8. This Is Just Normal Family: The Killer, The Priest, Male Prostitute And I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zakupy z Louis'em były naprawdę wyczerpujące. Starszy nie chciał kupować żadnych drogich, ani eleganckich ciuchów, więc w końcu sam się poddałem. Postawiliśmy na jego styl, który był typowy i uliczny. Ale kto by się sprzeczał z właścicielem pięknych, maślanych oczu? Po skończonych zakupach zaproponowałem szatynowi wieczór filmowy, na co od razu się zgodził. Gdybym wiedział, że chłopak uwielbia science – fiction, chyba nie zainicjowałbym tego spotkania. Na szczęście pod koniec pozwolił mi wybrać film, więc oglądaliśmy Titanic'a. Hej, to jest naprawdę piękny i romantyczny film!

Nie przeszkadzało mi w ogóle wieczorne przytulanie, wręcz przeciwnie, brakowało mi tego. Od długich dni marzyłem aby ktoś jak Nick zaczął tulić mnie w swoich barkach, tylko teraz było odrobinę inaczej. Louis był zupełnym przeciwieństwem Nicka. Zazwyczaj to ja musiałem nakłaniać mężczyznę do zwykłego uścisku, a szatyn sam się do tego rwał, na dodatek ciągle gładząc mój odstający brzuszek. Chyba chcę się przyzwyczaić do takich zachowań, aby nie wyjść na palanta przed moimi rodzicami. To jest dobre wytłumaczenie.

***

Następnego dnia obudziłem się w dość nietypowym miejscu, jakim były ramiona starszego. Pachniał, o dziwo, wciąż perfumami, które kupiłem mu wczoraj. Nie chciałem go budzić, tym samym bardziej zanurzając nos u zagłębienia jego szyi i nozdrzami wciągając intensywny zapach. Jedną ręką trzymał moje plecy, natomiast druga spoczywała na dole brzucha. Gdy spojrzałem w dół lekko się przeraziłem. Mój brzuch już odstawał, może nie tak bardzo, ale był to powód moich zmartwień. Nick nienawidził kiedy przytyłem choć kilogram, bo uważał, że to nieatrakcyjne w łóżku. Zawsze miałem jakieś kompleksy, które wiązały się z moim byłym chłopakiem, może powinienem je zostawić za sobą, tak jak Nick zostawił za sobą mnie i nasze dziecko?

- Dzień dobry – dobiegł mnie ochrypły głos z góry. Ręka szatyna odruchowo zataczała kółeczka na brzuchu i klatce piersiowej.

Uśmiechnęliśmy się do siebie, ale tak naprawdę nie chciałem, aby chłopak wstał. Mógłby jeszcze poleżeć, przynajmniej chwilkę. Udawałem, że zasnąłem chcąc nadal czuć dotyk chłopca o czekoladowych włosach na sobie. Udało mi się, choć tylko na godzinę. Później obaj zaczęliśmy się szykować do wyjazdu, dzisiejszego wyjazdu. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałem. Moja walizka była pełna, aż nadto. Szatyn nie wiele wziął, co mi nie przeszkadzało. Zawsze mógłby chodzić w moich rzeczach. Wyglądałby naprawdę uroczo w za dużej bluzie, czy odstających skarpetkach. Może i był mniejszy, ale w naszym fałszywym związku musiał uchodzić za dominanta, no bo w końcu to on mnie zapłodnił.

***

Byłem w toalecie już ponad 6 razy, ale wymioty do tej pory nie dają mi spokoju. Mamy przed sobą kilka godzin wyczerpującej jazdy, a ja wymiotuję jak kot w Boże Narodzenie. Może to nie przez ciążę, ale stres. Louis wiele opowiadał mi o tym, jak stres podczas ciąży wpływa na przyrost nudności. On naprawdę wciągnął się w te wszystkie czasopisma o ciąży, w tym o męskiej ciąży. Prawił mi lekcje na temat karmienia sutkami, czego nie będę mógł robić, a zamiast tego będę musiał kupować jakieś zmodyfikowane, czy Bóg wie jakie, mleko.

W końcu wsiedliśmy do mojego samochodu. Niall zażądał prowadzić, natomiast Zayn zajął miejsce obok niego, z przodu. Jeszcze chwila, a ich relacja przejdzie na kolejny poziom. Wraz z Louis'em i Liam'em zajęliśmy miejsca z tyłu. Chcąc nie chcąc siedziałem pośrodku, ale tylko dlatego, aby móc wtulić się w szatyna podczas jazdy. Ksiądz Niall był wdzięcznie ubrany. Wyglądał jak typowy nastolatek, tylko bez papierosa w ustach. Zayn nie dał przekupić się moim namowom co do zmiany stroju, więc pozostał przy swoich skórzanych ciuchach. Louis założył czarny tank top, a na niego narzucił jeans'ową narzutę, która choć trochę zakrywała tatuaże. Na nogach miał brudne vasny, których nie chciał się pozbywać, a jego krótkie nóżki opinały ciasne, czarne rurki. Był naprawdę przystojny w takim wydaniu, a miesiąc u jego boku nie wydaje się taki zły.

- Harry, ile mamy być u Twoich rodziców – mulat zadał pytanie wystukując palcami rytm na szybie auta

- Kilka dni, myślę, że każą wam przyjeżdżać co weekend, aż do ślubu. Są bardzo zasadowi. Będą chcieli was poznać więc musicie zachować spokój i trzymać się planu. Oczywiście pamiętajcie, że wszyscy macie jedno nazwisko. Tak, bracia Tomlinson?

Troje przytaknęli, a ja powróciłem do dawnej pozycji, która obejmowała wtulanie twarzy w tors szatyna. Szatyn objął mnie ramieniem i także oparł głowę o czubek mojej.

- Dlaczego do mnie się tak nie tulisz? - zadał mi pytanie rozgoryczony Liam.

- Bo on jest moim przyszłym mężem Liam'ie – zaśmiałem się w szyję niebieskookiego i kontynuowałem dalsze czułości, czy po prostu zwykłe uściski.

Parę razy zatrzymywaliśmy się na stacji, bo Niall był głodny. Co to za cholerne stworzenie, które co półgodziny musi mieć coś w ustach? Myślę, że Zayn mógłby załatwić ten problem. Ugh, kazirodztwo!

Gdy po aucie rozniósł się zapach parówki kazałem Irlandczykowi jak najszybciej zjechać na pobocze. Jak torpeda wyskoczyłem z samochodu, przy tym martwiąc Louis'a, który natychmiastowo za mną pognał. Schyliłem się do najbliższego krzaczka i wypuściłem wstrzymywane jedzenie, choć myślałem, że zrobiłem to rano. Jak na litość było tego mało, ze względu, że nic nie jadłem. Szatyn podczas mojej wymiany posiłków z gruntem trzymał z tyłu moje loki, odgarniając je z czoła.

- Już lepiej? - przytaknąłem i ruszyłem w stronę auta.

Siadłem pośrodku czekając na Louis'a, który poszedł gdzieś do sklepu. Wrócił z butelką wody i bułką drożdżową.

- Masz tu wodę – podał mi butelkę do ręki, a ja zachłannie wbiłem wargi w dzióbek połykając prawie całą zawartość plastikowego pojemnika – A gdy będziesz głodny kupiłem Ci bułkę. Teraz jej nie jedź. Pisali, że najlepiej odczekać przynajmniej godzinę po ciążowych mdłościach. Ale w ''Matczyny Dom'' mówili, że najlepsza jest taka słodka bułką, bo ma cukier, który wspomaga samopoczucie ciążowe oraz bułka jest pszenna stąd na pewno się najesz jak i Twój maluszek – uśmiechnął się do mnie, a wszystkie oczy skierowane zostały na postać szatyna.

- Louis, czemu czytasz ciążowe czasopisma? - zapytał Zayn chowając dłonie pod materiał kurtki.

- A czemu nie? Chyba w końcu znajdę idealnego chłopaka i go zapłodnię, albo na odwrót więc wolałbym już wiedzieć.

Wszyscy skupili się na drodze, a mnie ogarnął smutek. Przecież nikt nigdy nie będzie mnie chciał ze względu na to dziecko. To dziecko nigdy nie będzie osoby, którą pokocham. Będzie miało ohydne geny Nick'a i za każdym razem będzie mi go przypominać. Może powinienem oddać to dziecko do adopcji, a potem wmówić rodzicom, że poroniłem. Kolejne kłamstwa. Nie chcąc uwagi szatyna tym razem wtuliłem się w ramię Liam'a i zasnąłem.

Obudził mnie głośny krzyk Niall'a.

- TY PIEDOLONA SIKSO! WYJEŻDZAJ Z TĄ ZAMSZOWĄ DUPĄ Z JEZDNI!!! ZARAZ SPŁONIESZ W PIEKLE I NAWET BÓG NIE URATUJĘ TWOJEJ CHUJOWEJ TWARZY!!!

- Spokojnie Niall – głos Zayn'a rozniósł się po aucie – To tylko jakaś staruszka. Nadal nie wierzę, że jesteś księdzem.

- Nielegalnym księdzem – poprawił go blondyn – Raczej nikt nie przyjąłby dwudziestokilkuletniego faceta do takiej fuchy.

Otworzyłem zaspane oczy, a moje nozdrza zalał znajomy zapach. Podniosłem głowę, a ku mojemu zdziwieniu moja głowa leżała na torsie Louis'a, który czesał moje włosy dłonią.

- Czemu śpię tutaj? - nie wiedziałem jak mam złożyć zdanie przez dekoncentrujący uśmiech starszego.

- Ja – jąkał się – Liam Cię przestawił, bo powiedział, że jesteś ciężki.

Och, super. Już zaczynam tyć, a to dopiero drugi miesiąc. Jak tak dalej pójdzie umieszczą mnie na wybiegu dla słoni. Po moim policzku spłynęła łza, ale szybko ją starłem nie chcąc wzniecać nie potrzebnej litości.

Dłońmi przetarłem zaspane oczy, a moje tęczówki zabłysły na widok znajomej mi posiadłości słynnej rodziny Styles'ów. Zaparkowaliśmy na podjeździe, obok kortu tenisowego, który Gemma dostała na 18 – naste urodziny. W równym tempie wysiedliśmy z samochodu i stanęliśmy naprzeciwko wielkiej, białej willi z basenem i ogrodnikiem, który właśnie ścinał krzaki w kształcie zwierząt.

- *Le fraochÚn – sapnął po Irlandzku Niall, który jak reszta otępiale wpatrywał się w wielki oszklony budynek - Co jak co, ale chyba teraz zazdroszczę Louis'owi i męża i teściów.

Razem z Louis'em szliśmy przodem, a chłopcy ciągnęli się za nami oniemiali wielkością tej fortecy. Nigdy nie lubiłem się chwalić swoim dobytkiem, albo raczej moich rodziców. Od dawna chciałem się stąd wyprowadzić, aby ktoś zaczął coś do mnie czuć nie tylko ze względu na pieniądze. Jak widać nie podziałało, bo wylądowałem w toksycznym związku z osobą, która z dnia na dzień mnie wykorzystywała.

Gdy znaleźliśmy się pod masywnymi wrotami nacisnąłem dzwonek, a po chwili powitał nas lokaj, który zawołał rodziców. Bałem się ich reakcji, no bo jak to zgrabnie ująć.

- Hej mamo, hej tato, to jest Louis męska prostytutka, jego bracia to Zayn – wytatuowana przedszkolanka i Niall – nielegalny, cholernie grzeszny ksiądz. A tak w ogóle to jestem w ciąży. Co tam u was?

No po prostu kurwa świetnie.

Weszliśmy do przestronnego przedsionku i czekaliśmy na pewną śmierć. W sumie, to oficjalnie jeszcze nie powiedziałem, że mam mieć dziecko. Mam nadzieję, że jednak Gemma się nie wygadała, choć może to byłoby lepsze. Koło nas znalazła się dwójka rodziców. Matka, piękna brunetka o nieskażonej cerze oraz czekoladowych oczach. Ojciec o podstarzałym wyglądzie, gdzieniegdzie widniało kilka zmarszczek, a ręce jak zawsze złożone miał pod brzuchem.

- Och, Harry – matka przytuliła mnie, a ojciec tylko ze zdegustowaniem patrzył to na mnie to na zdenerwowanego Louis'a – Cieszę się, że nas odwiedzi ... Kto to jest?

Miała zimny i przestraszony głos, a ja wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego. Chciałem wydusić kilka słów, ale jak zwykle mi przeszkodzili.

- Harry, czy to Twój przyjaciel? - ojciec nie brzmiał na przyjaźnie nastawionego.

- Nie, tato to ...

- Czy on jest bezdomny. Mówiłam, że nie chcemy brudasów w tym domu – matka była równie zdegustowana.

- Nie, on ...

- O mój Boże – krzyknęła łapiąc rękę Louis'a, a jej paznokcie jeździły po tatuażach chłopca – Czy to jest jakiś przestępca!?

- Mamo ..

- Harry – zaczął spokojnie ojciec – Czy to jest Twój sponsor? Przecież możemy Ci pomóc finansowo. Chcesz te boisko koło Twojej starej szkoły? A może chciałbyś kupić nowy samochód? Co powiesz na Rolls Royce'a Phantom'a?

- TATO!

W końcu Louis zdecydował się przejąć inicjatywę i chwycił mnie za rękę, a drugą objął mnie w pasie, mówiąc:

- Dzień dobry, jestem narzeczonym waszego syna, a także stwórcą dziecka, które Harry nosi.

* Le fraochÚn – (po irlandzku) o kurwa

Okej, końcówka jest jaka jest i jest troszkę nieogarnięta, ale ten rozdział i tak był zbyt długi więc musiałam go trochę skrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro