IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry wtedy nie płakał, w każdym razie nie tak, by Louis to widział.

Louis zastanawia się, siedząc i czekając, aż zaczerwienienie z jego twarzy opadnie, na podłodze toalety dla personelu, czy to dlatego, że go to nie obchodziło. Chciałby myśleć, że tak nie jest, ale pod koniec wiedział tak mało o uczuciach Harry'ego, że nie sposób zgadnąć.

Ani raz potem nie rozmawiali. Louis zablokował Harry'ego we wszystkich social mediach i jakimś cudem oparł się pokusie spojrzenia na jakiś jego profil. Nie dlatego, że był zły, czy dlatego, że go nienawidził, ale dlatego, że za bardzo by to go zabolało. Nie byli wcześniej przyjaciółmi, zakochali się w sobie w ciągu kilku tygodni na początku studiów i Louis wiedział, że nigdy nie będą mogli być przyjaciółmi. Więc odciął się od wszelkich pokus w swoim życiu i starał się nie myśleć o tym, co Harry mógł robić w Nowym Jorku.

Z kim mógł to mógł robić.

Nie było to łatwe i jego umysł błądził własną ścieżką częściej, niż by sobie tego życzył, ale nigdy nie szukał. Nie wie, co Harry robił przez ostatnie trzy lata, ale teraz, stojąc bezpośrednio przed nim, Louis w pewnym sensie żałował, że nie sprawdził tego wcześniej.

Ponieważ Harry jest tutaj, gdzieś w tym budynku.

A co jeśli kogoś ze sobą zabrał? Co jeśli Louis wejdzie do tego pokoju i będzie musiał podać szampana jego nowemu partnerowi lub partnerce, jakby to nic nie znaczyło? A co jeśli jest już po ślubie?

Chrystusie.

Louis nie może tego zrobić.

Minęło kilka miesięcy, odkąd miał ostatni atak paniki (który całkowicie zrujnował mu przesłuchanie i spowodował hiperwentylację w tylnej alejce audytorium), ale jeśli cokolwiek miało go wywołać, byłoby to to. Dowiedzenie się, czyja to gala, było wystarczająco złe. Widok Harry'ego kompletnie wytrącił go z równowagi.

Ale jeśli teraz odejdzie, równie dobrze może pożegnać się ze swoją pracą. I jego godnością. I jakąkolwiek szansą pokazania Harry'emu, że wszystko z nim w porządku i że nie jest jeszcze całkowicie załamany tym wszystkim. Nawet jeśli to może być kłamstwo, w pewnym sensie potrzebuje, żeby Harry w to uwierzył.

Więc musi to zrobić. Musi wstać z tej brudnej podłogi, poprawić włosy i wrócić na salę. Musi wyglądać na tak nieporuszonego, żeby ani Harry, ani Des nie spojrzeli na niego więcej niż raz.

Louis jest aktorem. Niezależnie od tego, czy dyrektorzy castingu tak myślą, czy nie, on wie, że jest dobry. Zrobi więc to, co potrafi najlepiej i przetrwa tę noc tak dobrze, że nominują go do Lawrence Olivier Award*. A potem wróci do domu i będzie miał załamanie.

Podjęcie tej decyzji zajmuje mu dziesięć minut, potem Louis wstaje z podłogi i jest gotowy do działania. Kiedy dociera do sali konferencyjnej, jest już spóźniony, kolacja już się zaczęła, a wino jest już serwowane. Potrzeba całej jego siły woli, aby nie szukać od razu Harry'ego w tłumie. Zamiast tego sprytnie wślizguje się w swoją rolę i chwyta butelkę wina z jednego ze stolików, nalewając kieliszek starszemu mężczyźnie, którego wzrok zatrzymuje się na nim tylko trochę za długo.

Zamiast walnąć mężczyznę butelką w tył głowy, tak jak bardzo chce, Louis mruga do niego i przechodzi do następnego.

Według najlepszych szacunków Louisa, na gali obecnych jest około trzystu osób. Może więcej. Jedyne, co wie na pewno, to to, że każda obecna osoba jest warta więcej niż on kiedykolwiek będzie wart, a spora liczba z nich prawdopodobnie zarabia więcej w godzinę niż on w ciągu roku.

Przechodzi przez resztę przystawki i dania głównego, nie zauważając żadnego ze Stylesów. Aaliyah znajduje go w połowie deseru, pojawia się obok niego znikąd i szybko szepcze mu do ucha.

- Oboje siedzą u szczytu stołu – mówi.

Louis mógł się tego domyślić.

- Dzięki, kochanie – odszeptuje, posyłając jej uśmiech.

Na szczęście, mimo że brakuje im personelu, nie musi zbliżać się do przodu stołu, jeśli nie chce. Pozostaje przytulny i niewzruszony po zupełnie przeciwnej stronie pokoju, zadowolony, że próbuje zapomnieć, gdzie jest i kogo stara się unikać. To znaczy, dopóki Harry sam go nie znajdzie.

Pod koniec drugiego deseru, ostatniego dania serwowanego przez nich tego  wieczoru, Louis staje z boku, robiąc sobie przerwę od mrugania do starszych mężczyzn i komplementowania biżuterii bogatych kobiet, kiedy Harry Styles sam podchodzi prosto do niego, całkowicie go przy tym zaskakując.

Louis się nie wzdryga. No cóż, prawie się nie wzdryga, ale nie do końca.

– Czy mogę panu pomóc, proszę pana? – pyta w pełen szacunku sposób, zanim Harry może cokolwiek powiedzieć, utrzymując swój znudzony, ale uprzejmy ton.

W zielonych oczach Harry'ego pojawia się coś aż nazbyt znajomego. Louis naprawdę musi uważać, nazywając go „panem”. W przeszłości kończyło się to tylko w jeden sposób, a obecnie zdecydowanie nie jest to brane pod uwagę. Kiedy błysk zniknie, spojrzenie staje się zgorzkniałe, niemal zirytowane.

- Możemy porozmawiać?

- Jeśli nie ​​chodzi o wino albo o wskazówki jak dojść do toalety, albo o to, że w twoim jedzeniu jest włos, to nie, raczej nie – odpowiada Louis.

To trochę bardziej niegrzeczne, niż zamierzał, ale już nie może tego cofnąć.

– Louis, proszę.

- Pracuję – to wszystko, co mówi Louis, nie spuszczając wzroku z twarzy Harry'ego, żeby nie skanować każdego centymetra ciała swojego byłego chłopaka.

Harry zawsze dobrze wyglądał w garniturze. Ale z drugiej strony, Louis także zawsze dobrze w nich wyglądał i Harry wydaje się nie mieć żadnych skrupułów, by pozwolić swoim oczom błądzić po ciele młodszego mężczyzny.

- Tylko dwie minuty – obiecuje Harry.

Louis kręci głową.

- Nie mogę – mówi.

W sposobie, w jaki Harry tam stoi, wierci się i patrzy na Louisa, jest poczucie desperacji, jakby mógł go fizycznie odciągnąć, żeby powiedział wszystko, co musi powiedzieć.

- Louis, kochanie – błaga Harry, nazywając go pieszczotliwie, jakby miało to mu wyświadczyć jakąś przysługę.

Louis zamiera. W ciągu około dziesięciu milisekund odczuwa tyle emocji, że może zemdleć. Szok, ból serca, złość. Gniew jest tym, który pozostaje, delikatnie podsycony bólem, gdy słyszy, jak Harry wypowiada jedyne słowo, o którym wie, że go roztopi.

To niski cios. Taki, na który Louis nie wie, czym sobie zasłużył.

- Masz dziesięć sekund na odpierdolenie się, zanim zacznę robić scenę – mówi Louis niskim głosem i z lekkim drżeniem.

Ręce mu się trzęsą i nie pragnie niczego bardziej niż ucieczki.

Są dwie rzeczy, których Louis może być pewien, że nie zmieniły się w Harrym. Po pierwsze, że nienawidzi nie stawiać na swoim. Nigdy nie przejmował się zbytnio Louisem, ale były chwile, kiedy Louis widział w nim rozpieszczonego bachora walczącego o wyjście. Drugą rzeczą, której jest pewien, jest to, że Harry ponad wszystko nienawidzi zawstydzać swojego ojca.

Nawet robiąc wszystko, co w jego mocy, aby mu się przeciwstawić, wybierając własną ścieżkę kariery i będąc zakochanym w Louisie, nigdy nie zrobiłby niczego, co mogłoby zaszkodzić reputacji Desa Stylesa.

Zatem, zgodnie z oczekiwaniami, obietnica sceny jest tym, co skłania go do rezygnacji. Zaciskając szczękę, Harry kręci głową.

- Próbowałem – mówi tajemniczo i wyczerpany, po czym odwraca się i odchodzi.

Gdy tylko Harry odwraca się do niego plecami, ciało Louisa opada z ulgą, a całe napięcie utrzymywane w jego znikomych mięśniach w końcu uchodzi.

Za kogo on się uważa, że ​​podchodzi i żąda jego czasu i nazywa go kochaniem, jakby mogli w jakikolwiek sposób zwracać się do siebie pieszczotliwie. Może Nowy Jork zrobił z niego socjopatę czy coś, bo z pewnością nie jest to normalne zachowanie.

Louis znów staje na baczność, gdy ktoś prostym gestem prosi o dolewkę wina, szybko składając kawałki siebie z powrotem w całość i mając nadzieję, że wytrzymają jeszcze kilka godzin.

__

*Laurence Olivier Award – doroczna nagroda przyznawana przez Society of London Theatre dla przedstawień teatralnych wystawianych w Londynie, przede wszystkim na West Endzie. Nagroda jest uznawana za najbardziej znaczące brytyjskie wyróżnienie teatralne, jest odpowiednikiem broadwayowskiej Tony Award. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro