1 dzień świąt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Budzenie się obok Harry'ego nie było dziwne, ani tym bardziej niezręczne. Budzenie się ze swoim przyjacielem w łóżku też nie było dla niego czymś niecodziennym. Budzenie się oplątanym przez ręce Harry'ego wokół siebie i jednym kolanem pomiędzy jego udami też nie było czymś niespotykanym wcześniej. 

Ale budzenie się za Harrym, przytulając się do jego pleców, z dłonią na sercu bruneta wcześniej się nie zdarzało. 

Mógł idealnie poczuć pod sobą każdy oddech Harry'ego, każde bicie serca, wydychane powietrze na swojej skórze. Jego nos i policzek były zatopione w burzy loków, a jego własna klatka piersiowa przyciśnięta do drugiego ciała przed nim. 

Świadomość wysuwała się na przód jego głowy, a sen odchodził w zapomnienie, gdy zdał sobie sprawę z tego w jaki sposób trzymał swojego najlepszego przyjaciela. Otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził, że nic nie widzi poza ciemnością. Odsunął swoją głowę o kilka centymetrów i ujrzał włosy, które łaskotały go w twarz, przez co się obudził. 

- Ekhem - odkaszlnął niezobowiązująco i spróbował uwolnić swoja prawą rękę z uścisku Harry'ego. 

Przeturlał się na plecy, gdy z sukcesem udało mu się odzyskać kończynę i pozwolił sobie zamknąć oczy na dosłownie kilka sekund. 

Kilka sekund zamieniło się w kilka minut, a następnie Louis ze świstem wciągnął powietrze przez nos, jednocześnie siadając na łóżku. Szybko spojrzał na mężczyznę obok siebie, który teraz był zwrócony twarzą do niego, a jego oczy przysłaniały zagubione loki. Louis nie mógł powstrzymać potoku swoich myśli, które ponownie wybudziły go z drzemki. Harry wyglądał uroczo, gdy spał. Mały, zaspany kot. 

- Naprawdę nie mogę spać, kiedy na mnie patrzysz - cichy pomruk wydostał się z ust bruneta, dodatkowo stłumiony przez pościel. 

- Nie patrzę na ciebie.

- Patrzysz od kilku minut. 

Możliwe, ale Louis nigdy się do tego nie przyzna. 

Postawił swoje stopy na zimnej podłodze i wstał z łóżka. Pospiesznie wybrał przypadkowe ubrania ze swojej torby, która leżała na jego dawnym biurku. Chwycił jeszcze kosmetyczkę i wyszedł z pokoju, aby załatwić swoją poranną rutynę w łazience. 

- Jesteśmy przyjaciółmi, udajemy to wszystko. Nic więcej - mówił do swojego odbicia w lustrze, a następnie oblał twarz zimną wodą - Kurwa - faktycznie zimną wodą. 

Podskoczył dwa razy i otrząsnął się ze wszystkich myśli i obrazów, które przechodziły przez jego umysł. Z jakiegoś powodu to wszystko zawierało imię Harry'ego lub jego wizerunek. Louis musiał jak najszybciej skończyć te święta i całą tę grę zanim skończy się coś innego. O wiele ważniejszego. 

Wyszedł z łazienki i skierował swoje kroki do sypialni, w której teraz urzędował razem z Harrym. 

- Oj przepraszam. 

Harry stał na środku pokoju bez koszulki, w samych bokserkach i ze spodniami w połowie drogi. 

- W porządku - zaśmiał się Harry - To wcale nie tak, że nie widziałeś mnie nigdy nago. 

W odpowiedzi Louis tylko się uśmiechnął i niezręczny śmiech uciekł z jego ust. 

On faktycznie widział Harry'ego bez ubrań. Dobrze pamiętał, gdy w wakacje musiał przyjechać po niego do jego mieszkania i uwolnić go z kajdanek przyczepionych do ramy łóżka. To była lekcja dla nich wszystkich, aby zawsze pamiętać, gdzie odkłada się klucz. Albo przynajmniej nie pozwolić swojej zdobyczy nocnej uciec od rana. 

- Wszystko w porządku Lou? - w głosie bruneta wyczuwalna była troska.

- Tak, w jak najlepszym - odpowiedział, nawet jeśli jego sen nawiedzał go za dnia - Powinniśmy zejść na śniadanie, bo mama pewnie się niecierpliwi. Za kilka godziny jedziemy na łyżwy z dziewczynami. 

***

Przy śniadaniu, przy sprzątaniu, przy leniwej rozmowie na kanapie, a ostatecznie podczas szykowania się do wyjazdu na lodowisko. Wszędzie, przez cały czas był z Harrym. Z Harrym i ze świadomością, że muszą udawać parę przed jego mamą. 

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Louis śnił o Harrym, myślał o nim i bez żadnych trudności potrafił sobie wyobrazić Harry'ego i to absolutnie nie było przyjacielskie. On był przerażony, bo przed nimi było jeszcze kilka dni tej gry, tej umowy między nimi. Jeszcze kilka dni do końca roku, a Louis nie chciał, aby wraz z końcem roku skończyła się też ich przyjaźni, gdy przekroczą granice między przyjaźnią, a tym udawanym związkiem. 

Harry, który swobodnie opierał się na jego boku, gdy tylko oni zajmowali kanapę w salonie zachowywał się niesamowicie naturalnie, swobodnie i komfortowo. Louis czuł coś ciężkiego w sobie, coś co nie pozwalało mu kontynuować pocałunków, trzymania za rękę i słodkich słówek. Od śniadania minęły trzy godziny, a oni pocałowali się przynajmniej cztery razy, za każdym razem to Harry wychodził z inicjatywą. Louis za dużo myślał.

Bo co jeśli to tak wyglądało od zawsze? Co jeśli jedyne czego im brakowało to tej fizycznej strony? Co jeśli oni nie udawali? Co jeśli to wszystko było tylko w głowie Louisa, bo łatwiej było nazwać to grą, łatwiej było nazwać to umową, udawaniem i wyzwaniem? 

- Nie myśl tak dużo.

 Louis podniósł głowę z nad swojej torby, w której szukał dłuższych skarpetek i drugiej rękawiczki, bo jak na niego przystało, zgubił jedną. 

- O czym myślisz? Od rana jesteś odległy i skupiony na czymś - Harry był gotowy do wyjścia, a na zewnątrz do samochodu pakowały się jego siostry i mama. Oni mieli jechać we dwójkę drugim samochodem. 

- Po prostu zastanawiam się czy to jest normalne. Czy my jesteśmy normalni Harry? 

- O czym teraz mówisz? 

- Spójrz na nas, czy to nie jest coś co robiliśmy miliony razy? Dlaczego nie panikujesz, dlaczego nie zastanawiasz się nad każdym ruchem i dlaczego to jest takie proste?- zdawał sobie sprawę z tego, że zadał dużo pytań, na które prawdopodobnie nie otrzyma odpowiedzi, ale on i Harry przyjaźnili się od kilku lat. Nie chciał tego stracić. 

- To jest... to tylko na pokaz tak? Możemy jechać na łyżwy już? Twoja mama i siostry już wyjechały - Harry zaoferował mu kiepskie wyjaśnienie, ale fakt faktem, że jego rodzina już wyjechała, a Louis siedział z tylko jedną skarpetką na stopie. 

W porządku - pomyślał. W porządku, to było tylko na pokaz. Byli bezpieczni, wrócą do siebie i nic na tym nie ucierpi. W porządku. 

Szybko naciągnął na siebie drugą skarpetkę i w ekspresowym tempie wyszykował się do wyjścia. 

***

Na lodowisku Louis i Harry spotkali się z Jay, bliźniaczkami i Lottie. Dziewczyny już wypożyczyły łyżwy dla siebie, więc teraz pozostali tylko oni. Sprawnie uporali się z płatnościami i wypożyczaniem, a następnie przeszli do prowizorycznej szatni, aby odwiesić swoje płaszcze i wygodnie założyć łyży. 

W samochodzie nie rozmawiali za dużo, ale wydawało się, że atmosfera zelżała wraz z muzyką radiową. Ustrojone domy w sąsiedztwie i dźwięki dobrze im znanych piosenek sprawiły, że podróż na lodowisko zamieniła się w trzydziestominutowy koncert. Oboje się śmiali, a wszelkie wątpliwości, które jeszcze kilka godzin temu miał w sobie Louis, zostały przyćmione przez słodki śmiech Harry'ego i blask dołeczków w jego policzkach. 

- Dawno nie jeździłem na łyżwach, myślę, że bardzo szybko się przewrócę - oznajmił Harry, gdy powoli zmierzał w stronę lodowiska, ostrożnie stawiając kroki. 

- W takim razie pozwól mi się uratować - pewność siebie wróciła do głosu Louisa, a on bez zastanowienia złapał dłoń bruneta, gdy znaleźli się na lodzie. 

To takie dziwne i jednocześnie miłe, jak obecność Harry'ego i jego uśmiech zmieniły nastrój Louisa w przeciągu półgodzinnej jazdy tutaj. Przed wyjściem z domu miał kryzys egzystencjalny na poziomie poważnym, a teraz jeździł na łyżwach ze swoimi siostrami i mamą oraz Harrym i jego dłonią bezpiecznie schowaną w jego własnej. 

Harry z kolejnym okrążeniem radził sobie o wiele lepiej i w pewnym momencie nie potrzebował już stabilizacji w postaci dłoni Louisa. To oczywiście nie mogło potrwać długo, bo Louis z łatwością wyprzedził Stylesa i ponownie znalazł się za nim. Chwilę później na nim.

- Woah - to wszystko co wyszło z ust Harry'ego, gdy Louis wpadł na niego i przewrócił ich obu na ziemię. 

Śmiech ich otaczał i żaden z nich nie był obrażony. To było śmieszne, jak oboje leżeli na zimnym lodzie, próbując się podnieść i nie przewrócić znowu. 

- Podaj mi rękę - Louis zaśmiał się, gdy udało mu się usiąść na kolanach - A teraz mnie podnieść - Harry wsparł się na jego dłoni i stanął na nogi. Wyciągnął rękę, aby pomóc szatynowi. 

Nie w taki sposób miało to wyglądać, ale wyszło jak wyszło. Noga Louisa zdradziecko odjechała do przodu co spowodowało kolejny upadek. 

- Nigdy już nie wstaniemy - śmiech koloryzował słowa Harry'ego. 

- Nie szkodzi, poczekamy do zamknięcia, aż nas pozbierają - na te słowa Harry zaśmiał się bardziej, a on mógłby słuchać tego dźwięku godzinami. 

Szybko pochylił się do przodu i pocałował go w uśmiechnięte usta, wykorzystując okazję. Tak jak trzy dni temu, Louis zapomniał o zimnie i tym, że cały czas siedział z tyłkiem na lodzie. Jedyne na czym się skupiał to ciepły język Harry'ego w jego buzi i tym, że to jest coś co zdecydowanie polubił. Nie wiedział ile tak trwali, do czasu aż siostra Louisa nie zwróciła im uwagi.

- Fuujj - zaśpiewała Lottie, przejeżdżając obok nich - Tu są ludzie, tu są dzieci! 

Usta Louisa wykrzywiły się w uśmiechu tym samym, przerywając pocałunek. Zanim sukcesywnie się podnieśli Louis pozostał chwilę dłużej w morskich oczach Harry'ego. 


//  Witam i przepraszam, że tak długo zajęło mi napisanie tego rozdziału. Nie jest on najlepszy ani tak długi jak poprzedni, ale to już koniec świąt u chłopaków. Pozostają nam dwa może trzy rozdziały 'przerwy od bycia udawanymi chłopakami' , a później sylwestrowy rozdział, który mam nadzieję uda mi się napisać na czas i to będzie koniec. 
Miłego dnia/ południa/ wieczoru / nocy :)   //

 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro