Rozdział 64

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wracam do domu :)

Tony schował telefon do kieszeni, wychodząc z sali spotkań. Był znudzony. Tak znudzony, że myślał tylko o zamknięciu się z Peterem w warsztacie. I może o dużej pizzy z ostrymi papryczkami, bo konał z głodu.

Założył okulary przeciwsłoneczne na nos i zwolnił trochę, gdy Happy ruszył za nim. W końcu, ostentacyjnie się zatrzymał, a wtedy jego ochroniarz przewrócił oczami i dogonił go. Tony nie lubił, gdy Happy szedł za nim, jak służba za jego ojcem. Nie traktował Hogana jak służbę. Starał się nikogo tak nie traktować, strasznie tego nie znosił.

-Jak było?- spytał ochroniarz, gdy wsiedli do windy.

-Nudno- odparł Tony, wyciągając telefon, żeby zamówić jedzenie.

-Udało się chociaż podjąć decyzję odnośnie tej transakcji?- rzucił Happy. Milioner uśmiechnął się rozbrajająco.

-Możliwe. Nie słuchałem- powiedział, na co Hogan przewrócił oczami, ale mimo wszystko uśmiechnął się.

Drzwi windy otworzyły się, a Tony westchnął głęboko, widząc tłum przed szklanymi drzwiami.

-Cholera- mruknął Happy. Milioner kiwnął głową- zaparkowałem od frontu. Może wyjdę sam i podjadę na tył, a ty...

-Nie, Happy. I tak za tobą pobiegną. Chcę wracać do domu, chodźmy- powiedział z rezygnacją, ruszając przed siebie. Poprawił marynarkę i okulary, po czym wypuścił powietrze, wychodząc z budynku.

-Panie Stark!

-Tony, spójrz tutaj!

Tony spuścił głowę. Happy robił co mógł, żeby nikt go nie dotknął w drodze do samochodu, ale to było prawie niemożliwe, więc co chwila ktoś trącał go łokciem, aparatem, a jedna osoba nadepnęła mu na stopę. Nigdy nie odpowiadał na pytania paparazzi, nigdy nie patrzył w ich obiektywy. Nie znosił tego. Nie zwracał też uwagi na to co mówią, ale nagle, wbrew sobie, zupełnie niepotrzebnie, skupił się na jednym z głosów.

-Tony! Czy to prawda, że spędziłeś dwa lata w szkole wojskowej?

Tony zastygł. Happy posłał mu zniecierpliowione spojrzenie, ale milioner nie mógł się ruszyć. Przełknął ślinę, powoli odwracając głowę w stronę głosu. 

-C-Co?- powiedział cicho. Nikt go nie słyszał. Wszyscy krzyczeli.

-Dlaczego tam skończyłeś, Tony?

-Jak tam było?

-Rodzice cię odwiedzali?

-Jak wspominasz te lata, Tony?

-Czy to prawda, że Norman Osborn był w to wmieszany?

-Happy!- zawołał Tony, gdy został otoczony i nie mógł pójść naprzód. Poczuł dłoń ochroniarza na łokciu. Hogan złapał go mocno i zaczął napierać na tłum, starając się przedostać. Tony zasłonił twarz ręką, pochylając głowę.

To trwało zbyt długo, ale w końcu, milioner wsiadł do samochodu, który na szczęście miał przyciemniane szyby, więc nikt nie mógł go zobaczyć. Nikt nie mógł zobaczyć, jak Tony drżał.

Happy wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon, zostawiając za sobą tłum reporterów. Mężczyzna zerknął w lusterku na Tony'ego, który starał się opanować oddech i drżenie dłoni. Hogan jako jeden z nielicznych znał jego historię.

-Przykro mi, Tony- powiedział cicho. Tony nie odpowiedział. Zamiast tego, wyciągnął telefon. Otworzył szeroko oczy. Wszędzie było tego pełno, cały internet od tego huczał.

Nie, nie, nie...

Tony wypuścił głośno powietrze, przykładając dłoń do twarzy. To się nie mogło dziać naprawdę.

Mężczyzna wybrał numer do jednego z niewielu dziennikarzy, do których miał jakiekolwiek zaufanie.

-Tayler Census, tak słucham?

-Skąd macie informacje o...

-Dziś rano wszyscy dostali maila ze szkicem jakiegoś starego artykułu- oznajmił natychmiast Tayler- niektórzy z nas się szanują i zostawili to w spokoju. Niektórzy zaczęli grzebać. Z tego co wiem, łatwo namierzyli ludzi, którzy byli tam z tobą. Duża część z nich siedzi w więzieniu. Niektórzy gadali za kasę, niektórzy za darmo, ale wiesz jak jest. Dużo z nich była chętna, żeby pochwalić się, że cię znają.

-Kto wysłał maila?- spytał cicho Tony. Nie był pewien co zrobi, gdy się dowie, ale wiedział, że zniszczy tego człowieka, tak jak on chciał zniszczyć jego. Pośle go na dno.

-Jakiś... Peter Parker. Znasz go, Tony? To może być jeden z tych...

-Muszę kończyć- szepnął Tony, rozłączając się.

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się za okno w milczeniu. Nie wiedział jak ma na to zareagować. Nie wiedział, czy powinien się śmiać? Zacząć płakać? Zacząć krzyczeć? Zadzwonić do niego?

To nie było możliwe.

Peter?

Jego Peter?

Nie zrobiłby tego. Nie mógłby. Na pewno nie. Może i miał dużo na sumieniu. Może był straumatyzowany, nieprzewidywalny, rozgoryczony i pałający nienawiścią do całego świata. Może i jeszcze nie tak dawno robił co w jego mocy, żeby zniechęcić do siebie Tony'ego i obiecywał mu, że pożałuje, że go do siebie wziął, ale to nie był zły dzieciak. To nie był zły dzieciak.

Milioner zacisnął usta, czując, jak łzy napływają mu do oczu. Przetarł je wściekłym gestem, po czym mimowolnie zerknął na kierowcę. Happy miał wzrok utkwiony w jezdni, wiedząc dobrze, że w takich chwilach nie powinien obserwować Tony'ego.

Ktoś ukradł mu laptop. Tak, to mogło się zdarzyć. To było wytłumaczenie. W końcu Peter miał tam wszystko. Miał tam pliki, które znalazł, którymi mógł go obciążyć, stare dokumenty. O Boże, miał tam wszystko. Tony to usunął, ale wiedział, że chłopiec mógł to równie łatwo odzyskać. Pewnie to zrobił, bo milioner wiedział, że Peter znów włamał się do Jarvisa i miał pełny dostęp, ale nic z tym nie zrobił, bo ufał mu, myślał, że chłopiec robił to tylko żeby się sprawdzić, żeby udowodnić sobie, że umie.

Laptop był w Wieży. Tak samo jak telefon Petera. Tony zacisnął szczękę. Więc nikt ich nie ukradł. Ale były inne możliwości. Może... może ktoś się włamał? Tylko że złamanie zabezpieczeń Petera było niemożliwe.

Tony zrobił więc coś, co było w jego mniemaniu absolutnie niedopuszczalne. Ale musiał wiedzieć.

Peter miał dostęp do Jarvisa, więc Jarvis miał dostęp do jego systemów. Włączając w to wiadomości wysyłane i przychodzące na skrzynkę pocztową dziecka.

Tony sapnął cicho, gdy wszedł w folder z wysłanymi wiadomościami.

Były tam. Maile do wydawnictw, stacji telewizyjnych i wolnych strzelców magazynów plotkarskich. Bez żadnych treści. W wiadomościach był tylko szkic artykułu, a w nim, wystarczająca ilość danych, by łatwo zlokalizować szkołę.

Milioner przełknął ślinę. To nie mogła być prawda. Peter nie zrobiłby tego. Nie jego Peter, który przychodził przywitać go już przy windzie, zamiast poczekać w salonie. Który rano wychodził z pokoju zaspany, z roztrzepanymi włosami, tak niedorzecznie zaspany po ośmiu godzinach nieprzerwanego snu i uśmiechał się na widok Tony'ego. Przez on znał tego dzieciaka.

Znał go, prawda?

*****

1005 słów

Hejka!

Ale mi idzie to pisanie xD
A teraz wiecie co będzie😎

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro