Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez cały następny tydzień  chodził do szkoły i nie wpadał w kłopoty. Złościł go fakt, że nie mógł palić, posyłał nawet milionerowi nadprogramowe nienawistne spojrzenia, ale to i tak nic nie dało. Ostatecznie, chłopiec poddał się i z bólem serca, ale też ulgą, odsprzedał swoją ostatnią paczkę papierosów koledze.

Nie rozmawiał z milionerem zbyt często. Nie żeby kiedykolwiek prowadzili konwersacje ponad to, co było trzeba powiedzieć. Peter nie wybaczył opiekunowi tego co zrobił i nie zamierzał mu tego wybaczyć, ale nie miał też siły ignorować go przez cały czas. No i trochę się bał. O swoje nowe buty.

Jednak pomimo zaproszenia, do warsztatu nie zszedł. Choć miał ochotę. Podobało mu się tam.

Dziś znów padało, niezmiennie od kilku dni. Peter niechętnie wyszedł z budynku, założył kaptur na głowę i otulił się kurtką. Było mu zimno.

Ostrożnie, uważając, by nie wdepnąć w kałużę, chłopiec przeszedł przez szkolny dziedziniec. Zamierzał uciec na najbliższy przystanek, ale gdy tylko opuścił teren szkoły, czarne sportowe auto podjechało tak, że Peter stał przy drzwiach pasażera. Szyba się otworzyła, ukazując siedzącego wewnątrz milionera.

-Wskakuj, dzieciaku- powiedział starszy, a chłopiec szybko wykonał polecenie. Był już dostatecznie mokry, a buty, które dotychczas były utrzymywane w stanie idealnej czystości, miały błoto na podeszwach.

Peter zamknął okno, położył sobie plecak w nogach i zapiął pas. Odchylił lekko głowę w tył, wypuszczając powietrze.

Tony sięgnął na tylne siedzenie i chwycił papierową torbę, którą położył dziecku na kolanach.

-Smacznego- powiedział. Peter otworzył torebkę, a kąciki jego ust drgnęły ku górze, gdy poczuł zapach burgera. Jego żołądek głośno zaburczał, dając milionerowi do zrozumienia, że dobrze zrobił.

-Dzięki- mruknął chłopiec, wyciągając jedzenie. Tony pozwolił mu zjeść w ciszy, licząc, że jeśli Peter będzie najedzony, jego bojowe nastawienie nieco zmięknie. Odczekał więc, aż chłopiec zje wszystko i odłoży papierową torbę ze śmieciami na podłogę.

-Posłuchaj, Pete...- zaczął łagodnie Tony, gdy zaparkował samochód, ale nie zdążył dokończyć.

-O nie, nie, nie, nie. Wybij to sobie z głowy, nie idę- przerwał mu ostro Peter. Milioner westchnął. Tyle z poprawy nastroju jedzeniem.

-Chociaż spróbuj, Peter, proszę...

-Próbowałem już. Cztery razy. To bez sensu, nienawidzę terapii- powiedział chłopiec, obrzucając budynek za oknem zniesmaczonym spojrzeniem.

-Może umówmy się tak. Spróbujesz, ten jeden, ostatni raz. Jeśli po siedmiu spotkaniach uznasz, że to bezowocne, nie będę cię już namawiał. Okej?- spytał Tony, a Peter zdmuchnął grzywkę z oczu.

-Po trzech.

-Pięciu. To moje ostatnie słowo- powiedział mężczyzna. Chłopiec przewrócił oczami. Wydał z siebie jęk irytacji, po czym otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Tony zrobił to samo. Oboje pospiesznie weszli do budynku, żeby nie zmoknąć.

-Dzień dobry- przywitała ich uśmiechnięta kobieta za recepcyjną ladą- cześć, Peter, miło cię znowu widzieć- powiedziała. Chłopiec wcisnął ręce w kieszenie i nie odpowiedział.

Tony podszedł do lady, przedstawił się, a kobieta skierowała ich do poczekalni, oznajmiając, że pan Clarke zaraz ich przyjmie. Peter opadł więc na fotel w poczekalni z wyraźnym grymasem na twarzy, a milioner usiadł obok niego, zastanawiając się, czy powinien spróbować ugłaskać dziecko, czy posłać go do gabinetu ciskającego piorunami. Otworzył usta, ale gdy chłopiec zacisnął wargi i cisnął w niego szybkim, przepełnionym niechęcią spojrzeniem, zrezygnował. To była robota dla profesjonalisty.

W końcu, drzwi się otworzyły, ukazując mężczyznę koło czterdziestki o jasnych, brązowych włosach. Miał na sobie niebieską koszulę w kratę i beżowe spodnie. Wyglądał schludnie i przyjaźnie. Na nosie miał okulary w prostokątnych oprawkach. Uśmiechnął się, otwierając drzwi szerzej.

-Dzień dobry, panie Stark. Będzie pan tu czekał?- spytał, a Tony przytaknął- w porządku. Pete, zapraszam- powiedział, odsuwając się tak, by chłopiec mógł przejść obok niego. Peter westchnął, przewrócił oczami, po czym ciężko podniósł się z fotela i niechętnie powlókł się do gabinetu. Mężczyzna obok uśmiechnął się porozumiewawczo do milionera, a Tony pokręcił głową z rozbawieniem. Gdy drzwi gabinetu zamknęły się, dziewczyna z recepcji wesoło zaproponowała mężczyźnie kawę.

Peter opadł na fotel w gabinecie, a psycholog usiadł naprzeciwko niego.

-Miło znów cię widzieć, Pete- powiedział mężczyzna.

-Mhm. Chciałbym móc powiedzieć to samo- mruknął młodszy- poza tym, nie przyzwyczajaj się zbytnio. To nie potrwa długo- dodał smętnie. Starszy uśmiechnął się na te słowa.

-Rozumiem. Opowiesz mi, co u ciebie słychać?- spytał spokojnie. Peter wypuścił głośno powietrze.

-Co słychać przez ostatnie dwa lata? Wszystko po staremu. Jestem nieznośnym bachorem- powiedział, po czym uśmiechnął się krzywo.

-Dlaczego uważasz, że jesteś nieznośny?

Peter westchnął.

-Nie lubię głupich pytań- zauważył sucho.

-Wiem o tym- odparł mężczyzna- wiem też, że nie jesteś nieznośny. To twoje zachowanie jest nie do zniesienia, a ty jesteś mądrym i całkiem dobrym chłopakiem.

-Tak uważasz?- rzucił Peter, unosząc jedną brew.

-Ja to wiem.

Chłopiec położył dłoń na klatce piersiowej tam, gdzie znajduje się serce.

-Ach, to chyba początek mojej przemiany duchowej- powiedział, zupełnie beznamiętnie. Starszy uśmiechnął się z rozbawieniem.

-Miejmy nadzieję.

Peter też uniósł kąciki ust.

-Urosłeś, wiesz? I głos ci się zmienił- zauważył pan Clarke.

-Przez dwa lata? Szok- rzucił ponuro młodszy.

-Jak ci się żyje z panem Starkiem? Lubisz go?

Peter westchnął cicho.

-Nie.

-Dlaczego?

-Znęca się nade mną- odparł krótko młodszy, ale mężczyzna nie wyglądał na zaniepokojonego. Wręcz przeciwnie, znów się uśmiechnął.

-W jaki sposób?- spytał. Peter zacisnął usta. Mógłby opowiedzieć o incydencie z papierosami, ale wiedział dobrze, że nikt nie stanie po jego stronie. Przestał palić, więc wszyscy będą zadowoleni. Nie ważne, że przez dwa dni bolał go brzuch.

Chłopiec zagryzł lekko wargę. Nie wiedział, co ma powiedzieć.

-Po prostu się znęca- mruknął. Starszy przekrzywił lekko głowę.

-A ty?- spytał. Peter zmarszczył brwi.

-Co ja?

-Znęcasz się nad nim?

Chłopiec uniósł kąciki ust.

-Może- mruknął, wzruszając ramionami.

-A czy jest coś, co podoba ci się u pana Starka w domu?- spytał mężczyzna. Młodszy spuścił na chwilę wzrok. Podobał mu się warsztat. Podobała mu się wspólna praca i nauka. Ale nie zamierzał tłumaczyć, czemu nie chciał już tego robić.

-Mam własną łazienkę. To jest dość... fajne- powiedział w końcu. Starszy pokiwał głową z uśmiechem.

-Zgadzam się, własna łazienka z pewnością jest wygodna- odparł, po czym odchrząknął- powiedz mi, Pete, czy jest coś, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?

Peter posłał mu nieco kpiące spojrzenie, po czym zacisnął usta. W zasadzie, wcale nie zamierzał rozmawiać. Pan Stark mógł go zmusić do siedzenia w gabinecie, ale nie mógł go zmusić do rozmowy.

-Minęło trochę czasu, odkąd się ostatnio widzieliśmy, Pete. Chciałbym zacząć tam, gdzie skończyliśmy- oznajmił mężczyzna, a chłopiec spiął się natychmiast, posyłając starszemu ostrzegawcze spojrzenie. Pokręcił lekko głową- możemy porozmawiać o twojej cioci, Peter?

W tym momencie, Peter zerwał się z fotela i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami.

-Pete? Co się stało? Przecież...- zaczął Tony, wstając i podchodząc do chłopca.

-Nie chcę tego więcej robić!- krzyknął jedynie Peter, wychodząc z budynku. Milioner poszedł za nim, posyłając jedynie bezradne spojrzenie sekretarce.

-Ale co się stało?- znów spytał, starając się dogonić chłopca.

-Ty się stałeś!- wykrzyknął młodszy, obracając się gwałtownie- nienawidzę cię! Nienawidzę twoich głupich zasad, twojego domu i twojego życia! Nie masz prawa zmuszać mnie do terapii, nie jesteś moim ojcem!

Łzy znów lały się po policzkach chłopca, który przetarł je gniewnie rękawem i odwrócił się na pięcie, biegnąc wzdłuż ulicy. Tony wypuścił powietrze, patrząc na jego plecy. Nie gonił go, bo wiedział, że Peter nic ze sobą nie ma i prędzej czy później wróci. Potrzebował teraz tylko czasu, żeby ochłonąć.

Milioner przez chwilę wpatrywał się w budynek za sobą. Wiedział, że psycholog nie powie mu o czym rozmawiali, ale czuł, że tym razem wybuch złości chłopca nie był jego winą.

*****

1221 słów

Hejka!

Ojć xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro