Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-A więc, to pan adoptował Petera?- spytał psycholog, splatając dłonie na kolanie, które założył na drugą nogę. Tony odniósł wrażenie, iż w jego głosie słychać było nutkę współczucia.

-Tak- powiedział cicho.

Psycholog wskazany przez pracownika opieki społecznej spotkał się z milionerem jeszcze tego samego dnia, w swoim prywatnym gabinecie. Był starszy od Tony'ego, w średnim wieku, z posiwiałymi włosami i przyjemnym, ciepłym wyrazem twarzy. Wzbudzał zaufanie. No cóż, pracował z dziećmi.

-I jak się wam układa?- spytał grzecznie starszy.

To jakiś koszmar, nienawidzę tego bachora, miał ochotę powiedzieć Tony, ale zamiast tego, uśmiechnął się i powiedział:

-Mamy... drobne trudności.

Starszy zaśmiał się cicho.

-Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej- oświadczył- znam Petera od dawna. Oczywiście, nie pracowałem z nim. Ja pomagam rodzicom, terapię dzieci prowadzi ktoś inny. A rodzicom Petera zawsze potrzebna jest duża pomoc- zauważył, na co milioner uniósł kąciki ust w nieco cierpkim uśmiechu. On też potrzebował pomocy.

-No dobrze, może zacznijmy od początku. Proszę mi opowiedzieć o waszej relacji, panie Stark- powiedział mężczyzna. Tony westchnął cicho.

-Pana obowiązuje tajemnica zawodowa, tak? Nic co powiem nie opuści tego gabinetu?- upewnił się. Starszy zdjął okulary w cienkich oprawkach, żeby przetrzeć szkiełka.

-Jeśli pańskiemu życiu, albo życiu lub bezpieczeństwu Petera nie zagraża niebezpieczeństwo, to tak. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i nie mam prawa rozmawiać z nikim o tym, o czym tu rozmawiamy- zapewnił. Więc Tony opowiedział mu wszystko, od początku, dokładnie tak jak było. To był jedyny sposób, by mężczyzna mógł mu rzeczywiście pomóc. Gdyby to była standardowa adopcja, sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej. Ale w tym wypadku, Tony zupełnie nie wiedział, co robić.

Mężczyzna słuchał z uwagą, kiwając co jakiś czas głową i robiąc notatki, a gdy Tony skończył, siwowłosy spuścił na chwilę wzrok, zastanawiając się nad tym głęboko.

-Panie Stark...- zaczął spokojnie- dlaczego chce pan pomóc Peterowi?- spytał. Milioner zmarszczył lekko brwi. Przed chwilą dokładnie to wszystko starszemu wyłożył.

-Jak już mówiłem... Peter ma spory potencjał. Gdyby miał środki i... odpowiednie otoczenie, wtedy na pewno...

-Tak, to już pan mówił. To jest zrozumiałe. Ale na świecie jest wiele zdolnych dzieci, które nie mają odpowiednich warunków do rozwoju. Jest też dużo dzieci z problemami, które trafiają do zakładów poprawczych w wieku dwunastu, trzynastu lat przez błędy, za które nie są w całości odpowiedzialne. Czemu akurat Peter, skoro ma pan odpowiednie środki, żeby... no nie wiem, założyć fundację? Pomagać ludziom na większą skalę. Dlaczego poczuł się pan odpowiedzialny za tego konkretnego chłopca?- spytał, na co Tony zamrugał, marszcząc lekko brwi- nie musi mi pan teraz na to odpowiadać, ale chciałbym, żebyśmy o tym porozmawiali. Powinniśmy pochylić się nad tym pytaniem i...

-Nie, nie, chwila- zaczął milioner, prostując się- nie prosiłem o terapię, tylko o radę- zauważył.

-Wiem, panie Stark, ale to jest ściśle związane z moimi poradami w kwestiach wychowawczych. Na ogół, ta kwestia jest z rodzicami zastępczymi bardzo prosta. Chcą mieć dziecko, ponieważ z jakichś przyczyn, nie mogą lub nie chcą mieć własnego. Pan natomiast jest zagadką, panie Stark. I muszę wiedzieć, jak mam traktować ten przypadek. Jeśli uważa pan, że ma pan pewnego rodzaju misję, albo...

-On jest taki jak ja- powiedział cicho Tony. Mężczyzna kiwnął głową.

-Czyli jaki?

-Niezrozumiany. Nikt go nie rozumie, więc nikt go nie chce. To... niesprawiedliwe- mruknął milioner, spuszczając lekko wzrok. Zrobiło mu się głupio, gdy poczuł na sobie wzrok mężczyzny.

-Musi panu być ciężko, panie Stark. Jest pan geniuszem. Rzadko spotyka pan ludzi na swoim poziomie, więc pewnie czuje się pan osamotniony. A skoro nawet teraz tak jest, dla dziecka to musiało być naprawdę bardzo trudne, czyż nie?- spytał łagodnie psycholog, na co Tony wciągnął powietrze i odwrócił głowę.

-Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę rozmawiać o Peterze- powiedział cicho.

-Peter, tak samo jak pan, jest znacznie inteligentniejszy od swoich rówieśników. Jeśli pochylimy się nad tym, co pan czuł i jak sobie z tym radził, może uda nam się zrozumieć Petera. Myślę, że on też nie potrafi znaleźć sobie przez to miejsca- oznajmił mężczyzna, notując szybkimi ruchami- o tym porozmawiamy na następnych spotkaniach. Myślę, że dzięki pańskim doświadczeniom, będzie mógł pan zbliżyć się do Petera. Ale dam panu kilka wskazówek na początek. Peter sprawia duże trudności wychowawcze, to nie jest tajemnicą. Musi pan mieć dużo cierpliwości, żeby zbudować z nim relację. Peter się boi, panie Stark. Wydaje się panu, że Peter nie rozumie, co może go czekać, ale myślę, że on rozumie to bardzo dobrze. Boi się tego. Najważniejsze jest teraz stworzenie mu poczucia bezpieczeństwa. Wiem, że Peter potrafi być bardzo prowokujący, szczególnie na początku, ale proszę być cierpliwym.

-Staram się to ignorować- oznajmił cicho Tony.

-Tak, to w niektórych przypadkach najlepsze rozwiązanie, ale nie zawsze. Na tym etapie, Peter bada grunt. Sprawdza, na ile mu pan pozwoli. Co może zrobić, zanim pan wybuchnie. Ignorowanie niektórych rzeczy jest dobre, ale czasem musi pan pokazać Peterowi, że nie akceptuje pan jego zachowań. Żeby chłopiec poczuł się u pana bezpieczniej, powinien pan starać się być przewidywalnym i systematycznym. Jeśli Peter będzie wiedział, czego może się spodziewać, nie będzie musiał być czujny przez cały czas- mężczyzna westchnął, splatając dłonie na kolanach- poza tym... nie może pan trzymać go zamkniętego w mieszkaniu. Rozumiem pana obawy, rozumiem co mu grozi, ale... to po prostu nie jest dobre. Proszę postawić się na jego miejscu. Nic dziwnego, że Peter nie traktuje pańskiego zachowania jako pomocy, tylko jako karę. Jest zamknięty, odizolowany od reszty świata, tak nie może być. Nie zdobędzie pan zaufania, nie dając go.

-Wierzy pan w to, że Peter nie ucieknie?- spytał Tony, mrużąc lekko oczy.

-Oczywiście, że nie. Zwieje przy pierwszej okazji. Ale Peter nie ucieka daleko, na pewno pan go znajdzie- powiedział, uśmiechając się lekko- Peter potrafi być nieznośny, ale... to tylko mechanizm obronny, panie Stark. On odrzuca pana, zanim pan zdąży odrzucić niego. Myślę, że Peter boi się znowu być porzuconym. Ponadto, pan z góry założył, że go pan odda. Powiedział mu to pan. Peter nie dopuści pana do siebie w ten sposób, bo traktuje to tylko jako sytuację przejściową. Dzieci takie jak Peter, doświadczone przez życie, boją się takich sytuacji. Często straciły rodziców i innych bliskich. Choć staramy się unikać takich sytuacji, pracownicy opieki społecznej i wychowawcy też przychodzą i odchodzą. Dzieci łapią się każdej stałej sytuacji w ich życiu. Peter nie będzie czuł się bezpiecznie w domu, w którym jest tylko na chwilę. Wie, że zniknie pan z jego życia, więc nie może się przywiązać, bo znów zostanie skrzywdzony.

-Czyli jeśli chcę, żeby Peter przyjął moją pomoc, muszę go adoptować?- spytał ze zniechęceniem milioner. Mężczyzna pokręcił lekko głową.

-Nie, nie sądzę, żeby to załatwiło sprawę. Peter po prostu nie postrzega pana jako kogoś, na kim może polegać. Uważa, że jest w Stark Tower za karę, a pan go pilnuje, jak dyrektor więzienia. Nie gracie w jednej drużynie. Pan jest po stronie prawa, Tarczy i systemu. Peter jest sam, przeciwko całemu światu. Musi mu pan udowodnić, że jest inaczej. Że bez względu na to, jakie ma zdanie, pan będzie po jego stronie. Że go pan obroni, jeśli zajdzie taka potrzeba. Peter chce móc na kimś polegać, mieć przy sobie kogoś stałego i zaufanego. Jeśli nie potrafi być pan dla niego ojcem, powinien pan chociaż spróbować być jego przyjacielem. Myślę, że jedna bliska osoba w jego życiu może zdziałać cuda.

Tony uśmiechnął się cierpko, wypuszczając powietrze. Bliska osoba pomoże, to jest pewne. Ale kto powie mu, jak zdobyć zaufanie Petera?

*****

1214 słów

Hejka!

Przepraszam, że mało publikuję, ale mam teraz mega gorący okres. Słowo, że po wszystkim, będę więcej pisać❤️

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro