Boyfriends

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dłonie Sana niemiłosiernie się pociły. Serce waliło niczym oszalałe sprawiając wrażenie młota uderzającego o twardą powłokę, której za żadne skarby świata nie mógło przebić. Trzepot motylich skrzydeł również był nie do zniesienia. Chłopak czuł przez to, że jego wnętrzności obracają się wokół własne osi, ściskają i powodują nieprzyjemne mdłości. Był emocjonalnym wrakiem. Zlepkiem podekscytowania, strachu, niepewności i szczęścia.

Wszystko dlatego, że ktoś złapał jego dłoń, splatając razem każdy z palców. Dla co niektórych mógł to być zwyczajny chłopak, taki sam dwudziestolatek jak wszyscy, ale nie dla niego. Dla Sana był to jego najlepszy przyjaciel - Jung Wooyoung.

Choi podkochiwał się w blondynie od pierwszej klasy liceum stwierdzając, że z nikim nie czuł się tak dobrze jak z Woo, który szybko stał się ostoją, ratunkiem, a z czasem całym światem. Wooyoung był nie tylko motywacją i powodem, dla którego zmęczony domowymi awanturami San wstawał każdego ranka, uśmiechając się od ucha do ucha, bo przecież "dziś też będą razem". Radość i barwy wprowadzane do życia studenta stanowiły to, czego od pewnego czasu mu brakowało - entuzjazm. Wooyoung nieświadomie rozświetlał ponurą codzienność swojego przyjaciela.

Nie miał pojęcia, że stanowił tak istotny element jego życia, ponieważ San nigdy mu o tym nie powiedział. Okazywał wdzięczność niemal nonstop, aczkolwiek nie zebrał się jeszcze w sobie, by wyznać uczucia.

Dzielnie więc znosił raniące go w głębi serca opowieści Wooyounga, który jako ten popularny student był rozchytywany przez dziewczęta, bądź chłopaków. Cieszył się szczęściem chłopaka za każdym razem, gdy tamten informował go o byciu w związku. Ukrywał jednak fakt, że często wyobrażał sobie, że to on jest tym szczęściarzem albo szczęściarą, której udało się zdobyć atencję i uczucia chłopaka. Dobro Woo zawsze stawiał ponad swoje.

W życiu nie pomyślał, że jego najlepszy przyjaciel kiedykolwiek zaskoczy go w taki sposób. Nie spodziewał się, że niezapowiedzianych odwiedzin w dniu, w którym Jung miał ponoć randkę z kolejnym szcześliwcem. Tym bardziej nie był przygotowany na otrzymanie bukietu kolorowych kwiatów, pośród których znalazł karteczkę, czytania której Wooyoung zabronił mu na dzień dobry.

W niekomfortowym milczeniu przechadzali się uliczkami seulskiego parku co jakisczas jedynie komentując jakiś nieistotny element przyrody albo przechodniów. Przez większość upływających minut jedyne co słyszeli to odgłosy środowiska, czyli szum wiartu, krzyki dzieci oraz swoje własne serca. Przynajmniej San czuł jakby podchodziło mu ono do gardła pompując krew o wiele szybciej.

Stanęło ono właśnie w momencie, w którym ich dłonie się złączyły. Szeroko otwartymi oczami spojrzał na jasnowłosego kolegę, który z uniesioną głową, a także dumnym uśmieszkiem na ustach szedł przed siebie. Był niemało zaskoczony, świat wywrócił mu się do góry nogami i nie wiedział, co czynić. Sparaliżowany obawami o odrzuceniu, a zarazem wizja wyśmiewającego go Wooyounga odbierały mu całą odwagę. Stał się tyci, podczas gdy jego obiekt westchnień wydawał się rozrosnąć.

Choi bał się, że to tylko część kolejnego żartu, a przeżył ich już wystarczająco dużo przez ostatnie kilka lat przyjaźni.

Wooyoung często chichotał na widok rumieńców Sana i zwracał na nie uwagę za każdym razem, gdy chociażby na niego patrzył, nie mówiąc już o przytulaniu, nawet tym koleżeńskim. San nigdy nie był w oczach Junga dobry w tuszowaniu emocji oraz panowaniu nad reakcjami, co doprowadzało go do szału. Czuł się jak obiekt drwin.

Tym razem nie było inaczej. Zarumienił się, a kiedy wzrok Wooyounga spoczął na dwóch wyraźnych pąsach, odwrócił prędko głowę, skupiając się na obserwacji kilkorga przechodniów. Było mu wstyd, że po raz kolejny sam wkopał się w bagno.

— Podobają ci się? — głos Junga wyrwał Sana z zamyślenia.

Pokiwał twierdząco, doszukując się drugiego dna sytuacji. Miał wrażenie, że był właśnie w ukrytej kamerze i zaraz zza drzew wyskoczą prowadzący i kamerzyści, którzy wyśmieją go na środku parku.

— Chciałem, żeby do ciebie pasowały — dodał ze spokojem, natomiast San wciąż lustrował podejrzliwe jego mimikę.

— Miałeś iść dzisiaj na randkę. — Stwierdzenie Choia rozbawiło Wooyounga, który uniósł w górę ich złączone dłonie.

Wtedy San zrozumiał.

To on był tego dnia wybrany do bycia chwilowo szczęśliwym. Nijak mu się to podobało. Nie chciał być tylko na moment, jak zabawka, którą Woo zaraz odłoży na bok.

— Nie chcę już być twoim przyjacielem, San — Wooyoung zatrzymał się pod ogromną płaczącą wierzbą odwracając się przodem do przerażonego i jednocześnie załamanego Sana, który opatrznie zrozumiał jego słowa.

Różowowłosy wymyślił już sobie czarny scenariusz, który powoli się ziszczał.

Wooyoung miał jednak inne plany.

Ujął policzki Sana w dłonie zakrywając czerwone rumieńce kontrastujące z cholernie bladą obecnie cerą spłoszonego chłopaka. Uśmiechnął się szeroko, przywierając wargami do jego czoła, co wywróciło wnętrzności starszego wokół ich własnej osi.

— Chcę być twoim chłopakiem — oznajmił, spełniając tymi słowami najskrytsze marzenia swojego przyjaciela, o których doskonałe wiedział odkąd przeczytał jego pamiętnik. Tamto popołudnie dało mu wiele do zrozumienia, o czym postanowił poinformować Sana. — Byłem ślepy nie widząc tego, co mam pod nosem, ale chcę żebyś wiedział, że przy nikim nie czuję się tak dobrze, jak przy tobie i to właśnie ty mnie uszczęśliwiasz, Choi San. Dlatego chcę, żebyś powiedział mi czy tego chcesz.

Choi nie zastanawiał się długo. Bez zbędnego myślenia, czym prędzej wtulił się w ciało Wooyounga. Wykrzywiona w niebywale szerokim uśmiechu twarz wręcz bolała od rozciągania mięśni, ale mało przejmował się doskwierającym dyskomfortem.

Był zbyt szczęśliwy, by mu to przeszkadzało.

— Chcę, nawet nie wiesz jak bardzo.

Dopiero wieczorem przeczytał liścik wetknięty między dwie czerwone różyczki.

"Jesteś całym moim światem, Choi San."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro