III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To koniec.

Louis wiedział, że to koniec, od czasu pierwszej rozmowy Harry'ego z Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej sześć miesięcy temu. Wiedział, kiedy dwa miesiące temu polecieli do Stanów na tydzień, aby Harry mógł osobiście odbyć rozmowę kwalifikacyjną. Wiedział, kiedy wrócili do domu i Harry nie przestawał o tym mówić na tyle długo, by zapytać Louisa, jak poszło którekolwiek z jego przesłuchań. 

Teraz też już wie, stojąc nad ramieniem Harry'ego i czytając e-mail zawierający szczegółowe informacje na temat jego nowej oferty pracy.

Louis nie może z nim jechać. 

Nie ma tego dla nich w planach. Być może, gdyby dostał jakąkolwiek rolę od czasu opuszczenia uniwersytetu, byłoby to wykonalne, ale tak się nie stało. Louis nie ma bogatego tatusia, który zapłaciłby mu za przeprowadzkę czy latanie po całym świecie. A bogaty ojciec Harry'ego wolałby publicznie nasrać sobie na ręce i nimi klaskać, niż zapłacić, żeby Louis wyjechał z jego synem, ponieważ Louis nigdy nie był i nigdy nie będzie wystarczająco dobry, a jeśli Harry będzie chciał przeciwstawić się życzeniom Desa Stylesa i uciec, by zostać historykiem, to on będzie musiał to zrobić bez swojego irytującego, nieudanego chłopaka. 

Nie przyszło mu do głowy, żeby poprosić Harry'ego o to, by został. By odrzucić ofertę i znaleźć coś bliżej domu. Wybrać Louisa i Londyn zamiast samego Nowego Jorku. 

Nie pomyślał, by zapytać, bo wiedział, że nie przeżyje, jeśli nie zostanie wybrany. 

Przeżyje, mówiąc mu, żeby poszedł. Przynajmniej wtedy będzie mógł udawać, że Harry nie miał innego wyjścia. 

- Hmm, oferują dobry pakiet opieki zdrowotnej – mówi Louis, próbując wypełnić niewygodną ciszę, jaką spowodowało między nimi niewypowiedziane nadchodzące zerwanie - To dobrze.

Jakby Des i tak nie miał zamiaru zapłacić za wszystko, czego Harry potrzebuje.

- Tak – zgadza się Harry, biorąc głęboki oddech. 

- Kiedy...

- Dwa miesiące – wtrąca się Harry - Od jutra dwa miesiące.

- Ach.

- Prawdopodobnie będę musiał wyjechać jakiś miesiąc wcześniej, wiesz, żeby się przygotować i tak dalej – kontynuuje Harry, wciąż twardo patrząc w komputer. 

- To ma sens – zgadza się Louis, odrywając wzrok od e-maila i przechodzi do kuchni, aby włączyć czajnik.

Ich mieszkanie jest małe, zdecydowanie mniejsze niż przestronny loft, który wynajmowali dla siebie na trzecim roku studiów w Yorku, ale wciąż dość duże jak na Londyn. I w niesamowitej okolicy, w samym środku Soho. To jedna z wielu londyńskich posiadłości ojca Harry'ego. 

Louis będzie za nim tęsknił, kiedy będzie musiał odejść. Będzie mu brakowało balkonu, na którym co rano przesiaduje, aby napić się herbaty i obserwować świat. Będzie mu brakowało ich sypialni, z garderobą wypełnioną bluzami Harry'ego, których nie będzie już mógł ukraść. Będzie mu brakowało tych wszystkich roślin, których nie będzie mógł zabrać ze sobą gdziekolwiek się uda, bo na pewno nie będzie go stać na miejsce na tyle duże, by je wszystkie pomieścić. Tutaj wypełniają każde pomieszczenie. 

Najbardziej będzie mu brakowało Harry'ego. 

Silne ramiona obejmują go w talii, wyrywając go z zamyśleń. 

- Porozmawiaj ze mną – błaga Harry, składając pocałunki na jego szyi. 

To najbardziej intymna chwila, jaką kiedykolwiek przeżyli, poza szybkimi ruchankami i pocałunkami na "dzień dobry" i "dobranoc" od tygodni. W jakiś sposób wydaje mu się to niewłaściwe, ale nie może tego teraz odłożyć na później, nie kiedy ucieka im pożyczony czas. 

- To nic – zapewnia go Louis, zatapiając się z powrotem w uścisku i przesuwając swoje wątłe ramiona nad Harrym, trzymając go tam. 

- Możemy sprawić, żeby to zadziałało – mówi Harry, granicząc z desperacją. Wygląda na to, że już o tym rozmawiają - Związek na duże odległości, mnóstwo ludzi to robi.

Louis wzdycha, kręcąc głową.

- Nie my, H.

- Ale dlaczego nie?

Nagle potrzebując przestrzeni, Louis wyrywa się z uścisku Harry'ego i odsuwa się, cofając się w róg kuchni, obok okna. Lilo śpi na parapecie okna, nieświadoma rozkładu wszystkiego, co było drogie Louisowi. 

- Długi dystans działa tylko wtedy, gdy obu osobom zależy – mówi ostrożnie Louis, obserwując Harry'ego, jakby miał załamać się w każdej chwili. 

Harry marszczy brwi.

- Co to ma znaczyć?

Louis nie chce tego robić.

– Gdzie teraz pracuję, Harry? – pyta, krzyżując ramiona, bardziej w ramach mechanizmu obronnego niż ze złości.

- Kawiarnia na Carnaby Street? - Harry odpowiada, jakby to było oczywiste.

Jego serce pęka trochę bardziej.

– Wyrzucono mnie stamtąd trzy miesiące temu, Harry.

- Co? Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Powiedziałem! Zaprowadziłeś mnie nawet na następną rozmowę kwalifikacyjną. Całą podróż spędziłeś, mówiąc o Nowym Jorku – oznajmia Louis tak spokojnie, jak tylko może - Dosłownie każdego dnia wracam do domu w pieprzonym fartuchu Starbucksa. Już mnie nie widzisz.

To tak, jakby Louis widział, jak mózg Harry'ego obraca się, kiedy to przetwarza. Przetwarza, jak bardzo jest spieprzony. Jego czoło zmarszczyło się jeszcze bardziej.

- Możemy nad tym popracować – obiecuje.

Błaga.

- My – drwi Louis - Jestem tutaj i robię to, co zawsze robiłem. Kocham Cię, słucham Cię, widzę. Nie mam nad czym pracować.

- No to ja! – mówi Harry sfrustrowanym, niemal krzyczącym głosem, a ich kot drga we śnie, słysząc wzrost głośności.

Louis ponownie kręci głową.

- Jest już za późno, nie widzisz tego? Wyjeżdżasz za kilka tygodni, nie mamy czasu, żeby to omówić. Co się stanie, jeśli nie będziesz miał dla mnie miejsca w swoim życiu? Nie było cię tutaj, odkąd ujrzałeś ten sen. Nie będzie magicznie lepiej, nie wtedy, gdy ty będziesz tam cały czas, a ja tutaj, próbując ułożyć sobie życie.

- Louis…

- Nie sądzę, że będę w stanie to znieść. Jeśli odejdziesz obiecując, że nadal mnie pragniesz, i złamiesz tę obietnicę... - teraz Louis płacze, a jego głos drży z wysiłku, by się opanować - Nie rób mi nadziei, skoro i tak cię stracę i nawet nie będę miał szansy się naprawdę z tobą pożegnać.

- Więc poddajesz się? Właśnie tak? – pyta Harry bardziej wrednie, niż Louis kiedykolwiek wcześniej od niego słyszał.

Tak naprawdę nigdy się nie kłócili. Louis nie chce teraz walczyć. On jest zmęczony.

- Nie poddaję się – tłumaczy mu Louis - Pozwalam ci odejść. Nie wiem, co jeszcze mam zrobić, Harry. To nigdy nie była rozmowa, dialog między nami dwoma. Nigdy mnie nie zapytałeś, co byśmy zrobili, gdybyś faktycznie dostał tę pracę. Nawet mi nie powiedziałeś, że aplikowałeś, dopóki nie dostałeś pierwszego telefonu. Ty podjąłeś tę decyzję, nie ja, i teraz nie możesz decydować o tym, czy możemy to rozwiązać czy nie, na niecały miesiąc przed tym, jak wszystko spakujesz i wypierdolisz do innego kraju, kurwa, na inny kontynent!

- Kocham cię – mówi Harry, skutecznie ignorując wszystko inne, co Louis ma do powiedzenia - Czy to nie wystarczy?

Powinno, myśli Louis. I wystarczyłoby, gdyby Harry nie okazywał jakichkolwiek oznak, że ma go w dupie przez ostatnie sześć miesięcy. Louis chce, żeby tak było.

Łatwo byłoby powiedzieć „tak” i położyć kres tej kłótni, ukraść kilka całusów i spędzić dzień tak, jakby nic takiego się nie działo. Na początku byłoby to łatwe. Aż Harry odejdzie i nie spróbuje, żeby to zadziałało, i wszystko się rozpadnie. Ponieważ to się rozpadnie, Louis nie ma co do tego wątpliwości.

Mają dobrą passę. Louis jest całkiem pewien, że nigdy nie będzie nikogo kochał tak, jak kocha Harry'ego od ostatnich czterech lat, ale niezależnie od tego, co się teraz stanie, jeśli spróbują sprawić, by to się udało, między nimi pozostanie tylko uraza.

Jeśli Harry odmówi i zostanie, będzie miał żal do Louisa, że ​​zmusił go do dokonania takiego wyboru. Jeśli Harry odejdzie, Louis będzie miał do niego pretensje, że nie mógł go wybrać. Nie ma takich dróg, które nie prowadzą do bólu serca, więc Louisowi łatwiej jest skręcić samochodem tuż przy krawędzi klifu. Przynajmniej wtedy to on siedzi za kierownicą.

- To nie wystarczy – Louis krztusi się szlochem - Przykro mi, Harry, ale tak nie jest. Myślę, że ty też to wiesz, myślę, że dlatego dystansowałeś się ode mnie, od nas.

- Nie zgadzam się – mówi Harry, uparty jak zawsze. Nie płacze, co w tym momencie wydaje się stosowne – Po prostu nie. To nie jest to, czego chcę. Myślałem...

- Myślałeś, że po prostu zgodzę się na wszystko, co chcesz zrobić.

Nie zawsze tak było. Zwykle podejmowali razem decyzje, nawet o najdrobniejszych szczegółach, takich jak gdzie pójść na obiad lub co obejrzeć na Netflixie. Nigdy nie podejmowali decyzji bez uprzedniej rozmowy. Trochę się to zmieniło po uniwersytecie. Londyn zawsze był miejscem, do którego zmierzali, najlepszym miejscem dla ich karier obojga, ale każda późniejsza decyzja zaczynała zależeć od wyboru Harry'ego. Gdzie mieszkać, gdzie napić się kawy, gdzie postawić kanapę.

Jak wygląda ich przyszłość.

- Nie – zaprzecza Harry - Nie, to nie to. Myślałem, że mamy między sobą coś więcej.

- Ponieważ uważasz mnie za coś oczywistego. Myślałeś, że zawsze tu będę i będę na ciebie czekał - Lilo budzi się i szturcha głową ramię Louisa, jakby wyczuwała jego niepokój. Louis wplata palce w jej futro, uziemiając się – To nie w porządku wobec mnie, Harry. Jestem wart więcej. Jeśli chciałeś, żeby to zadziałało, powinieneś był o tym najpierw pomyśleć. Chcę tego dla ciebie, chcę, żebyś osiągnął swoje marzenia i zrobił wszystko, co musisz zrobić, nieważne, jak daleko to jest, i moglibyśmy to rozwiązać, ale nawet nie pomyślałeś o moim miejscu w twoim śnie jeszcze pięć minut temu.

Harry kręci głową. Louis uważa, że ​​to musi być efekt uboczny dorastania w bogactwie. Nikt nigdy nie powie Ci "nie". Nikt nigdy nie każe ci brać odpowiedzialności za swoje czyny. Wszyscy po prostu robią, co mówisz, podążają za Twoim przykładem.

Harry nie zrozumie. Louis teraz to widzi.

- Mam nadzieję, że ci się to uda – Louis kontynuuje, gdy Harry nic nie mówi - Ciężko pracowałeś, widziałem to i naprawdę na to zasługujesz. Zawsze będę Ci kibicować. Mam nadzieję, że pewnego dnia zdasz sobie z tego sprawę.

Widzi moment, w którym cała walka opuszcza Harry'ego, gniewne napięcie w jego ramionach zamienia się w słabnącą porażkę.

– Czy możemy chociaż mieć ten miesiąc? - pyta.

Louis powinien powiedzieć "nie". To tylko sprawi, że będzie bolało jeszcze bardziej. Ale jest idiotą, więc kiwa smutno głową, wycierając twarz rękawem skradzionej bluzy, którą ma na sobie.

– Tak – zgadza się cicho - Możemy mieć ten miesiąc.

I tak robią.

Znowu spędzają dni wtuleni w siebie, tak jak kiedyś. Louis udaje, że nie zauważa, że ​​rzeczy Harry'ego stopniowo znikają z mieszkania. Harry udaje, że nie słyszy płaczu Louisa w łazience każdej nocy. Jest prawie idealnie.

Pewnego ranka, trzy tygodnie i cztery dni po ich kłótni, Harry wyjeżdża bez pożegnania.

Louis opuszcza mieszkanie następnego dnia z walizką pełną ubrań, torbą z najpotrzebniejszymi rzeczami, jedną rośliną w dłoni i transporterem dla kota z Lilo pod pachą. Wprowadza się do pierwszego mieszkania, jakie znajdzie w ogłoszeniu na Facebooku, i nie obchodzi go, czy mieszkający tam ludzie są mordercami, czy nie. Spędza trzy pełne dni w swojej nowej sypialni, dławiąc się własnymi łzami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro