Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczerze mówiąc, Peter nie wiedział jak to się stało.

Choć bronił się przed tym od samego początku i obiecywał sobie solennie, że nie ugnie się w swoim postanowieniu choćby nie wiem co, w jakiś sposób wylądowali z milionerem w warsztacie, a następnie, jeszcze szybciej niż zmiana miejsca, przyszła mu zmiana sprzętu na którym pracował.

Siedzieli we dwójkę przy rozbudowanym stanowisku komputerowym, włamując się do systemu Tony'ego Starka jak dwójka szemranych hakerów, a nie sam stwórca i jego podopieczny. Na początku było trochę sztywno, ale milioner szybko znalazł z Peterem wspólny język. Pokazywał mu błędy, które popełniał, ale nie podawał na tacy gotowych rozwiązań. Pokazywał mu, jak sprawniej można manewrować w programie i w jaki sposób pisać komendy, by wyglądały po prostu schludnie. Peter od dawna nie czuł się w czyimś towarzystwie tak swobodnie. Podobało mu się to.

-Jak to możliwe, że masz takie tragiczne oceny?- spytał w pewnym momencie milioner, a pogodny nastrój chłopca natychmiast opadł. Zachmurzył się lekko, wypuszczając powietrze- aha, okej, nie- powiedział zaraz starszy- nie idziemy w tę stronę, możesz się dalej uśmiechać.

A Peter, jak dziecko, które odzyskało lizaka, wygładził brwi i kiwnął głową. Nie chciał rozmawiać o ocenach, szkole i wszystkich głupich rzeczach, o których rozmawia się z rodzicami zastępczymi.

-W każdym razie, panie genialny, chyba powinniśmy już kończyć- powiedział Tony, zerkając na zegar. Była dwudziesta trzecia.

-Jeszcze nie!- z ust chłopca wydobył się smutny jęk, zanim zdążył temu zapobiec. Starszy uśmiechnął się z rozbawieniem.

-Jutro możemy to powtórzyć, Bambi, jeśli będziesz chciał. A dzisiaj, chyba powinienem być dorosły i odpowiedzialny. Chcesz iść jutro do szkoły, prawda? Jak to będzie wyglądało, jeśli odeślę cię wyglądającego jak zombie?- spytał, a Peter przewrócił oczami, czując, że starszy nieco go infantylizuje.

-Już jutro?- zdziwił się.

-No pewnie, nie ma co zwlekać.

Tony wstał, podszedł do barku i nalał sobie trochę whisky. Odwrócił się w stronę chłopca, który znów zmarszczył lekko brwi.

-Zmieniłen ustawienia, możesz jeździć windą sam, ale tylko od szóstej do dwudziestej drugiej.

-Dobranoc- rzucił sucho Peter, wychodząc szybkim krokiem z warsztatu, ściskając laptopa pod pachą. Milioner uniósł lekko brwi.

-Dobranoc?- mruknął, gdy drzwi trzasnęły za chłopcem.

*****

Peter otworzył oczy.

Musiał wstać. Miał pójść dzisiaj do szkoły.

Zaskoczyło go to, jak entuzjastyczne miał do tej kwestii podejście. Nigdy nie lubił szkoły i dużo wagarował, ale teraz naprawdę chętnie do niej wróci. Chętnie wyrwie się z pod czujnego oka milionera.

Szybko wstał i przygotował się do wyjścia. Spakował też kilka losowo wybranych zeszytów i podręczników, po czym zarzucił plecak na ramię i wyszedł z pokoju. Usłyszał dźwięki dobiegające z kuchni.

-Dzień dobry, Bambi- powiedział nieco sennie Tony, zalewając wrzątkiem zmielone ziarna kawy. Był ubrany w dobrze skrojony garnitur.

-Dobry- mruknął młodszy.

-Widzę, że jesteś gotowy. Śniadanie?- spytał, a Peter kiwnął głową. Odłożył plecak na ziemię i usiadł przy wysepce kuchennej. Tony po chwili postawił przed nim talerz z dwiema grzankami z masłem orzechowym i szklankę z sokiem. Chłopiec zaczął jeść w ciszy.

Milioner usiadł naprzeciwko niego.

-Happy, mój kierowca i szef ochrony, zawiezie cię do szkoły. Potrafi być trochę zrzędą, więc postaraj się go nie irytować i nie bierz do siebie jego fochów.

Peter znów jedynie kiwnął głową. Tony uniósł kąciki ust, sącząc kawę.

-Zawsze jesteś z rana taki gadatliwy?- mruknął- no dobrze, posłuchaj. Tak jak sobie zażyczyłeś, wracasz sam. Oczywiście, dostaniesz pieniądze na metro, czy co tam chcesz. A gdybyś się rozmyślił, dzwoń. Happy da ci swój numer. Kończysz lekcje o piętnastej, więc o szesnastej masz godzinę policyjną. I błagam, bez numerów. Pamiętaj o naszej umowie. Jeśli zwiejesz, stracisz laptopa- powiedział, a Peter wywrócił oczami, żując grzankę. Milioner położył na blacie pięćdziesiąt dolarów.

-Na lunch i powrót do domu- oznajmił. Chłopiec uniósł brwi, otwierając szerzej oczy, ale nie odezwał się- no dobrze. Happy już czeka. Poradzisz sobie, tak? Aha, i ostrzegam. Rozmawiałem wczoraj z dyrektorem. Jeśli dasz nogę, dowiem się o tym w przeciągu kwadransu. Ale... jesteś rozsądny. Nie zrobisz nic głupiego, prawda?- spytał, w odpowiedzi dostając jedynie kolejne wywrócenie oczami.

-Nie powinieneś już sobie iść?- mruknął Peter, wstając od stołu. Wziął swój talerz i podszedł z nim do zlewu.

-Mam zmywarkę- zauważył milioner. Chłopiec zerknął na niego nieco pogardliwie, ale ostatecznie włożył brudne naczynia do zmywarki- świetnie. Miłego dnia, Bambi. Widzimy się po południu. Zapraszam cię do warsztatu, jeśli będziesz miał ochotę.

Z tymi słowami Tony odszedł, a Peter nieco się zachmurzył. Problem polegał na tym, że miał wielką ochotę. Myślał o tym zasypiając, budząc się i myjąc zęby. Wszystko mu się wczoraj wieczorem podobało. Wszystko było wspaniałe. Sprzęt, na którym mógł pracować. To, jak chętnie i efektywnie jego opiekun dzielił się swoją niesamowitą wiedzą. To, ilu nowych rzeczy nauczył się w ciągu kilku godzin. Gdyby mógł, najchętniej spędziłby cały dzień w warsztacie z panem Starkiem. Ale to oznaczałoby, że milioner dopiął swego. Peter nie zamierzał na to pozwolić.

Gdy chłopiec zjechał windą do garażu, szybko zauważył postawnego mężczyznę opartego o czarny samochód. Podszedł do niego, zaciskając dłonie na ramiączkach plecaka.

-Wsiadaj- mruknął mężczyzna, zanim Peter zdążył się odezwać. Młodszy wzruszył więc ramionami i spróbował otworzyć drzwi, by zając miejsce pasażera. Szarpnął bezcelowo klamką, a Happy wywrócił oczami i wskazał kciukiem za siebie. Peter zarumienił się lekko, zajmując tylne siedzenie.

Jechali w ciszy. Peter szybko zauważył, że pseudonim "Happy" był wyjątkowo nietrafiony. Zastanawiał się też, w jaki sposób ktoś tak ponury jest w stanie wytrzymać jako kierowca gadatliwego, zadufanego w sobie i obiektywnie pogodnego Tony'ego Starka? Westchnął głęboko, gdy o tym pomyślał. To był mianownik łączący Petera i smętnego kierowcę. Jego opiekun działał im obu na nerwy.

Gdy zajechali pod szkołę, Happy bez słowa wyciągnął w jego stronę wizytówkę i spojrzał mu przez lusterko prosto w oczy.

-Mam twój numer od Tony'ego. Zadzwoń, gdybym miał po ciebie przyjechać. Mam dużo ważniejszej pracy, więc nie rozwożę żadnych innych smarkaczy- powiedział. Peter odebrał wizytówkę.

-Musisz być bardzo ważny, skoro twój plan dnia jest zależny od szkoły jakiegoś smarkacza- odgryzł się, odwzajemniając twarde spojrzenie. Hogan zamrugał, a po chwili, uniósł kąciki ust.

-Zmiataj- mruknął z drobnym uśmiechem.

Peter wysiadł i westchnął głęboko, widząc pełen dziedziniec. Nie lubił tego miejsca. Nienawidził.

Ale dobrze było w końcu zobaczyć coś znajomego.

*****

1009 słów

Hejka!

Jezu, ale akcja będzie za dwa rozdziały, jaram się xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro