1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Margaret 7 lat)
- Matko jedyna jak ty wyglądasz? Jesteś cała brudna - załamywała rece mama - i znowu rozwaliłaś kolano. Mark nie lepszy. Co wyście robili?
- Graliśmy w piłkę - chociaż wiem że to nie było dobre posunięcie
- Właśnie - przytaknoł mi Mark. Przynajmniej dobrze że jest wedłóg mnie solidarny chociaż ten jeden raz nawet jeśli to mój brat bliźniak.
- Mogłam się domyślić. Już nie mam do was śił. Ciocia zaraz przyjedzie. Mark idź się przebierz. Margaret chodź opatrze Ci to kolano. Poszłam za mamą do łazienki. Polała mi wodą utlenioną i przykleiła mi plaster. Znowu. Chociaż dopiero drugi raz w tym tygodniu.
- Dobrze a teraz idź się przebierz.
Szybko pobiegłam na góre. Założyłam czyste ogrodniczki, czystą bluzkę. Mark już dawno szedł. Kiedy ja zeszłam na dół ktoś zapukał do drzwi. Mama poszła otworzyć ale to nie była ciocia tylko jakiś wysoki pan w okularach i kucyku.
- Niech się pani zasatanowi ta dziewczynka ma wielki talent a ja sprawie że ona go udoskonali
- Nie ma takiej opcji już panu tyle razy mówiłam że moja córka nie pójdzie do akademii królewskiej. Nigdy i proszę tu nigdy więcej nie przychodzić. - mama zatrzasneła drzwi przed tym panem.
- Mamusiu kto to był? - zapytałam się
- Nie ważne córeczko pójdź do Marka się pobawić.
Poszłam do Marka do salonu, ale słyszałam rozmowę rodziców.
- Znowu on? - spytał tata
- tak Czy on nigdy nie zrozumie że Margaret nie przejdzie na stronę zła - Co!? O co im chodzi?
Nagle znowu zadzwonił dzwonek do drzwi, ale to nie był ten pan tylko ciocia z Sofią i Zitą. Chciało im się lecieć aż z Włoch do Japonii. Nie to żebym nie lubiła mojej cioci i Sofi ale Zity nie cierpie.
- Dzieńdobry siostro miło mi cię znowu widzieć. Proszę wejdzcie - powiedziała mama
- Dzieńdobry kochana i dziękuje przyleciałyśmy na tydzień możemy u was się zatrzymać?
- Jasne nie ma sprawy - powiedziała mama
CO ONA ROBI ja i Zita przez cały tydzień razem to jak zamknąć dwa wilki w klatce które walczą o przetrwanie.
- Margaret, Mark chodzcie się przywitać z ciocią i z kuzynkami. - zawołała mama do nas. Poszliśmy się przywtać przerywając oglądanie pasjonujący mecz piłki nożnej.
- Dnieńdobry ciociu. Cześć - powiedzieliśmy pierwszy raz równo.
- Cześć diabełki. Jakżeście urośli.
- Idźcie się pobawić do ogrodu. - z Zitą nigdy - Chcesz kawy czy herbaty?
Poszliśmy do ogrodu tak jak kazała nam mama bo raczej nie brzmiała to jak prośba.
Time skip 2 dni później
Po dwóch dniach spędzonymi z Zitą miałam już jej dosłownie dość to co że miała 9 lat. Jeszcze Axel (mój przyjaciel) pojechał do babci a Tori (moja przyjaciółka) wyjechała z tatą w sprawach delegacyjnych. Więc nie miałam się gdzie wyrwać. Na całe szczęście były wakacje i codziennie chodziliśmy z Markiem grać w piłkę. Bo dopiero za 3 tygodnie jedziemy na Okinawe. Siedziałam w naszym pokoju na podłodze i wachlowałam się czym się dało bo było strasznie gorąco. Mark też nie wytrzymywał gorąca i chłodził się przy wiatraku. Błyskawica ledwo zipiał (nasz pies).
- Masz ochotę na lody? - spytał Mark nie odciągając głowy od wiatraka
- Jasne. Chyba są jeszcze w zamrażarce. Przyniosę - wstałam z podłogi nie przestając się wachlować. Zeszłam na dół. Wziełam z zamrażarki dwa lody na patyku i wróciłam na górę.
- Jakie chcesz truskawkowe czy malinowe?
- Malinowe - podałam mu różowe wybawienie.
Zaczeliśmy jeść lody. Błyskawica też coś dostał. Dziwne tylko że od rana nie widziałam Sofi ani Zity. Myślałam że są na dole ale tam ich nie było:
- Widziałeś dziś Sofie albo Zite? - nie to żeby mi brakowało Zity, a przy okazji Błyskawica wrył mi się na kolana
- Tak. Rano gdzieś wychodziły z ciocią.
- Z bagażem? - spytałam z nadzieją
- Nie - i nadzieja prysła
Popatrzyłam na zegarek 12:00. Skończyliśmy jeść lody i upał powrócił. Wydawało się że jest goręcej.
- Co robimy? przecież się ugotujemy - powiedział z rozżaleniem
- Nie wiem poszukam rodziców i się ich spytam - szczerze nie mogłam usiedzieć na miejscu. Zeszłam na dół. Rodzice rozmawiali w salonie. Mama płakała. Schowałam się za drzwiami:
- To jest jedyne wyjście kochanie - tata pocieszał mamę - musimy to zrobić dla jej dobra. Wiesz że jej stan jest bardzo poważny. Nie możemy ryzykować - mama się jeszcze bardziej rozpłakała
- Tylko czy Ci lekarze jej pomogą? - trochę zaczeła się uspokajać
- Napewno. Musi jechać.
- Dobrze zgadzam się - już miałam iść spowrotem na górę kiedy - jeszcze ten facet jej grozi jeśli zostanie w Japonii może jej się coś stać. Faktycznie zgadzam się z tobą Ona musi jechać do Włoch. - CHWILA!? Ja jadę do Włoch!?
- Widzisz to naprawdę dla jej dobra.
- Wiem i zgadzam się całkowicie z tobą. - skończyli rozmawiać a ja poszłam na górę. O co im chodziło z tym ryzykiem przecież wiem że jestem chora od urodzenia na nieuleczalną chorobę. Tylko czy ja mam naprawdę stan krytyczny. Weszłam do pokoju.
- Margaret coś się stało? - zapytał mnie Mark widząc moją zmartwioną minę
- Nie nic się nie stało - szybko przywołałam swój dawny uśmiech.
Time skip godz. 18:19
Siedzieliśmy sobie z Markiem w salonie gdy nagle otworzyły się drzwi do domu. To była ciocia z Sofią i Zitą. Obładowane były torbami:
- Po co wam tyle toreb ze samymi ciuchami?
- Wiesz przecież że zostajemy tu na półtorej miesiąca musimy być przygotowane na wszystko - ŻE CO!? - Dziewczynki zanieście te torby do pokoju. Dobrze?
- Tak - odpowiedziały jedno głośnie
Kiedy weszły do salonu zdziwiłam się niesłychanie każda miała po 10 toreb. Więc nie wytrzymałam i musiałam to powiedzieć:
- Zita wykupiłaś cały sklep czy może się tu przeprowadzasz. - ulga
- Ty sobie ze mnie nie żartuj - powiedziała złośliwie i trochę wkurzona dlatego że ona denerwuje się o byle co.
- Ja nigdy w życiu - odpowiedziałam jej sarkastycznie.
Już miało się to przerazić w niezłą kłótnie gdyby nie mama, która wołała nas na kolację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro