XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry jest na spotkaniu, kiedy Louis tam dociera, w jednej z dużych sal konferencyjnych tuż obok jego biura.

Louis powinien po prostu poczekać – zrobiłby to, gdyby myślał jasno – ale tego nie robi, wkraczając, gdy Harry mówi i powodując, że wszystkie głowy zwracają się w jego stronę. Zna kilka twarzy, zapamiętabych mimochodem, z przychodzenia do biura przynajmniej raz w tygodniu przez ostatni miesiąc i trochę nie wydają się zaskoczeni, widząc, że to on. Tylko zaniepokojeni, co, jak jest pewien, wynika z tego, że walczy ze łzami.

- Muszę z tobą porozmawiać – mówi, wpatrując się mocno w Harry'ego.

Harry kiwa głową, marszcząc brwi.

- Dobra. Wszyscy na zewnątrz.

Nikt go nie przesłuchuje, za to pracownicy szybko zbierają swoje rzeczy i przechodzą obok Louisa ze spuszczonymi głowami, jakby próbowali go nie wystraszyć. Louis rzeczywiście myśli przez chwilę, że Harry'emu byłoby łatwiej samemu odejść i porozmawiać z nim gdzie indziej, ale może Harry wyczuwa, że ​​to nie jest rozmowa, która pozwoli któremukolwiek z nich normalnie zająć się potem swoimi sprawami. 

Harry podchodzi bliżej niego, gdy ostatnia osoba wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

- Co jest nie tak? – pyta, wyciągając rękę, by wziąć go za rękę lub dotknąć.

Louis nie wie, ponieważ odsuwa się od niego o krok.

- Twój ojciec - to wszystko, co Louis może powiedzieć, ledwo się powstrzymując.

To niemal zabawne, jak szybko wyraz twarzy Harry'ego zmienia się z zaniepokojonego w zły.

- Co on zrobił? Czy on cię zranił? – pyta szaleńczo, patrząc na Louisa.

- Nie fizycznie – odpowiada szybko Louis – On, hm, próbował mnie przekonać, że spotykasz się z kimś innym.

- Nie spotykam się z nikim – mówi stanowczo Harry – Przysięgam, Louis, że nie.

Louis mu wierzy. Może jest głupi, ale tak jest.

- Były tam zdjęcia – mówi w każdym razie – Ciebie i jakiejś kobiety, wychodziliście na kolacje i spacery. Wygląda na to, że cały czas cię śledził - Louis drwi - Jest śliczna – dodaje, bo na chwilę wygrywa ta mała, niepewna część jego mózgu.

Harry marszczy brwi.

– Claudia? - pyta. Louis przytakuje - Och, Louis, to naprawdę nie jest to, o czym myślisz. Chodziliśmy razem do szkoły średniej w Kensington. Ona mi w czymś pomaga.

- Wiem – mówi Louis – Albo wiem, że się z nią nie pieprzysz, nie spotykasz ani nic takiego. Ale on o tym nie wie, albo wie, a i tak wykorzystuje to przeciwko mnie.

– Porozmawiam z nim.

- To nie tylko to – mówi Louis, kręcąc głową - On… o Boże, on naprawdę mnie zabije za to, że pobiegłem prosto do ciebie… on, kurwa, grozi, że zrujnuje moją całą karierę, jeśli się nie wycofam.

Złość Harry'ego wzrasta trzykrotnie.

- Nie pozwolę, aby tak się stało – obiecuje przez zaciśnięte zęby.

Louis nie czuje się przez to uspokojony.

– To już się stało, Harry. Nie pozwala mi dostać ról, odkąd odważyłem się postawić z tobą nogę w Londynie. Może robić co chce i nikt mu nie przeszkodzi. Co powinienem zrobić? Poddać się?

- Mogę to naprawić - Harry ponownie podchodzi o krok bliżej, tym razem udaje mu się chwycić jego dłoń i przyciągnąć do serca – Przysięgam, zrobię to.

Louis kręci głową.

- Nie wiem, czy możesz. Nie chcę cię prosić, żebyś wybierał między mną a nim, to w końcu twój ojciec, nie powinienem tego robić, ale proszę, żebyś albo stanął w mojej obronie, i za siebie, i położył temu kres, albo pozwól mi odejść. Myślisz, że Des poprzestanie na mojej karierze? Bo oddałbym to dla ciebie, wiesz. Właściwie to bym to zrobił. Ale on tego nie zrobi. Jeśli pozwolę mu odebrać mi wszystko i trzymać się przy tobie, znajdzie po prostu coś innego, co sprawi, że odejdę. Będzie łamał mnie małymi aluzjami, że mnie zdradzasz, dopóki w to nie uwierzę. Będzie groził mojej rodzinie. Cholera wie co jeszcze, ale nie mogę czekać, żeby to zobaczyć. Nie mogę dokonać takiego wyboru.

Harry bierze jego dłoń, którą trzyma, i składa na niej pocałunek.

- Dokonałem wyboru w chwili, gdy wróciłem do domu, Louis. Załatwię to. Nie pozwolę mu już nigdy więcej cię skrzywdzić w jakikolwiek sposób.

Louis teraz płacze, nie mogąc już tego dłużej powstrzymywać. Nie jest pewien, po co tak naprawdę te łzy; czy to złość, frustracja, strach? Sam nie wie.

Harry je wyciera.

- Przysięgam – obiecuje ponownie Harry - Nie martw się tym, dobrze? Idź i bądź niesamowity na tej scenie i nie pozwól mu się do ciebie zbliżyć.

- Jeśli nie możesz tego naprawić, nie przychodź – mówi nagle Louis, nowa fala łez spada po jego policzkach niczym kaskada - Nie mogę cię tam zobaczyć, muszę się tylko pożegnać. Nie mogę tego zrobić.

Ku zaskoczeniu Louisa, Harry wygląda, jakby miał się rozpłakać na samą myśl o tym.

- Będę tam – obiecuje - Za nic w świecie nie bym tego nie przegapił. Na pewno nie dla niego.

Louis, pomimo całego zaufania, jakie ma teraz do Harry'ego, nie wie, czy mu wierzy. Ma wrażenie, że prosi o zbyt wiele. Że nie jest tego wart, tak jak nie był wcześniej.

Zamiast wyrazić to na głos i jeszcze bardziej się denerwować, robi coś odważnego i głupiego. Całuje Harry'ego, delikatnie, powoli i rozdzierająco.

To pocałunek na do widzenia, na wszelki wypadek.

Harry odwzajemnia pocałunek, wciąż trzymając go za rękę. Kiedy rozstają się zaledwie kilka chwil później, Harry płacze.

Louis jest tym jednocześnie zafascynowany i przerażony. Wyciera słone krople drżącymi palcami, a Harry uśmiecha się do niego smutno.

- Płaczesz, jakbyś nie był pewien, czy możesz to naprawić – mówi cicho Louis.

Harry kręci głową.

- Płaczę, bo cię kocham i zraniłem cię, nawet jeśli nie chciałem. Nie zasługuję na to, ale mam nadzieję, że dasz mi szansę, aby to wynagrodzić.

- Zobaczymy dziś wieczorem – szepcze Louis, opuszczając rękę i pochylając się, aby złożyć jeszcze jeden pocałunek na ustach Harry'ego.

- Będę tam.

- Nie będę cię winił, jeśli tak nie będzie – wyznaje cicho Louis. Za nic nie może już nienawidzić Harry'ego - To po prostu nie tak miało być. Miałem na myśli to, co powiedziałem, kiedy zerwaliśmy. Zawsze będę ci kibicować, bez względu na wszystko.

Harry kręci głową.

- Będę tam, Louis – mówi ponownie, bez śladu zmęczenia zapewnianiem go, a wodniste, zielone oczy wwiercają się w jego - I będziesz błyszczeć na tej scenie tak, jak zawsze powinieneś. W moich oczach tak jak zawsze.

Louis tylko kiwa głową, bo jeśli się odezwie, pęknie, załamie się i będzie płakać, dopóki nie będzie w stanie wystąpić przez ból głowy, który sobie tym daje.

- Idź – mówi Harry delikatnie - Mam sześć godzin na uporządkowanie tej sprawy i założę się, że będę potrzebować każdej z nich. Kocham Cię, nie martw się. Proszę, idź i przygotuj się na występ. Do zobaczenia później, tak jak obiecałem, przy drzwiach sceny.

Louis ponownie kiwa głową. Harry całuje go ostatni raz, mocno, po czym wyprowadza go za drzwi i do windy. W windzie całuje go w czoło, potem w policzek, po czym szturcha go w nie nosem, puszczając.

Louis naciska przycisk parteru, zanim może stchórzyć, zamykając oczy, żeby nie musieć patrzeć, jak zamykają się drzwi przed mężczyzną, którego kocha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro