,,Najgorszy finał w historii"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wspomnienie:
- Tak się ciesze braciszku. Prosze strzelcie jedną barmke z Margarettõ dla mnie. Dobrze? - powiedziała uśmiechnięta Yuki.
Gouenji uklęknoł przy niej i położył ręke na jej ramieniu.
- Jasne zrobimy to dla ciebie. - powiedział.
Uśmiechnełam się.
- Yeah! - była cała uradowana.
Koniec wspomnienia.
Spałam sobie spokojnie i miło kiedy nagle ktoś krzyknoł z dołu:
- Endou! Jeśli nie chcesz się spóźnić na swój własny mecz to wstawaj i się ubieraj! - krzykneła moja mama. Otworzyłam leniwie oczy. Chwila!? Mama mówi do mnie po nazwisku!? Która godzina!? Popatrzyłam się na zegarek. 10:00! A ja jeszcze musze iść po Yuki. Nie wiem po co powiedziałam że moge ją zabrać na mecz. Dlaczego nie Axel? Bo jeszcze musiał jeszcze pozałatwiać pare spraw z trenerem. Wstałam szybko z łóżka. Założyłam strój Kirkwooda, uczesałam moje nieposkromione włosy i zbiegłam na dół wracając się oczywiście jeszcze po torbe. Wpadłam tylko jeszcze do kuchni po dwa tosty. Wybiegłam z domu z tostem w buzi, próbując go zjeść i przy okazji się nie wywalić. Biegłam ile sił w nogach żeby tylko zdąrzyć. Nagle jacyś trzej mężczyźni w czarnych garniturach i czarnych okularach zastąpili mi drogę:
- Endou Margarettõ? - zapytał jeden z nich
- Tak a o co chodzi, śpiesze się na ważny mecz. - chciałam przez z nich przejść ale oni zablokowali mnie jak ściana.
- Pójdziesz z nami. - powiedział drugi z nich. - Do Akademii Królewskiej. Mistrz Kageyama będzie zadowolony twoją obecnością. - uśmiechnoł się wrogo. CO!? KAGEYAMA TEN KAGEYAMA!? PSYCHOPATA!? Chcieli mnie schwytać ale ja jakimś cudem przedostałam się przez nich i uciekłam.
- Wilczek zbliża się do jaskini. Wilczek zbliża się do jaskini. - powiedział trzeci.
Dobiegłam do Gouenji bloku. Akurat drzwi były otwarte więc wpadłam do klatki. Pobiegłam po schodach na przed ostatnie piętro. Stanełam prze drzwiami jego mieszkania i cała zdyszana zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Fuku:
- Dzień dobry. - skłoniłam się - Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam i się podniosłam.
- Dzień dobry. Nic nie szkodzi. Prosze wejdź a ja już zawołam Julie. - weszłam za starszą kobietą i zamknełam drzwi. Fuka zawołała Yuki. Po chwili przybiegła dziewczynka w różowej sukience i brązowych warkoczach.
- Hej Margi - powiedziała cała uradowana
- Cześć Yuki - uśmiechnełam się - gotowa?
- Tak już nie moge się doczekać. Mam nadzieje że wygracie. Będe wam mocno kibicować razem z Fuką. Prawda? - zapytała się opiekunki
- Prawda. Idźcie już bo zaraz się spóźnicie ja później do was dojde.
- Dobrze, chodź bo zaraz się spóźnimy a ja musze być dużo wcześniej.
Pokiwała głową. Wyszłyśmy z domu. Przyklękłam żeby mi wsiadła na plecy:
- Chodź wskakuj. Bedzie szybciej. - uśmiechnełam się.
- Jesteś pewna? - zapytała
- Tak. Przy okazji będe mieć dodatkowy trening.
Niepewnie wsiadła na plecy i złapała się mocno. Wstałam i zaczełam biec. Trzymała się mocno. Nie mogłam się spóźnić. Przy okazji rozmawiałyśmy przez droge:
- Axel się w tobie zakochał. - powiedziała
- C-CO!? - zarumieniłam się.
- Nic byłam ciekawa jaka będzie twoja reakcja. - Naprawde? To nie było śmieszne.
Biegłam dalej z Yuką na plecach. Dobiegłam do prześcia dla pieszych. Nie daleko było już widać stadion. Było akurat czerwone więc się zatrzymałam. Przy okazji uklękłam żeby Julia mogła zejść. Zeszła i się podniosłam. Dała mi ręke. Zrobiło się czerwone dla samochodów. Jedno auto staneło. Zaświeciło się na zielono dla nas. Weszłyśmy na ulice ale jakaś ciężarówka wyprzedzała na przejściu dla pieszych. Nagle usłyszałam pisk opon i krzyk. Poczułam ból na całym ciele. Wiem tylko tyle że leżałam na ziemi. Nic nie czułam. Mocno mnie bolała głowa i brzuch. Nie mogłam otworzyć oczu. Wszystko mnie potwornie bolało a to wszysko stało się w klilku sekundach. Po woli traciłam przytomność. Nagle usłyszałam karetke. Co się stało. Otworzyłam słabo oczy i zobaczyłam ratowników nademną. Znowu nie wygrałam z moim organizmem w skutek tego zamykałam oczy.
- Hej nie śpimy! Masz mecz do wygrania!... - usłyszałam głos troche starszego ratownika. W tej chwili straciłam przytomność.
Pow. Narrator
W tej samej chwili przed stadionem.
- Gdzie ona jest!? Powina już dawno tutaj być - niecierpliwił się Dankel
- Napewno się spóźni jak zawsze. - powiedział Matteo.
- No dobra ale i tak za ,,chwile" musimy zaczynać mecz - powiedział Haruto - Coś musiało się stać skoro jej jeszcze nie ma.
W tej samej chwili przyszedł trener.
- Czy są wszyscy? - zapytał
- Nie, Endou nie ma. - odpowiedział jeden z trojaczków.
- Nie możemy na nią czekać. Idźcie do szatni się przebrać. - powidział trener - ona napewno zaraz przyjdzie.
Poszli do szatni. Jakimś dziwnym trafem wszyscy rezerwowi się rozchorowali na grype albo mają jakieś zapalenie. Wszyscy się przebrali ale Margarettõ nadal nie było. Nagle trener dostł telefon ze szpitala. Odebrał go chwile porozmawiał i rozłaczył się i powiedział:
- Musimy oddać mecz walkowerem. Margarettõ nie przyjedzie na mecz.
- Co!? Czemu!? Trenerze pozwól nam grać tylko w 10. - powiedział wkurzony jeden z trojaczków.
- Wiesz dobrze że nie można wyjść na początku tylko w 10 zawodników. Dezyzji nie zmienie. Gouenji, Matteo musimy porozmawiać. - powiedział trener i wyszedł. Za nim odrazu wyszli Gouenji i Matteo. Wszyscy byli rozczarowani i zawiedzieni. Nie mogli się pogodzić z tą tak łatwą porażką i poddaniem.
- Gdyby jej nie było moglibyśmy zagrać dzisiaj mecz! - wkurzył się jeden z trojaczków.
- To wszystko przez nią!
- Wszystko zepsuła! - mówli po koleji bracia Murdock.
- Nie możecie tak mówić. To dzięki niej zaszliśmy tak daleko. Gdyby nie ona to by nas wogóle tutaj nie było. - zaczoł bronić Margarettõ Kaito. - Gdyby nie jej treningi z oponą. Nie mógłbym obronić tyle strzałów.
- Zgadzam się z Kaito. - powiedział Yõsuke.
- Pffft - prychnoł jeden z trojaczków. - Ale jak tu wróci nie będzie dla niej miejsca.
- Odszczekaj to. - powiedział Osamu
- Nie mam zamiaru. - wyszedł cały wkurzony.
Tak samo wyszła za nim dwójka braci.
Pow. Mamoru
Wracałem właśnie z treningu z oponą. Ciekawy byłem bardzo jak Margi poradziła sobie w finale. Mocno jej kibicowałem. Mam nadzieje że w przyszłym roku dostaniemy się z moją drużyną do turnieju i dołoączą nowi gracze bo w 3 nie pozwolą nam grać. Weszłem do domu zamykając drzwi za sobą i ściągając buty.
- I jaki wynik? - zapytałem wchodząc do kuchni. Mama siedziała załamana na krześle przy stole.
- Co przegrali? - zapytałem ponownie. Ale to załamanie było większe niż przegrana.
- Nie wyszli wogóle na boisko. Margarettõ... - zaczeła mama. Teraz ja się przestraszyłem.
- Co z nią? - przyklękłem przy mamie.
- Margarettõ... miała wypadek samochodowy... tuż przed meczem... - z trudem powstrzymywała łzy, które ciekły jej po policzkach. Przytuliłem ją mocno. Chociaż ja też byłem w mocnym szoku. Dlaczego ona. Pojechałem z mamą do szpitala. Na miejscu mama poszła się spytać lekarza co się stało z Margi. Dowiedziała się że jakaś ciężarówka wyprzedzała na przejściu dla pieszych i ją potrąciła. Teraz miała operacje zapobiegającom krwotkowi w brzuchu. Ale też jej kolano było poważnie złamane i lekarze nie mieli pewności czy się kiedyś całkowicie zregeneruje ale napewno bedzie potrzebana rechabilitacja. Margi była w śpiączce. Podobno miała się wybudzić za 2, 3 lata. Nie mogłem uwieżyć że to jej się przytrafiło. Po 4 godzinach siedzenia pod salą operacyjną. Wyszedł wkońcu lekarz. Podbiegłem do niego pytając co z nią ale on mnie odsunoł i podszedł do mamy. Hamstwo. Mama mi później wytłumaczyła. Stan Margaret jest bardzo poważny i w każdej chwli może się pogorszyć. Tak samo ma rany na brzuchu, które możliwe że jej się nidgy nie zagoją a lekarze nie mogli tego szyć. Po następnej godzinie mogłem do niej wejść. Była cała w ranach. Na głowie miala bandaż a na twarzy maske tlenową. Nie chciałbym widzieć jak wyglądała odrazu po wypadku. Chciało mi się płakać, z trudem powstrzymywałem łzy. Siadłem przy niej. Miała zamknięte oczy i była bezwładna.
Time skip następny dzień
Pow. Gouenji
Szedłem szpitalnym korytarzem. Nie mogłem uwieżyć że Yuki i Margi miały wypadek. Dlaczego one?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro