20. Still Perverted

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Harry's POV

Oparłem głowę o tors starszego i kontynuowałem nasze wymienne pocałunki. Minęło kolejne kilka dni, a ja coraz bardziej tonąłem, dosłownie. Ocean w jego oczach nie dawał mi spokoju, a brzegu nie było widać. Nawet nie miałem koła ratunkowego, co jeszcze bardziej gubiło mnie w moich dość jasnych uczuciach. Ja Harry Edward Styles, oficjalnie zakochałem się w Louis'ie Wiliam'ie Tomlinson'ie. Dobrze by było, gdybym w końcu zdał się na odwagę i mu o tym powiedział.

- Mhmm – Louis mruknął w moje usta, dając mi tym rozkaz do rozwarcia warg. Jak 'powiedział' tak się stało. Rozchyliłem buzię dając mu dostęp do mojego wnętrza. Nasze języki nie toczyły walki, bo od zawsze wolałem, kiedy to Louis przejmował władczość nad moim ciałem, tak jak i tego wieczoru. Pozorne oglądanie Epoki Lodowcowej, zamieniło się w dość zachłanną wymianę śliny, nie żebym miał coś przeciwko. Chłopak splótł nasze palce ze sobą, a ja przygryzłem jego wargę, na co niekontrolowanie sapnął.

- Jesteś głodny? - zapytał z uśmieszkiem.

- Może – okej, nie wińcie mnie, naprawdę. To że obaj jesteśmy tylko głupimi nastolatkami wcale nie zmienia faktu, że jesteśmy bardzo napalonymi, głupimi nastolatkami.

- A ja zaraz zwrócę – do pokoju weszła blada Gemma trzymająca w ręce karton mleka – Jest druga w nocy, a wy miziacie się tu od dwudziestej. Nie możecie pójść do sypialni i darować sobie tą dłużącą grę wstępną?

Moje policzki zapłonęły, czego nie mogłem powiedzieć o Louis'ie. On jedynie uśmiechał się zadziornie odprowadzając Gemmę wzrokiem.

- Spokojnie, zaraz do tego dojdziemy – szatyn wyszczerzył się, a Gemma jakby nie spodziewając się takiej odpowiedzi zachłysnęła się dopiero co wypitym mlekiem. Co jak co, ale i ja nie spodziewałbym się od niego tak beztroskiej odpowiedzi co do naszego stosunku. Teoretycznie musieliśmy uprawiać seks, aby spłodzić to dziecko, ale tak w oficjalnej wersji, do cholery jasnej, my tego nie robiliśmy! Choć od jakiegoś czasu dość trudno ukrywać mi to jak bardzo napalony jestem, przez te głupie powikłania ciążowe. Wzmożony apetyt, wzmożone nudności i wzmożone parcie na ... członka Louis'a.

- To ciągnijcie dalej, to co macie ciągnąć, ale ja się oddalam – blondynka zniknęła za framugą drzwi, a Louis popatrzył się na mnie w dość dziwny sposób.

- Czy możemy ... - nie dałem mu dokończyć.

- TAK!

- ... zmienić na inną bajkę? - co za mały egoistyczny dupek. Jeszcze kiedyś pożałuję, że dał mi tą rychłą nadzieję. Będzie miał piekło z życia.

Ucałował nasze splecione ręce, a następnie powrócił do mozolnych pocałunków ze mną. No dobra, może wybaczę mu szybciej niż zamierzałem.

***

- Louis, jestem głodny – po godzinie oderwałem się od jego warg, tym samym kończąc dotyk jego cierpkiego zarostu na mojej bladej skórze.

- Jest późno – zwrócił mi uwagę wydymając wargę, jakby to, że nie mogę zjeść obficie w nocy wiązało się z najsmutniejszą rzeczą w jego życiu – Może jakieś owoce? Och, płatki! Na pewno masz płatki.

Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, a chłopiec natychmiastowo zrzucił mnie ze swoich kolan, uprzednio uważając, abym wylądował na miękkich poduszkach, a następnie pognał do kuchni. Wrócił z miseczką płatków, dwoma bananami, kakaem, paczką suszonych śliwek i krakersów w kształcie dziwacznych zwierzątek. Z dnia na dzień kochałem go coraz bardziej, co powoli zaczęło mnie przerażać.

- Louis! Za dużo – zachichotałem zasiadając z powrotem na jego kolanach i wtulając nos w jego przy duży sweter, który za pewne pożyczył ode mnie.

- A co zje nasz bąbelek? - szatyn pogłaskał mnie po brzuchu, na co zacząłem niekontrolowanie chichotać. Uwielbiałem, kiedy nazywał tak moje dziecko. Siedzieliśmy i przez cały czas obżeraliśmy się coraz to nowymi smakołykami. Czy osoby w ciąży mają wzmożoną chęć seksualną w środku nocy? Bo jedyne o co się modliłem przez cały film to żeby mój namiot nagle się nie rozstawił. Próbowałem mu powtarzać, że to nie obóz harcerski, ale on nie był zbyt posłuszny.

- Harry mam do Ciebie prośbę – popatrzyłem na chłopca, który nawijał na swój palec jednego z moich loczków – Bo będziemy ze sobą utrzymywać kontakt, prawda? Znaczy po tej całej 'akcji'.

Zaniemówiłem.

Louis chcę utrzymywać ze mną kontakt. Pieprzony Tomlinson chcę być nadal wmieszany w moje życie. Samoistnie po moich policzkach zaczęły sączyć się łzy.

- Och, powiedziałem coś złego – przetarł palcami każdą z osobna.

- Nie, po prostu – zachlipałem – To ... ciążowe hormony, czy coś.

- Chodzi o to, że chciałbym być na porodzie dziecka.

Po raz kolejny brakowało mi słów. Nie wiedziałem, że to się teraz dzieję. Po prostu chciałem nie budzić się z tego snu. Znów zacząłem szlochać ze szczęścia.

- Tak – przytuliłem się do jego koszulki mocząc ją, lecz gdy chciałem się oddalić chłopak nie pozwolił mi, jedynie przyciągnął bliżej siebie.

- I kiedy byś rodził i potrzebował pomocy, znaczy na przykład w zawiezieniu do szpitala, to chciałbym żebyśmy mieli swój, no wiesz, tajny szyfr.

- Mhmm – nie mogłem się wysłowić, szczególnie, że moje dudniące serce zagłuszało każde słowo nie należące do niego.

- Zadzwoń do mnie i powiedź: brzoskwinie.

Zaśmiałem się w jego szyję, przez co mój ciepły oddech otulił go niczym pierzyna.

- Brzoskwinie? - zachichotałem wtórnie, lgnąc do palców chłopca, które wysunęły się z moich loków. Poczułem się tak pusto bez nich. Próbowałem je nakierować na palce Louis'a, ale ten zabrał dłoń.

- Tak, brzoskwinie – uśmiechnął się kładąc rękę na moim kolanie, a mnie aż świerzbiło, aby spontanicznie chwycić jego dłoń i rozkazać mu ciągnąć moje włosy.

Niestety chłopak miał inne plany. Rozłożył się wygodnie na siedzeniu, obdarowując moje czoło lekkimi pocałunkami.

- Uhm, Louis?

- Tak?

- Pamiętasz jak obiecaliśmy, że nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic? - dokładnie pamiętałem kiedy Louis przyłapał mnie w stanie, podczas tego kiedy byłem cholernie twardy, ale udawałem, że wszystko jest okej.

- Pamiętam – potwierdził.

Lekko się zarumieniłem ale powiedziałem, to co chciałem.

- Lubiękiedydotykaszmojewłosy – wymamrotałem ledwo co słyszalnie.

Chłopak pochylił się tak, że nasze nosy się stykały.

- Możesz powtórzyć?

- Lubię kiedy dotykasz moje włosy – wycedziłem ze złością, bo byłem pewien, że chłopak usłyszał to co chciałem powiedzieć, ale także byłem pewien, że wyjął palce z moich włosów tylko po to, by zrobić mi na złość.

- O tak? - dotknął opuszkiem palca kosmyka włosów, a ja naburmuszyłem się. On uwielbiał się nade mną znęcać.

- Nie tak – zaprzeczyłem.

Chłopak kazał pokazać mi, jak chcę aby dotykał moje włosy. Wziąłem jego dłoń w swoją własną i rozszerzyłem jego palce. Następnie wsunąłem jego palce w swój bałagan na głowie, zwany lokami, zaciskając pięści chłopca tak, że wydałem niekontrolowany pomruk. Z kolei potem zacząłem poruszać dłonią chłopca tak, że masował moją głowę, tym samym ciągnąc za moje włosy.

- Tak masz to robić – powiedziałem , dając mu kontrolę nad własną ręką.

Chłopak ciągał moje włosy, podczas gdy ja rozchyliłem wargi i zamknąłem oczy chłonąc każdy jego dotyk. Szatyn naplótł na palec kosmyk i pociągnął go odrobinę mocniej.

- Ugh! - jęknąłem, a następnie zdałem sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajduję. Mój fałszywy narzeczony ciąga moje włosy, podczas gdy ja jęczę, a namiot ma ochotę się rozłożyć. Och, kurwa. On już się rozłożył.

Przykryłem ręką wybrzuszenie w dresach, które, Bogu dzięki, nie były, aż tak opinające. Chłopak miał niezły ubaw tarmosząc moje włosy i wysłuchując skomleń, które roznoszą się po jego uszach.

- Louis! Proszę przestań! - nie chciałem aby chłopak zaczął bawić się mną i zostawił w najmniej oczekiwanym momencie, więc wolałem to skończyć szybciej, aniżeli później.

Niestety niebieskooki zamiast wyciągnąć dłoń z moich loków, wbił się w moje usta, tak mocno, że moje wargi dostały napadu nadpobudliwości. Za każdym razem, kiedy chłopak mocniej pociągnął za moje włosy, jęczałem głośniej od piosenki Let It Go, która właśnie leciała w telewizji.

Zanim się obejrzałem siedziałem okrakiem na kolanach starszego, który dołożył drugą rękę wplątując ją nieostrożnie w moje kołtuny. Czułem, że nie ja jedyny mam dość duży problem w swoich dolnych partiach.

- Harreh? - Louis oderwał się od moich ust, ustawiając wargi na poziomie szyi, gdzie spojrzał na mnie, jakby czekając na pozwolenie. Odchyliłem głowę lekko w tył, dając mu tym do zrozumienia, że ma pełne pole do popisu. Starszy zaczął ssać moją wrażliwą skórę, z lekką ją przygryzając. Po tym jak po raz kolejny otarłem się o jego udo, do moich uszu dobiegł dźwięk ... dzwonka? Wraz z Louis'em popatrzyliśmy na siebie zbici z tropu, ale to ja jako pierwszy postanowiłem przerwać wykonywaną przez nas czynność. Podciągnąłem dresy, które zsunęły się z moich biodrach. Nie miałem czasu przeglądać się w lustrze, choć dokładnie czułem wypieki na moich policzkach oraz spocone loki, które okalały całą moją twarz.

- Zaczekaj tu. Sprawdzę kto to – powiedziałem wychodząc z salonu.

Gdy byłem w przedsionku zapaliłem światło, a następnie spojrzałem przez wizjer. Niestety na dworze była ulewa, a wszystkie latarnie zgasły, więc nie mogłem dostrzec postaci za drzwiami. Byłem przerażony i rozważałem opcję zawołania Louis'a, ale nie chciałem wyjść na głupka. Nadal byłem zły, że owa osoba przerwała moje podchody do szatyna w tym momencie, kiedy byłem najbardziej potrzebujący. Mój członek niemiłosiernie opinał cienki materiał dresów. Nawet nie myślałem, co osoba stojąca za drzwiami pomyśli, że robiłem, po prostu chciałem ją jak najszybciej spławić.

Przekręciłem zamek w drzwiach i otworzyłem je na roścież.

Zamilkłem.

Szatyn. Brązowe oczy. Cholernie wysoki. Ohydne kości policzkowe, które prześladują mnie nocami. I ten podły uśmiech na twarzy.

- Harry?

- Nick?

----------

TUM DUM DUUUM! Nwm dlaczego, ale myślę, że to FF jest jak słoik ogórków. Niby ogórki są dobre, ale czy lubisz jeść ogórki bez niczego? XD 

I dziękuję każdej osobie *wskazuję palcem na osobę czytającą*, która to czyta. Mam nadzieję, że chociaż raz się uśmiechnęłaś/eś, albo przynajmniej twoje kąciki ust uniosły się o ciupeńkę w górę XD Miłego Wieczoru/Dnia ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro