9. Sweet Belly With Sweet Child

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały rozdział będzie prowadzony oczami Louis'a :)

-------


*Louis' POV

- Dzień dobry, jestem narzeczonym waszego syna, a także stwórcą dziecka, które Harry nosi.

Szybko opuściłem wystawioną rękę do uścisku, ponieważ takowego nie otrzymałem. Czułem się obco w tym domu, tym bardziej, że tak naprawdę nie pasuję ani do otoczenia ani do osób w nim. Już chciałem uciekać z domu, ale głos Harrego mnie zatrzymał:

- Naprawdę się kochamy, a ja nie mam zamiaru rezygnować z kogoś kogo kocham dla dobra waszej reputacji – jego głos był szorstki i pełen nienawiści. Obaj starsi popatrzyli na siebie, a następnie zaprosili nas do salonu. Pomogłem Harremu zdjąć płaszcz, a sam z niechęcią zdjąłem swoją narzutę. Bałem się ich reakcji na resztę moich tatuaży. Przed wejściem do salonu kędzierzawy pocałował mnie w policzek dodając kilka słów otuchy, a ja splotłem nasze ręce z dumą krocząc do pałacowego pomieszczenia. Masa bieli oraz złota, nieczęsto spotykane kolory pastelowe. Jego rodzice chyba naprawdę mają swój własny harmonogram co do rozmieszczenia wszelakich ozdób. Wszystko było w czystej harmonii, nawet kilka doniczek, w których ziemia była równa i przylegająca do obudowy. Chłopiec pokierował mnie na szaro – srebrną kanapę, gdzie naprzeciw nas siedzieli jego rodzice. Z trudem przełknąłem ślinę, a następnie pomogłem usiąść ciężarnemu nastolatkowi. Na szczęście chłopak w tym okresie ma ferie, które może przedłużyć na potrzeby ślubu. Już za kilkanaście dni będzie miał urodziny, a co za tym idzie, będzie mógł pełnoprawnie wychowywać dziecko, jak i wyjść za mąż. Położyłem dłonie młodszego na moich kolanach i lustrowałem wzrokiem wnętrze willi.

- Bardzo ładnie państwo mieszkają – nie zupełnie wiedziałem, jak mam zacząć rozmowę.

Matka posłała mi uśmiech dla otuchy, co niezmiernie mnie zadowoliło, bo był szczery. Natomiast ojciec, tylko z wyraźną kpiną przyglądał się bladej twarzy Harrego, którego od rana brało na mdłości.

- Dziękujemy Louis, ale myślę, że chcecie nam o czymś powiedzieć.

Harry jeszcze bardziej zbladł, a jego ręce zaczęły się pocić. Nachyliłem się i szepnąłem:

- Wszystko w porządku?

Pokiwał nieznacznie głową i zacisnął palce na moich.

- Więc mamo, tato – zaczął lekko zdenerwowany – Z Louis'em bardzo się kochamy. Oświadczył mi się kilka miesięcy temu, a teraz spodziewamy się dziecka.

Matka Harrego automatycznie wstała i przytuliła chłopca do siebie, co następnie także uczyniła z mną. Nie wydawała się taka zła, jedynie jego ojciec nie wyglądał na zadowolonego.

- Przepraszam, że się nie przedstawiłam po prostu zaskoczyliście mnie – wystawiła mi swoją chudą dłoń, którą od razu uścisnąłem – Jestem Anne, a mój mąż to Ben.

Ben nie podał mi ręki, jedynie wstał z prychnięciem z kanapy i udał się w nieznanym przeze mnie kierunku.

- Och, Louis, kiedyś się do niego przyzwyczaisz – kobieta puściła mi ostatni uśmiech zanim zniknęła za masywnymi drzwiami.

Wróciła z mężem po chwili i tak jak się spodziewaliśmy zadawali nam pytania. Dotyczące związku prywatnego życia i tym podobnych.

- Louis, a co robią Twoi rodzice – trochę się denerwowałem przez to pytanie, ale moją odpowiedź zakłócili spodziewani goście, a mianowicie trójka chłopców, którzy wciąż czekali na dziedzińcu.

Harry ze stoickim spokojem przedstawił wszystkich moich (fałszywych) braci, oraz Liam'a, którego chyba zdążyli poznać wcześniej. Matka Harrego powiedziała, że niedługo będzie obiad, a następnie kazała chłopcu zaprowadzić wszystkich do sypialni. Oczywiście każdy dostał osobną oprócz mnie i Harrego.

Mieliśmy jeszcze dwie godziny do obiadu, a tym samym do kolejnej sesji pytań na wszelakie tematy. Rozpakowałem swoje rzeczy i natychmiast położyłem się na wielkie, królewskie łóżko, które miałem dzielić z zielonookim. Było niczym z pięćdziesięciu twarzy Grey'a, tylko całe białe i bez żadnych zabawek na ścianach. Pokój był inny od wszystkich. Choć łóżko było wielkich rozmiarów wszystko inne zdawało się mniej harmonijne i uporządkowane. Stare płyty Coldplay'u, czy masa przeterminowanych czasopism na biurku. Łóżko stało na niewielkim podeście, który oświetlony był kolorowymi gwiazdeczkami, jak i sufit. Musi to wyglądać nieziemsko w nocy, zresztą niedługo się przekonam. Powiem szczerze, że w tym pokoju czułem się dobrze. Przynajmniej nie bałem się dotknąć czegokolwiek, aby potem nie brać pożyczki na milion dolarów za zniszczenie jakiegoś ohydnego wazonu.

Chłopiec w czarnych sztybletach, kilku sygnetach na palcach oraz lekko zaokrąglonym brzuszku wszedł do naszego pokoju. Jego twarz wciąż była blada, co mnie martwiło. Gdy chłopak chciał usiąść koło mnie, w szybkim tempie wstałem z łoża i pokierowałem się do swojej podręcznej torby. Wyciągnąłem z niej drożdżówkę i podałem smętnemu chłopcu.

- Musisz to zjeść. Chwilę temu wyrzygałeś wszystko co miałeś w swoim brzuszku – nie wiem od kiedy zacząłem zdrabniać takie słowa jak brzuch, czy dziecko. Po prostu to kojarzy mi się z jego ciążą.

- Dzięki, Lou – chłopak wziął ode mnie bułkę i położył się na miękkim, pachnącym prześcieradle.

- To był kiedyś Twój pokój, prawda? - pytanie było raczej retorycznie, choć wolałem je zadać.

Kędzierzawy pokiwał głową zdejmując z nóg czarne, ostro zakończone buty. Nigdy, przenigdy nie chciałbym w takich chodzić. Moje palce chyba czułyby uwieranie przez dobry miesiąc po zdjęciu tych narzędzi tortur.

- To było jedyne miejsce w którym lubiłem przesiadywać. Po prostu było moje. Biedne, ale własne. Na wszystko co jest w tym pokoju sam zarobiłem, no może oprócz łóżka, ale tak to wszystko moje.

Chłopak miał to w sobie, że wszystko co wychodziło z jego ust było zachęcające i pasjonujące. To z jakim przekonaniem utrzymywał rozmówcę w temacie, było nie do opisania. Zwykła mowa, a tak wiele można się o nim dowiedzieć.

***

Zanim się obejrzałem dwie godziny minęły niczym z bicza strzał. Niechętnie wyczołgałem się z łóżka na którym chwilę temu odbywałem przyjemną drzemkę. Ogarnąłem się w jednej sekundzie, a następnie podszedłem do drzwi. Kilka wdechów i wydechów później schodziłem po dużych, wypolerowanych schodach o złotych poręczach, przy okazji mijając sławne obrazy na czerwono - białych ścianach. Trochę się szamotałem po salonie, aż w końcu odnalazłem jadalnię. Przy stole siedzieli już wszyscy, oprócz mojego narzeczonego.

- Gdzie jest Harry? - zapytałem Niall'a i Zayn'a, którzy z trwogą wgapiali się w toaletę.

Zrozumiałem ich aluzję i jak najszybciej udałem się do białej łaźni. Chłopak klęczał nad muszlą toaletową wydając cichy, ochrypły kaszel. Podpełzłem do niego i sam uklęknąłem obejmując go w pasie.

- Harry, nie jest okej – powiedziałem głaszcząc jego plecy – Masz gorączkę – powiedziałem w tym samym czasie przytrzymując dłoń na skroni jego głowy, wcześniej odgarniając z niej niepotrzebne kosmyki pokręconych włosów.

Chwilę potem zaprowadziłem Harrego do sypialni, a on kazał zejść mi na obiad, a następnie zdać raport z rozmowy. Zrobiłem jak nieletni kazał. Obiad był dość niespokojny. Ciągle dostawałem ostrzegawcze spojrzenia od ojca Harrego, choć nie czasami także uśmiechy od jego pięknej matki. Myślę, że naprawdę do siebie nie pasowali. Ona, piękna, drobna z minimalistycznymi drobiazgami na palcach, nadgarstku czy szyi. On, szorstki, niepohamowany, a na dodatek szydzący z wszystkich o niezbyt dobrych finansach.

- Louis, więc czym zajmują się Twoi rodzice?

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że umarli. Skłamałem mówiąc, że w jakimś nic nie znaczącym wypadku.

- Och – matka wydawała się przygnębiona, ale ojciec oburzony.

- Nie dość, że sierota to jeszcze ... - Jay przerwała mu, a następnie zaczęła wypytywać moich braci.

Zayn od zawsze był dość kłopotliwy, co także odbiło się na nim tym razem.

- Och, wie Pani ja ... pracuję z dziećmi – wzrok wszystkich w pomieszczeniu został skierowany na ciemnowłosego mulata.

No bo co można pomyśleć o wytatuowanym chłopcu, który „pracuje z dziećmi"? Albo nimi handluję, albo sam je kupuję i użytkuję do wszelakich rzeczy.

Kopnąłem Zayn'a pod stołem dając mu do zrozumienia aby szybko się poprawił.

- Och, to znaczy jestem przedszkolanką.

Dalsza rozmowa była miła i tak bardzo fałszywa jak tylko to było możliwe. Najchętniej wróciłbym na górę do Hazzy, aby zapytać jak się czuje. Mam nadzieję, że to tylko powikłania ciążowe, zresztą mam przy sobie kilka książek o macierzyństwie. Nie pytaj.

- Ja na co dzień jestem księdzem.

I się zaczyna. Rozmowa na temat kościoła i kolejnej bezsensownej paplaniny. Chociaż Zayn wydawał się pogrążony w wyznaniach starszego, albo po prostu miał ochotę go właśnie w tym momencie pieprzyć na tym krzywym stole. Jeszcze do końca nie rozróżniam jego mimiki „jesteś fajny" od „zaraz Cię zaliczę". Ale kto by to rozróżnił?

Po skończonej rozmowie z rodzicami chłopca udałem się na górę, zostawiając lekko zmieszanych chłopców na dole. Gdy wszedłem do pokoju zastał mnie widok śpiącego chłopca, który skulony był w malutki kłębuszek, a przez sen pojękiwał jakieś niewyraźne słowa. Chłopak uchylił oczy i ze strachem zaczął rozmowę:

- Jak poszło?

Usiadłem na skrawku łóżka wystawiając rękę do jego głowy i czesząc palcami splątane włosy.

- Było dobrze, ale teraz powinieneś się przespać, zbyt dużo się dzieję. To nie zdrowe.

Po raz ostatni pożegnałem się z nim całując go krótko w czoło, a następnie pozwalając mu odpłynąć. Siedziałem jeszcze chwile wpatrując się w każdy detal jego twarzy, aż o moje uszy nie rozbrzmiał się głos Liam'a, który prosił o pomoc we wniesieniu jego walizki do sypialni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro