2. Cross And Pizzolio As Liam And Harry

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okej, więc na początku myślałam, że to będzie bardzo poważny mpreg, ale coś nie wyszło XD Będzie masa humoru i dość dziwnych sytuacji, oczywiście w tym wszystkim nadal zachowane będą chwile powagi, czy czystego romantyzmu.

Miłego Czytania! xx


----------

Harry nie wiedział czego ma się spodziewać po swoim najlepszym przyjacielu. Znali się od dzieciństwa i jako jedyny nie leciał na pieniądze rodziców Hazzy. Kiedyś brunet był zauroczony Liam'em, ale wszystko przeistoczyło się w braterską miłość, co było najlepszą opcją. Żaden z nich nie wyobraża sobie teraz wspólnego życia.

Siedemnastolatek chodził od sypialni do łazienki, zahaczając o kuchnię. Nie wiedział, czy ma założyć garnitur, czy może zwykłe, schludne odzienie. Tak naprawdę chłopak nie wyjawił mu zbyt wielu szczegółów, co tylko potęgowało u niego poczucie bezpieczeństwa. Wiedział, że Liam nigdy by go nie skrzywdził. Od zawsze pocieszał go, tym samym nigdy nie szanował jego toksycznego związku z Nick'iem. Pozwalał Harremu oddać mu kawałek ciężaru, który na nim lądował po kolejnej kłótni, czy to z rodzicami, czy to z samym Nick'iem.

Brunet postawił na wygodne ubrania, którymi były czarny tank top, na który nałożył ciemno zielony płaszcz. Para znoszonych sztybletów oraz opinające, granatowe spodnie. Przejrzał się w lustrze i lekko uniósł bluzkę do góry. Na jego brzuchu widoczne były niewiele znaczące tatuaże, o których tak naprawdę nie wspominał rodzicom. Jedynie Gemma podejrzewała, że jej brat może mieć swoje małe, brudne tajemnice. Przejechał otwartą dłonią po małej wypukłości brzuszka, który powoli nabierał kształtów. Jest to dopiero drugi miesiąc, ale sama myśl, że w Tobie znajduję się nowe życie jest nie do opisania.

*******

- Gdzie jedziemy Li? - chłopak po raz kolejny próbował przełamać przyjaciela, aby ten wyjawił mu swój niecny plan.

- Niespodzianka – prychnął dociskając pedał gazu. Uparł się aby jechać swoim samochodem z racji tego, że auto Harrego jest zbyt drogie, aby jak to ujął, jeździć do takich miejsc.

Ciemne blond włosy chłopca były w czystej harmonii, ulizane od góry do dołu, co pewnie odbiło się na ilości utrwalacza. Twarz błyszczała od wszelakich kremów, a w oczach było widać iskierki ekscytacji.

Kolejne kilkanaście minut drogi odbyli w wyczekującej ciszy, która przerwana została przez głos Liam'a:

- Jesteśmy na miejscu, sir

Chłopak niespokojnie podrapał się po głowie i znalazł w sobie odwagę aby krzyknąć:

- Czyś ty oszalał do reszty!

Stali przed czerwonym budynkiem, nad którym widniał szyld umieszczony na tęczy: ''Jeśli chcesz się zabawić, to dobrze trafiłeś''.

Chłopak był przerażony. Chciał jedynie zaznać jakiegoś pocieszenia u przyjaciela, a on jak na złość wysyła go do gejowskiego, jakby jeszcze było mało striptizerskiego klubu. Jeżeli Liam chciał rozładować swoją frustrację seksualną mógł wybrać sobie bardziej odpowiedni moment.

Kędzierzawy spojrzał na zegarek, który wskazywał 30 minut do 23. Idealny czas aby wziąć nogi za pas. Gdy młodszy zaczął powoli wycofywać się stronę najbliższego przystanku, ciemny blondyn złapał go za nadgarstek.

- Chcesz posłuchać jaki mam plan? - zapytał cicho, a nastolatek niemrawo przytaknął – A więc chodź, to dobre miejsce.

Brunet pierwszy raz widział swojego przyjaciela w tak buntowniczym stanie. On od zawsze był tym najbardziej ułożonym, opiekuńczym i pełnym troski, czy empatii. A teraz? Ubrany jak na niezły podryw w skórzaną kurtkę, parę dziurawych jeans'ów oraz z przyklejoną miną twardziela do twarzy.

Chłopak oparł się pokusie i podążył do drzwi razem z Liam'em u boku. O framugę opierał się jeden z mięśniaków, którzy sprawdzają dowód. Był w dupie. Jeszcze nie miał osiemnastki, a ten goryl wyglądał jak wyjęty z Szybkich i Wściekłych. Niezdarnie gramolił się za TAKŻE niepełnoletnim przyjacielem, którego najwidoczniej nie obchodziła tutejsza ochrona.

Gdy mieli minąć napakowanego mężczyznę ten zatrzymał ich ściskając ramię ciężarnego chłopca:

- Przepraszam, dzieci nie mają wstępu – jego głos jeżył włosy, a wyraz twarzy stanowczo w tym nie pomagał. Brunet cofnął się o krok gotowy do przeprosin i nagłej ucieczki, gdy po chwili ciszy rozmowę przejął blondyn.

- Hej Zackie, to ja Cross! - towarzysz krzyknął uradowany, a Harry stał jak wryty przysłuchując się ich bezsensownej wymianie zdań.

- Och, Cross – jego wyraz twarzy nagle zmienił się od Pana Zajebie Jak Się Na Mnie Spojrzysz, do Jestem Małym Potulnym Kotkiem – Kopę lat. Dawno Cię u nas nie widziałem.

- Ciebie też miło widzieć – podali sobie ręce, a chłopak czuł się odrobinę dziwnie – Chcemy wejść, to mój kuzyn Pizzolio, francuz.

- Och, nie ma sprawy wchodźcie!

I tak oto znaleźliśmy się w zatłoczonym pomieszczeniu, które okupywali miliarderzy szukający jedno nocnej rozrywki. Chłopak próbował przedrzeć się przez masę gwiżdżących i tańczących osób, przy tym odpychając propozycję tutejszych ''pracowników''. Gdy zdołał dotrzeć do celu jakim był jego przyjaciel rozmawiający z barmanem szturchnął go łokciem odchrząkując:

- Cross? Pizzolio? - Liam wyraźnie zmarszczył brwi, po czym zrozumiał pytanie kędzierzawego.

- Och, no wiesz, nie jesteśmy pełnoletni – odkaszlnął i dodał cichym szeptem – Mam wyrobiony fałszywy dowód osobisty.

Okej, teraz Harry był tym, który płonął ni to ze strachu, ani wstydu. On po prostu nie mógł uwierzyć własnym bębenkom usznym, które wyłapały ciche słowa blondyna. No bo jak, do jasnej cholery, jego przyjaciel, który nie zabiłby mrówki, chodzi do gejowskich klubów z podrobionym dowodem tożsamości?! A jeszcze kilka godzin temu sama myśl, że Liam wyszedłby przed końcem mszy z kościoła, byłaby niemożliwa, wręcz nierealna. Czy Harry w ogóle znał swojego ''przyjaciela'', może był dla niego zwykłym nieznajomym. To on zawsze zwierzał się Liam'owi z wszystkiego co go trapiło, począwszy od nieudanej zapiekanki z serem, a kończąc na nieoczekiwanej ciąży. Czy ten ciemny blondyn nie wiedział czegokolwiek o jego życiu, tak jak Harry o jego?

Młodszy zdążył pogodzić się z sytuacją i próbował zapić wszystko alkoholem.

- Poproszę tego mocnego ... - nie dane mu było dokończyć, kiedy blondyn krzyknął

- On weźmie sok pomarańczowy, a ja Niebiańską Eksplozję – zaśmiał się delikatnie, a chłopak z kręconymi włosami pacnął go dłonią w biceps – No co! Harry jesteś w ciąży?! Chcesz żeby dziecku coś się stało?!

Brunet prychnął przez zaszklone oczy odpowiedział:

- Może tak byłoby lepiej

Liam oderwał się z krzesła i stanął na wprost zszokowanego, ciężarnego nastolatka. Jego oczy w skupieniu przyglądały się osobie młodszego chłopca wywierając na nim ogromne wrażenie i przelotny niepokój.

- Nigdy więcej tego nie mów – wycedził przez zęby każde słowo.

Usiadł z powrotem na stołki barkowym i łyknął wcześniej zamówionego drinka. Miał plan. To było widać w jego zamglonym spojrzeniu.

- To powiesz mi swój plan – chłopak od niechcenia zaczął temat popijając kwaśny sok, który jedynie wzbierał u niego wymioty.

- Tak, mój plan stoi tam – wskazał na jakąś grupkę niewyraźnych postaci, którzy gwizdali z uznaniem, na osobę stojącą na podeście – To będzie Twój udawany narzeczony.

Chłopiec wychylił głowę dając swojej szyi maksymalną długość. Rozglądał się w skupieniu, ale wciąż nie mógł dostrzec mężczyzny o którym mówił Liam.

- Który? - zapytał ochryple przerywając picie ohydnej cieczy.

- Ten – wskazał palcem na ... czekaj co?

- Nie – chłopak skierował rozszerzone źrenice do tych blondyna – Nie mówisz na poważnie. Rodzice prędzej każą mi pójść na księdza niż być z ... z tym kimś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro