Rozdział 45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tony wpadł do gabinetu Nicka Fury'ego. Wpadł było jedynym słusznym określeniem. Milioner był wściekły, bał się, a to wszystko przykryte było olbrzymim ciężarem poczucia winy. Nie był w nastroju na finezję.

-Gdzie jest Peter?!- warknął, podchodząc do biurka. Ciemnoskóry wstał, opierając się o drewniany blat.

-Nie możesz tak sobie wpadać...

-Nie możesz aresztować dziecka, które jest pod moją opieką i mnie nie poinformować, więc przestań pieprzyć i powiedz mi gdzie on jest!- odparł ostro Tony.

-Jest tam, gdzie jego miejsce.

-Przestań pieprzyć, Fury!- krzyknął milioner.

-Nie wiesz nawet co zrobił...

-Nie obchodzi mnie to! Chcę go zobaczyć! Mam prawo go zobaczyć, jestem jego opiekunem, do jasnej cholery!

Przez chwilę, mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Nick wypuścił powietrze, po czym usiadł i podniósł słuchawkę z biurka.

-Przyprowadzić Parkera do mojego gabinetu- rozkazał, nie przejmując się tym, kto odebrał telefon.

Tony usiadł na fotelu po drugiej stronie biurka i złożył ręce na klatce piersiowej, zaciskając szczękę.

Gdy po sześciu minutach do dużego pomieszczenia weszło dwóch agentów, milioner zerwał się z miejsca. Peter wyglądał na młodszego niż był, blady i wystraszony pomiędzy postawnymi mężczyznami. Miał ręce skute kajdankami. Cień ulgi przesunął się po jego twarzy, gdy zauważył swojego opiekuna. Postawił krok w jego stronę, ale wtedy, jeden z agentów chwycił go mocno za ramię i szarpnął nim lekko, nie pozwalając dziecku się poruszyć.

Peter wbił wzrok w milionera, szukając pomocy, a Tony zesztywniał.

W jednej, krótkiej chwili zobaczył na miejscu Petera młodego siebie. Piętnastoletniego chłopca, który patrzył na ojca w dokładnie taki sam sposób. Błagalnie, ze strachem. Oczekiwał pomocy. Wierzył w swojego opiekuna, wierzył, że jest w stanie to naprawić, pomóc mu. Wierzył, że może mu zaufać.

Jak Howard mógł to zignorować?

Jak mógł obojętnie przejść koło tego spojrzenia i pozwolić oskarżyć syna o przestępstwa, których nie dokonał?

Jak mógł nie zachować się tak jak Tony, który z furią w oczach pokonał dystans dzielący go od chłopca, chwycił agenta za nadgarstek tak mocno, że o głowę wyższy od niego mężczyzna jęknął cicho z bólu i natychmiast wykonał polecenie, gdy milioner syknął z jadem w głosie "nie dotykaj go"?

Jak? Jak? Jak?

Tony przyciągnął dziecko do swojego boku i ujął delikatnie jego twarz w dłonie, czemu Peter biernie się poddał. Mężczyzna przesunął kciuk po policzku młodszego, uważnie oglądając jego twarz. Nic mu nie było.

-Peter usunął całą swoją kartotekę. Medyczną i policyjną- oznajmił Fury, a milioner przełknął ślinę- twój plan nie wypalił. Ten dzieciak się nie zmieni i od tej pory, jest pod moją kontrolą. Nawet jeśli to oznacza, że muszę go aresztować.

To wszystko przez niego. Wszystko przez niego.

-Nie. Nie, nie możesz go aresztować, dopóki tego nie udowodnisz- powiedział, a Peter zadarł głowę, żeby spojrzeć ze zdziwieniem na opiekuna.

-Peter się przyznał. Do wszystkiego. Łącznie z poprzednimi kradzieżami i włamaniami- zauważył ciemnoskóry, na co czarnowłosy posłał mu zirytowane spojrzenie.

-Peter jest nieletni. Ma prawo do przesłuchania w obecności opiekuna i psychologa dziecięcego. Nie zapewniłeś mu tego, więc przesłuchanie jest nieważne, tak samo jak wszystko, co Peter powiedział.

Peter posłał opiekunowi zaskoczone spojrzenie. Pan Stark zamierzał go... bronić?

-Zresztą, z tego co wiem, poprzednie przesłuchanie też nie było przepisowe. Jeśli chcesz przesłuchać Petera, możesz to zrobić teraz, przy mnie. Oczywiście najpierw sprowadzimy też psychologa. Nie życzę sobie, żeby mój podopieczny był narażony na jakikolwiek nadmierny stres, który może spowodować uszczerbek na jego zdrowiu- oznajmił milioner, po czym uniósł kąciki ust w wyzywającym uśmiechu.

Tylko spróbuj go tknąć.

-Mam też jego laptop. Jest na nim mnóstwo dowodów- Tony poczuł, jak ramiona chłopca lekko się unoszą. Pogłaskał go uspokajająco po plecach.

-Ten sam laptop, który blokuje się po dwóch godzinach braku aktywności? Powodzenia z otwieraniem go- rzucił, po czym dodał do chłopca- moje zabezpieczenie. Pozwoliłem sobie przenieść ich kilka na twój sprzęt. Na wszelki wypadek.

Ciemnoskóry wypuścił głośno powietrze.

-Mogę żądać, żebyś go uruchomił...

-To sobie żądaj- Tony wzruszył ramionami- uprzedzając też to, co za chwilę powiesz, jeśli chodzi o poprzednią sprawę, nie wysłałem ci żadnych dowodów, więc nie masz nas czym straszyć- dodał.

-Po czyjej ty jesteś stronie?!- warknął Nick, a Tony pokręcił głową z niedowierzaniem.

-Po czyjej stronie?! Cholera, Fury, czy ty się słyszysz? Po czyjej stronie? Tu nie ma żadnych stron! On może tak myśleć, bo jest dzieciakiem i buntuje się przeciwko wszystkiemu i wszystkim, ale ty? Dorosły człowiek na poważnym stanowisku? Wytoczyłeś sobie wojnę z czternastolatkiem i wszyscy inni dorośli mają obierać strony? Jak on ma się zmienić, jeśli ludzie reprezentujący prawo są przeciwko niemu? Wszyscy powinniśmy być po stronie Petera! Wszyscy powinni kierować się jego dobrem, bo to tylko pieprzone dziecko! I skoro jest pod opieką państwa, to ty też jesteś za niego odpowiedzialny! A zamiast opiekować się nim najlepiej jak umiesz, każesz mi wybierać po czyjej jestem stronie? Proszę bardzo. Jeśli to wojna, jeśli naprawdę musisz toczyć walkę z czternastolatkiem, jestem po jego stronie. A jeśli prawo i cały świat jest przeciwko niemu, jest też przeciwko mnie.

W pokoju przez chwilę panowała cisza. Fury z zamkniętymi oczami opierał się o biurko, agenci milczeli, a Peter z szeroko otwartymi oczami stał obok milionera i przetwarzał w głowie jego słowa.

-Wiesz, że mogę cię aresztować?- spytał Fury. Zanim Tony zdążył odpowiedzieć, Peter stanął przed nim.

-Nie! Nie, nie, nie- powiedział, cichym i ściśniętym głosem, ale Tony położył mu ręce na ramiona i delikatnie odsunął chłopca.

-Kluczyki- rozkazał, wyciągając rękę w stronę agenta. Ten zerknął na dyrektora, po czym podał milionerowi srebrny kluczyk.

-Mógłbyś mnie aresztować- zaczął Tony, delikatnie podnosząc skute dłonie Petera- ale tego nie zrobisz. Za bardzo ułatwiam ci życie. Potrzebujesz mnie- mężczyzna otworzył kajdanki, zdjął je z nadgarstków dziecka i rzucił w stronę agentów. Usłyszał, jak lądują na podłodze.

Nie patrząc na Fury'ego, Tony wolnymi, ostrożnymi ruchami rozmasował zapewne bolące nadgarstki dziecka.

-A teraz, lepiej bądź miły, bo kiedyś przestanie mnie to bawić. I wtedy, będziesz błagał o pomoc Petera. On będzie dużo lepszy ode mnie. Będziesz go potrzebował i przyjdziesz do niego jak pies z podkulonym ogonem. Więc lepiej uważaj na słowa, bo dzieciak może cię wystawić i szczerze, nie mam pojęcia, co wtedy zrobisz. Szlag trafi ciebie i cały ten cyrk.

Z tymi słowami, Tony obrócił się na pięcie, złapał Petera za rękę i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymały go jednak słowa ciemnoskórego.

-Tony, ten dzieciak jest niebezpieczny. Wiem, co chcesz zrobić, ale to nie jest dobry pomysł. Próbowałeś, naprawdę próbowałeś, ale musisz przyznać się do porażki. Parker nie chce się zmienić. Nie chce być lepszy. Dobrze mu tak jak jest. Jeśli chcesz być tatą, adoptuj sobie dziecko, ale nie twórz problemów wszystkim dookoła. On nie będzie ci wdzięczny. Tacy jak on nie czują wdzięczności. Wyciągnie z ciebie to co może i zwieje.

Tony otworzył usta. Chciał odpowiedzieć. Kłócić się. Bronić Petera.

Zobaczył jednak, jak po policzku chłopca spływa łza. I wiedział dobrze, że Peter nie chciałby, żeby Fury tą łzę zobaczył. Pociągnął więc chłopca za sobą, wychodząc w ciszy. Szli za rękę aż do samochodu. Dopiero tam, Tony stanął naprzeciwko dziecka i wierzchem dłoni otarł jego policzki.

-Przepraszam, Bambi. Tak bardzo cię przepraszam, nie miałem prawa czytać...

Tony wypuścił powietrze, urywając wypowiedź, gdy Peter objął się ciasno ramionami. Milioner przekrzywił głowę. Chłopiec robił to zdecydowanie za często.

Czarnowłosy rozłożył więc zapraszająco ramiona, a Peter natychmiast postawił krok w jego stronę, jakby jego ciało zdecydowało, że potrzebował uścisku, zanim chłopiec mógł się nad tym zastanowić. Brunecik zatrzymał się jednak po tym gwałtownym ruchu i posłał opiekunowi wystraszone spojrzenie. Tony uśmiechnął się łagodnie, czekając, aż młodszy sam do niego podejdzie.

Peter przełknął ślinę, stawiając małe kroki w stronę milionera, aż w końcu przylgnął do mężczyzny. Wtulił się w jego klatkę piersiową, zamykając oczy. Przez chwilę milczeli. Tony położył chłopcu dłonie na ramiona i oddał uścisk.

Trwali tak aż do momentu, w którym Peter odsunął się gwałtownie. Posłał starszemu wystraszone spojrzenie, po czym spuścił wzrok i oblał się rumieńcem. Postawił krok w stronę samochodu, ale jego dłoń zawisła nad klamką tylnych drzwi.

-Wracamy do Wieży?- spytał, nie patrząc na starszego. Tony przełknął ślinę, wiedząc, ile innych pytań kryło się za tymi słowami.

Wciąż mogę zostać? Wciąż mnie chcesz? Nie wyrzucisz mnie jak inni? Nie chcesz się mnie pozbyć? Zostaniesz przy mnie?

Tony uśmiechnął się miękko i kiwnął głową, podchodząc do chłopca i otwierając drzwi na miejsce pasażera.

Oboje poczuli deja vu. Znów stali razem na parkingu, a Tony oferował miejsce obok siebie. Tylko że tym razem, Peter uniósł kąciki ust i odszedł od tylnych drzwi, żeby usiąść z przodu.

*****

1390 słów

Hejka!

Aww, słodkie to zakończenie, czy nie? Heh, wiecie, co to oznacza xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro