•Pierwsze Spotkanie cz.2•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Hiroto

Poczułem nagle czyjeś ciepło. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że śpię wtulony w jakiegoś chłopaka.

- Co jest do cholery?! - krzyknąłem i szybko wstałem odsuwając się od niego.

Zobaczyłem że jestem w jakim pokoju który napewno nie był moim pokojem. Próbowałem sobie przypomnieć co się wczoraj stało ale nie umiałem. Do tego cholernie zaczęła mnie boleć głowa. Zajebiście lepiej być poprostu nie mogło.

- Widzę że się obudziłeś. Ale następnym razem spróbuj może nie krzyczeć bo niektórzy jeszcze śpią. - powiedział do mnie blond włosy chłopak który się widocznie obudził od moich krzyków.

Siedział na łóżku patrząc na mnie. Był ubrany w białą koszulkę z krótkim rękawem i krótkie, czarne spodenki.

- Jak mam kurwa nie krzyczeć jak budzę się w łóżku jakiegoś obecnego faceta! - powiedziałem wkurwiony.

- Nie krzycz. Nie wszyscy sąsiedzi muszą słyszeć twoje wrzaski.

- Zresztą... nie pamiętasz nic z wczoraj? - spytał się mnie a ja miałem coraz większe obawy co tu się wydarzyło.

Jedyne co pamiętam to że poszedłem się spotkać z chłopakami na piwo do baru i że późnej się źle poczułem i...chyba zemdlałem?...Tak przynajmniej pamiętam. Ugh ale głowa mi napierdala...

- Ehh widzę że mi chyba nie odpowiesz. Dobra chodź. - powiedział i zaczął iść w stronę drzwi.

Uznałem że pójdę za nim i jak tylko będzie okazja to jak najszybciej z tąd wyjdę. Ale najpierw muszę się dowiedzieć co tu się wydarzyło.

Zeszliśmy po schodach i po chwili byliśmy w kuchni.

- Masz - powiedział i rzucił mi do ręki jakieś pudełko z tabletkami przeciwbólowymi. Po chwili położył na stół szklankę z wodą.

Odtworzyłem pudełko z tabletkami i zacząłem je dokładnie oglądać jakbym chciał zobaczyć czy nie ma tam żadnej trucizny albo jakiegoś innego gówna.

- Spokojnie nie otruje cię - powiedział chłopak do mnie który widocznie zauważył że oglądam tabletki.

- To najzwyklejsze leki przeciwbólowe. - dodał po chwili i podszedł do kuchenki i zaczął coś przy niej robić.

Spojrzałem na chłopaka. Nie wyglądał jakby miał złe zamiary...dobra raz kozi śmierć.

Wziąłem tabletkę i popiłem wodą. Usiadłem przy stole rozglądając się po kuchni.

Kuchnia była dość mała i była raczej w staromodnym stylu. Taka nie nowoczesna zbytnio. Widocznie albo jego rodzice lubią taki styl albo są tak starzy że pochodzą z tamtej epoki.
Parsknąłem śmiechem gdy o tym pomyślałem.

Blondyn odwrócił się i spojrzał się na mnie pytającym spojrzeniem.

- Co cię tak śmieszy? Nigdy widziałeś jak ktoś robi naleśniki? - powiedział oburzony myśląc pewnie że to z niego się śmieje. O czyli robi śniadanie.

- Widziałem. - powiedziałem krótko i zaczęłam bardziej się niecierpliwić.

Ten widocznie nie załapał aluzji że żądam wyjaśnień więc wkońcu po kilku minutach sam do niego podszedłem biorąc go za ramię i rzuciłem na stół. Szybko go przygniótłem tak że chłopak w ogóle nie zdążył zareagować. Spojrzał się na mnie zdziwiony.

- Puść mnie! - powiedział i zaczął się wyrywać.
- Uspokój się. Nic ci nie zrobię.
- Oczywiście jeśli będziesz grzeczny. - dodałem po chwili patrząc mu się w oczy, trzymając go mocno za nadgarstki.

Ten tylko na mnie patrzył i nic nie mówił. Było widać że był lekko przestraszony ale zachowywał przy mnie zimną krew.

- Czego chcesz? - spytał się mnie wkońcu przerywając tę chwilę ciszy.

- Żebyś wkońcu powiedział mi co tu się wydarzyło do jasnej cholery.
Każesz mi iść za sobą i robisz jakieś pieprzone naleśniki zamiast mi wkońcu powiedzieć co tu się odpierodliło! - warknąłem do niego patrząc mu dalej w oczy.

Patrzyłem na niego gdy nagle dostrzegłem na jego twarzy... rumieńce? Co jest do kurwy?
To prawda że byliśmy w trochę w może i krępującej pozycji dla niego ale no bez przesady.

- Powiem ci ale mnie puść... - powiedział odwracając wzrok odemnie i lekko zacisnął zęby.

Czyżbym aż tak mocno go ściskał za te nadgarstki?

Puściłem go. Wstał i spojrzał na swoje nadgarstki. Było widać że będzie miał siniaki.

Cholera...nie powinien tak mocno go ściskać. Chociaż jeszcze nie wiadomo czy nie powinienem. Póki nie dowiem się co tu się wydarzyło narazie nie zamierzam go przepraszać za nic. Ale nie wyglądał na kogoś kto chciałby kogoś skrzywdzić. Chociaż...jak to mówią nie oceniaj książki po okładce.

- A więc...wczoraj...a raczej dzisaj... wracałem od mojego kolegi z drużyny z domówki do domu. Uznałem że wolę wcześniej wrócić bo byłem zmęczony. Niestety autobus jadący do mojej dzielnicy już nie jeździł więc musiałem wracać pieszo. Postanowiłem że pójdę tą szemraną dzielnicą,gdzie można dostać za samo przejście dostać kijem bejsbolowym ponieważ dzięki temu szybkiej mogłem dojść do domu. I kiedy tak wracałem zauważyłem ciebie. - powiedział patrząc na mnie.

- Mnie? - nie pamiętam żebym go widział kiedy wracałem dzisiaj.

- Tak ciebie. Na początku myślałem że to jakiś pijak bo szedł jakby miał się zachwile miał się przewrócić i widać że dużo wypił. Ale w pewnej chwili upadłeś nieprzytomny na chodnik.

Czyli jest tak jak pamiętam...zobaczmy co dalej.

- Podeszłam szybko do ciebie. Niestety nie miałeś przy sobie żadnych dokumentów a twój telefon był zablokowany więc nie miałem jak nawet powiadomić twoich bliskich. - mówił dalej kontynuując.

- Dobrze że ich nie powiadomiłeś bo naprawdę byś miał przejebane. - powiedziałem do niego a on się na mnie spojrzał zdziwiony ale po chwili przestał i zaczął dalej kontynuować.

- Więc z tego powodu wziąłem cię do siebie. A raczej do domu Pani Matsuzaki.

- Co to? Jakiś dom dla staruchów? - powiedziałem żartując ale on się tylko spojrzał.

- Jezu spokojnie żartuje. Ale tak serio to gdzie ona jest? Ta pani Matsu coś tam? - spytałem się go. Nie zauważyłem jej w domu. Widocznie gdzieś wyszła albo coś. Ale byłem ciekaw więc się spytałem.

- Aktualnie jest u przyjaciółki i wróci dopiero po południu jeśli chcesz wiedzieć.

- I nie to nie dom dla jakiś staruchów tylko dom mojej trenerki, pani Matsuzaki. - powiedział do mnie spokojnie.

Dziwne normalnie to by ktoś się raczej wkurzył a on jakby nic to chyba ignorował. O nie nie nie dam się tak ignorować.

- A co nie masz własnego że wpraszasz się do czyjegoś?

Jezu jaki ja dzisiaj jestem nie miły. Widocznie mam dzisaj dobry humor plus wkońcu może przestanie ignorować moje miłe komentarze.
Ten się na mnie spojrzał ale nic nie powiedział tylko odwrócił wzrok i tak jakby posmutniał? Uraziłem go czy co? No ale kurde znowu zignorował mój miły komentarz! No żesz! A ja liczyłem że się wkurzy czy coś!

- A więc kiedy już dotarłem z tobą na rękach do domu pani Matsukaze... przez położyłem cię do siebie na łóżko. Wkońcu musiałem cię mieć na oku. Nic nigdy nie wiadomo czy nie byłeś złodziejem albo jakimś innym szemranym typem. - powiedział oglądając swoje nadgarstki.

- A potem? - pytam jakbym oczekiwał że powie wkońcu coś ciekawego.

- Potem poszedłem się ogarnąć i położyłem się obok ciebie żeby mieć cię na oku jak już mówiłem wcześniej, no i zasnąłem.

Czyli nic ciekawego... wsumie trochę jestem zdziwiony ale to chyba lepiej.

- Czyli nic tutaj się takiego nie wydarzyło? - pytam lekko zdziwiony.

- No nie...a co miało się takiego stać? - pyta mnie jakby nie wiedząc do końca o co mi chodzi.

- Nie nic nieważne. - mruknąłem.

Wyjąłem z kieszeni telefon. Miałem z kilka nie odczytanych wiadomości od... Hitomiko? Skąd ona do jasnej cholery ma mój numer? Dobra nieważne. Spytam jej się jak wrócę.
Spojrzałem na wiadomości. No tak jak zwykle gdzie poszedłem i w ogóle. Nic ważnego. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni.

- A więc może się przedstawię. Nazywam się Afuro Terumi ale większość mówi do mnie Aphrodi. - powiedział i wystawił lekko do mnie rękę.

Czekaj...Co?! Jak to Afuro Terumi?!
Spojrzałem na chłopaka jeszcze raz. Do jasnej cholery no tak przecież to on! Jak mogłem go nie poznać! Japierdole albo ja jestem taki nieprzytomny że go nie rozpoznałem wcześniej albo nie wiem...Kurwa teraz najgorsze jest to że on wie jak wyglądam więc trudniej będzie go śledzić! Nie no kurwa zajebiście poprostu!

Ale zresztą przecież nie będę go śledzić wkółko dwadzieścia godziny na dobę... Szanujmy się no. Nie jestem przecież jakimś pierdzielniętym stalkerem. Ja tylko chce sprawdzić czy przypadkiem on z jego drużyną nie oszukują jak rok temu. Bo przecież możliwie że pan Upadły Bóg się podniósł ale możliwe że podnosił się tylko dzięki oszustwu. A ktoś taki nie może się nazywać Bogiem.

- Może zjesz ze mną śniadanie? - spytał mnie się.

A ja się na niego spojrzałem jak na idiotę. Proponuje śniadanie osobie której kompletnie nie zna i może w każdej chwili go zabić? Oczywiście nie zamierzam czegoś takiego zrobić no ale.

- Nie boisz się że coś ci zrobię? - spytałem się go.

- Przecież widziałeś co potrafię. - dodałem po chwili pokazując na jego nadgarstki.

- To prawda nie wyglądasz na zbytnio miłego gościa ale nie sądzę że masz złe zamiary. Zresztą gdybyś chciał mnie zabić już dawno byś to zrobił albo co innego.

- A z nadgarstkami to raczej zrobiłeś niechcący lub w ataku złości. Mimo tego powinieneś trochę nad sobą panować i nie bić każdego kogo popadnie. - powiedział zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Tch! Nie będziesz mi rozkazywać paniusiu! Będę robić co mi się żywnie podoba! - warknąłem do niego.

Ugh! Za kogo on się uważa żeby MI rozkazywać?!
Nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu.
Afuro lekko się zaśmiał.

- Widzę że jesteś głodny. To może zjesz jednak ze mną śniadanie? - powiedział patrząc na mój brzuch.

- Nie jestem głodny - powiedziałem chociaż i każdy tak wiedział że to kłamstwo.

Chciałem poprostu jak najszybciej z tąd iść. Nie miałem najmniejszej ochoty spędzać czasu a co dopiero jeszcze w domu jakiegoś faceta co chcę mi odebrać tytuł Boga!

- Ale burczy ci w brzuchu.

- Cierpisz na omamy - powiedziałem a on się zaśmiał.

- Dobra jak chcesz - powiedział i podszedł do szafki. Wyjął z niej patelnię. Widać że sprawiało mu do trudność.

Widocznie nadgarstki go bardzo bolały. No cóż się dziwić. Widocznie go mu nieźle ścisnąłem je.

- Może lepiej sobie daruj robienie naleśników. Bo sobie tylko jeszcze gorszą krzywdę zrobisz. - powiedziałem pokazując na jego nadgarstki.

- Eh chyba masz racje. - powiedział zrezygnowany odkładając patelnie.

Myślałem że raczej powie coś w stylu " To przez ciebie ich nie mogę robić" czy coś takiego a on dalej zachowywał stoicki spokój.

Nagle poczułem wibracje w mojej lewej kieszeni od spodni. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na jego ekran. To Tatsuya. Uznałem że tym razem odbiorę.

- Halo?

- Hiroto odebrałeś! Co za szczęście! - powiedział uradowany przez telefon.

- Możesz się nie drżeć do ucha? Nie chcę przez ciebie ogłuchnąć. - burknąłem.

- A tak sorry... Ale Hiroto wszytko w porządku? Gdzie ty jesteś? - powiedział przejęty.
Od kiedy Tatsuya się mną przejmuje?

- Tak wszystko w porządku.
- Jestem...- spojrzałem się na Afuro a on na mnie.
- U kolegi. - powiedziałem po chwili a Afuro spojrzał się na mnie spojrzeniem " Serio?".

- A okej to dobrze że wszystko w porządku. Kiedy wrócisz?

Dobra to jest serio dziwne że on się tak o mnie martwi... przecież ileś razy już tak wychodziłem i to nawet na kilka dni. Wsumie jesteśmy braćmi no ale...

- Zachwile będę. - powiedziałem.
- Okej w takim razie czekamy. - powiedział i się rozłączył. Jak to "czekamy"? Nie rozumiem. Dobra za dużo myślisz Hiroto. Daj już spokój.
Może się poprostu pomylił jak moduł albo coś innego.

- Kto to był? Twój chłopak? - spytał się mnie patrząc na mnie.

Jak to chłopak?! Serio to tak wygląda?!

- Nie no spokojnie żartowałem. Ale śmieszne wyglądasz jak się denerwujesz. - powiedział śmiejąc się.

Ja śmieszne?! O tak to nie będzie! Hmm...o wpadłem na świetny pomysł~

- A ty wyglądasz uroczo jak się denerwujesz wiesz?~ - powiedziałem do niego z zadziornym uśmiechem biorąc jego podbródek dłonią. Na jego twarzy zobaczyłem lekki rumieniec. Ha wiedziałem. Nigdy taki pan Bóg ale od zwykłego kompletu się rumieni.

- Niby taki Pan Bóg z ciebie a od zwykłego komplementu się rumienisz~ - powiedziałem z uśmiechem. On zabrał moją rękę z jego podbródka.

- Przestań. Jeżeli chciałeś mnie zawstydzić to ci się nie udało. - powiedział oschle do mnie. Kurde rozgryzł mnie.

- Twój rumieniec mówił co innego. - powiedziałem do niego patrząc mu w oczy próbując postawić na swoim.

- Nie zarumieniłem się dlatego że to powiedziałeś tylko dlatego że sobie o czymś przypomniałem. - powiedział do mnie. Brzmi to jak wymówka no ale wsumie może mówić prawdę.

- Chyba miałeś już iść, czekają na ciebie - powiedział do mnie po chwili.

- Racja - powiedziałem i udałem się w stronę drzwi.

- Do zobaczenia- powiedział do mnie z lekkim uśmiechem.

- Ta do zobaczenia...i dzięki za uratowanie mi tyłka. Nie wiadomo co by się stało gdybym tak został. Napewno nic dobrego. - powiedziałam do niego też z lekkim uśmiechem.

- Nie ma za co. A ty staraj się więcej już nie pić. Bo znowu będziesz miał powtórkę z rozrywki.

- Tego nie mogę obiecać. - powiedziałem i po chwili wyszedłem.

Nawet spoko gość z tego Aphrodiego. Ale to nie znaczy że moje śledztwo w jego sprawie czy nie oszukuje zostało wstrzymane. Przecież może poprostu udawać że jest miły i w ogóle a tak naprawdę być jedną wielką mendą. Wiem co mówię bo spotkałem kilka takich osób. Zresztą świat składa się z większości z samych bestii które tylko czekają jak się potkniesz żeby cię zniszczyć.

Po kilkunastu minutach doszedłem do domu.

- Wróciłem - powiedziałem chociaż wiedziałem że i tak raczej nikogo to nie obchodzi. No może oprócz Tatsuyi ale wydaje się to podejrzane.

Zacząłem zdejmować buty gdy nagle ktoś do mnie podszedł.

- U jakiego kolegi byłeś? - spytał się mnie Tatsuya.

- A co cię to obchodzi. Zresztą o ile wiem nie muszę ci się tłumaczyć. - powiedziałem i minąłem go. Złapał mnie koszulkę.

- Puść mnie. - powiedziałem odwracając głowę w jego stronę.

- Hiroto ja się o ciebie martwię... wychodzisz co chwila gdzieś niewiadomo gdzie i włóczysz się po mieście. Mógłbyś chociaż mówić z kim albo gdzie. Byłbym spokojniejszy.... - powiedział z lekko spuszczoną głową dalej trzymając mnie za koszulkę.

- Martwisz się o mnie. Ha dobre. Mną nigdy nikt się nie przejmował. A tym bardziej nikt się o mnie nie martwi. - powiedziałem wyrywając się i poszedłem szybko do swojego pokoju.

Pov. Tatsuya

To co powiedział... zabolało mnie...i to bardzo... przecież to ja zawsze się o niego martwiłem kiedy wychodził...kiedy coś mu się stało... dlaczego więc tego nigdy nie zauważyłeś Hiroto?...

Pov. Afuro

Nagle usłyszałem jak ktoś krzyknął przez co się obudziłem. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że Pan Piorun się obudził...a może raczej Pan Makaron? Dobra Afuro przestań. Usiadłem na łóżku.

- Widzę że się obudziłeś. Ale następnym razem spróbuj może nie krzyczeć bo niektórzy jeszcze śpią. - powiedziałem patrząc na niego.

Jak mam kurwa nie krzyczeć jak budzę się w łóżku jakiegoś obecnego faceta! - powiedział widocznie wkurzony.

- Nie krzycz. Nie wszyscy sąsiedzi muszą słyszeć twoje wrzaski. - powiedziałem do niego.

Było dość wcześnie a nie chciałem żeby pani Matsuzaki miała przezemnie problemy z sąsiadami.

- Zresztą... nie pamiętasz nic z wczoraj? - spytałem się go.

Ten było widać że zaczął się nad czymś zastanawiać. Możliwie że próbował sobie coś przypomnieć z wczoraj...a raczej dzisaj... Minęło kilka minut a on mi dalej nic nie odpowiedział. Albo nie usłyszał pytania albo zwyczajnie w świecie nie pamiętał co się stało.
Dobra będę chyba musiał mu powiedzieć sam.

- Ehh widzę że mi chyba nie odpowiesz. Dobra chodź. - powiedziałem i zacząłem iść w stronę drzwi.

O dziwo posłuchał się mnie i zeszliśmy po schodach a po chwili byliśmy w kuchni. Wyciągnąłem z szafki tabletki przeciwbólowe.
- Masz - powiedziałem i rzuciłem mu je. Po chwili nalałem do szklanki wody żeby miał czym popić. Położyłem ją na stół.

Zapewne ma kaca i go głowa boli. Ja nigdy go nie miałem ale moi rodzice czasami tak. Wtedy pamiętam że tata brał leki przeciwbólowe bo go głowa bolała.

Chłopak zaś otworzył pudełko i zaczął oglądać tabletki. Co mu tabletek nie widział? A pewnie myśli że chce go otruć czy coś.

- Spokojnie nie otruje cię - powiedziałem patrząc na niego.
- To najzwyklejsze leki przeciwbólowe - dodałem po chwili i podszedłem do kuchenki. Wyciągnąłem potrzebne składniki na naleśniki.

Kurde co ja robię?! Miałem mu wyjaśnić co to się stało a nie robić naleśniki. No ale wsumie zapewne jest głodny. Zresztą ja też więc...

Nagle usłyszałem jak parsknął śmiechem. Odwróciłem się i spojrzałem się na niego pytającym spojrzeniem.

- Co cię tak śmieszy? Nigdy widziałeś jak ktoś robi naleśniki? - powiedziałam do niego myśląc że to zapewne się ze mnie śmieje.

- Widziałem - powiedział krótko i wyglądał jakby się coraz bardziej niecierpliwił. A niech se czeka. Ja tu kurde jestem głodny i muszę coś zjeść.

W pewnej chwili chłopak podszedł do mnie łapiąc mnie za ramię i rzucił mnie na stół. Szybko mnie przygniótł nawet przez co nawet nie zdążyłem zareagować.

- Puść mnie! - powiedziałem i zacząłem się wyrywać.

- Uspokój się. Nic ci nie zrobię.
- Oczywiście jeśli będziesz grzeczny. - dodał po chwili patrząc mi się w oczy, trzymając mnie mocno za nadgarstki.

Spojrzałem się na nieco lekko przestraszony ale próbowałem zachować zimną krew.

- Czego chcesz? - spytałem się go wkońcu przerywając tą chwilę ciszy.

- Żebyś wkońcu powiedział mi co tu się wydarzyło do jasnej cholery.
Każesz mi iść za sobą i robisz jakieś pieprzone naleśniki zamiast mi wkońcu powiedzieć co tu się odpierodliło! - warknął do mnie patrząc mi się dalej w oczy.

No dobra wiem że to było głupie...no ale kurde ja tu jestem głodny okej?! Nie miej do mnie pretensji gościu tylko do mojego brzucha! Ja muszę coś wkońcu zjeść bo umrę!

Zresztą...nie podobała mi się pozycja w której mnie trzymał... poczułem że się rumienię. Kurde tylko żeby on tego nie zauważył...

- Powiem ci ale mnie puść... - powiedziałem odwracając wzrok od niego i lekko zacisnąłem zęby. Kurde musiał aż tak mocno ścisnąć mi te nadgarstki?

Puścił mnie. Wstałem i spojrzałem na swoje nadgarstki.

Super...na bank będę miał siniaki...no ale wsumie mogłem mu odrazu powiedzieć żeby uniknąć tego co się przed chwilą stało...

- A więc...wczoraj...a raczej dzisaj... wracałem od mojego kolegi z drużyny z domówki do domu. Uznałem że wolę wcześniej wrócić bo byłem zmęczony. Niestety autobus jadący do mojej dzielnicy już nie jeździł więc musiałem wracać pieszo. Postanowiłem że pójdę tą szemraną dzielnicą,gdzie można dostać za samo przejście dostać kijem bejsbolowym ponieważ dzięki temu szybkiej mogłem dojść do domu. I kiedy tak wracałem zauważyłem ciebie. - powiedziałem patrząc na niego.

- Mnie? - spytał mnie zdziwiony. Widocznie mnie nie widział.

- Tak ciebie. Na początku myślałem że to jakiś pijak bo szedł jakby miał się zachwile miał się przewrócić i widać że dużo wypił. Ale w pewnej chwili upadłeś nieprzytomny na chodnik.

- Podeszłam szybko do ciebie. Niestety nie miałeś przy sobie żadnych dokumentów a twój telefon był zablokowany więc nie miałem jak nawet powiadomić twoich bliskich. - mówiłem dalej kontynuując.

- Dobrze że ich nie powiadomiłeś bo naprawdę byś miał przejebane. - powiedział do mnie przerywając mi a ja spojrzałem się na niego zdziwiony. Jak to przerąbane?

- Więc z tego powodu wziąłem cię do siebie. A raczej do domu Pani Matsuzaki. - powiedział mówiąc dalej udając że zignorowałem to co powiedział wcześniej.

- Co to? Jakiś dom dla staruchów? - powiedział żartując a ja się tylko na niego spojrzałem.
Serio nie mógł przestać rzucać te swojego przemiłe komentarze?

- Jezu spokojnie żartuje. Ale tak serio to gdzie ona jest? Ta pani Matsu coś tam? - spytał się mnie.

- Aktualnie jest u przyjaciółki i wróci dopiero po południu jeśli chcesz wiedzieć. - odparłem.

- I nie to nie dom dla jakiś staruchów tylko dom mojej trenerki, pani Matsuzaki. - dodałem po chwili spokojnie.

- A co nie masz własnego że wpraszasz się do czyjegoś? - powiedział do mnie.

Afuro spokojnie...on nie wie...mimo tego to trochę zabolało...to prawda nie mam własnego domu... kiedy moi rodzice zginęli w wypadku przygarnął mnie Kayegama...ale po finale strefy futbolu nie miałem gdzie się podziać...i to właśnie dzięki pani Matsuzaki jestem tym kim dzisiaj jestem...i mam dom. Przygarnęła mnie.

- A więc kiedy już dotarłem z tobą na rękach do domu pani Matsukaze... przez położyłem cię do siebie na łóżko. Wkońcu musiałem cię mieć na oku. Nic nigdy nie wiadomo czy nie byłeś złodziejem albo jakimś innym szemranym typem. - powiedziałem oglądając swoje nadgarstki.

- A potem? - pytał jakby oczekiwał że powiem niewiadomo co.

- Potem poszedłem się ogarnąć i położyłem się obok ciebie żeby mieć cię na oku jak już mówiłem wcześniej, no i zasnąłem.

- Czyli nic tutaj się takiego nie wydarzyło? - spytał lekko zdziwiony.

- No nie...a co miało się takiego stać? - pytam nie wiedząc o co mu chodzi.

- Nie nic nieważne. - mruknął.

Wyjął z kieszeni telefon ale po chwili go schował z powrotem.

- A więc może się przedstawię. Nazywam się Afuro Terumi ale większość mówi do mnie Aphrodi. - powiedziałem i wystawiłem lekko do niego rękę. Ten nic nie mówił tylko się na mnie patrzył. Eh znowu to samo.

- Może zjesz ze mną śniadanie? - spytałem się go po chwili. Byłem serio głodny i już chyba dłużej nie wytrzymam.
Spojrzał się na mnie jak na idiotę.

- Nie boisz się że coś ci zrobię? - spytał się mnie.

- Przecież widziałeś co potrafię. - dodał po chwili pokazując na moje nadgarstki.

- To prawda nie wyglądasz na zbytnio miłego gościa ale nie sądzę że masz złe zamiary. Zresztą gdybyś chciał mnie zabić już dawno byś to zrobił albo co innego.
- A z nadgarstkami to raczej zrobiłeś niechcący lub w ataku złości. Mimo tego powinieneś trochę nad sobą panować i nie bić każdego kogo popadnie. - powiedziałem zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Tch! Nie będziesz mi rozkazywać paniusiu! Będę robić co mi się żywnie podoba! - warknął na mnie.
Nagle zabuczalo mu w brzuchu a ja się zaśmiałem. No teraz mi nie odmówi śniadania i będę mógł je wkońcu zjeść!

- Widzę że jesteś głodny. To może zjesz jednak ze mną śniadanie? - powiedziałem patrząc na jego brzuch.

- Nie jestem głodny - powiedział chociaż i każdy tak wiedział że to kłamstwo. Kurde dlaczego on kłamie?

- Ale burczy ci w brzuchu.

- Cierpisz na omamy - powiedział a ja się zaśmiałem.

- Dobra jak chcesz - powiedziałem i podszedłem do szafki. Wyjąłem z niej patelnię. Zacisnąłem lekko zęby. Kurde te nadgarstki serio mega bolą...chyba nie dam rady ich zrobić...

- Może lepiej sobie daruj robienie naleśników. Bo sobie tylko jeszcze gorszą krzywdę zrobisz. - powiedział do mnie pokazując na moje nadgarstki.

- Eh chyba masz racje. - powiedziałem zrezygnowany odkładając patelnie. A miałem taką ochotę na te naleśniki... aż chęć na jedzenie mi wyparowała...

Nagle ktoś do niego zadzwonił. Odebrał i rozmawiali tak chwilę. Nie wiem kto to ale chyba ktoś ważny dla niego.
- Kto to to był? Twój chłopak? - spytałem się go.

Wiem że to głupie ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Widać było że chyba raczej nie po jego wyrazie twarzy.
- Nie no spokojnie żartowałem. Ale śmieszne wyglądasz jak się denerwujesz. - powiedziałem śmiejąc się. Serio śmiesznie wyglądał.

- A ty wyglądasz uroczo jak się denerwujesz wiesz?~ - powiedział do niego z zadziornym uśmiechem biorąc mój podbródek dłonią.
Poczułem że się rumienie. Co się ze mną dzieje?

- Niby taki Pan Bóg z ciebie a od zwykłego komplementu się rumienisz~ - powiedział z uśmiechem. Zabrałem jego rękę z mojego podbródka.

- Przestań. Jeżeli chciałeś mnie zawstydzić to ci się nie udało. - powiedziałem oschle do niego. Niech nie myśli sobie że jestem taki głupi.

- Twój rumieniec mówił co innego. - powiedział do niego patrząc mi w oczy próbując postawić na swoim.

- Nie zarumieniłem się dlatego że to powiedziałeś tylko dlatego że sobie o czymś przypomniałem. - powiedziałem do niego. Cóż nie było to prawda ale nie zamierzałem się przyznawać że to przez niego. No bo przecież to chyba nie było przez niego... prawda?

- Chyba miałeś już iść, czekają na ciebie - powiedziałem do niego po chwili. Niech lepiej już idzie. Jego obecność źle na mnie chyba wpływa.

- Racja - powiedział i udał się w stronę drzwi.

- Do zobaczenia- powiedziałem do mnie z lekkim uśmiechem.

Mimo tego że chciałem żeby poszedł... miałem nadzieję że jeszcze kiedyś go spotkam.

- Ta do zobaczenia...i dzięki za uratowanie mi tyłka. Nie wiadomo co by się stało gdybym tak został. Napewno nic dobrego. - powiedział do mnie też z lekkim uśmiechem.

- Nie ma za co. A ty staraj się więcej już nie pić. Bo znowu będziesz miał powtórkę z rozrywki. - powiedziałem do niego.

Sam nie jestem do końca pewien przez co on zemdlał ale lepiej i tak będzie jak przestanie pić.

- Tego nie mogę obiecać. - powiedział i po chwili wyszedł. Westchnąłem cicho i zamknąłem za nim drzwi.

Co za dzień... już jestem wymęczony a dzień dopiero co się zaczął...ale nie wiem czemu ale czuję się też jednocześnie szczęśliwy... czyżby to przez niego?...

***
Jak widzicie rodział jest dość długi i jego pisanie trochę mi zajęło więc mam nadzieję że mi wybaczycie że przez ostatnie dni nie było nowego rodziału 😅

***









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro