Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Peter sprawdził godzinę i zatupał niecierpliwie. Metro było zbyt powolne.

Nie miał tak naprawdę żadnego solidnego planu. Chciał tylko wyjechać, z dala od Nowego Jorku. Wtedy będzie mógł się zastanowić co dalej. Miał trochę oszczędności, starczy mu na bilet i jedzenie, przynajmniej przez tydzień. Podkradł też trochę jedzenia z Wieży, ale nie wziął dużo. Najwyżej na dwa dni.

Tym razem, nie chciał wracać do domu dziecka. Nie żeby wierzył w groźby milionera o zakładzie poprawczym, ale wołał nie testować swojego szczęścia i na wszelki wypadek, po prostu zniknąć. Chciał być sam. Samotność, oznaczała wolność. Nie musiał się nikomu podporządkowywać, był panem własnego losu. Nikt nie zamykał go w mieszkaniu, pod przykrywką pomocy.

Chłopiec w końcu wyszedł z metra i wziął głęboki oddech. Choć nowojorskie powietrze nie było zbyt czyste, i tak było lepsze, niż stęchlizna metra.

Peter znów zerknął na telefon. Nie miał żadnych wiadomości ani nieodebranych telefonów. Nikt jeszcze nie zauważył, że go nie ma. Albo po prostu nie szukali. To też się już zdarzało.

Hałas ulicy był dla Petera w jakiś sposób kojący. Od dwóch tygodniu nie wyszedł z tego przeklętego budynku. Chciał nacieszyć się wolnością, na tyle, na ile mógł. Tęsknił za tym.

Chłopiec wziął głęboki oddech. Tak, to było to. Wolność. Mógł pójść gdzie tylko chciał, nie było nikogo, kto mógłby mu czegoś zabronić.

Gdy dotarł na dworzec, czuł motyle w brzuchu. To się naprawdę działo. Uciekał z miasta. Uciekał przed wszystkimi, przed Tonym Starkiem, przed opieką społeczną, przed... przed wszystkim. Całym swoim życiem. Wszystkimi koszmarami.

Na jego usta wpłynął mały uśmiech. To co czuł, to była ekscytacja. Wiedział, że będzie szczęśliwy. Po raz pierwszy od sześciu lat.

Peter stanął przed wielkim ekranem, który oznajmiał dużymi, żółtymi literami, o której godzinie odjeżdża pociąg i gdzie się udaje. Chłopiec sunął po niej wzrokiem nader łapczywie, a serce mocniej mu zabiło na myśl, ile ma możliwości. Mógł odjechać gdzie tylko chciał.

W końcu, zdecydował. Za pół godziny miał odjechać pociąg do Los Angeles, z dwiema przesiadkami. Droga w całości miała trwać siedemdziesiąt pięć godzin, ale nie przeszkadzało mu to. Miał czas. Miał mnóstwo czasu.

Zsunął plecak z jednego ramienia i wyciągnął z jego wewnętrznej kieszeni pieniądze, które przeliczył, by upewnić się, że budżet przeznaczony na bilet jest wystarczający.

Ruszył przed siebie, licząc monety, przesuwając je palcem po dłoni. Szedł, nie patrząc pod nogi, co skończyło się oczywistym wynikiem. Z impetem zderzył się z kimś, a monety wyleciały mu z rąk.

-Uh, przepraszam- wymamrotał, pocierając lekko nos, po czym podniósł wzrok i zesztywniał.

-Cześć, Peter- powiedział Tony, zaskakująco łagodnie jak na kogoś, kto właśnie złapał swoje podopiecznego na próbie ucieczki z miasta. Milioner chwycił chłopca za ramię, zanim ten zdążył uciec. Peter szarpnął się ze złością.

-Puszczaj, albo zacznę krzyczeć- zagroził. Tony uśmiechnął się lekko.

-Krzycz sobie, jeśli chcesz. Niech ktoś wezwie policję. Myślisz, że co się wtedy stanie? Pozwolą ci odjechać? Uwierz mi, że z chęcią mi cię oddadzą- rzucił, na co młodszemu zrzedła lekko mina. Wiedział, że starszy miał rację. Zmarszczył więc jedynie brwi.

-Zostaw mnie w spokoju- szepnął, nieco złamanym głosem. Starszy puścił go i poklepał po ramieniu.

-Nic z tego, Bambi. Chodź. Wracamy- nakazał, po czym poczekał, aż Peter pozbieram monety z podłogi. Chłopiec westchnął, ruszając w stronę wyjścia, czując na sobie uważne spojrzenie milionera. Wiedział, że ucieczka nie ma teraz sensu. Pan Stark wstrzymałby wszystkie pociągi i zrobił po prostu wielką scenę.

Chłopiec wcisnął ręce w kieszenie, po czym szarpnął się, strącając dłoń, którą opiekun położył mu na ramieniu. Tony tego nie skomentował.

Peter nie odzywał się, gdy wyszli z dworca i wsiedli do samochodu. Usiadł z tyłu, za fotelem milionera, licząc, że nie będzie zmuszony ani na chwilę złapać ze starszym kontaktu wzrokowego. Jego plan został jednak szybko zniweczony, gdy mężczyzna posłał mu w lusterku surowe spojrzenie.

-Nie próbuj żadnych numerów, Bambi. I tak sobie nagrabiłeś- rzucił. Peter wywrócił oczami, wzdychając. Posłał starszemu nieco podejrzliwe spojrzenie.

-Nie jesteś zły?- mruknął, opierając policzek o szybę, gdy starszy ruszył. Tony znów zerknął na niego w lusterku.

-Jestem- powiedział jedynie, na co chłopiec znów wywrócił oczami.

Tony znów posłał mu krótkie spojrzenie, tym razem nieco łagodniejsze.

-Jesteś cały?- spytał, choć nie widział, żeby młodszemu cokolwiek dolegało. Peter na chwilę wygładził brwi, zerkając na milionera.

-Mhm- mruknął.

Nie odzywali się do siebie przez resztę drogi.

***

Peter się nie bał. Od dawna nie bał się złości opiekunów, ani żadnych innych dorosłych. Mierzył się z nią cały czas. Ostatni raz bał się złości jako mały chłopiec, gdy po raz pierwszy złapała go policja. Bał się, że jego opiekunowie przyjadą na komisariat i będą na niego źli, ale oni już go nie chcieli. I wtedy przestał się bać. Zrozumiał, że nie ma powodu, żeby się bać, bo on nie dostaje drugiej szansy. I nie ma żadnej bury, żadnych kar. Wystarczy po prostu uciec, żeby zostać skreślonym, wyrzuconym z rodziny.

A mimo to, Tony Stark wrócił z nim do Wieży, zamiast zostawić go pod drzwiami domu dziecka, nawet nie kłopocząc się tłumaczeniem wychowawcy, że już go nie chce. Zamiast tego, kazał mu iść do pokoju i zamknąć drzwi. Peter posłuchał. I tak nie miał zamiaru rozmawiać ze starszym.

Nie podobało mu się jednak to, że nie wiedział, co się teraz działo. Czy pan Stark dzwonił do Nicka Fury'ego? Czy dzwonił do opieki społecznej? Pozbywał się go? Teraz, ten jeden raz, Peter nieco obawiał się konsekwencji. Nie wiedział, co zrobi jego opiekun. Nie wiedział, czy go ukara, czy go odda? A jeśli tak, to w czyje ręce?

Kiedy w końcu, milioner zapukał do jego drzwi, chłopiec zacisnął lekko usta, nie wiedząc, co powinien zrobić. Nie odłożył książki, którą bezskutecznie starał się zająć myśli. Wręcz przeciwnie, zanurzył w niej nos i zmarszczył brwi.

Tony wszedł bez słowa.

-Idź sobie- burknął chłopiec, nie podnosząc wzroku znad książki. Milioner zignorował go, siadając na brzegu łóżka, zupełnie niezaproszony. Nie wyglądał na rozgniewanego.

-Wiem, że to nie jest idealny dom. Może nawet nie jest dobrym domem. Ale uciekanie nie poprawi twojej sytuacji życiowej, jeśli już, może ją tylko pogorszyć. Musimy to zakończyć, Peter, mam już dość- powiedział milioner, nie spuszczając wzroku z chłopca, który uniósł kąciki ust.

-Mówiłem, że ze mną nie wytrzymasz- oznajmił triumfalnie. Tony znów westchnął, powstrzymując się od przewracania oczami.

-Jestem zmęczony, dzieciaku. Nie możemy dalej tego ciągnąć, nie w ten sposób. I nie wierzę, że tobie jest tak dobrze.

Peter prychnął cicho.

-Co każe ci sądzić, że nie podoba mi się bycie więzionym pod pretekstem pomocy?- rzucił, głosem przepełnionym cynizmem.

-Dobrze, posłuchaj, ja... uh, przepraszam, dobrze? Przepraszam, że krzyczałem. Przepraszam za to, co powiedziałem. Oczywiście, że będę liczyć się z twoim zdaniem w kwestii psychologa, terapi i... większości rzeczy. I... przepraszam za wszystko do tej pory. Za to, że zamknąłem cię tu i w zasadzie zostawiłem samego. To nie powinno tak wyglądać. Przepraszam- powiedział, starając się brzmieć łagodnie, a Peter uniósł lekko brwi. Nie spodziewał się tego.

-Um... okej?- mruknął niepewnie, odwracając wzrok. Opiekunowie go nie przepraszali. Nikt go nie przepraszał, Peter nie wiedział, jak się zachować.

-Chcę, żebyśmy teraz poszli do kuchni, zrobili herbatę i porozmawiali jak dwie dojrzałe, inteligentne osoby o tym, w jaki sposób sprawimy, żeby nasze życie było lepsze- oznajmił milioner, wstając- jeśli to co się dzieje też ci nie odpowiada, chodź. Czekam w kuchni.

Tony wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Poszedł do kuchni i nastawił wodę na herbatę, uprzednio wyjmując dwa kubki z szafki. Wyciągnął do Petera rękę, zrobił pierwszy ruch. Teraz wszystko zależało od chłopca i tego, w jaki sposób potraktuje jego propozycję pokoju.

Uśmiechnął się lekko, słysząc kroki.

*****

1242 słowa

Hejka!

Oj, nie wyszło xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro