Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Niestety, Tony, nie udało się- powiedział nauczyciel, kładąc na szkolnej ławce sprawdzian. Jedenastolatek zacisnął usta i wypuścił powietrze. Oblał kolejny sprawdzian. Ojciec nie będzie zadowolony.

Chłopiec oparł podbródek na łokciach i westchnął głęboko, odwracając sprawdzian tekstem do ławki.

Głupi, głupi, głupi, głupi...

-Tony?- usłyszał i podniósł głowę. Rozejrzał się po klasie. Został sam, wszyscy już wyszli. Zacisnął zęby i wstał, sięgając po plecak. Zatrzymał się jednak, gdy nauczyciel podsunął sobie krzesło i usiadł przy jego ławce. Chłopiec powoli zajął swoje miejsce.

-Tak, panie Brown?- spytał cicho.

-Jak brzmi ogólny wzór na prędkość?- spytał starszy.

-Droga dzielona przez czas- odparł Tony, bez zawahania. Starszy kiwnął głową, odwracając kartkę ze sprawdzianem i podsuwającchłopcu.

-Każde zadanie obracało się wokół tego wzoru. Dlaczego nie zrobiłeś ani jednego z nich, Tony? Wiem, że rozumiesz każdy temat, który omawiamy- zauważył. Chłopiec zacisnął usta i przełknął ślinę.

-To... to prawda- mruknął- rozumiem. Ale... nie zdążyłem ich zacząć, bo zastanawiałem się nad pierwszym zadaniem- powiedział. Starszy przekrzywił głowę.

-Wszystkie dane w poleceniu, a wzór przed chwilą sam podałeś, Tony. Co mogło sprawić ci problem?

Czarnowłosy znów zagryzł lekko wargę.

-Tu wcale nie ma wszystkich danych. Albo... albo ja nie umiem ich policzyć- powiedział. Starszy posłał mu wyczekujące spojrzenie, więc chłopiec kontynuował- wiem ile kilometrów ma do pokonania pociąg. Wiem, ile mu to zajmuje. Ale nie wiem, jaka jest prędkość wiatru, jaki opór, jak szorstkie tory, więc nie mogę policzyć z pełną dokładnością jaka jest przyczepność pociągu do nawierzchni. Nie wiem też jakim natężeniem zasilany jest pociąg, więc nie mogę policzyć ewentualnej zmiany prędkości. No i stacje. Nie wiem, ile było ich po drodze, a trzeba doliczyć zwalnianie, zatrzymanie się i czas, w którym pociąg się rozpędza. Także... nie miałem kompletu informacji. Zadanie było niewykonalne- posiedział. Starszy przez chwilę wpatrywał się w dziecko. W końcu, uśmiechnął się, spuszczając wzrok.

-Rozumiem- odparł łagodnie. Wstał i zabrał sprawdzian, który schował do swojej teczki- pozwolę ci powtórzyć sprawdzian, jeśli chcesz, Tony. Ale muszę ułożyć dla ciebie nowe zadania. Trochę inne niż te, które rozwiązują twoi koledzy.

Chłopiec uniósł lekko brwi. Zarumienił się lekko.

-Nie, nie. To nic złego- zapewnił nauczyciel- wydaje mi się po prostu, że myślisz trochę inaczej niż wszyscy, Tony. Nie gorzej. Inaczej.

Tony przełknął ślinę.

Głupi, głupi, głupi!

-Może nawet lepiej- powiedział pan Brown- ale niech to zostanie między nami- dodał, na co chłopiec pokiwał głową ze zdziwieniem- jesteś bardzo inteligentny, Tony. Nie nudzisz się w klasie?

Tony zamrugał. On? Inteligentny? Ojciec zawsze mówił, że jest głupi, że jest porażką, że jest gorszy od wszystkich, że jest...

-Tony?

-Czasem...- przyznał młodszy. Starszy uśmiechnął się i kiwnął głową. Wstał, po czym wyciągnął ze swojej torby podręcznik.

-Poczytaj to sobie, Tony. Myślę, że będzie dla ciebie bardziej interesujące niż materiał, który przerabia się w szóstej klasie.

Chłopiec wziął podręcznik i uchylił usta. To był materiał dla licealistów. Otworzył książkę i przejrzał spis treści. Uniósł kąciki ust. To brzmiało bardzo ciekawie.

Tony odłożył telefon i uśmiechnął się łagodnie, słysząc, jak chłopiec nerwowo krąży między kuchnią a swoim pokojem. Czekał go dziś pierwszy dzień w nowej szkole. Naturalnie, to, że Peter zda egzamin, według milionera było oczywistym faktem, jednak brunecik zdawał się być naprawdę zaskoczony. A to tylko potwierdzało założenie jego opiekuna. Peter był zdolny, inteligentny i miał przed sobą duże możliwości. Przeszkadzało mu jedynie zaniedbanie ze strony dorosłych i brak wiary w siebie. Ale on chciał się uczyć. Wcześniej nie miał po prostu odpowiednich warunków.

Kiedy Peter dowiedział się o zdaniu egzaminu, Tony był przekonany, że chłopiec jest zdolny do rzucenia mu się na szyję. Szybko został jednak sprowadzony na ziemię, gdy po zaproponowaniu wspólnych zakupów, otrzymał jedno z najbardziej pogardliwych spojrzeń w swoim życiu, po którym Peter wstał i wyszedł, uznając, iż nie odpowiada mu towarzystwo osoby o tak beznadziejnych pomysłach. Tak więc, milioner zamówił zeszyty przez internet, tak samo jak podręczniki. Za plecami Petera spotkał się również z nowym dyrektorem, żeby odbyć poważną rozmowę na temat zachowania chłopca i planu działania. Uzgodnili wspólnie, że nauczyciele z początku przymkną oko na ewentualne niedociągnięcia w zachowaniu chłopca, ale jego "klimatyzowanie się" może potrwać najwyżej tydzień. Tony wiedział dobrze, że to i tak dużo.

Peter był zdenerwowany, ale nie chciał rozmawiać z milionerem. Jeśli dochodziło między nimi do interakcji, chłopiec częściej wyżywał się na opiekunie. Cóż, pierwszy dzień w nowej szkole nie był niczym miłym. Nikt nie lubił być "tym nowym". Wszyscy już się znali, nawiązali przyjaźnie i zbudowali relacje. Nikt nie będzie chciał się z nim zadawać. Niby po co? Peter zawsze był tym dziwnym, innym dzieciakiem. Tym niechcianym przez nikogo.

-Gotowy, Bambi? Wziąłeś śniadanie?- spytał milioner, gdy chłopiec wyszedł z pokoju z plecakiem na ramieniu.

-Zrobiłeś mi śniadanie?- rzucił nieco pogardliwie młodszy, unosząc jedną brew. Tony wywrócił oczami, zakładając płaszcz.

-Odwiozę cię. Happy wziął wolne- oznajmił, zapinając guziki. Chłopiec kiwnął jedynie głową, ruszając do kuchni. Zgarnął torebkę z kanapkami i dołączył do opiekuna w windzie. Nie miał ochoty z nim rozmawiać i cieszył się, że pan Stark nie próbował. To prawdopodobnie nie skończyło by się dobrze, a Peter nie potrzebował awantury przed pierwszym dniem w szkole. Najbezpieczniejsze było milczenie.

-Spróbuj nie wpaść w kłopoty- przykazał Tony, a Peter westchnął, przewracając oczami. A więc tyle z bezpiecznego milczenia- nie bij się i spróbuj nie kłócić się z nauczycielami, dobrze? Jeśli będziesz miał jakiś problem, powiedz mi. Załatwię to.

Peter zmarszczył lekko brwi.

-Umiem sam o siebie zadbać. Nie muszę biec z płaczem do tatusia- burknął młodszy, wciskając ręce w kieszenie. Za kogo Tony go miał? Myślał, że jeśli raz się za nim wstawił, Peter już nie umiał radzić sobie bez jego pomocy?

-Oczywiście, że nie musisz. Ale możesz, bo chętnie ci pomogę- rzucił miękko Tony.

-Nie potrzebuję twojej pomocy- mruknął Peter.

Tony westchnął, wysiadając z windy i ruszając w stronę samochodu.

-Bambi, błagam, przestań. Oferuję pomoc, nie oczekuję nic w zamian i nie chcę się o to kłócić- powiedział, z niewielką dozą rezygnacji w głosie, otwierając samochód. Peter jęknął z irytacją.

-Nie kłócę się, tylko informuję, że nie potrzebuję pomocy- odparł ostro, zaciskając szczękę.

-Dobrze, dobrze- mruknął milioner, wsiadając do samochodu. Rozmasował sobie lekko skronie, wzdychając przy tym głośno.

Peter wpatrywał się w starszego z niedowierzaniem i złością. Zacisnął usta, gdy starszy spojrzał na niego wyczekująco, po czym znów wysiadł z samochodu i oparł się o niego.

-O co chodzi?- spytał. Peter znów zmarszczył brwi.

-Nie jestem słaby. Nie potrzebuję, żebyś mnie ratował, ani się mną opiekował- powiedział. Tony westchnął cicho.

-Jesteś dzieckiem, Peter- odparł.

-Wcale nie- rzucił młodszy, splatając ręce na klatce piersiowej.

Tony przyłożył dwa palce do nasady nosa.

-Możemy już jechać?- spytał.

-Nie, nie możemy!- krzyknął Peter- nie, dopóki nie zrozumiesz, że umiem sam o siebie zadbać! Nie potrzebuję cię! Nikogo nie potrzebuję, nikt nie musi mi pomagać! Przez całe życie nikt mi nie pomaga! Nikt się mną nie opiekował od śmierci wujka Bena i radzę sobie sam! Nie potrzebuję nikogo, a w szczególności ciebie! Nie chcę cię w swoim życiu! Nie jesteś mi do niczego potrzebny! A ja nie jestem już dzieckiem! Już od dawna nie jestem dzieckiem i nie potrzebuję ani opieki, ani ratunku! Nie jestem słaby, rozumiesz?!

Gdy skończył, Peter miał na twarzy czerwone rumieńce. Wziął głęboki oddech, zaciskając mocno zęby.

-Wiem, że nie jesteś słaby, Pete. Nigdy nie uważałem, że jesteś słaby. Nikt w to nie wątpi- zapewnił go cicho Tony. Peter spuścił wzrok, po czym kiwnął głową.

-To dobrze- mruknął, odchodząc i wsiadając do samochodu. Milioner zamknął oczy, wypuszczając powietrze, po czym też wsiadł do samochodu. Ruszył w ciszy.

-A twoja ciocia?- spytał. Peter drgnął lekko.

-Co z nią?- mruknął, nie odrywając wzroku od okna.

-Nie opiekowała się tobą?

Chłopiec zacisnął dłonie w pięści, po czym podniósł jedną z nich i rękawem otarł oczy.

-Nie.

*****

1175 słów

Hejka!

Ahh, ale mam teraz gorący okres, także sorki za rzadkie wstawianie<3

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro