6. Tattoed And Dangerous Kindergarden Teacher

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Harry's POV

Po dość długie rozmowie Louis'a z tajemniczym nieznajomym, chłopak orzekł, że o jednego brata do znalezienia mniej. Może tylko odrobinę się bałem, bo nigdy nie widziałem go na oczy. A co jeśli będzie to jakiś gangster, czy miejscowy złodziej? Louis zapewnił, że owy Zayn jest jego przyjacielem i ma naprawdę świetny charakter. Obaj dwudziestolatkowie mieszkają w jednej z tańszych kamienic w centrum Londynu. Choć między mną, a szatynem jest trzy roczna różnica wieku, to i tak czuję się dojrzalej. Nie wiem, czy jest to spowodowane ciążą, czy może widokiem Louis'a podjadającego kolorowe żelki. Co jak co, ale ten chłopak mógłby spokojnie wrócić do zerówki. Jest mądrym głupkiem.

Siedzieliśmy na kanapie wymieniając ze sobą wszystkie 'wspólnie' przeżyte wspomnienia. Moi rodzice są dość ciekawscy i na pewno nie obejdzie się bez takich pytań jak: Gdzie się poznaliście, czy kim są rodzice Louis'a. Z tym drugim pytaniem mieliśmy problem, bo szatyn od 10 roku życia nie ma rodziców. Uznaliśmy że zostawimy to w tej formie, aby nie wzniecać niepotrzebnych sensacji, co do braku rodziców na weselu syna. Tak jak zaplanowaliśmy wesele ma być skromne, aby nie zapraszać rodziny chłopca, który nawet nie chcę o niej opowiadać. Zaledwie moi rodzice, siostra, kilku kuzynów i 'bracia' Louis'a. Także nie zabraknie poczciwego Liam'a, twórcy tego oto durnego pomysłu.

- Pamiętaj – po raz kolejny prawiłem mu formułkę – Pracujesz jako kelner w restauracji ''Le Freuche''. Okej?

Chłopak stresował się z każdą nową informacją do zapamiętania, choć to nadal nie powstrzymywało go od pochłaniania masowej ilości żelków, a przy tym usmarowania sobie całych ust w cukrze.

- Louis, jesteś brudny – stwierdziłem.

- Wiem to – pieprzony szatyn i jego pieprzona dwuznaczność.

Wciąż mieliśmy problem co do drugiego brata. Opowiedziałem o całej sytuacji Liam'owi, który o dziwo, nie przeżył żadnego szoku. Czyżby przyzwyczaił się do mojego krętactwa?

Ułożyłem nogi na stoliku, a szyję oprałem na wezgłowiu. Chciałem usnąć, ale ten nie męsko chichoczący chomik mi w tym przeszkadzał.

- Czemu się śmiejesz? - moje powieki powędrowały do góry, dając mi wgląd na uśmiech starszego.

- Wyglądasz jak księżniczka w takiej pozycji – zaśmiał się, a żelki w jego buzi mieniły się kolorami tęczy – Masz nóżki jak baletnica, wiesz?

Chciałem sypnąć kolejną ripostą typu: To nie ja tańczę w klubie, ale nie chciałbym po raz kolejny przepraszać szatyna. Wyglądał naprawdę dobrze. Trzeba mu załatwić bardziej stosowne ciuchy, może fryzjera no i parę dobrych butów. Wszystko to da się załatwić w trzy dni, tak?

Zayn za chwilę ma się zjawić w moim domu. Nie powiem, że się nie stresuję, bo ja wręcz drżę na myśl jak ten chłopak może wyglądać. Czy jest tak uroczy jak Louis, czy może jest wydziaranym gangsterem, który bije babcie na ulicy. Harry, przestań. Kto tłucze bezbronne babcie?

Poza tym Louis powiedział, że chłopak może załatwić fałszywe świadectwo ojcostwa, co niezmiernie mnie ucieszyło, choć tym samym przestraszyło. Koleś handluje nielegalnymi ojcostwami? To czyni go niebezpieczny, a ciążowe bóle w tym nie pomagają.

Okej, wdech, wydech, wdech ... dzwonek do drzwi. Z wielkim przerażeniem skierowałem się w stronę przedsionka. Przydziałem uśmiech na twarz i otworzyłem drzwi na roścież.

Przede mną stał wysoki, ciemnowłosy mulat o brązowych tęczówkach. Gdy wystarczająco obmacałem jego twarz wzrokiem, moje spojrzenie skierowało się na dół. Dobra budowa, czarny długi płaszcz, jakieś ubrudzone laczki i para jeans'ów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kolczyk w jego wardze, tunel w uchu, oraz tatuaże na odsłoniętym obojczyku.

Zanim się obejrzałem uśmiech z mojej twarzy został zastąpiony przez małą literkę „o".

- Mogę wejść? - okej, to był głos krwiożercy. On na pewno jest jakimś cholernym wampirem. Zresztą jego nad wymiar blada cera także na to wskazywała.

- Harry jakbyś nie zapomniał to ja jestem Twoim narzeczonym, więc masz się ślinić tylko na mój widok – upomniał mnie Louis, który nagle znalazł się tuż koło mnie.

Zamknąłem usta i z przerażeniem wpuściłem Zayn'a do środka. Nie to, że mi się podobał, ja po prostu starałem się obmyślić plan jak mam nakłamać rodzicom. To wszystko jest tak skomplikowane.

Szatyn zdjął płaszcz, a moje usta znów się rozwarły. Kolejna masa tatuaży. Były wszędzie, dosłownie, tylko nie na twarzy, bo tam były kolczyki. W jakie gówno się znowu wpakowałem?

We troje zasiedliśmy w salonie. Zapoznałem Malik'a z sytuacją, a jego wyraz twarzy był błahy. Jakby to co teraz powiedziałem było czystą monotonnością w jego życiu. Powiedziałem mu jak ma się zachowywać i czego kategorycznie nie robić. Czyli powtarzałem formułkę, którą prawiłem Louis'owi.

- Więc Zayn – chciałem skierować rozmowę na prywatne sprawy – Czym się zajmujesz?

Te pytanie dręczyło mnie od jego przyjścia. No bo, czym do cholery on może się zajmować? Wygląda jak handlarz marihuanną, albo czymś mocniejszym. Tak naprawdę nie chcę aby moi rodzice go zobaczyli. Wygląda na zawodowego zabójcę. Naprawdę się go boję.

Chłopak trochę zaczerwienił się przez moje pytanie, natomiast Louis zachichotał. Zachichotał i to bardzo niemęsko, co było cholernie słodkie i rozpraszające.

- Ja – zaciął się – Ja pracuję w przedszkolu ...

Okej, teraz nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać. Z jednej strony te dzieci naprawdę muszą przeżywać piekło, ale z drugiej chciałbym zobaczyć tego faceta z dziećmi na wydziaranych rękach. Jednak moją twarz przybrało zaskoczenie. Prędzej obstawiałbym, że zajmuję się handlem dziećmi niż ich opieką.

- Czyli jesteś przedszkolanką?

Szatyn kiwnął głową, a Louis nie powstrzymał śmiechu. Zwijał się z bólu jaki przysparzał mu szeroki uśmiech.

- Och, Louis zamknij się – odezwał się mulat – Ty nie masz lepszej fuchy.

Rozmowa szła zaskakująco dobrze. Wszystko sobie wyjaśniliśmy, tak by nie popełnić żadnej gafy, przy moich rodzicach. Około dziesiątej Zayn opuścił mój dom, a my wraz z Louis'em oglądaliśmy jakiś durnowaty serial o wilkołakach. Louis go lubi, więc czemu nie. Muszę go trochę poznać.

Usiadłem pomiędzy jego nogami wtulając głowę w tors szatyna. Moje bujne loki łaskotały go w szczękę, przez co grymasił, abym nie ruszał głową. Jak na złość i tak nie spełniłem jego prośby. Tak naprawdę zupełnie obcy facet ciągle wywoływał u mnie iskierki szczęścia w oczach i uśmiech na pulchnych wargach.

- Harry? - jego głos był zaspany, choć tak samo wysoki.

- Hmh – mruknąłem niezrozumiale przytulając tył pleców do jego brzucha.

- Teraz Cię pocałuję.

Nie zdążyłem przeanalizować jego słów, kiedy zaatakował mnie swoimi wargami. Były słodkie, jakby przed chwilą jadł żelki. Ach, no tak jadł je, dosłownie przed chwilą. Wychyliłem głowę w jego stronę, dając mu większą swobodę. Wplotłem rękę w jego roztrzepotane włosy i otworzyłem zachęcająco buzię. Szatyn z niechlujnością pogłębił pocałunek, językiem badając każdy zakamarek mojej jamy ustnej. Nasze nosy płaszczyły się ze sobą, a oddech robił się szybki i zachłanny. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany jęk, a niebieskooki wykorzystując moją nieuwagę oderwał się od moich warg, kończąc pocałunek z mlaśnięciem.

Zamrugałem kilka, może kilkanaście razy, aby udowodnić sobie, że jednak nie śnię. Kiedy po raz kolejny zobaczyłem uśmiech chłopaka, coś we mnie pękło.

- Dlaczego to zrobiłeś? - ciekawość wciąż mi się trzyma.

- Wiesz, kiedy będziemy u Twoich rodziców, nasze pocałunki muszą wyglądać realistycznie, choć odrobinę.

Uśmiechnąłem się fałszywie i powróciłem do oglądania jednej z nudniejszych scen serialu. Szatyn przez cały czas głaskał mój lekko wypukły brzuch, zataczając na nim kółeczka opuszkami palców.

- Harry, chyba już na mnie czas – starszy spojrzał na zegarek, tym samym odpychając mnie delikatnie na bok, jakbym miał rozkruszyć się przy intensywnym dotyku – Praca wzywa.

Zmarszczyłem brwi.

- Przecież możesz już się zwolnić.

- Tak, to jest ostatni dzień. Muszę go przepracować.

Uśmiechnęliśmy się do siebie, a mój telefon zaćwierkał.

Liam: Znalazłem fałszywego brata dla Louis'a. Przyjdź jutro o 10.00 na Prean Street numer 11, Święta Monica.

Lekko zaskoczony skierowałem swój wzrok na chłopca o ciemnych włosach.

- Louis, czy wiesz, gdzie jest Prean Street 11? I co to do cholery jest Święta Monica?

- Uhm, Harry to jest kościół w centrum Londynu ...

Kurwa, Liam, coś ty znowu wymyślił?

------

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro