"Błagam, pozwól mi oddychać..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Muzyka jest tutaj tylko dodatkiem, jeśli nie chcesz, nie musisz jej włączać. Miłego czytania.*

- Kim NamJoon? - z pokoju wyszedł lekko zaspany mężczyzna. Dłonią ułożył swoje miętowe włosy i dopiero wtedy rozejrzał się po korytarzu. Widząc, że poczekalnia jest pusta, chciał wrócić do swojego małego pokoiku i czekać na kolejnych pacjentów, jednakże z cienia wyłoniła się znajoma mu sylwetka. Teraz jakby bardziej przygarbiona. Dopiero, gdy jedna z żarówek w poczekalni zdecydowała się zmarnować końcówkę swojego kruchego żywota na ukazanie twarzy mężczyzny, lekarz poczuł dreszcz na plecach. 

- Kim NamJoon? - powtórzył, na co postać skinęła głową. - Zapraszam do pokoju. - dodał, prostując się. Zrobił kilka kroków w przód i gdy po odwróceniu się zauważył, że mężczyzna podąża za nim, wszedł do swojego gabinetu. Usiadł za pustym biurkiem, zapalając światło. Gestem pokazał, żeby pacjent zamknął drzwi, a potem położył się na łóżku. NamJoon wykonał polecenie, nie pokazując po sobie żadnych emocji. Yoongi westchnął. Czekają go trudne godziny.

**********

- Więc... Z tego co wiem, umówiłeś się na wizytę, bo potrzebowałeś rozmowy. - zaczął lekarz, krzyżując ręce na piersi. 

- Minął ponad rok... - wreszcie, po dłuższej chwili milczenia, ciszę przerwał chrapliwy i nieprzyjemny dla ucha głos, należący do byłego rapera. Uniósł lekko głowę, odgarnął wyblakłe niebieskie włosy z dwuletnimi odrostami jak najdalej od oczu, po czym spojrzał na przyjaciela. Jeśli w ogóle mógł tak jeszcze nazwać kogoś, z kim zerwał kontakt na tak długo. - Minął ponad rok, a ja dalej nie mogę się z tym pogodzić. - powtórzył, tym razem kończąc zdanie. Yoongi przełknął ślinę i wziął głęboki oddech, zanim się odezwał.

- Z czym nie możesz się pogodzić? - słysząc pytanie, NamJoon uśmiechnął się słabo, przecierając dłońmi zaczerwienione oczy.

- Ze śmiercią.

**********

"Zupełnie jak opadające zwiędłe liście

Moja miłość bezsilnie usycha"

Głos najstarszego członka BTS słychać było w całym dormie. Większości mieszkających w nim osób, przeszkadzał jego śpiew. "Jesteś za głośno", "Chcemy odpocząć", "Możesz śpiewać na próbach"... Rap Monster nigdy nie odważył się powiedzieć niczego innego. Konformizm? Zły tylko w ich piosenkach. Tak naprawdę życie było zupełnie inne. Każdy z nich chciał żyć w jakiejś grupie, bał się odrzucenia. Dlatego właśnie lider nigdy nie przyznał, że chciałby słuchać głosu starszego już do końca życia.

**********

- Zakochałem się. - wyznał cicho NamJoon. Lekarz wytrzeszczył oczy, chociaż było to zupełnie niezgodne z naturą. - Moje uczucia zostały odwzajemnione w stu procentach.

- Więc jaki problem? - zapytał mało ostrożnie Yoongi. I tutaj popełnił błąd. Do oczu byłego przyjaciela napłynęły łzy, których nie mógł powstrzymać. 

- Jaki problem?! Jaki problem?! - zaczął powtarzać, wpatrując się w mężczyznę z obłędem w oczach. - Już nigdy w życiu go nie odzyskam. Straciłem go. Już na zawsze. Przez własną głupotę.

- Hej, nie możesz się oskarżać. - mruknął Suga, wstając i podchodząc do rapera. Musiał go uspokoić, zanim ten zacznie coś rozwalać. Nie chciał, żeby była to jego twarz. - Cokolwiek się stało, to nie Twoja wina.

- Nic nie rozumiesz... 

- Pozwól mi zrozumieć. Powiedz mi.

**********

Zakochany do szaleństwa. Ciche wyznania miłości szeptane do ukochanego, niewinne pocałunki... To wszystko rozpalało NamJoona niemalże do czerwoności. Niewidoczne dla innych uczucie z gatunku tych, które trzeba zachować w tajemnicy. Wymienianie spojrzeń podczas prób i ucieczki na randki. Ta miłość uskrzydlała rapera i dawała mu siłę na każdy następny dzień. To przez nich wszystko się rozpadło...

**********

- Yoongi... Wiesz przez co rozpadł się zespół? - zapytał mężczyzna, ponownie unosząc wzrok. Lekarz w milczeniu pokręcił przecząco głową, więc pacjent kontynuował. - Dowiedzieli się.

- Kto?

- Fani.

**********

- Jak tak można?! - krzyknął Jimin, patrząc wściekły na przyjaciół. Właśnie poznał ich tajemnicę, która miała nigdy nie wyjść na światło dziennie. - Przecież dobrze wiecie, że menadżer zakazał nam związków wewnątrz zespołów. Fanki mają tworzyć jak najwięcej par, a my mamy dawać im na nie nadzieję, żeby dalej żyły w swoich marzeniach. Żadnych prawdziwych związków! Menadżer musi się dowiedzieć...

**********

- To nie była jego wina. Ciągle się zadręczał. Tak naprawdę... Dobrze, że zespół się rozpadł. Mogliśmy być razem, mieć wszystko gdzieś. Żyć własnymi marzeniami. - wyszeptał były lider. 

Lekarz nie był w stanie stwierdzić, czy słowa są skierowane do niego, czy może mężczyzna po prostu myśli na głos.

**********

- Nie ma innego wyjścia. Albo wy dwaj skończycie z tym idiotycznym "związkiem"... Albo my będziemy musieli skończyć z byciem zespołem. - mruknął Jimin, zaciskając obie dłonie w pięści.

I TAK TEŻ SIĘ STAŁO.

**********

- Mieszkaliśmy razem. Planowaliśmy ślub. Tego dnia... Mieliśmy wybierać obrączki, wiesz? Z samego rana pocałował mnie w czoło i wyszedł. Do sklepu, tak jak zawsze. Kupić coś na śniadanie, dla mnie... - w oczach rapera, lekarz dostrzegł łzy, ale równie dobrze mogły one być wytworem jego wyobraźni. - Nie wracał. Bardzo długo. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Od tamtego momentu pamiętam jak przez mgłę wszystko, oprócz jednego zdania. "Przykro nam, Pana narzeczony nie żyje". Gdy wychodził ze sklepu, uderzył w niego samochód. Musiałem pojechać, zobaczyć ciało. Był tak zimny... - głos mężczyzny zmienił się w szept, przerywany od czasu do czasu cichym szlochem.

- To nie Twoja wina... - próbował jakoś podnieść go na duchu jego były przyjaciel, który nigdy nie widział go w tak złym stanie.

- Gdybym to ja poszedł do sklepu, on by żył. Na pogrzebie byłem tylko ja. Rozumiesz? Cholera, nikt inny nie przyszedł. Ty, Jimin... wszyscy nas zostawiliście. Tak nie postępują przyjaciele.

Zapadła niezręczna cisza, przerywana od czasu do czasu szlochem NamJoona, lub krzykiem jakiegoś dziecka za oknem. Pacjent wstał i skierował się do wyjścia. 

- Czekaj! - krzyknął Suga, zrywając się z miejsca. - Skoro był z nami w zespole i go znałem... Czemu nie wiem o kim mówisz? Nie pamiętam, żeby ktoś umarł?

- Bo Kim SeokJin nigdy nie lubił narzucać się ludziom, którzy już o nim zapomnieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro