2 dni do Sylwestra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wczorajsze zakupy zajęły Louisowi całe południe, ale zjadł w końcu porządny obiad i udało mu się usiąść do laptopa, aby ogarnąć e-maile do pracy. Za chwilę koniec roku, a wraz z rozpoczęciem nowego musiał wrócić do pracy. Kolejne południe mijało mu dość szybko, biorąc pod uwagę, że jego chwila przeznaczona na pracę zabrała mu dwie solidne godziny. 

Przeżył dwa dni bez Harry'ego Stylesa, a za dokładnie dwa dni o tej porze będzie panikował w co się ubrać i jak będzie wyglądało ich spotkanie. Pierwszy raz odkąd rozdzielili się w samochodzie Stylesa. Pierwszy raz odkąd Louis pocałował go po raz ostatni. 

Jednak póki co miał jeszcze trochę czasu dla siebie i na to, aby zadbać o swoje mieszkanie, które było w stanie bardziej niż złym. Musiał zająć się sprzątaniem, a to zdecydowanie powinno uciszyć jego potok myśli. Praca okazała się skutecznym rozproszeniem, więc sprzątanie mieszkania również powinno zadziałać. 

Każdy pokój został poodkurzany, podłogi umyte, a kurze starte. Nawet zajął się sprzątaniem łazienki, co wiązało się z szybkim wypadem do sklepu, bo okazało się, że brakowało mu podstawowych środków czyszczących takich, jak płyn do mycia szyb. 

Rozglądając się po sklepie zauważył, że świąteczne dekoracje ustąpiły miejsca fajerwerkom, błyszczącym boa i brokatowi, który nie wiadomo po co miał by się przydać. Zaopatrzył się też w artykuły spożywcze i więcej ręczników papierowych. To był dzień generalnego sprzątania. Może, jeśli jego mieszkanie będzie poukładane i schludne, to jego myśli i uczucia też? 

Wrócił do mieszkania z pełnymi torbami i zmarzniętym nosem. Wszystko wszystkim, ale nie spodziewał się aż tak niskiej temperatury na zewnątrz. Śnieg już zelżał i powoli się topił, sprawiając, że wszędzie było pełno cieczy, która przypominała błoto, ale nim nie była. Wchodząc do mieszkania oczywiście narobił mokrego bałaganu w korytarzu. 

W okolicach godziny piętnastej jego łazienka błyszczała tak, jak jeszcze nigdy, a on zrobił sobie przerwę na szybki obiad. Nigdy nie był dobry w gotowaniu, ale nie był też wymagający, jeśli chodziło o jedzenie, więc przygotował makaron z pesto. Po zjedzeniu zmywał naczynia, gdy jego telefon rozświetlił się i w pokoju rozbrzmiała dobrze znana mu melodyjka. 

- Co tam? - zapytał, podnosząc słuchawkę. 

- Masz ochotę na wino i może pierniczki? 

- To dość ciekawe połączenie H - uśmiech błąkał się na jego ustach, słysząc jego głos. 

- Tak wiem, wymyśliłem to przed chwilą - chwila ciszy nastąpiła na linii, głównie dlatego, że Louis czekał, aż Harry powie coś więcej i uraczy go swoim głosem - Więc? Mogę przyjść? Z winem i piernikami oczywiście. 

 - Gdzie jest haczyk? Jaka jest pułapka? - odłożył ostatni talerz na suszarkę, mając telefon wciśnięty miedzy ucho, a ramię. 

- Niall wrócił, ale nie sam. Zgaduję, że musiałem się ewakuować z naszego mieszkania, zanim zobaczyłbym coś, czego nie mógł bym odzobaczyć. 

Faktycznie, Louis prawie zapomniał, że Niall już wrócił i on też będzie na wieczorku sylwestrowym Harry'ego. Cóż to jest tak samo wieczorek Niall, ponieważ te papużki nierozłączki nie dość, że mieszkali ze sobą, to jeszcze pracowali w tej samej firmie. 

- Okay - zgodził się Louis, a jego żołądek zrobił fikołka - Przynieś wino i pierniki - zaśmiał się, a po drugiej stronie słuchawki mógł wręcz usłyszeć, jak w policzkach Harry'ego pojawiły się dołeczki.

Z zadowoleniem stwierdził, że wybrał idealny dzień na sprzątanie mieszkania. Nieważne, że Harry nie raz i nie dwa bywał u niego w mieszkaniu, gdy ono było w jeszcze gorszym stanie. Po prostu to było normalne. A teraz Louis wysprzątał całe mieszkanie. 

Niby nie panikował i zdecydowanie mógł pozostać w swoich szarych dresach i koszulce na krótki rękaw, ale coś kazało mu się przebrać. Więc tak też zrobił i pobiegł do swojej sypialni. Z szafy wybrał swoje ulubione, czarne dżinsy i szary sweter, który mógł odkrywać skrawek jego obojczyków i tatuażu na nich. 

Kilka razy poprawiał grzywkę, którą w najbliższym czasie powinien zająć się jakiś fryzjer. Dwie minuty później do drzwi od jego mieszkania zapukał Harry. 

- Nie musisz pukać, wiesz, że możesz po prostu wejść - powiedział, otwierając drzwi i momentalnie uśmiechając się na widoki jaki zastał. 

Harry miał na sobie ten sam płaszcz co zawsze, ten sam szalik, jego loki znów były przykryte tą samą czapką, a na jego twarzy grasował ten sam uśmiech co zawsze. Ale dla Louisa to było coś pięknego i mógł sobie to przywłaszczyć w swojej głowie. Harry. 

Prawie naturalnym odruchem było pocałowanie bruneta na przywitanie, ale. Ale nie zrobił tego. 

W odpowiednim momencie się wycofał i po prostu przytulił mężczyznę w drzwiach. Żył w świadomości, że Harry nie zauważył momentu zawahania w jego oczach. Wszystko w porządku. Mieli zasady. 

Właśnie. Zasady. 

W tym momencie łamali zasadę wolnych dni. 

Louis nawet nie pomyślał o ich umowie, gdy Harry zadzwonił do niego kilkanaście minut wcześniej. Był szczęśliwy i podekscytowany, że zobaczy się z Harrym. Po tych wszystkich nocach i chwilach głębokich przemyśleń, teraz czuł się dobrze i czuł, że to dzięki spotkaniu z Harrym. Mógł lub też nie, delikatnie przyznać, że chciał mieć Harry'ego dla siebie. W bardziej romantyczny sposób niż przyjaźń. 

- Hej. Jest chyba minus trzy na zewnątrz - powiedział Harry jak gdyby nigdy nic, rozpoczynając z nim luźną rozmowę. Zdjął swoje buty i odwiesił okrycie wierzchnie na wieszak w korytarzu. 

Louis w tym czasie udał się do kuchni i wyjął dwa kieliszki do wina z kredensu, a następnie poszukał jakiegoś płaskiego talerza na pierniczki. Harry przyszedł do niego do kuchni i usiadł na jednym z krzeseł przy stole, odkładając butelkę czerwonego wina i piernikowe ciastka. 

- Posprzątałeś? 

- Nudziło mi się - odpowiedział niezobowiązująco, co było poniekąd prawdą. Musiał się czymś zająć.

Tomlinson sprawnie nalał im wina do kieliszków i zaproponował przejście do salonu. Usiedli razem na kanapie, która była świadkiem wielu pocałunków, wielu przekomarzanek i widziała wielu różnych ludzi. Teraz Louis siedział na tej kanapie z Harrym, z którym budził się niezliczoną ilość razy. 

- O czym myślisz? - Harry wyciągnął swoje nogi i ułożył kostki na kolanach Louisa. Ton jego głosu nie był oskarżycielski, bardziej ciekawski. 

Louis automatycznie ułożył wolną dłoń na kostkach Harry'ego i kciukiem wjechał pod nogawkę jego spodni, aby dotknąć jego skóry - O niczym - nie chcesz wiedzieć o czym myślę - pomyślał. 

- W sklepie był okropny tłum. Myślałem, że przed świętami ludzie głupieją, ale jak się okazuje przed Sylwestrem też - zaczął brunet ze zrelaksowanym wyrazem twarzy. 

- Biegają jak kurczaki z odciętymi głowami - skomentował Louis, absolutnie nie myśląc o gładkiej skórze Harry'ego i jego idealnych nogach. 

- Dokładnie tak - drobny chichot uciekł z ust drugiego mężczyzny - A później i tak nic z tego nie mają oprócz bezsensownie wydanych pieniędzy na fajerwerki. Biedne zwierzaki. 

- Zawsze chciałem mieć psa.

- Możesz zaadoptować.

- Tak, ale może nie teraz. Sam nie mógłbym poświęcać mu tyle czasu. Drugiego stycznia muszę wrócić do pracy.

- Proszę nie rozmawiajmy o pracy - zatrzymał go Harry, podnosząc do góry jeden palce w geście uciszenia go. 

W ciągu dwóch godzin wypili całe wino, a rozmowa wędrowała przez wszystkie możliwe tematy. Teraz siedzieli na kanapie bliżej siebie, Harry nadal miał swoje nogi ułożone na udzie Louisa, a on jedną stopę położył płasko na kanapie. W międzyczasie, któryś z nich włączył telewizję, dźwięk wiadomości leciał przyciszony, wypełniając pokój, gdy ich śmiechy na chwilę cichły. 

Louis wstał z kanapy, aby odłożyć puste kieliszki do zlewu, a Harry po całości rozłożył się na kanapie. 

- Last Christmas, I gave you my heart. But the very next day, you gave it away - zanucił Harry, a Louis uśmiechnął się pod nosem. 

- Co robisz? - na jego ustach gościł uśmiech, a radość błyszczała w jego oczach, gdy patrzył na Harry'ego, który rozbawiony śpiewał dalej.

- Śpiewam, nie mogę? - podciągnął się wyżej, opierając się o podłokietnik i zginając nogi w kolanach - Once bitten and twice shy. I keep my distance, but you still catch my eye.

- Wiesz, że to nie jest świąteczna piosenka, tylko o zerwaniu? - podszedł do kanapy z przeciwnej strony tak, aby być naprzeciwko Harry'ego.

- Brzmi świątecznie - wzruszył ramionami, tak dobrze, jak dało się to zrobić leżąc na kanapie - Tell me, baby, do you recognize me?

Tak, pomyślał Louis, rozpoznawał go. Rozpoznawał w Harrym wszystko o czym kiedykolwiek marzył. Bo Harry wyglądał jak marzenie, leżąc na jego brzydkiej kanapie, z lokami na oparciu, uśmiechem i radosnymi oczami, śpiewając Wham! i będąc tylko dla Louisa. 

Nie zastanawiając się zbytnio, Louis przełożył nogę nad podłokietnikiem i wspiął się na mebel. Podciągnął się i wylądował idealnie między nogami Harry'ego, z twarzą zaledwie kilka centymetrów od twarzy bruneta. 

- Hej - od Louisa.

- Cześć - od Harry'ego. 

Okazja. Tak nazywał to wcześniej, więc teraz też. Louis wykorzystuje okazję i sekundę później złączył ich usta ze sobą. Usta Harry'ego były miękkie jak za każdym razem, gdy się całowali. Teraz to było delikatne, nic więcej oprócz stykających się warg. Przyjemnie. Louis chciał zostać tak do końca życia. 

Odsunął swoją twarz trochę do tyłu, aby spojrzeć na piękną twarz Harry'ego, jego Harry'ego. To Harry był tym, który ponownie zamknął przestrzeń między nimi i połączył ich usta. Louis nie protestował, kiedy pocałunek stawał się coraz głębszy i żarliwy. Harry nie protestował, kiedy Louis przesunął się wyżej na jego ciele, aby mieć lepszy dostęp. Sam przyciągnął go bliżej do siebie za pomocą swoich nóg.

To tak jakby w zwolnionym tempie, w bańce z brokatem i różowym dymem, gdy dłonie Harry'ego wkradają się pod sweter Louisa. Gdy Louis ma przyciśnięte biodra do tych, należących do bruneta. Gdy jedynymi dźwiękami w pokoju są ich westchnienia i jęki, a program telewizyjny został już dawno zapomniany. 

To o wiele więcej niż wszystko inne co robili wcześniej i to w żaden sposób nie zalicza się do ich udawania. Jedyne co dzieliło ich od siebie to były ich ubrania. Problem został szybko rozwiązany, pozostawiając Louisa bez swetra, a Harry'ego z podwiniętą koszulką. Louisowi zajęło to tylko chwilę zanim zorientował się, że był twardy. Harry zresztą też. To było coś co absolutnie wykraczało po za ich zasady. 

- Powinniśmy przestać? - pytanie Louisa nijak miało się do tego co robił. Pozwolił sobie zwiedzić klatkę piersiową Harry'ego i bardzo dokładnie zaznaczał jego tatuaże swoimi ustami. 

- Nawet nie próbuj - odpowiedział na wydechu. 

Louis przepadł, słysząc głos Harry'ego. Podejrzewał, że przepadł już wcześniej, ale teraz było definitywnie za późno, aby wrócić. 

- W porządku - podniósł się na łokciach, aby spojrzeć wprost w zielone tęczówki Harry'ego - W porządku - powtórzył i schylił się, aby polizać dolną wargę Harry'ego. 

Kontynuował swoją wycieczkę krajoznawczą po skórze Harry'ego tak długo, jak mógł wytrzymać opierając ciężar swojego ciała na łokciach. Harry musiał zauważyć, że było mu niewygodnie, więc podciągnął nogi w kolanach i jednym, szybkim ruchem, prostując nogi przesunął ciało Louisa niżej. 

Szatyn wydał z siebie zaskoczone "oh" zanim wylądował twarzą na widocznej wypukłości w spodniach Harry'ego. To wywołało niski jęk u bruneta. Podniósł wzrok znad ciemnych spodni i uważnie przyjrzał się minie Harry'ego. Zdecydowanie był w potrzebie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, w nierównym tempie, co dało Louisowi do myślenia, że warto było by się pospieszyć. 

Wręcz z czcią w dłoniach, odpiął guzik od spodni Stylesa, a następnie odpiął zamek. Na bokserkach bruneta była mokra plama, a Louis zawahał się tylko na dwa bicia swojego serca nim jednym ruchem zdjął z niego oba materiały, opuszczając je do uda. Jeden dźwięk jaki wydał z siebie Harry wystarczył, aby Louis wziął go do ust. 

Nie myślał i bardzo dobrze, bo pewnie gdyby myślał to nie doszłoby do tej sytuacji. Poprawił się wygodniej miedzy nogami bruneta i w wypraktykowany sposób zjechał niżej i niżej. Z każdą chwilą, z każdym jękiem i westchnieniem Harry'ego, on robił wszystko najlepiej jak umiał. 

W pewnym momencie dłoń Harr'ego znalazła się w karmelowych włosach, a chwile później mocno za nie pociągnęła. Louis jęknął na to, tym samym wysyłając wibracje wzdłuż penisa Harry'ego. Dwie sekundy później Harry doszedł w jego ustach z krzykiem, który brzmiał jak coś pomiędzy Boże Lou Kurwa. 

Oczywiście Louis świetnie sobie poradził i przełknął wszystko co zaoferował mu Harry. Harry, który z błogim wyrazem twarzy, przymkniętymi oczami, odchyloną głową i włosami zwisającymi za kanapę, próbował unormować swój oddech. 

Przyjemnością była sama możliwość patrzenia na Harry'ego w takim stanie. To wszystko dzięki Louisowi. Albo przez niego. Cokolwiek. 

Zrobili to. Złamali prawdopodobnie każdą zasadę na ich umowie. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro