3 dni do Wigilii

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wszechogarniające go ciepło, miękkość i wygoda były idealnymi warunkami do spania i zostanie w łóżku cały dzień. Albo przynajmniej na kanapie. 

Trzy niesamowicie miękkie, ciepłe i świąteczne koce otulały dwa splątane ze sobą ciała. Kostki złączone ze sobą, ręce owinięte wokół tali i loki łaskoczące Louisa w nos i brodę. 

Było przyjemnie, komfortowo i przede wszystkim ciepło, ale promienie zimowego słońca, przebijające się przez żaluzje, drażniły jego oczy. Promienie słoneczne i paląca potrzeba pójścia do toalety. Wziął głęboki oddech przez nos co poskutkowało cichym świstem i szybkim uniesieniem się klatki piersiowej. To z kolei spowodowało, że ciepłe ręce po bokach Louisa zacieśniły swój uścisk, a głowa pełna czekoladowych loków, spoczywająca na jego klatce piersiowej wtuliła się w niego bardziej. 

To było automatyczne i Louis zaliczał to do naturalnego odruchu ludzkiego, gdy powędrował dłońmi po plecach bruneta, aby ostatecznie wplątać palce we włosy Harry'ego. Naturalny odruch ludzki.

- Musze siku - oznajmił niskim, zachrypniętym głosem, jednocześnie przeczesując ciemne kosmyki. 

- Super - wymamrotał Harry, nie poruszając się nawet o centymetr. 

Louis doceniał ciepło emanujące z drugiego ciała i wygodę swojej kanapy, ale naprawdę musiał udać się do łazienki. Nie mógł dłużej z tym zwlekać. 

- Harry musisz mnie wypuścić, bo się posikam. 

W odpowiedzi Harry przeturlał się na bok z przeciągłym jękiem, ale jak tylko Louis wyplątał się z przykryć, chłopak przygarnął do siebie koc, otulając się większą częścią materiału. Louis poczłapał do łazienki, a po załatwieniu swoich spraw i okiełznaniu swoich włosów, z powrotem wrócił do salonu. Z niezadowoleniem stwierdził, że miska z nocnymi przekąskami leżała do góry dnem na podłodze, a kilka przekąsek było rozsypanych dookoła. 

Ich maraton filmowy zakończył się krótką chwilę przed trzecią nad ranem i Louis tylko przyniósł więcej koców, a następnie wygodnie ułożył się do spania na kanapie. Harry położył się obok niego, ale znając tę przylepę, przyczepił się do niego we śnie. To zdarzało się wcześniej wiele razy, a szczególnie w akademiku, kiedy on i Styles dzielili razem pokój. Nic nowego ani zaskakującego. 

Podniósł przewrócone naczynie i odłożył je na stoliczek kawowy, odsuwając cztery duże kubki po herbacie. Starał się trochę ogarnąć bałagan dookoła kanapy, jednak przyłapał siebie samego na przyglądaniu się Harry'emu, jak jego rzęsy delikatnie trzepotały na policzkach. Niespodziewanie Harry otworzył oczy, od razu napotykając te należące do Louisa.

- Nie patrz na mnie, bo nie mogę spać.

- Jest dwunasta osiemnaście, nie ma spania o takiej godzinie - zaśmiał się Louis i wstał z klęczek, następnie odnosząc do kuchni naczynia. 

- Jesteś okropny, nie wiem w jaki sposób wytrzymałem z tobą w akademiku - powiedział Styles, siadając na środku kanapy - Pamiętasz jak zawsze włączałeś wszystkie światła o siódmej rano? Nienawidziłem cię za to. Albo jak przykleiłeś moje buty do sufitu? Kto normalny tak robi?!

- Ktoś musiał budzić cię na zajęcia, to było z troski - odkrzyknął mu i zaczął napełniać czajnik elektryczny wodą - a akcja z butami była zbyt dobra, aby jej nie wykonać. 

- Ze złośliwości, a nie z troski. 

Następnie Harry zajął łazienkę, a Louis zabrał się za robienie śniadania dla ich dwójki. Czuł się prawie tak, jakby znów dzielili ze sobą pokój na studiach. Może był trochę złośliwy, ale czasami rzeczywiście budził swojego przyjaciela o takiej porze w trosce o jego frekwencję na zajęciach. Uważał też, że odrobina rozrywki nikomu nie zaszkodziła, a przyklejenie czyichś butów do sufitu, było naprawdę dobra rozrywką. Woda zagotowała się, więc zalał nią dwa kubki porannej kawy, później zajął się robieniem prostych kanapek, bo zawartość jego lodówki wcale go nie rozpieszczała. 

- Jak tam twoje poszukiwania chłopaka na święta? - w pewnym momencie podczas śniadania Harry zadał mu to pytanie, a Louis był gotów odpowiedzieć mu z satysfakcją. 

- Bardzo dobrze, mówiłem wam wczoraj, że jadę z Rogerem? Wydaje się być odpowiedni i przede wszystkim się na to zgodził. Kamień z serca mi wtedy spadł, nie wiem czy teraz zdążyłbym kogoś znaleźć. Wiesz zostały mi trzy dni, a to o wiele mniej niż cały tydzień. 

Opowiadał z spokojem i radością w głosie. Czuł ulgę, bo był silnie zdesperowany i udało mu się ładnie i szybko wybrnąć z tej sytuacji, w której pozostawił go jego były. Z kanapką w połowie drogi do ust, zauważył nowe powiadomienie z wiadomością właśnie od Rogera. 

- O wilku mowa - odblokował telefon i sprawnie odczytał treść wiadomości. Czytał ją kilka razy i nie mógł uwierzyć w to, co było napisane. Jaka rodzina, kurwa mać? - Pierdole to wszystko.

Czy to był jakiś nieśmieszny żart? Świat naprawdę podrzucał mu samych głupków i nieodpowiedzialnych facetów. Kto w ogóle zgadzał się na udawanie czyjegoś chłopaka, mając żonę i dwójkę małych dzieci?! To było chore. 

Kanapka została zapomniana, a jego palce zajęły się wystukiwaniem literek tworząc odpowiednie słowa. Następne chwile wypełnione były skupionym spojrzeniem Louisa utkwionym w trzy kropki, oznaczające, że Roger mu odpisywał oraz, wypalającym dziurę w głowie, spojrzeniem Harry'ego, który po prostu siedział naprzeciwko niego i pił swoją kawę. 

- Wyjaśnisz? - nieśmiałe pytanie padło z ust Harry'ego.

- Chuj w bombki strzelił. Wyobraź sobie, że ten dupek ma żonę i dzieci. O takich rzeczach powinno się mówić wcześniej! Jak ja mam teraz pojechać do domu? Nie zabiorę ze sobą całej jego rodzinki - Louis odłożył telefon na stół i teatralnie złapał się za głowę, a w następnej chwili opuścił ręce w dół. 

- Zostałem sam! Znowu! Drugi raz w tym tygodniu, to niedorzeczne - narzekał głośno - Harry co ja mam teraz zrobić? Zostały mi trzy cholerne dni, to jest awykonalne! To było awykonalne już wcześniej, ale teraz? Teraz... 

- Teraz jesteś w punkcie wyjścia - dokończył za niego Styles - Potrzebujesz spotkania awaryjnego?

Spotkanie awaryjne w tym wypadku na nic mu się nie zdawało. Louis wykorzystał swoje spotkanie awaryjne na początku tego kryzysu. Nawet nie przebolał swojego pierwszego zerwania w tym tygodniu, a już miał kolejne kłody rzucane pod nogi. Już nieważny był Jason ani Roger, ale to, że był sam jeden, singiel, samotnik, bez żadnego chłopaka, nawet udawanego. Nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji, nie w tak krótkim czasie i braku kogokolwiek do pomocy. Ostatni pomysł podsunięty mu na spotkaniu awaryjnym okazał się być niewystarczający. Nie wiedział co miał zrobić, nie miał nawet żadnego planu.

No chyba, że...

- Harry! - wykrzyknął do przyjaciela, który siedział dosłownie metr przed nim, a teraz z wielkimi oczami wpatrywał się w śmiertelnie poważną twarz Louisa. 

- Tak? 

- Pamiętasz o czym mówił Niall kilka dni temu, kiedy spotkaliśmy się w tej miłej kawiarni? Wydaje mi się, czy nadal nie masz z kim iść na sylwestra w pracy? 

Oczy Louisa wręcz świeciły, gdy w jego głowie pojawił się ten plan, który teraz wydawał się jedynym, ale to naprawdę jedynym rozwiązaniem. Przyjaźnili się, tak, ale może, gdy oboje naprawdę by się postarali to Jay by w to uwierzyła i nie zauważyła, że tak naprawdę nie ma między nimi żadnej chemii. 

- Louis widzę do czego zmierzasz, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Niall był po prostu upierdliwy jak zwykle, ale ...

- Ale to jest idealny plan, Harry. Ty pomożesz mi, ja pomogę tobie - wskazał dłonią miedzy nimi - Współpraca. Pomaganie. Wolontariat, cokolwiek. Harry potrzebuje tego bardziej niż czegokolwiek innego w tym momencie, nie zostawiaj mnie na lodzie, przyjacielu, proszę - Louis wręcz błagał. To był akt absolutnej desperacji, w innym wypadku, na przykład, gdyby miał więcej czasu, szukałby kogoś innego, ale teraz zauważył tę szansę. 

Harry miał trudny do odgadnięcia wyraz twarzy, przechodzący w zamyślenie, skupienie aż do zmarszczenia brwi. Louis powoli tracił nadzieję, ale wtedy Harry złagodził rysy twarzy i z głośnym westchnięciem przytaknął. 

- Okay, możemy to zrobić, ale później wszystko wraca do normy, tak? 

- Oczywiście, oczywiście. 

Chwila ciszy wypełniła pomieszczenie i przestrzeń między nimi. 

- Powinniśmy spisać jakieś zasady? Umowę, czy coś? - nagle zapytał Louis. To było dość istotne. 

- Tak myślę, że to dobry pomysł, tak, definitywnie potrzebujemy umowy - zgodził się z nim Harry. 

***

- Co robisz? - nie wiadomo skąd Niall, w czapce świętego Mikołaja ,nagle pojawił się po prawej stronie Louisa, zaglądając mu przez ramię w ekran jego laptopa. 

- Pytanie brzmi co ty robisz? Kto pozwolił ci wejść do mojego mieszkania? - zapisał plik i zaczął rozglądać się za kablem od drukarki. Do świąt i wyjazdu pozostały tylko dwa dni, więc on i Harry powinni jak najszybciej załatwić te wszystkie formalności. Tak dla bezpieczeństwa. 

- Sam sobie pozwoliłem. Czy to umowa na święta? Umowa dotycząca udawania chłopaka na czas świąt Bożego Narodzenia oraz Sylwestra bieżącego roku, zawarta między zainteresowanymi Harrym Stylesem i Louisem Tomlinsonem. - przeczytał nagłówek dokumentu po czym zaśmiał się pod nosem.

- Co cię tak śmieszy? - Louis zirytowanie podpiął laptopa do drukarki i rozpoczął proces drukowania dokumentu. 

- Myślałem, że mój pomysł wam się nie podobał. Czy to nie ty byłeś tym, który wybrał jakąś aplikację zamiast mojego genialnego pomysłu? Poza tym, czy Harry o tym wie? Ostatnio próbował zabić mnie wzrokiem na samo wspomnienie o was jako o parze. 

- Udawanej parze Niall, udawanej. To wszystko jest tylko na pokaz, nie jest prawdziwe - podkreślił Tomlinson. Właśnie po to mieli podpisać tę umowę, aby jasno i dokładnie podkreślić, że to tylko wyimaginowany, udawany związek, który przestanie ich obowiązywać po wieczorku sylwestrowym Harry'ego. 

Czasu było coraz mniej, a potrzeba z obu stron była coraz większa. Podpisanie tej umowy i wdrążenie w życie tego planu było jedynym rozwiązaniem dla ich dwójki. Zasady wypisane na liście miały tylko zapewnić im komfort, a później łatwy powrót do przyjaźni. Z tego co Louis wiedział, to nikt jeszcze nie umarł od kilku pocałunków, więc oni na pewno też to przeżyją. 


// Zaczynamy z najważniejszymi wydarzeniami i zasadami :)) Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy. // 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro