„Bitwa finałowa"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Władze strefy footballu w ostatniej chwili przeniosły finał w inne miejsce - powiedziała Nanami.
Cała drużyna stała przed wielką zamkniętą bramą, która prowadziła do stadionu. Dzisiaj był mecz który miał zadecydować o wszystkim a nagle się po prostu gdzieś kurwa przenieśli.
- Jak to przeniosły? Nic nie rozumiem. Dokąd? - zapytał zdezorientowany Mark
- Przeniosły do... - po chwili nad stadionem pojawiło się jakieś starożytne UFO z posągami greckich bogów.
 - To jakiś żart? Chcesz powiedzieć że tam mamy rozegrać finał? - Jude popatrzył się na Nanami a ona mu przytaknęła. W sumie to trochę świństwo. Powinni nas wcześniej poinformować.
- Co to wogóle jest? - zapytał Mark. Ja nie wierzę co się ze mną ostatnio dzieję ale zgadzam się z nim już kolejny raz.

Doszliśmy wkońcu na boisko. Chociaż 3 razy się zgubiliśmy przez 2 idiotów inaczej Marka i Kevina. Chociaż to może jednak wina tego kto to budował, bo przepraszam bardzo po co na stadionie łaźnia.
- To tu mamy rozegrać finał? - zapytał zdezorientowany Mark rozglądając się wokół. Z resztą jak wszyscy. Dosłownie wszystko było w stylu starożytnej Grecji. Nawet tablica do wyświetlania wyniku. Po chwili zobaczyłam go nad tablicą
- Jak można zmieniać stadion w dniu finału? - zapytała Nanami i założyła ręce na klatce piersiowej - To na pewno sprawka Reya Darka
W sumie racja tylko on byłby do tego zdolny ale po co zmieniać miejsce. Na pewno coś kombinuje skoro został wypuszczony i to jeszcze bez dowodu na jego winę.
- Evans musimy porozmawiać - nagle powiedział trener wiedział że odrazu chcemy zapytać więc odpowiedział - oboje. - i tak wszyscy odwrócili się w jego stronę.
- Rey Dark... - powiedział po chwili trener - jest zamieszany w śmierć waszego dziadka. Davida Evansa. - z poważną miną - tak samo odpowiadał za zniknięcie waszego ojca.
- Chce pan powiedzieć że on zabił dziadka? - zapytał Mark w szoku
- I to on odpowiada za to że nas zostawił? 
Ja już mam cholernie dość tego faceta naprawdę. Do tego jeszcze dochodzą śledztwa. Naprawdę nienawidzę tego dziada. Na dodatek to on spowodował wypadek mój i Juli. Axel już o tym wie. Ile jeszcze będziemy musieli się z nim męczyć. Popatrzyłam na miejsce w którym wcześniej stał ale już go tam nie było. Dosłownie po chwili popatrzyłam się na Marka.
- Posłuchajcie jeśli waszą grę będzie napędzać nienawiść do Reya Darka to z miejsca rezygnuje z funkcji trenera - powiedział poważnie trener - Nie będę mógł patrzeć jak niszczycie sport który kochacie. - naprawdę starałam się uspokoić.
U niego pierwsze emocję już opadły i opanował się po słowach trenera. Tak samo dostaliśmy słowa wsparcia. Poza tym oni mają rację. To jest nasz finał i my go wygramy ale mój brat bez swojego monologu o tym jak ta piłka jest wspaniała, nie byłby sobą.
-Zwyciężymy wiecie dlaczego bo kochamy ten sport - wkońcu zakończył go ja tylko pokiwałam potakująco głową. Tak samo wszyscy go poparli

~przed rozpoczęciem meczu~

Po chwili wyszliśmy na boisko. Tak samo jak podczas finału Włoch... Wszyscy byli przytłoczeni tak dużą ilością osób na stadionie. Nie oglądałam ich meczów więc nie wiem jak grają. Jeszcze ich nawet nie było na stadionie. Wszyscy byli przejęci tym że Mark nie opracował Ręki Majina ale i tak nikt się nie dowiedział o Jastrzębim Wilku jeszcze. Użyje go jak już naprawdę będziemy w sytuacji pod bramkowej. I od nowa zaczął też swój monolog. Po chwili zawiał wiatr i w tornadzie pokazali się gracze Zeusa. Już wiem jak nazwać tego blondaska. Afrodytka. To idealnie do niego pasuje. Nagle jakiś facet wjechał z wózkiem na boisko i z jakimiś kielichami. Po chwili oni to wypili a mi się tylko jedno na myśl przyszło "A teraz idziemy na jednego, a teraz idziemy wódkę pić"

~mecz~

Komentator: Proszę państwa przed nami mecz finałowy pomiędzy szkołą Raimona a szkołą Zeusa.
Po chwili sędzia zagwizdał na rozpoczęcie a my zaczynaliśmy. Po chwili dostałam piłkę ale żaden z Zeusa się nie poruszył. Ciekawa jestem dlaczego ale i tak na to nie zważałam.
- Ciągle nie rozumiecie. W żaden sposób nie potraficie nam zagrozić - powiedział bardzo pewny siebie Afrodytka. Jest strasznie wnerwiający. - A oto Rajski Czas! - po chwili zatrzymał mnie i Axela a po chwili zniknął. Usłyszeliśmy tylko pstryk palcami a jak się odwróciliśmy to był za nami
- Ale jak to? - zapytał zdziwiony Axel. Już wiem prosta sztuczka ale dlaczego nie mogłam się ruszać. Po chwili dosłownie oberwaliśmy od trąb powietrznych. To naprawdę bolało.
Tak samo zrobił z resztą naszych zawodników i dotarł do bramki.
- No dawaj nie boję się ciebie paniusiu - powiedział pewny siebie Mark.
- Wiesz co się dzieje jak anioł macha skrzydłami - po chwili podskoczył do góry i wykonał swoją technikę histasu - Boska Wiedza! Bogowie mogą wszystko - ta technika przypominała mojego Anioła Śmierci. Tylko był zdecydowanie potężniejszy i piłka odrazu wpadła pomimo obrony mojego brata. Jego po prostu zmiotło do tej bramki.
Pomimo tego nawet jak mocno atakowaliśmy to i tak nie mogliśmy strzelić żadnej bramki. Po tym jak strzelili nam 2 już gola to Timmy dostał kontuzji i musiał zejść z boiska. Po prostu pięknie. Na jego miejsce wszedł Kevin. Chociaż totalnie nie rozumiem tego podejścia. Niestety kolejny atak Zeusa sprawił kolejne kontuzję tym razem Todd i Max a następny był Kevin. Na ławce został już tylko Willy. Chociaż nie sądzę żeby on coś tu zadziałał więcej od nas. Miałam rację po chwili jak on wszedł za Kevina to odrazu mocno oberwał. Musieliśmy teraz grać w 10. Ten mecz zamieniał się w tragedię na wszystkie strony nami pomiatali. Leżałam na murawie nie mogąc się już powoli podnieść. Każdy z nas mocno od nich obrywał z ich technik albo po prostu ostrego stylu gry.
- Naprawdę chcesz to dalej ciągnąć? Pewnie powiesz że tak. - powiedziała Afrodytka do Marka - ale odpowiedz na jedno pytanie czy naprawdę chcesz patrzeć jak wymęczamy twoich kumpli?
Nie doceniłam tego gościa i innych z jego zespołu. To jednak nie były tylko przechwałki. Naprawdę starałam się podnieść ale nie dałam rady. Wygrywali już 3 do 0. Nawet Mark leżał i nie mógł się podnieść. Nie możemy skończyć w takim miejscu. Nie ma mowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro