1. I Have A Plan, So Don't Screw Anything, Okay?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka godzin od spotkania z Liam'em. Chłopak zaczął powoli obmyślać plan nagłej ucieczki do Teksasu albo Meksyku. Może zdawać się to odrobinę dziwne, ale rodzice chłopca naprawdę dostaną zawału jeśli zobaczą go ciężarnego, bez (nawet) chłopaka i ze złamanym przez Nick'a sercem. On sam rwał się do tego, aby jeszcze przed osiemnastką wyprowadzić się od nich, a co teraz miałby im powiedzieć? Że nie było go zaledwie rok a on zdążył już zajść w ciążę z osobą, która tak naprawdę wykorzystywała go i jego pieniądze od początku. Rodzina Harrego nie należy do najbiedniejszych, ba, oni należą do tej wyższej grupy społecznej w której marka samochodu jest ważniejsza od dobra dziecka. Bo pieniądze i dobry zawód załatwią wszystko na te dobre, pozytywne strony. Harremu od dziecka przeszkadzała nietolerancja rodziców do jego wychodzenia na imprezy, czy całowania się z chłopcami. Z czasem bardziej pochłonęli się swoją pracą, ale im szybciej czas mijał tym oni bardziej interesowali się przyszłością syna. Wiedząc, że ich syn chory jest na okropną chorobę zwaną homoseksualizmem, pogodzili się z tym, ale ten musiał im obiecać, że kiedyś zrodzi dla nich potomstwo. Nie wiedział, że ten dzień nastanie tak szybko, tak samo nie wiedział, że będzie to typowa wpadka, która okazała się katastrofą, przez którą jego wspaniały, fałszywy świat się zawalił. Jedyna osoba, która przy nim została to poczciwy Liam, który sam także musiał radzić sobie z problemami życiowymi.

Dlaczego musiał nakłamać rodzicom? Był to dziwny impuls, ale w pewnym sensie on ich nie nakłamał. Wyznał im, że ma chłopaka, kiedy jeszcze chodził z Nickiem. Kilka dni temu zadzwoniła Gemma, która zatroskana wypytywała o ich związek. Brunet wyznał jej, że spodziewają się dziecka, a także planują ślub, choć tak naprawdę jeszcze miesiąc temu się rozstali. Była to pewnego rodzaju tradycja w bogatej rodzinie Styles'ów. Każdy ślub miał odbywać się w walentynki i żaden nie mógł być prowadzony z kimś kto już urodził dziecko. Wtedy byłaby to hańba dla całej rodziny, coś w stylu seksu przed ślubem, ale jeszcze gorsza.

Zielonooki chodził od sklepu do sklepu przeglądając działy dla dzieci. Na pewno Gemma wygadała się co do ich dziecka i kiedy przyjedzie do Holmes Chapel będą na niego czekać drogie prezenty, albo raczej prezenty dla malucha.

Przejechał opuszkami palców po niebieskim kocyku w małe słoneczka i kwiatki. Uśmiechnął się na samą myśl, że już niedługo zostanie szczęśliwym ojcem. Może i nie ma chłopaka, ale jego przyjaciel na pewno mu pomoże. Będzie trudno, ale kto powiedział, że ojcostwo ma tylko i wyłącznie same pozytywy. Gdy Nick zaproponował mu aborcję wiedział, że tak naprawdę nigdy go nie kochał, tylko żył z nim dla pieniędzy jego rodziców. Sam zawsze wylegiwał się na kanapie i czekał, aż Harry wróci z kwiaciarni w której uwielbiał pracować, nawet jeżeli robił to dla zabicia czasu.

Podrapał się po głowie wchodząc w dział kosmetyczny. Czasami lubił użyć jakiegoś kremu, czy nawet tuszu do rzęs. Wiedząc, że akurat tusz mu się kończy wziął do ręki małą, plastikową tubkę i obracał ją w rękach.

- W czymś pomóc? - kędzierzawy wzdrygnął się na zachrypnięty, wysoki głos osoby obok. Szybko odstawił wcześniej oglądany produkt i chcąc znaleźć mężczyznę odwrócił się na pięcie. Niestety nic nie zauważył. Pustka, ale nie głucha – Tutaj jestem olbrzymie!

Harry powędrował oczami w dół, gdzie pierwsze co rzuciło mu się w oczy to tęczówki o kolorze błękitnego oceanu za dnia, w którym nie łatwo jest znaleźć drogę do brzegu. Wyższy chłopak chciał coś powiedzieć, ale wszystko co znajdowało się w tym mniejszym chłopcu było wystarczająco rozpraszające. Wystające kości policzkowe, które wyglądały jakby chłopak wciąż zasysał powietrze. Wachlarz rzęs pokryty lekką warstwą tuszu. Modre oczy, które z wyczekiwanie patrzyły na szmaragdy chłopca. Czysta burza, nieujarzmionych włosów, wyginających swoje końcówki na wszystkie strony.

Kędzierzawy przełknął gulę w gardle i szybko zassał powietrze nie chcąc, aby jego głos załamał się w połowie zdania.

- Ja ... nie dziękuję – jeżeli miałby startować w konkursie na najszybszą odpowiedź, bezprecedensowo wygrałby pierwsze trzy miejsca.

Niebieskooki posłał mu pocieszający uśmiech, a następnie odszedł w stronę lady wywijając biodrami na boki. Można by powiedzieć, że Harry przyglądał się jego krągłościom, co było nieprawdą, on po prostu wiercił dziurę w jego tyłku tylko za pomocą dwóch gałek ocznych.

Brunet czuł się wystarczająco speszony i bez żadnych przemyślanych zakupów wyrwał się ze sklepu idąc w konkretnie nieobeznanym kierunku. Gdy do jego płuc dotarło świeże powietrze o jego uszy rozbrzmiała się muzyka Pink Floyd. Wysunął z płaszcza telefon, a następnie z uśmiechem spojrzał na mały obrazek w rogu ekranu.

- Halo, Liam?

- Harry, mam plan – jego głos był szorstki i kompletnie zdecydowany, czyli wrócił stary, dobry, nadopiekuńczy Liam – Przyjadę po Ciebie od 22. Ubierz się ładnie i nie spieprz niczego, tak jak masz to w zwyczaju.

Kędzierzawy stłumił niemęski chichot na myśl, że jego przyjaciel ma plan, a jak on wymyśli owy plan, zazwyczaj jest niezawodny i skuteczny w stu procentach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro