z zimna. Uniosłem dłonie. Obracałem je, a uczucie odrealnienia ogarnęło moje myśli.

Uniesiony na chwiejących nogach, podreptałem do otwartego okna. Padał śnieg, otulając centrum Moskwy w białą poświatę. Światła w blokach zaczęły mi się rozmazywać, tworząc surrealistyczny obraz.

Dobiegł mnie dziecięcy śmiech.

Obróciłem się i ujrzałem na niepościelonym łóżku mojego brata, Chase'a. Wymachiwał nogami i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Tak jak zawsze chciałem zapytać go co tu robi, ale nie mogłem, bo coś utknęło mi w gardle.

– Sorry. Mój kruk mnie dziabnął – wyznał,  kiwając brodą na ptaka, który przechadzał się po łóżku. – Jest dziś dziwnie poddenerwowany.

Pod wpływem zimnego wiatru jego czarne włosy lekko zawirowały, jak chustka z delikatnego jedwabiu. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, dopóki chłopiec nie zachichotał.

– Zimno tu, nie? – spytał retorycznie. Wiedział, że mu nie odpowiem. Przytaknąłem tylko głową. – Nie stój przy oknie.

Zgodnie z jego prośbą, podszedłem bliżej niego, choć uginały mi się nogi. Z każdym moim krokiem, kontury twarzy Chase'a znacznie się wyostrzały.

– Źle wyglądasz, Raise. – Moje imię w jego ustach znacznie mnie uspokoiło, mimo że on wyglądał na poważnie przejętego moim stanem. – Gorzej niż ostatnio.

Nie widziałem swojej twarzy, lecz byłem przekonany, że Chase mówił prawdę.

Poklepał miejsce obok siebie. Niepewnie tam usiadłem. Obaj zaczęliśmy patrzeć na otwarte okno.

– I co teraz zrobisz? – dociekał, uśmiechając się wesoło, gdy na niego zerknąłem.

Chciałem zapytać o sens tego wszystkiego, ale moje gardło znów zadrżało w niemym bólu, a żołądek spleciony był w niewidzialną nić. Kiedy Chase obdarzył mnie spojrzeniem szarych, pełnym szaleństwa oczu, uniósł rękę i z palców wykreślił kształt pistoletu.

– Jaki wybór podejmiesz?

Te słowa sprawiły, że przed oczami zawirowało mi od mroczków.

– Co wybierzesz?

Chase zrobił krok naprzód, a jego twarz spowiła się w mgle. Przestraszyłem się, odsuwając się na koniec łóżka.

– Wybieraj.

Odczułem poczucie czyjeś obecności w pokoju – kogoś więcej; kogoś nieproszonego.

Gdy już miałem się obrócić, wszystko zaczęło się pode mną zapadać.

***

Gwałtownie wstałem do siadu, ledwie łapiąc dech w piersi. Szybko rzuciłem okiem na pomieszczenie, w jakim się znajdowałem. Była to sypialnia... w moim obecnym domu. Dotknąłem swojego czoła, na którym zebrała się duża ilość zimnego potu.

To był znów ten sam koszmar... lecz coś się w nim zmieniło. Chase przemówił więcej. chciał, abym podjął jakąś decyzję – to nawet we śnie mnie prześladuje.

Czułem się koszmarnie, a duszna cisza wcale mi w tym nie pomagała.

Obok mnie spała Lea. Pochyliłem się nad nią i złożyłem kruchy całus na jej czole. Zdecydowałem, że wstanę, by jej nie zbudzić. Pewnie by się zaniepokoiła.

Wstałem z łóżka, ubrałem dresy, które leżały złożone na komodzie, sięgnąłem papierosy i zapalniczkę.

Odsłoniłem rolety, po czym wyszedłem na mały balkon. Niebo było bezgwiezdne, ale księżyc w pełni świecił mi nad głową.

Wczoraj, zaraz po powrocie od Iwana, zostałem wypytywany o konkrety przez najbliższych. Powiedziałem im w skrócie, że nic nie wskórałem. Ivan chce po prostu mnie. Nie zdradziłem im jego zażądania wyboru: czy on, czy oni. Nie chciałem ich jeszcze tym obarczać.

Zresztą co to za różnica, kogo wybiorę? Jeśli pozostanę z rodziną, może wtedy on odejdzie albo się zemści. A jeśli zostanę jednym z nich, to moje życie zniknie. W obu opcjach Ivan mnie zniszczy.

Wciąż w mojej głowie krążyły jego słowa: że jestem złym człowiekiem, krzywdzę innych, cierpią przeze mnie...

Nagle w kieszeni odczułem lekkie drżenie. Przeleciała mi myśl przez głowę, że to wujek. Ostrożnie wyjąłem urządzenie. Zaskoczyłem się, ujrzawszy zwyczajny numer na ekranie. Nie zwlekając, odebrałem połączenie.

– Tak, słucham?

– Raise?

Żołądek zawinął mi się w mały kłębek bólu, usłyszawszy głos... Maxa. Zszokowało mnie to. Nie sądziłem, że do mnie jeszcze kiedykolwiek zadzwoni.

– Cześć – przywitał się nieswojo, po upewnieniu się, czy to na pewno ja. – Wybacz, że zakłócam ci noc, ale jestem w mieście i pomyślałem, że...

– Dzwonisz do mnie po pięciu latach, jak gdyby nic? – przerwałem mu zirytowany, zły i jednocześnie zasmucony. Dziwnie się czułem, słysząc jego głos. – Mów, czego chcesz.

Zaczynało doskwierać mi uczucie, że każdy z nich chce ode mnie c z e g o ś.

Max głęboko westchnął.

– Nie odzywałem się, bo wiem, że mnie nienawidzisz, ale już od długiego czasu planowałem zadzwonić do ciebie, zapytać jak wiedzie ci się życie, tak wiesz, z czystej ciekawości. Wczoraj wieczorem wróciłem do Nowego Orleanu z pewnego powodu. Przez to pomyślałem, czy... – Uciął, wyraźnie poddenerwowany. – czy może nie chciałbyś się ze mną spotkać, porozmawiać jak sprzed laty, zanim...

Zawahał się, a ja zmarszczyłem brwi.

– Zanim co? – dociekałem, po czym zaciągnąłem się papierosem.

Między nami zapanowała głucha cisza.

– Wjebałem się w niezłe gówno, Raise.

Zamknąłem oczy. Chciałem się zaśmiać, cieszyć się, że w końcu się doigrał za to, co mi zrobił... Ale nie potrafiłem.

Zanim zdążyłem zareagować, za mną niespodziewanie rozległy się ciche kroki. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że Lea stanęła w progu, opierając się o futrynę drzwi i krzyżując palce na pasku od szlafroku z satyny. Patrzyła na mnie z troską w oczach. Pewnie ją obudziłem. Mogłem zamknąć drzwi od balkonu.

– Zdzwońmy się rano – rzuciłem do Maxa, po czym się rozłączyłem. Nie chciałem z nim rozmawiać przy Lei. Schowałem telefon. – Obudziłem cię, prawda?

– Obudziłam się, bo nie było cię obok – odpowiedziała, stając obok mnie. Delikatny powiew wiatru rozrzucał jej rozpuszczone włosy. – Spałeś tylko jedną godzinę i nie wyglądasz, jakbyś właśnie zmierzał do łóżka.

Wyrzuciłem niedopałek, spoglądając w dal na rozległy pejzaż miasta.

– Nie mogę spać.

– Rozumiem – ściszyła głos, nie chcąc naciskać. Poczułem jej ręce oplatające mój nagi tors. – Kto dzwonił?

– Max, ale to nieistotne – odpowiedziałem niemal od razu, ponieważ chciałem zadać jej inne pytanie. – Czy w ciągu tych pięciu lat nie miałaś może myśli, że... byłoby nam lepiej osobno?

Poczułem, że zamarła bez ruchu.

– Co to za pytanie? – Jej wargi opuścił nerwowy śmiech.

– Nie wiem. Nie masz czasem mnie dość?

– Co twój wujek ci nagadał? – zapytała całkowicie poważnie, zaś ja zacząłem wykręcać palce u dłoni, odwracając od niej wzrok. – Mów. – Złapała mnie za ramię i obróciła w swoją stronę.

Na ustach błąkał mi się słaby uśmiech.

– Tu chodzi o problemy związane ze mną. Ciągle jest coś nie tak.

– Dopóki nie pojawił się Ivan żyło się nam dobrze.

– I tak często sprawiałem ci problemy. Kłóciliśmy się...

– Poczekaj... – przerwała mi, a w jej oczach zasnuł się cień szoku. – Czy ty myślisz, że nasze życie będzie jak z bajki? Zawsze pojawiają się trudności. Tak po prostu jest.

– Wiesz, naszym przyjaciołom nie zdarza się, żeby ścigała ich rosyjska mafia. Nie cierpią na zaburzenie, które rujnuje im życie i im bliskim. – Zassałem wargi, kiwając głową. – Mam wymieniać dalej?

– Przestań – zaprotestowała.

– Ja po prostu stwierdzam fakty. – Wskazałem na siebie, rozszerzając oczy szeroko. – Ze mną ciągle jest coś nie tak.

– Nikt nie jest idealny – wymruczała cicho.

– O właśnie... – Rozbrzmiał mój śmiech, pełen niedowierzania. – Ty zawsze mnie bronisz.

Na jej obliczu malowało się cierpienie, a we mnie zapanowało zwątpienie, które zgarbiło moje ramiona. Być może nie powinienem zaczynać tego tematu.

– Ach... – wycedziła niespodziewanie. – Naprawdę, Raise? Wystarczył jeden wieczór, aby ten człowiek zrobił ci papkę z mózgu?

Nie czekając na moją odpowiedź, wyszła z balkonu.

– Lila – zawołałem, ale ona zniknęła już za zasłonami.

Nie poszedłem za nią. Musiałem sobie wszystko jeszcze raz przemyśleć.

***

O poranku, gdy słońce już zeszło, a w całym domu pojaśniało, postanowiłem przygotować śniadanie. Nie spałem całą noc, ale w tym czasie doszedłem do pewnego wniosku: nie mogę się odsuwać od Lei, czy naszych przyjaciół, bo Ivan tak chce.

Nie kłóciliśmy się z Leą, ale już zdążyliśmy sobie wszystko wyjaśnić. Sama mnie przeprosiła, że nie powinna od razu się na mnie obrażać. Byłem od razu szczęśliwszy. I uzgodniłem sobie, że co by się nie działo, nie dołączę do Ivana.

Podałem talerz naleśników Lei, gdy ta pisała z kimś ciągle.

Lekko zdezorientowany, ale i niedostrzegalnie uśmiechnięty, zapytałem:

– Z kim tak piszesz?

– Z szefem – odpowiedziała cicho, jakby przymknęła przez jej umysł myśl, że mogę się zirytować. Faktycznie, trochę ścisnęło mnie w żołądku, na myśl, że znów mógłby coś odwalić. – Pozwolił mi wziąć kilka dni wolnego od jutra. Będziemy mogli pobyć trochę więcej czasu ze sobą.

– O... – wykrztusiłem lekko ironicznie, chociaż nie chciałem by to tak wybrzmiało. Podszedłem do blatu kuchennego. – To świetnie.

Szybko zmieniła temat, pytając:

– Może ty weź sobie dzisiaj wolne.

– Muszę naprawić auto. Nie będę jeździł z zepsutym lusterkiem.

– No i co dalej? – Nabiła na widelec kawałek naleśnika.

– Na popołudnie umówiłem się z Maxem. – Moje słowa zawisły w powietrzu, a ona przerwała spożywanie posiłku. – Chcę z nim porozmawiać o tym, co działo się sprzed kilku lat.

Zerknąłem na nią zza ramienia, ale nim zdążyła odpowiedzieć, zwróciliśmy uwagę na zaspanego Connora wychodzącego ze swojego pokoju. Powitałem go uśmiechem i nałożyłem mu śniadanie na talerz. Nie zamierzaliśmy rozmawiać przy nim o takich rzeczach.

***

Mój dzień w pracy minął bardzo spokojnie i produktywnie. Dodge'a w zupełności nie naprawiłem. Najpierw zamówiłem nowe lusterko, które powinno dotrzeć jutro. Dzisiaj skoncentrowałem się głównie na poprawie jego lakieru i pracą nad pojazdem klienta.

Do warsztatu przyjechałem autem Lei. Powiedziała, że kończę pracę szybciej niż ona, więc zawsze mogę po nią przyjechać, albo zamówi sobie taksówkę.

Po skończeniu pracy, gdy już miałem wracać do domu, Connor zadzwonił do mnie z prośbą o podwiezienie do domu, ponieważ przegapił autobus.

Podjechałem pod jego szkole, już po godzinie trzeciej. Po wysłaniu mu wiadomości, że czekam na niego, wysiadłem z auta i zapaliłem papierosa. Znów paliłem więcej niż zwykle.

Wkrótce potem z budynku szkoły wyszedł Connor w towarzystwie swojej blond koleżanki.

Pomachałem w ich stronę. Dzieciaki odwzajemniły mój gest, a następnie się zatrzymały, zaczynając rozmowę.

Mój moment spokoju zepsuł dzwoniący telefon. Byłem już zmęczony tymi ciągłymi telefonami, zawsze ktoś czegoś ode mnie chciał. Strzepnąłem popiół z fajki, wyciągnąwszy telefon z kieszeni. Dzwonił numer nieznany. Głowiłem się nad tym, czy na pewno powinienem odebrać. To mógł dzwonić Ivan, dlatego odebrałem.

– Halo?

– Witaj, Raise.

Na brzmienie jego głosu napiąłem mięśnie.

– Czego znów chcesz?

– Zastanowiłem się już nad swoim wyborem?

– Tak – odparłem. – Chcesz znać odpowiedź?

Wymruczał cichą odpowiedź:

– Mów.

– Zostaw mnie w spokoju.

– Bądź mądrym chłopakiem i nie działaj impulsywnie. – Ton jego głosu stał się mniej łaskawy.

– Nie dość, że ślepy, to jeszcze głuchy jesteś?! – warknąłem, wymachując nerwowo ręką z papierosem między palcami.  – Nie zostawię swojej rodziny, choćby cały świat miałby się zawalić!

Nastała cisza, otulając mnie niepokojem. Słyszałem tylko swój przyspieszony oddech.

– Czyżby, drogi bratanku?

Zaraz kontynuował dalej:

– Zostawisz ją, a wiesz dlaczego? – W jego głosie rozbrzmiewał akcent podniecenia. Zmieszany, zerknąłem na Connora, który ciąg dalszy rozmawiał ze swoją koleżanką. – Spójrz na szczyt bloku, po lewej stronie od szkoły Connora.

Zamarłem, słysząc, że znał moją lokalizację. Niepewnie podniosłem wzrok w kierunku wskazanego przez Ivana miejsca. Ujrzałem tam powód, przez który ciemność przyćmiła mi oczy.

– Connor jest na celowniku – szepnął złowrogo, mając na myśli snajpera, który rzeczywiście mierzył w chłopca. Czułem, jak mdłości zbierają mi się w gardle. Myślałem też, że upadnę i na tym się wszystko zakończy. – Wystarczy m o j e jedno słowo, by wydać decydujący rozkaz.

Zaadoptowałem tego dzieciaka, by zapewnić mu lepszą przyszłość; wyciągnąć go z sierocińca, w którym nie doznał tyle miłości ile mu potrzeba. Pragnąłem polepszyć jego życie... a w zamian tego teraz ocierał się o śmierć... i to przeze mnie.

Wystarczy jedno słowo Ivana, a Connor zginie na moich oczach.

– Nie zrobisz tego... – wydusiłem z trudem, a w  moich oczach zakręciły się łzy. – To tylko niewinne dziecko.

– Jeśli mało ci wrażeń, pomyśl o reszcie swoich przyjaciół. Z kim dziś miał się zobaczyć twój najlepszy przyjaciel... jak mu tam... – Zdawał się zamyślony. – Dean?

Dusiłem się, brakowało mi powietrza. Ręce mi się trzęsły i pociły się niemiłosiernie. Widziałem wszystko jak za mgłą.

– Z... Darią – odpowiedziałem, prawie krztusząc się własną śliną, której nie potrafiłem przełknąć. – Co on ma z tym wspólnego?

– Widzisz, mój drogi, Daria to tak naprawdę Dasha. Pracuje dla mnie – wyznał, a mnie zatkało w zupełności. – Obiecała mi dzisiaj, że zabierze go w ustrojone miejsce. Wspomniała również, że może coś pomiędzy nimi do czegoś dojdzie... ale znając Dashę, to z pewnością nie będzie to nic romantycznego.

Kręciłem prędko głową.

– O, właśnie o tej godzinie powinni już być na miejscu! – dodał wesoło. – Sądzisz, że ta podstępna kobieta już rozpoczęła swój plan?

Nie mogłem nic powiedzieć. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Dean... on pewnie nic nie podejrzewa, może tym razem myślał, że Daria naprawdę się nim interesuje i dlatego go zaprosiła na randkę.

– Ooo! – dopowiedział znowu, wręcz krzycząc z podekscytowania. – A co z Romanem?

Nie, nie, nie...

– Znasz jego słodką mamuśkę? Nawet ja wiem, jak wiele ona dla niego znaczy. – Zaśmiał się. – A pamiętasz jej nowego faceta... Lópeza? Był mi winny przysługę, którą właśnie dzisiaj ma spełnić.

Ten pieprzony psychol planował to od kilku miesięcy. Pogrywał w chorą grę, wciągając w to niewinne osoby, które w każdej chwili mogą zginąć. Jeśli komuś z nich coś by się stało, nie wybaczyłbym bym mu tego... nie wybaczyłbym sobie, że do tego dopuściłem.

– Twojego "szwagra" i jego kobiety, nie uwzględniam w tym planu. Co za dużo to nie zdrowo.

Connor, Dean, Roman, Heather i Blaze... a co z Leą?

– Co z Leą? – powtórzyłem na głos.

– Dla niej przygotowałem coś innego.

Łzy spłynęły mi po policzkach. Nie miałem siły, by choćby się ruszyć.

– Dołącz do mnie, a nic się nie stanie – mówił już spokojnym tonem głosu. – Daje ci kilka sekund na zastanowienie się, a po tym czasie rozkaże, by zabili Connora, Deana i te biedną kobietę.

Wydobyłem niezrozumiałe dźwięki, będąc unieruchomiony przez niewidzialne siły.

Moje kończyny były jakby sparaliżowane. Spojrzałem na Connora, który niczego nieświadomy, żartował z koleżanką. Zaraz później ponownie zwróciłem uwagę na snajpera z czarną kominiarką na twarzy.

– Twój czas minął.

Moje usta rozwarły się ze zdumienia, gdy nagle usłyszałem, że Ivan szeptem rozkazuje komuś o połączenie ze snajperem. Moje ostatnie sekundy mijały, a wciąż milczałem. Koleżanka Connora odeszła od niego, a on ruszył w moją stronę z uśmiechem. Wszystko było ukartowane.

– Możesz... – zaczął mówić Ivan do snajpera, bo tamten trzymał akurat słuchawkę przy uchu.

– Stój – powiedziałem matowym głosem, przerywając mu. – Zrobię to...

– Zrobisz... co?

Connor wstrzymał kroku. Chyba zobaczył moją minę.

– Zrobię co chcesz. – Zacisnąłem zęby do bólu, patrząc w oczy chłopca. – Tylko nie krzywdź nikogo z nich.

On od samego początku nie dawał mi wyboru, po prostu na niego skazał.

O uszy obił mi się jego subtelny, ale i zwycięski śmiech.

– Co mam robić? – spytałem.

– Zachowuj się normalnie. Od rodziny odjedziesz stopniowo, a potem wrócimy do Rosji.

Nie byłem pewien, czy już zaakceptowałem swój los, czy też Ivan wyciął ze mnie wszelkie emocje, pozostawiając we mnie zobojętnienie na informacje o powrocie do Rosji.

– Przyjedź dziaj do mojego domu.

– I to tyle? – niedowierzałem. – Po prostu potrzebowałeś mojej zgody?

– Doskonale wiesz, że jeśli mnie nie posłuchasz, to coś się stanie. Nawet jeśli nie zrobi tego Dasha, czy López, to ktoś inny.

Machnąłem dłonią do Connora, aby do mnie nie podchodził.

– Cudownie – rzucił z podekscytowaniem. Gdy zerknąłem na szczyt budynku, nie napotkałem tam już snajpera. – Prawda, Maximilianie?

Nogi się pode mną ugięły.

– Wybacz mu, trochę zaniemówił. Za bardzo się wiercił, więc trochę go ogłuszono.

Ivan miał ich wszystkich. Miał mnie. Tym razem byłem w pułapce bez wyjścia. 

– Twój dawny przyjaciel potowarzyszy nam przy dzisiejszej kolacji – rozbrzmiał wesoło. – Do zobaczenia, Raise.

Rozłączył się, a ja miałem ochotę rzucić telefonem pod pędzący samochód. Dzisiejszy dzień był gorszy od każdego koszmaru, który mnie gnębił.

Connor podszedł do mnie niepewnie.

– Raise, w porządku? Jesteś blady jak ściana – skomentował.

Niespokojnie poruszyłem dolną szczęką.

– Raise?

– Nie spotkaj się więcej z tą dziewczyną – oświadczyłem i otworzyłem drzwi od auta.

– Czemu?

Wsiedliśmy do samochodu.

– Znasz jej rodzinę?

– Nie, nie lubi o nich rozmawiać – przyznał, zdziwiony moim zakazem. – Co się stało? Jesteś strasznie spięty.

– Ja znam jej rodzinę – odparłem bez wahania. – Dlatego nie zadawaj się z nią.

Connor nie drążył tematu o swojej koleżance.

– Kto do ciebie dzwonił? – zapytał, kiedy odpaliłem silnik.

– Nikt ważny. – Ruszyliśmy przed siebie. – Jak tam w szkole?

– Dobrze... – zaczął szczegółowo opowiadać o swoim dniu w szkole. To mnie znacznie uspokoiło.

Po pewnym czasie dojechaliśmy do domu.

– Dobra, spadaj na górę. – Skinąłem w stronę wyjścia,

– A ty nie idziesz? – zdziwił się.

– Jeszcze jadę na chwilę do Deana – skłamałem.

– Od kiedy tak poważnie wypowiadasz jego imię? – zadrwił i opuścił auto. Odszedł zarzucając kaptur na swoje brązowe włosy, a kiedy chciał złapać za klamkę od drzwi, zerwałem się na nogi.

Potrzebowałem czyjejś otuchy, bo pragnąłem zapaść się pod ziemię i już z niej nie wychodzić.

– Em, Connor? – zawołałem niecierpliwie.

Wstrzymał kroku.

Podszedłem do niego, pocierając o siebie nerwowo dłonie.

– Masz coś chyba na bluzie. – Poklepałem go po ramieniu.

Przyciągnąłem go do męskiego uścisku.

– Jeśli chciałeś się przytulić, to po prostu mogłeś powiedzieć. – Zarechotał.

– Ej, ej, nie bądź taki mądry – wymamrotałem z lekkim śmiechem, po czym rozcapierzyłem jego włosy. – Trzymaj się, Connor.

Posłał mi dziwne spojrzenie, ale również się pożegnał, a ja skierowałem z powrotem do auta. Musiałem stąd odjechać, nie wiem, w jakieś ciche miejsce. Pobyć trochę samemu, zanim wybiorę się do tego łotra.

Trzasnąłem drzwiami, a potem uderzyłem w kierownicę. Z mojego gardła uciekł stek przekleństw. Nie chciałem już nawet na siebie patrzeć, ani w lusterku, ani nigdzie indziej, gdzie widziałem siebie. Nie chciałem słyszeć swojego głosu. Nie chciałem już być osobą, którą byłem.

Wybrałem numer do Deana. Musiałem się dowiedzieć, czy nadal był z Darią... a może raczej Dashą. Świetnie się ukrywała i nie miała rosyjskiego akcentu. Bywała dziwna, ale nie podejrzewałbym ją o współpracę z tym skurwysynem.

– Co tam, Raise? – odezwał się neutralnym głosem Sweater.

– Jesteś wciąż z Darią?

– Niedawno odjechała. Musiała coś załatwić na mieście. Więc jak sam słyszysz randka średnio się udała. – Westchnął.

– Nie spotykaj się z nią. Współpracuje z Ivanem – powiedziałem od razu. Nie chciałem owijać w bawełnę.

Odpowiedziała mi cisza.

– Co ty pieprzysz? – W jego głosie usłyszałem śmiech. – Jak to współpracuje?

– W nocy ci o wszystkim opowiem. Teraz mam kilka spraw do załatwienia.

Po tych słowach się rozłączyłem.

***

Wybaczcie mi tę nieobecność, ale miałam chwilę załamania przez bod 💀 Zapamiętałam je o wiele lepiej, a było tyle do poprawek, że głowa mała.

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro